Limeryki Tomasza G. Chronologiczny i alfabetyczny spis limeryków Home
styczeń 2025
Koty 29 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 22)
Wstęp: Dwa przydługie zdania o szczególnych perypetiach kotów z myszami
Ugruntowany porządek świata, w którym naturalną częścią kocich losów jest tępienie
myszy, ma swoje podstawy w tym, że: a) siedliska kotów i myszy zachodzą na siebie; b)
koty są mięsożerne; c) rozmiar myszy jako ofiary, jest dla kota w sam raz: ani za duży
(mysz złapana daje się łatwo pokonać, a pokonana, daje się łatwo transportować), ani
za mały (mysz daje się łatwo dostrzec nawet z daleka, a nawet w liczbie pojedynczej
może stanowić istotną część dziennej racji kociego pożywienia); d) ruchliwość myszy
jako obiektu polowania, jest dla kota w sam raz: ani za duża (mysz, jeśli nie ma się
gdzie schować, to przy kocie nie ma szans na ucieczkę), ani za mała (mysz, szybkim jak
na jej rozmiar biegiem, aż prowokuje, by kot ją zatrzymał*1).
W nadwiślańskich miejscowościach między Bydgoszczą a Chełmnem (rys. 1) trafiają
się jednak koty wyjątkowe, którym brak lub zaburzenie czynnika z jednej z powyższych
kategorii (a, b, c lub d) każe żyć niezgodnie z porządkiem świata, i szczególne
perypetie takich kotów opisano w poniższych limerykach, wzbogaconych w każdym
przypadku podaniem kategorii zaburzenia (w nawiasie, po tytule utworu) oraz krótkim
jego objaśnieniem (w przypisach, pod limerykami).
Mozgowina (d)*2
Odwiedza wioskę Mozgowina,
Budzący troskę kot-chudzina,
Co nos ma cały w zadrapaniach,
Bo wszystkie jego polowania,
Znajdują finał swój w malinach
Trzęsacz (b, d)*3
Nienormalny kot we wsi Trzęsacz,
Co totalnie brzydzi się mięsa,
Aż dostaje białej gorączki,
Gdy mysz, znając jego bolączki,
Po jadalni mu się wałęsa
Kozielec (c)*4
Był kot we wsi Kozielec,
Co miał masy niewiele,
Z racji taniej żywności,
Klasy: „skóra i kości”,
Odławianej w kościele
Grabówko (a)*5
Był kot, mieszkaniec wsi Grabówko,
Który się stykał wciąż z gotówką,
Konkretnie – z resztą co zostawała,
Z tego, co pani domu chowała,
Do mysiej dziury pod lodówką
Borówno (x)*6
Jeden dość tani kot gdzieś w Borównie,
Co głupich myszy bał się głównie,
Wiał późno, widząc je już o krok,
Przez krótki, wręcz do bani wzrok,
I inne zmysły do dupy również
Chełmno (!)*7
Odkrył w zakrystii raz kot pod Chełmnem,
Szafę, gdzie biedne myszy kościelne,
Wśród liturgicznych gniotły się szat,
Więc był drastyczny dla nich jak kat,
Nie owijając śladów w bawełnę
Przypisy
*1 - podobna relacja występuje między zbyt szybkim kierowcą a drogówką
*2 - kot z Mozgowiny jest po prostu za wolny (zaburzenie czynnika kategorii „d”), tak
że maliny (w których uciekające tam myszy poruszają się swobodnie a kot nie) na jego
polowaniach wypadają za blisko
*3 - to, że w utworze mamy do czynienia z brakiem czynnika „b”, jest oczywiste.
Trzeba jednak dodać, że mamy też do czynienia z pewną wariacją czynnika „d”, gdyż
kota z brakiem „b”, mysz ostentacyjnie się wałęsająca może drażnić równie silnie jak
mysz biegająca drażni kota normalnego
*4 - trzeba przyznać, że wiązanie limerykowej sytuacji z zaburzeniem czynnika „c” jest
dość cienkie, bo łańcuch pokarmowy kozieleckiego kota jest właściwy, tyle że chudy
*5 - wygląda na to, że limerykowe myszy w ogóle z dziury nie wyglądały (brak czynnika
„a”), wyrzucając na zewnątrz jedynie niestrawioną resztę z gotówki chowanej tam
przez panią domu
*6 – przyczyna perypetii kota z tego utworu nie mieści się w żadnej z kategorii
określonych we wstępie, lecz ma podłoże w kiepskim stanie jego umysłu i zmysłów (i
tutaj oznaczono ją symbolem „x”)
*7 – ostatni limeryk z obecnej serii jest jedynym, w którym drapieżnego stosunku kota
do myszy nie dotknęło żadne zaburzenie, a kotu przybył nawet czynnik gniewu, gdyż
pogniecenie szat liturgicznych potraktował on jako naruszenie nietykalności miejsca
kultu religijnego!
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach.
koniec listopada 2024
Koty 28 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 21, z utworami puentującymi wycinki z czterech publikacji)
Wstęp: O wyjątkowym położeniu Bydgoszczy względem Wisły
W dotychczasowej wiślanej podróży od kota do kota, wszystkie mijane przeze mnie
duże miasta leżały po obu stronach rzeki lub wyraźnie do niej przylegały. A Bydgoszcz
leży przede wszystkim nad Brdą, rzeką, która przepływa przez środek miasta i do Wisły
wpada 5 kilometrów niżej, już na bydgoskich peryferiach. Można się więc spierać, czy
Bydgoszcz nad Wisłą leży czy nie… ale o to, że jej peryferyjna nadwiślańska dzielnica
– Fordon – jest paradoksalnie największą dzielnicą miasta (cała Bydgoszcz ma 325
tys. mieszkańców, a Fordon – 72 tys.) sporu nie ma. I z tego względu, Bydgoszczy i
Fordonowi poświęciłem dwa oddzielne limeryki.
Solec Kujawski
Był zliniały kot z miasta Solec,
Na którego leciały mole,
Na śniadanie z kociego futra,
Jak przed spaniem, z krótkim: „do jutra”,
Pan nie schlastał kota Amolem
Czarnowo
Był kot we wsi Czarnowo,
Który jadał niezdrowo,
Odgrzewane kotlety,
Popijane, niestety,
Ciepłą wodą sodową
Bydgoszcz
Pewien ponury kot w Bydgoszczy,
Lubił pazury swe podostrzyć,
W sypialni pani, na tapicerce,
I o to, że jej rani serce,
Specjalnie ani się nie troszczył
Fordon
W mieście Bydgoszcz żył w dzielnicy Fordon,
Kot z bezsprzecznie najstraszliwszą mordą,
Której fotki z tekstem: „Stop! Zły kot!”,
Nadawały świetnie się na płot,
Na skuteczny przeciw myszom kordon
Literatura:
1. Jan B.A. Ranica – „Z Amolem na mole. Nowa era w utrzymaniu futer w domu -
opracowanie historii z różnych szaf i nie tylko”. Wydawnictwo „L. i S.”, Kórnik
2022 r.
2. O. Gołąbek – „TAK i NIE w sezonowym żywieniu kotów domowych”, Rozdział 2:
Lato. Wydawnictwo „BiGos” (Byt i Gospodarność), Lipce, 2015 r.
3. R. Anna, W. Serce - „Self-manicure kota domowego. Przegląd metod wraz z
kalkulatorem kosztów”. W: „Materiały do projektu ustawy: Piątka dla zwierząt”,
druk nr 624. Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa, 2021 r.
4. „Z mordą do myszy” (tyt. oryg. ”S tvárou k myši”) - katalog corocznej
Międzynarodowej Wystawy Zdjęć Złych Kotów z Płotów”, Parkany (Słowacja),
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach.
koniec października 2024
Koty 27 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 20, szczególnie krótki)
Nieszawa
Kota z miasta Nieszawa,
Otaczała zła sława,
I już to wystarczało,
Że jak go się spotkało,
To człek schodził na zawał
Ciechocinek*
Pod choinkę, pod Ciechocinkiem,
Kot otrzymał smycz z karabinkiem,
Z którym było urwanie głowy,
Bo kot stał się tak wybuchowy,
Że aż trzęsło całym budynkiem
Toruń
Jak hoży kot z Torunia,
Co nie znał słowa: umiar,
Ułożył raz, przy piątku,
Zdobyczne myszy w rządku,
To się dopiero zdumiał
Przypisy:
* - wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe**
** - autor uczciwie przyznaje, że treść przypisu * jest niezgodna z prawdą
*** - autor uczciwie przyznaje, że zapisanie treści przypisów ** i *** drobną czcionką jest nieprzypadkowe
Komentarz: kłopotów z absurdem ciąg dalszy
Opisane w poprzednim odcinku limeryków zmagania autora z absurdem, zakończyły
się oceną stosunku liczby utworów absurdalnych do tych o treści racjonalnej (A:R),
który – w tamtym odcinku z czterema utworami – autor określił na 2:2, zastrzegając,
że swej oceny nie jest do końca pewien. A w obecnym odcinku, ocena czy dany utwór
jest absurdalny czy nie, jest równie trudna, albo nawet trudniejsza. Wprawdzie
bowiem absurdem wydaje się, że kot z Nieszawy budzi paniczny strach tylko dlatego,
że budzi paniczny strach, ale czy wśród ludzi nie ma celebrytów znanych tylko z tego,
że są znani? Tak więc odpowiadając na pytanie czy limerykowi nr 1 dać markę „A”
czy „R”, autor wolałby mieć jeszcze do wyboru opcję „trudno powiedzieć” (TP).
Również sytuacja z Ciechocinka wydaje się absurdalna, choćby dlatego, że czemuż to
podarowanie kotu smyczy z karabinkiem miałoby powodować urwanie głowy i
wstrząsać budynkiem? No, ale to, że podarowanie generałowi policji atrapy
granatnika spowodowało niemal urwanie ucha i przedziurawienie stropu na
komendzie to już fakt, a nie absurd. Więc i przy limeryku nr 2 lepiej byłoby postawić
„TP”. A przy limeryku nr 3 można się zastanawiać, czy to, że ułożenie zdobycznych
myszy w rządku (dające możliwość objęcia wzrokiem całości urobku dnia) nastąpiło
akurat przy piątku, to przypadek, czy może skutek zachowania piątkowej
wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych? I już sama ta wątpliwość sprawia, że
absurdalność i tego limeryku lepiej ocenić na TP.
W sumie więc, w klasyfikacji A:R:TP mamy dziś wynik 0:0:3. I obawiając się, że z
kolejnymi zestawami limeryków może być to samo, autor limeryków postanawia już
natychmiast zakończyć prowadzenie absurdalnej klasyfikacji swych utworów. I szlus.
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach.
koniec września 2024
Koty 26 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 19, specjalny, bo poprzedzony meandrem* na temat zmagań z absurdem)
Meander: Zmagania z absurdem – rzecz o mej twórczości i ciut szerszej publiczności
Miałem tego lata pierwsze, i aż dwie, okazje do publicznej prezentacji swej twórczości. Konkretnie: podczas wyjazdowego lipcowego tygodnia pewnego ogólnopolskiego stowarzyszenia, jednego wieczoru prezentowałem limeryki z cyklu „Kundle od A do Z” i następne, pokazując ilustracje i czytając komentarze do utworów. I, sądząc po częstych wybuchach śmiechu, setka słuchaczy/widzów miała z tego niezłą zabawę. Na zakończenie, zostałem poproszony o przedstawienie próbki utworów o psach rasowych, a że w gronie słuchaczy była krakowska poetka (Z.Z.), o której wszyscy wiedzą, iż darzy uczuciem swego psa rasy mops, więc, za aklamacją, odczytałem wierszyk o mopsie:
Mops**
Mops pewnej damy z miasta Humpolec,
W budzie odurzał się Muchozolem,
I nie wynurzał z niej ani nosa,
Bo już ta pani, zła jak osa,
Złamała na nim tłum parasolek
W reakcji na powyższy utwór, Z.Z. stwierdziła, iż żaden mops na świecie w życiu w
budzie siedział nie będzie, przeto wierszyk, jako błędny merytorycznie, jest do niczego,
i utwór pt. „Mops” kwalifikuje się do napisania na nowo. Oczywiście, krytyka miała
charakter żartobliwy ale mą twórczą dumę nieco przygniotła.
Po zakończeniu występu, podszedł do mnie duchowy mentor całego stowarzyszenia
(ks. A.B., którego wszyscy darzą ogromną atencją i miłością) i życzliwie wyjawił, że
limeryki były super, ale brakowało w nich absurdu. Zaskoczony (faktycznie, absurd w
limerykach jest pożądany choć niekonieczny), nie potrafiłem w pamięci znaleźć
żadnego swego utworu z wyraźnym absurdem. Z zawieszenia wybawił mnie dopiero
przyjaciel i Wydawca (A.W.), bo na poczekaniu znalazł i wyświetlił na ekranie
limeryk o jeleniu w Pieninach, lubiącym kąpiele w mydlinach, któremu, gdy „zmiarkował w
Palmową Niedzielę, że mydło się zwie -Biały Jeleń-”, wyrwało się ludzkie soczyste
przekleństwo – i w ten sposób, zgłoszenie problemu braku absurdu zostało zamknięte. I było jakby po sprawie.
Sprawa jednak wróciła, gdy nieco później opublikowałem kolejne limeryki o kotach
znad Wisły, m.in. o kocie ze wsi Dobrzyków, co „robił siku na dywaniku” itd.
(patrz), na co moja stała czytelniczka z
Meksyku (E.G.) odpisała, że coś tu nie gra, bo kot na dywaniku może zrobić kupę, ale
siku to nigdy. I wówczas pomyślałem: kurczę, przecież jeżeli prawdziwe koty nie sikają
na dywanik a mopsy nie żyją w budach, to znaczy, że w limerykach mamy absurdy,
właśnie takie, jakich domagał się ks. A.B! A jeśli jedni domagają się w limerykach
absurdu a drudzy wytykają mi go jako błąd, to JAK ŻYĆ?
Po namyśle doszedłem do wniosku, że trzeba po prostu robić swoje, niemniej jednak
życzenie Z.Z., by limeryk o mopsie napisać na nowo, spokoju nie dawało. A z drugiej
strony, na nowy utwór długo nie było koncepcji. Koncepcja pojawiła się dopiero na
urodzinach jednego w członków ww. stowarzyszenia, gdzie wśród 80. gości była
również poetka Z.Z., która zdradziła, że jej mops ma na imię Felicjan, a na me
zaczepne pytanie, czy miał on kiedyś kontakt z parasolką (mops z oryginalnego
limeryku miał), odparła, że nie, bo na deszcz wychodzi w pelerynce. I tak zrodził się
pomysł wykorzystania rymu „pelerynek” – „rynek” w utworze o mopsie wychodzącym
na spacery po Krakowie podobnie jak Felicjan z komedii G. Zapolskiej o pani Dulskiej
(z tym, że cele psich i ludzkich spacerów po mieście nie są do końca identyczne). A, że
cel psich spacerów chciałem w limeryku zaznaczyć w sposób subtelny, a przy tym
pragnąłem, by to, że pies jest akurat mopsem, wyraźnie pasowało do melodii utworu,
przetwarzanie pomysłu na konkretny tekst nie miało końca… póki nie wpadło mi do
głowy słowo „obskoczyć”:
Mops
Lubił, zadbany mops w mieście Kraków,
Spacer Plantami odbyć we fraku,
A w porze z deszczem obskoczyć Rynek,
Ubrany w jedną z psich pelerynek,
Pozapinanych z poczuciem smaku
O tym, czy powyższy utwór zawiera jakiś absurd, można dyskutować, ale to nieważne.
Ważne, że Z.Z. odebrała go z zadowoleniem.
Na zakończenie ww. urodzin, ok. 20-osobowej grupie gości, którzy zostali dłużej,
zaprezentowałem wachlarz limeryków z różnymi dodatkami (komentarze, przypisy,
bibliografia, ilustracje), przytaczając na zakończenie pierwszy zestaw z serii o kotach
znad Wisły, czyli utwory pt. „Wisła”, „Ustroń”, „Skoczów” i „Strumień”. I wówczas,
jeden słuchacz zgłosił, że przydałby się jeszcze wierszyk pt. „Ochaby” bo Ochaby leżą
między Skoczowem i Strumieniem, a ich nazwa zachęcająco się rymuje ze „schaby”.
Nieco stropiony (faktycznie: o Ochabach zapomniałem), odpowiedziałem wówczas, że
w podróży z kotami jestem już pod Włocławkiem, i nie chciałbym zawracać Wisły
kijem. I faktycznie – nie chciałem, ale zmagając się wczoraj z tekstem o zmaganiach z
absurdem, w 15 minut wymyśliłem limeryk, w którym są i Ochaby i absurd (a tego
ostatniego to aż nadto):
Ochaby
Kot perski w sołectwie Ochaby,
Polował nad Wisłą na żaby,
Albowiem uważał, że schab,
Najlepszy na świecie jest z żab,
A z świń, to niech jedzą araby***
Przypisy
* - meander – tu: odejście od nurtu głównego, czyli od podróży z biegiem Wisły
** - ten limeryk był już opublikowany na stronie Wydawcy
( https://adamwalanus.pl/limeryki_tomka.html#505 ), ale zmuszanie czytelnika by w tej chwili
tam zajrzał, mogłoby odciągnąć jego uwagę od głównego nurtu meandra (a meander
meandra to byłoby już za wiele)
*** - wbrew pozorom, użyty w utworze wyraz „araby” nie jest lekceważącym określeniem
ludzi pochodzenia arabskiego, lecz nieprecyzyjnym określeniem rasy koni hodowanych w
Stadninie w Ochabach (naprawdę, hoduje się tam konie rasy angloarabskiej). A pomysł, by
konie jadły wieprzowinę, jest jeszcze bardziej absurdalny niż ten, by jedli ją Arabowie.
___________________________________________________
Z biegiem Wisły: limeryki z nurtu głównego
Niniejszy zestaw limeryków o kotach znad Wisły jest skromny, gdyż odcinek „Koty 26”
wyszedł i tak duży z powodu rozdęcia się meandra o zmaganiach limerykowego autora
z absurdem. Niestety, krócej tych zmagań autor opisać nie umiał, sorry! A, bogatszy w
doświadczenie, postanowił w dalszej twórczości zwracać uwagę na równowagę między
absurdem (A) a racjonalnością (R). I na dzień dzisiejszy (z zestawu czterech
poniższych utworów), stan A:R wychodzi mu 2:2, choć nie na pewno.
Nowy Duninów
Kot, żyjący przy Wiśle, we wsi Nowy Duninów,
Z ciągiem do wyskokowych i niezdrowych wręcz płynów,
Szarą myszkę, po czystej, złowić sobie potrafił,
Lecz po mikście już z łyczkiem kolorowej ratafii,
Miał na głowie tłum białych, co urwały się z młynów
Dobrzyń
Własnemu kotu, człek pod Dobrzyniem,
Wyznaczył w domu czerwone linie,
Mówiąc, co wolno, a co już nie,
Więc kot, uśpiony przez całe dnie,
Śnił, jak te linie w nocy ominie
Wistka Szlachecka
Raz kot, mieszkaniec Szlacheckiej Wistki,
Wśród myszy z Wistki dokonał czystki,
I odtąd, z braku myszy tutejszych,
Musi napadać, na dzień dzisiejszy,
Na zabłąkane mysie turystki
Włocławek
Pewien dachowiec pod Włocławkiem,
Lubił poranną, ciepłą kawkę,
Nawet gdy, rankiem nieschwytana,
Była wczorajsza i odgrzana,
W mikrofalowej kuchni pana
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach.
koniec lipca 2024
Koty 25 – półgołe* limeryki o kotach znad Wisły (odc. 18)
Januszew
Był kot we wsi Januszew,
Który tkliwą miał duszę,
I – na dni świniobicia -
Walerianę do picia,
By nie zginąć od wzruszeń
Drwały
Był kot we wsi zwanej Drwały,
Jak na kota nader mały,
Aż mysz przezeń zagryzana,
Zastygała wpół pytania
Czy on jest na pewno cały?
Suchodół
Miał kot-ulicznik we wsi Suchodół,
Słuch absolutny do samochodów,
Ale był głuchy na elektryczne,
Ze skutkiem smutnym dlań tragicznie,
Gdy drań nadjechał nie od przodu
Świniary
Miał jeden kot w Świniarach
(myśliwsko – wręcz fujara),
Wpis w CV: „Kot niełowny”,
Wraz z notką: „Zbyt wymowny,
Gdy blisko jest ofiara”
Białobrzegi
Był zasiedziały kot w Białobrzegach,
Co przez dzień cały wgapiał się w zegar,
By z nim godziny głosić do spółki,
Ale odstawał ciut od kukułki,
Bo się jej dawał o „ku” ubiegać***
Dobrzyków
Kot, wychowany we wsi Dobrzyków,
Zwykł robić siku na dywaniku,
i gdy pan łajał go z obrzydzeniem,
Nic się nie kajał, z tanim zdumieniem,
Że o dywanik tyle jest krzyku…
Płock
Dyżury w rafinerii płockiej,
Ma kot, co myszom robi młockę,
Tak, że gdy rury z paliwami,
Już po capstrzyku czuć myszami,
To znak, że ma w grafiku nockę
Przypisy
* - „półgołe”, bo nieobudowane słowem wstępnym i opatrzone tylko jednym przypisem**
** - w aspekcie „półgołe”, powyższy przypis się nie liczy (a niniejszy przypis oczywiście też nie)
*** - kot stwierdzający, że znów dał się ubiec kukułce, mógłby sobie zakląć „O ku…”, ale
wtenczas spóźnił by się względem niej jeszcze bardziej (o „kuku” lub nawet więcej)
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach.
kwiecień 2024
Koty 24 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 17)
Od autora – notka o moście, który przeszedł do historii
Na poprzednim etapie wiślanego spływu „od kota do kota” odwiedziliśmy ostatnie z
miejscowości kojarzonych przez znaczną część Polaków jako podwarszawskie, a dziś
przepłyniemy w pobliżu wsi, których nazw miażdżąca większość rodaków nigdy raczej nie
słyszała. No cóż: wprawdzie do Warszawy jeszcze blisko, ale jednak to już prowincja, której
charakteru dodaje jednostronne ograniczenie komunikacyjne powodowane przez rzekę.
Najbliższe obejścia tego ograniczenia – mosty drogowe w pobliżu Zakroczymia (miasta
ostatniego kota z poprzedniego odcinka limeryków) i Wyszogrodu (miasta ostatniego kota z
niniejszego odcinka) - dzieli dystans 30 kilometrów (Rys. 1).
Trzeba jednak dodać, że przez krótki czas istniało tu w przeszłości całkiem inne obejście,
mianowicie most, po którym zmierzające na wojnę z Krzyżakami oddziały króla Władysława
Jagiełły przeprawiły się przez Wisłę. Most ów, w pobliżu Czerwińska (dziś: Czerwińsk nad
Wisłą), został wówczas zmontowany niemal na poczekaniu (sic!), tak, że szybki manewr wojsk
koronnych zaskoczył wroga i zapewne przyczynił się do grunwaldzkiego zwycięstwa.
Z tym „na poczekaniu” było tak, że elementy mostu (zaprojektowanego jako konstrukcja
unoszona na łodziach) budowano potajemnie zimą i wiosną 1410 r. w pobliżu Kozienic
(mierząc wzdłuż Wisły: 100 km przed Warszawą), następnie spławiono pod koniec czerwca, a
30 czerwca pod Czerwińskiem (60 km za Warszawą) zmontowano całość w ciągu jednego
dnia. A przeprawa kilkunastu tysięcy zbrojnych (którzy tylko na to czekali) wraz z taborami i
mnóstwem czeladzi, zakończyła się już 2 lipca. No – nieźle!
Już następnego dnia po przejściu wojska, most został rozebrany a jego elementy spławiono w
pobliże Płocka, by, pod koniec września (tym razem pod Przypustem koło Aleksandrowa
Kujawskiego, 70 km za Płockiem), zmontować go raz jeszcze, gdy król i jego rycerstwo chcieli
wygodnie przejść przez Wisłę z powrotem. Dalsze losy konstrukcji pozostają nieznane:
najprawdopodobniej most ten zakończył istnienie już po dwóch przejściach*. Ale mimo to
przeszedł do historii.
Można w tym miejscu zapytać: OK, ale co to wszystko ma wspólnego z kotami znad Wisły?
Muszę powiedzieć, że nic - koty w wojsku (bynajmniej nie limerykowe) pojawiły się ponad 500
lat po przeprawach Jagiełły przez Wisłę, zaś kot popędzony tamtego lata Krzyżakom był z
zupełnie innej bajki. A limerykowego kota z językiem ciętym na blasze od puszek (patrz:
przedostatni limeryk w obecnym zestawie), i króla Jagiełłę z rycerstwem ciętym na zakutych w
blachę Krzyżaków, łączy jedynie Czerwińsk.
Stare Grochale/Nowe Grochale**
Kot wychowany w Starych Grochalach,
Z miejsc, gdzie był znany, się nie oddalał,
I maksymalnie chadzał do Nowych,
W których – formalnie zamiejscowy -
Wciąż uważany był za ziomala
Smoszewo
Łasy kot ze Smoszewa,
W ptasich gniazdach na drzewach,
Szukał ptasiego mleka,
Chociaż widział z daleka,
Że się tam nie przelewa…
Wilków
Był kot-gagatek we wsi Wilków
- Zwany tam katem dla motylków -
Który się żywił „Kitekatem”***,
Z motylków miał zaś – tylko latem -
Lekki dodatek do posiłków
Secymin
Pewien kot-maczo z wioski Secymin,
Moczem swym znacząc rewir olbrzymi,
I chcąc znakować go bardzo ściśle,
Co rusz tankować musiał aż w Wiśle,
Bacząc na pojemności swej limit****
Zdziarka
Dziarski kot we wsi zwanej Zdziarka,
Lubił pchać w kuchni nos do garnka,
I wciąż się parzył w tę część ciała,
Aż go kucharka wypychała,
By chodził parzyć się pod parkan
Czerwińsk
Pasibrzuszek, kot w mieście Czerwińsk,
Wylizywał z puszek konserwy,
A gdy miauczał, to jak najęty,
I przez język, niestety cięty,
Oddziaływał wszystkim na nerwy
Wyszogród
Pewien kot, co dzień, w Wyszogrodzie,
Dopadał starą mysz w ogrodzie,
Lecz jej nie zjadał, gniewny iż,
Rok, przez populacyjny niż,
Znów nie obrodził w mysią młodzież
Przypisy
* - zwrot „most po przejściach” nawiązuje do idiomu „kobieta (rzadziej: mężczyzna) po
przejściach”, którego znaczenia tłumaczyć chyba nie trzeba
** - Stare Grochale i Nowe Grochale (wg. Wikipedii odpowiednio: 157 i 740 mieszkańców)
leżą tak blisko siebie (z „centrum” jednych do drugich jest pięć minut na piechotę), że
połączenie ich jednym kotem wydało się autorowi dopuszczalne
*** - Kitekat to popularna marka karmy dla kotów. Internetowy research (czyt. „risercz”) dla
sprawdzenia, na ile popularna, zaprowadził autora na stronę www.stukot.org.pl , która
wyszczególnia 24 marki karm bardzo dobrych/premium, 22 marki karm dobrych, 33 marki
karm średnich, 19 marek karm akceptowalnych i 42 marki karm niepolecanych, umieszczając
„Kitekat” w grupie tych ostatnich. A córka autora (właścicielka dwóch kotek) tę informację
potwierdziła
**** - tj. bacząc, aby nie pić jak smok
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach.
marzec 2024 (nadesłane 14 marca, w dzień liczby π)
Koty 23 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 16) – odcinek bez słowa wstępnego, za to z paroma przypisami
Słowo wstępne
…jak bez to bez
Łomianki
Nad wyraz skromna kotka z Łomianek,
Była niezłomna, gdy szło o wianek,
Dopóki w marcu raz nie spotkała,
Złomasa, co wpierw zgrywał pedała,
A po niej pognał do warszawianek!
Jabłonna
Pewien ostrożny kot z Jabłonny,
Aż, rzec by można, zabobonny,
Poniechał łowów na mysz kościelną,
Odkąd, w czas dzwonu* na mszę niedzielną,
Przeciął mu drogę sznur** zakonnic…
Dziekanów
Kot-mistyk z Dziekanowa,
Jak farta miał na łowach,
To w lot, hen nad brzeg Wisły,
Trzydniowym postem ścisłym,
Biegł gwiazdom podziękować
Nowy Dwór Mazowiecki
Był ponoć w Nowym Dworze
Kot z plamą na honorze,
Tak bladą i znikomą,
Że tego, gdzie ma honor***,
Nie dało rady orzec
Modlin****
Kot pianisty w Modlinie,
Słysząc grę na pianinie,
Miast zachować milczenie,
Miauczał z mglistym natchnieniem,
Zwłaszcza zaś przy Chopinie*****
Zakroczym
Był kot w mieście Zakroczym,
Co przekrwione miał oczy,
Aż gdy myszy widziały,
Przeczerwone te gały,
Wiały co koń wyskoczy
Przypisy
* - por.: E. Hemingway - „Komu bije dzwon”
** - j.w.
*** - w tym kontekście, orzeczenie „ma gdzieś” jest raczej wymijające
**** - Modlin, znany z historycznej Twierdzy Modlin (która w kampanii wrześniowej broniła
się dłużej niż Warszawa), a od 2012 r. również z portu obsługującego tanich przewoźników
lotniczych, był oddzielną miejscowością do roku 1961, zaś obecnie jest po prostu
prawobrzeżną częścią Nowego Dworu Mazowieckiego (główna część miasta jest
prawobrzeżna dla Wisły a lewobrzeżna dla Narwi).
**** - aby zachować limerykowy układ rymów, wyraz „Chopinie” należy wymawiać
literalnie (cho-pi-nie), ale wymowa zgodna z brzmieniem nazwiska kompozytora (szo-pe-nie)
nie zlikwiduje rymowania utworu, lecz tylko zmieni jego układ na alternatywny
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach. Czerwona kropkowana
linia, przedstawiająca granicę Warszawy (w prawym dolnym rogu na wstawce), pokazuje, że stolicę minęliśmy dopiero co.
luty 2024
Koty 22 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 15)
„A gdzie Radość?” – oto jest pytanie
„A gdzie Radość?” – tym krótkim pytaniem skomentowała ostatni zestaw kocich limeryków
jedna z mych stałych czytelniczek... Pozostali czytelnicy mogliby się zaniepokoić, że ziarno
mej radosnej twórczości trafiło tu na jakiś twardy i ponury grunt. Śpieszę więc wyjaśnić, że
bynajmniej nie o to chodzi.
Chodzi zaś o to, że pytająca czytelniczka (E.G.), wychowana w moim rodzinnym nadodrzańskim
mieście, w wieku późno-licealnym przeniosła się do Warszawy, gdzie jej mama (notabene
najbliższa przyjaciółka mojej mamy) odziedziczyła dom. W Warszawie/nie-Warszawie, bo
dom stał w Radości, jednej z najdalszych części prawobrzeżnej Pragi, ale jednak w granicach
miasta stołecznego!
Przenosiny E.G. do Radości były zapewne traumatyczne dla mojej siostry, dla której była ona
najbliższą szkolną przyjaciółką (ja akurat byłem, jestem, i będę, młodszy od nich obu o ponad
7 lat), ale przyjaźń przetrwała, mimo tego, że E.G., po kilkunastu warszawsko-radościańskich
latach, wyemigrowała aż do Meksyku gdzie mieszka po dziś dzień. A i ja utrzymuję z nią
kontakt, podtrzymywany akurat głównie limerykami.
W świetle powyższych informacji jasne jest, że „Radość” w pytaniu czytelniczki z Meksyku, to
najbliższa jej sercu część Warszawy, która w poprzednim zestawie mych utworów o kotach ze
stolicy się nie zmieściła. Powód był taki, że poprzednie limeryki o warszawskich kotach
umiejscowiłem w nadwiślańskich dzielnicach (administracyjnie, Warszawa liczy 18 dzielnic),
a Radość, niewielka część dzielnicy Wawer, ma w Wawrze rangę jedynie osiedla, zaś w całym
stołecznym Miejskim Systemie Informacji - rangę rejonu. Tak więc, Radość poprzednio się nie
zmieściła, bo była za mała (sic!).
Ale pytanie o Radość zainspirowało mnie do ułożenia utworów o kotach z mniejszych
stołecznych rejonów. Nie ze wszystkich (rejonów w warszawskim MSI jest aż 145) i nawet nie
ze wszystkich nadwiślańskich (takich rejonów jest ze dwadzieścia), ale z kilku, tylu, aby
starczyło na normalny limerykowy zestaw. I mam nadzieję, że czytelnicy związani z
pominiętymi rejonami nie zgłoszą dodatkowych roszczeń.
Radość
Chociaż koty na osiedlu zwanym Radość,
To niewarta szerszej wzmianki kocia bladość,
Pewna dawna radościanka, dziś w Meksyku,
Chciała jednak widzieć Radość w limeryku,
Tak więc sednu tej zachcianki czynię zadość
Siekierki
W pewnym ogródku, kot spod Siekierek,
Zrobił z myszami, łowiąc ich szereg,
Taki porządek, że wzdłuż grządki,
Równo ułożył je w dwa rządki,
Lub, mówiąc krótko, w jeden szpalerek
Saska Kępa
Był tak łaskaw, kot z Saskiej Kępy,
Gdy miastowe myszy szedł tępić,
Że szlifował wpierw swe pazury,
Na wypraskach do jaj od kury,
Co je sobie w Żabce wysępił
Powiśle
Miał kot-unikat w Warszawie-Powiśle,
Lekkiego bzika w otwartym umyśle,
Bowiem brał w Wiśle kąpiele na głowę,
Tylko w niedziele, i nie te handlowe,
Kalendarzyka trzymając się ściśle
Żerań
Dość nietypowy kot spod z Żerania,
Chodził na łowy bez przekonania,
I, choć drastyczny gdy szło o żer,
Czuł z tyłu głowy, że to nie fair,
Co w psychiatrycznych wyszło badaniach
Młociny
Był raz blady kot z Młocin,
Co okłady brał z trocin,
Bo chciał wyschnąć na wiór,
Gdyż się pocił jak szczur,
A nie znosił wilgoci
Uwaga końcowa: A jednak niespodzianka
Gdzie Radość, gdzie Wisła – porażka geograficzna
Gdy po ułożeniu powyższych utworów zaznaczałem limerykowe rejony na planie Warszawy,
okazało się, że Radość nad Wisłą nie leży! A byłem święcie przekonany, że leży, i na kanwie
tego przekonania wysnułem cały wachlarz historii kotów z małych warszawskich rejonów. No,
porażka – widocznie nie jestem wielkim znawcą geografii!
Muszę uczciwie przyznać, że w całym cyklu limeryków o kotach znad Wisły, Radość jest drugą
lokalizacją niepołożoną nad tą rzeką. Pierwszą był Pacanów (woj. świętokrzyskie), do którego ongiś wpadłem z
podpuszczenia stałego czytelnika z Krakowa (K.R.). A teraz zostałem podpuszczony przez
dawną warszawiankę.
Mam jeszcze stałą czytelniczkę w Gdańsku, choć ta ostatnio długo się nie odzywała. Może
czeka, aż dopłyniemy?
Rys. 1. Mapa Warszawy z zaznaczeniem rejonów wzmiankowanych w limerykach.
koniec stycznia 2024
Koty 21 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 14)
Słowo wstępne: Bez niespodzianek
Zarysowana na ilustracji do poprzedniego zestawu kocich limeryków
(Koty 20) południowa granica miasta stołecznego Warszawy nie pozostawiała wątpliwości,
że kolejne utwory będą dotyczyły właśnie stolicy. Można się też było spodziewać, że
podobnie jak kiedyś w Krakowie,
również w Warszawie zatrzymamy się na więcej niż jeden limeryk. I dzisiaj – widać to jasno - mamy to, czego się spodziewaliśmy.
Widać również, że pomysł, by warszawskie kocie limeryki umiejscowić w poszczególnych miejskich dzielnicach położonych nad Wisłą,
został żywcem wzięty z krakowskiego casusu. Tak więc w aspekcie formalno-organizacyjnym, obecny zestaw limeryków nie zawiera żadnej niespodzianki.
No bo to, że w dwóch limerykach występują po dwie dzielnice (Praga Północ/Praga Południe oraz Mokotów/Śródmieście), nowinką nie jest
(zważmy, że trzy zestawy wcześniej, w utworze pt. Kużmy, nazw geograficznych było aż pięć).
No, ale treści każdego jednego limeryku w obecnym zestawie są jednak niepowtarzalne. I to też nie jest żadną niespodzianką.
Wawer
Pod magistratem w Warszawie-Wawer,
Kot-łotr srał latem co noc na trawę,
I był w tej sprawie nie do złapania,
Choć miał (fakt - w porach urzędowania)
Co dzień z urzędu wszczętą obławę
Wilanów
Kot perski w Warszawie-Wilanów,
Ma w willi świat perskich dywanów,
I zły, gdyż przeszkadza mu w nosie,
Iż świat ów, krajanów czuć włosiem,
Spać chadza na płat styropianu
Praga Północ – Praga Południe
Północnopraskie dachowe koty,
Widząc zimowe ptaków odloty,
Też obierają szlak na południe,
Lecz na tym szlaku, Praga Południe,
To już końcowe koty za płoty
Mokotów - Śródmieście
Lekceważony na Mokotowie,
Myknął, zgnębiony tym kot-dachowiec,
Aż na Śródmieście, na dach Sejmu,
Z myślą, że jak go stamtąd zdejmą,
To świat nareszcie się o nim dowie!
Żoliborz
Pewien kot z Żoliborza,
Odkąd żwirek podrożał,
Pańską cześć poniewierał
W tak wrażliwych papierach,
Że aż Boże się pożal
Białołęka
Był kot na Białołęce,
Taki sobie mniej więcej,
Co też odkrył niezbicie,
Widząc własne odbicie,
W lustrze w pańskiej łazience
Bielany
Żył w dzielnicy Bielany,
Kot, co głosem łamanym,
Witał świt na cmentarzach,
Jakby pytał grabarza,
Gdzie jest pies pogrzebany…
Uwaga końcowa: A jednak niespodzianka
Po ułożeniu powyższych utworów chciałem przygotować mapkę z miejscami wzmiankowanymi w limerykach i starym zwyczajem otworzyłem mapę Googla, by skopiować z niej, w odpowiedniej skali, stosowny wycinek. I okazało się, że Google wyciął mi numer, wyraźnie zmieniając kolorystykę swoich map (można się o tym przekonać porównując ilustracje do tego i poprzedniego odcinka). Jak na mój gust, obecny wygląd map jest znacznie brzydszy. Ale przynajmniej mamy niespodziankę…
Rys. 1. Mapa Warszawy z zaznaczonym podziałem miasta na dzielnice.
2023
listopad 2023, i to koniec, cóż za przerwa
Koty 20 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 13)
Słowo wstępne: O zamarznięciu limerykowej Wisły
Przypisy
Góra Kalwaria
Karczew
Otwock
Józefów
Przypisy
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach. Czerwona kropkowana
linia, przedstawiająca granicę Warszawy, pokazuje, że stolica tuż-tuż.
Rys. 2. Ilustracja sytuacji podobnej do opisanej w limeryku „Góra Kalwaria”. Czytelnikowi
zdziwionemu tym, że widoczną na zdjęciu kartkę zapisano w języku dalekim od polszczyzny,
wypada uzmysłowić, iż takim akurat językiem posługuje się najwięcej ludzi na ziemi. A
znaczenia napisu domyśli się zdecydowana większość ludzkości.
sierpień 2023 Koty 19 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 12) Słowo wstępne: O rymie do Skurczy i procesie twórczym
Skurcza
Holendry
Celbuda
Brzumin
Kosumce
piękny miesiąc maj 2023 Koty 18 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 11) – odcinek z prekursorem nowego podgatunku limeryku Kuświryk – rzecz o powstaniu literackiego podgatunku
Stężyca
Wróble-Wargocin
Kuźmy (kuświryk)
Nowe Kraski
Latków
Przypisy
- tym razem niepotrzebne Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach. Czerwona kreska w
narysowana poprzek Wisły oznacza miejsce w połowie długości rzeki.
koniec marca 2023 Koty 17 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 10) – odcinek z jednym słowem w Słowie
Wstępnym, i z jednym przypisem, dotyczącym słowa, którego nie ma słowniku Słowo wstępne
brak
Puławy
Gołąb
Dęblin
Przypisy
Przypisy
* - „wymiauczany” nie figuruje w Słowniku Języka Polskiego, więc autor limeryku i twórca
tego słowa wyjaśnia, że wymiauczenie kota jest tym samym co wyszczekanie psa i czymś
pomiędzy wygadaniem a wyszczekaniem człowieka.
Po przesłaniu poprzedniego zestawu kocich limeryków kilkorgu stałym czytelnikom,
otrzymałem parę* odzewów, które drastycznie wpłynęły na mą szybkość płynięcia z wiślanym
nurtem. Mianowicie, czytelnicy – obaj to zacni krakowscy profesorowie i moi przyjaciele –
niemal jednocześnie (i nie wątpię, że niezależnie od siebie) zaproponowali mi, bym zadanie
ułożenia kolejnych limeryków spróbował zlecić sztucznej inteligencji! Nie ukrywam, że te
propozycje, choć pewnie życzliwe, spowodowały u mnie kryzys artystycznej samooceny tak
głęboki, że Wisła nieomal wyszła mi bokiem, a kontynuacja cyklu stanęła pod dużym znakiem
zapytania. Stanęła tym łatwiej, że niedługo potem byłem uczestnikiem pielgrzymki do stolic
nad Dunajem (Bratysławy i Budapesztu), podczas której bawiłem pielgrzymów
limerykopodobnymi wierszykami o bieżących przygodach, a po powrocie zajmowałem się
redakcją albumu, w którym limerymki** obudowałem obszernym opisem pielgrzymkowej
prozy, wklejając tam nadto wybór zdjęć z aparatu pielgrzymkowego fotografa. A w tym
czasie, Wisła z kotami stała jak w zamrażarce…***
Lody zaczęły puszczać dwa dni po wyborach do Sejmu i Senatu RP (notabene, w ich wyniku,
najważniejszy w Polsce kot**** nagle stracił na znaczeniu), gdy zatelefonowałem do
krakowskiego przyjaciela i między innymi wypomniałem mu bolesność propozycji ze sztuczną
inteligencją. Zrozumiał i przeprosił, wyrażając nadzieję, iż mocy twórczej nazbierało mi się
tyle, że gdy Wisła rozmarznie***** to ruszy tym mocniej im dłużej stała.
No to ruszyła, a czy mocniej, to się zobaczy.
* - tu: dwa.
** - limerymki to rzeczownik wymyślony przeze mnie, oznaczający limeryki z pielgrzymki.
*** - por. początek wiersza M. Konopnickiej pt. Rzeka: „Za tą głębią, za tym brodem, tam
stanęła rzeka lodem…”
**** - do rejonu zamieszkania tegoż dojdziemy niebawem.
***** - por. koniec wiersza M. Konopnickiej pt. Rzeka: „…Przyjdzie wiosna, przyjdzie hoża,
pójdą rzeki het do morza!”
Pewien kot w mieście Góra Kalwaria,
Zrobił w agreście se sanitariat,
Na co ogrodnik, dość obcesowo,
Owinął agrest płachtą foliową,
I wpisał adres: ”Closed – awaria”
Kot-poliglota w mieście Karczew,
Lubił przy kotach, jak pies, warczeć,
Natomiast gdy miał starcie z psami,
Psi język trzymał za zębami,
Warcząc li tylko nieotwarcie
Kot spod Otwocka, nad rzeką Świder,
Po dobranockach robi harmider,
Drąc koty ze swym panem - Hilarym,
W kinie domowym, o okulary
Do oglądania programu w 3D*
Kot-biedaczyna z Józefowa,
Po zmroku biegł coś upolować,
Jak pan mu karmy za dnia nie podał...
A dniem tym była koszmarna środa.
W roku jedyna - popielcowa
* - czytaj: „trzyde” (a nie „trzy de”).
Opublikowany poprzednio zestaw limeryków o kotach znad Wisły (Koty 18), dotyczył górnej
części 78-kilometrowego odcinka rzeki między mostami w Dęblinie i w Górze Kalwarii, zaś w
zestawie obecnym występuje pięć miejscowości z dolnej części tego odcinka (Rys. 1). Rzecz
jasna, miejscowości przy wybranym odcinku leży więcej (jak zwykle zresztą), a do limeryków
wybrałem te (Skurcza, Holendry, Celbuda, Brzumin i Kosumce), których nazwy wydały mi się
najciekawsze. Ale – niestety, a może „stety” – w większości okazały się one warsztatowo
trudne, tak, że ułożenie pięciu pięciowersowych wierszyków zajęło mi aż dziesięć tygodni.
Najwięcej trudności sprawił limeryk z miejscowością Skurcza. Momentalnie znaleziony rym:
Skurcza – kurczak, robił wrażenie atrakcyjnego i dawał nadzieję, że utwór ułoży się szybko,
ale użycie „kurczak” w wersie drugim wymagało, by jeszcze inny rymujący się w nim wyraz
stanowił zakończenie piątego, zawierającego zaskakującą, absurdalną, lub przynajmniej
zabawną puentę (w limeryku obowiązkową). A wyrazy przychodzące do głowy (twórcza,
burczał, Skurczan, itp.) dawały efekt słaby. Nie lepiej wychodziły próby z użyciem słowa
„kurczak” w samej puencie.
Pomysł na puentę powstał po kilkunastu dniach, wraz z odkryciem, że rymujący się z wyrazem
„Skurczy” zwrot „się skurczył” można rozumieć analogicznie do „się skundlił” lub „się
ześwinił”, czyli jako wyrażenie behawiorystycznego upodobnienia się do kurczaka.
Pomyślałem: „Eureka” – zwrot, który podtrzymuje pierwotny kurzy temat i jednocześnie jest
odkrywczy, to musi być to!
Mimo tego postępu, dokończenie limeryku (a raczej wypełnienie go w środku) dalej szło
opornie: wpierw długo nie potrafiłem znaleźć wyrazu, który w drugim wersie rymowałby się
ze „Skurczy” i „skurczył” a jednocześnie dawał sensowne i niebanalne powiązanie z kurzym
tematem, a gdy już znalazłem „furczy” i wpadłem na myśl, że „kot na farmie” w środku
pierwszego wersu będzie konweniować z „kurzą karmę” w środku drugiego, a passus „kurzą
karmę żre, aż furczy” pięknie określa objaw skurczenia się kota, to zablokowałem się na
wersach 3 i 4. Rzecz jasna, chciałem wstawić tam jakiś drugi objaw skurczenia, ale jaki?
Pójście w „stroszy pióra” w grę nie wchodziło, bo człowiek definiuje zwierzęta głównie
obrazami (por. najsłynniejsze zdanie z pierwszej polskiej encyklopedii* „Koń jaki jest, każdy
widzi”) więc kot z piórami to już nie byłby kot. Inny możliwy objaw: „dziobie”, trzeba było
odrzucić z tego samego powodu. Do przyjęcia natomiast było „chodzi spać z kurami”, i moje
zmagania się z tym objawem wyglądały nawet obiecująco, dopóki sobie nie przypomniałem,
że limeryk o takim kocie (w Jaworniku, dzielnicy Wisły) już był, napisany przeze mnie w
kwietniu 2022 (tu jest). I z problemem
musiałem iść się przespać ponownie. No, porażka!
Jako kolejny objaw pojawiło się „gdacze”, obiecujące jako końcówka trzeciego wersu, ale
wyrazy długo kandydujące na rymującą się końcówkę czwartego („raczej”, „nie inaczej”),
prowadziły do puenty (czyli do konstatacji, że kot się skurczył) bardzo niezgrabnie.
Zgrabnie zrobiło się dopiero po jakichś dwóch tygodniach, wraz z odkryciem słowa
„wypaczeń”. I wówczas już poleciało szybko tj.:
a) w wersie 4 pojawiło się „w świetle”, dzięki czemu w wersie 5 mogłem wpisać, że „widać”;
b) mając dwa wypaczenia można było (znów wers 4) napisać „i w świetle obu”
współbrzmiące z „na farmie drobiu” z wersu 1;
c) opatrzenie czasownika „gdacze” sensownymi okolicznikami „A jeszcze potem” oraz
„dużo” dało dodatkowe efekty współbrzmień (z „Widać, że kotek” w wersie 5 oraz
„kurzą” w wersie 2);
d) dopasowane do „potem” (wers 3) słowo „kotek” (w domyśle mały, wers 5) nie pasowało
do „kot” z wersu 1 tylko pozornie, bo skoro kot się skurczył, to szafa gra;
i tak oto proces twórczy dobiegł końca. Całość zajęła ok. 7 tygodni. Wow!
Inne 3 limeryki z obecnego zestawu powstawały w podobny sposób, choć znacznie szybciej
(przeciętnie ok. tygodnia na utwór). Wyjątkiem jest utwór „Celbuda”, który wymyśliłem w
minutę (ciekawe, że Celbuda, miejsce akcji jednego z najkrótszych i najszybciej powstałych
mych limeryków, jest najmniejszą ze wszystkich miejscowości na limerykowej trasie wzdłuż
Wisły). Inna sprawa, że limeryk wymyśliłem w okolicznościach, w których nie było jak go
zapisać, a gdy już mogłem zapisać, to nie mogłem sobie przypomnieć jaką postać miał wers 4.
Konkretnie, pamiętałem, że kot chce (a może i potrafi) wysiudać z budy psa, ale wymyślony
pierwotnie zwrot „że lubi psa” (chociaż, jak się za chwilę okazuje, raczej go nie lubi) trafił do
jakiejś dziury w głowie i wrócił dopiero za jakąś godzinkę. Ale to i tak szybko.
Przypisy
* - Benedykt Chmielowski: Nowe Ateny albo Akademia Wszelkiej Scyencyi. Drukarnia Pawła
Józefa Golczewskiego, Lwów, 1745.
Jest kot na farmie drobiu w Skurczy,
Co kurzą karmę żre, aż furczy,
A jeszcze potem dużo gdacze,
I w świetle obu tych wypaczeń
Widać, że kotek ciut się skurczył*
Domowy kot w wiosce Holendry,
Miał w kwestii psot chore zapędy,
I jak – psia mać – złamał gdzieś kwiatek,
To stał, by brać winę na klatę,
Miast wziąć i wiać stamtąd w te pędy
We wsi Celbuda
Żyje kot-cudak,
Co tak już ma,
Że lubi psa,
Z budy wysiudać!
Lubi weganin, kot we wsi Brzumin,
Dania z wodnistych, słodkich legumin,
Zagryźć myszami, choć bez zjadania,
Bo stłumić instynkt zagryzania,
To jest to, czego za nic nie umi
Nienażarty kot, co we wsi Kosumce,
Nie na żarty afirmuje konsumpcję,
Z tchem zapartym adoruje swą miskę,
Co puentuje śpiąc z otwartym w niej pyskiem,
Jeśli szczęk mu nie spiąć ściskiem na gumce
Przypisy
* - się skurczył – zwrot o nowoodkrytym sensie, przez analogię do „się skundlił” lub „się
ześwinił” oznaczający behawiorystyczne upodobnienie się do kurczaka. UWAGA: czytelnika,
który widząc powyższe objaśnienie nie spostrzegł, że autor limeryków się powtarza, trzeba z
bólem zaliczyć do tych, którzy czytając dzieła literatury pomijają Słowa wstępne, oraz odesłać
do Słowa wstępnego do niniejszego zestawu, lub przynajmniej do trzeciego akapitu tegoż.
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach.
Ostatni przystanek poprzedniego odcinka limerykowej podróży wzdłuż Wisły mieliśmy w
Dęblinie, nieco przed półmetkiem całej trasy. Mianowicie, według strony
kilometraz-rzeki-wisly
Wisła mierzy 1066 km, a most na drodze krajowej w Dęblinie
stoi na 518 kilometrze rzeki. Nietrudno więc policzyć, że połowa długości Wisły wypada 15
kilometrów poniżej tego mostu, a więc tuż przed wsią Kuźmy (patrz Rys. 1).
Swoją drogą ciekawe, że choć w arytmetyce dwie połowy są sobie dokładnie równe, to w
przypadku Wisły, jej druga połowa jest wyraźnie większa od pierwszej. No, ale arytmetyka to
suche liczby, a stosowanie suchych liczb do rzeki pełnej wody może się kończyć w malinach…
Czego by nie twierdzić o połowie Wisły (arytmetycznej lub nie), nadwiślańskich miejscowości w
tej okolicy jest bardzo dużo, ale cywilizacja tu nienachalna. Dość powiedzieć,
że kolejny za Dęblinem most nad Wisłą stoi dopiero 78 kilometrów dalej (w Górze Kalwarii),
a ten pozbawiony mostów odcinek jest najdłuższy w całym biegu rzeki!
Widząc dużą ilość małych miejscowości na długim odcinku Wisły (nazwy wszystkich
miejscowości ciekawe) i związaną z tym perspektywę łamania głowy nad dużą liczbą utworów
przy niewielkim postępie na wiślanej trasie, postanowiłem ten postęp nieco przyśpieszyć,
układając jeden limeryk z kilkoma miejscowościami naraz. Przyśpieszenie, tuż za połową
Wisły (znów ta połowa!), urzeczywistniło się w utworze „Kuźmy”, w którym zawarto aż pięć
nazw kolejnych miejscowości, w tym dwie będące składnikami rymów (w wersie 1 i 4).
Uważając utwór „Kuźmy” za przedstawiciela gatunku „limeryk” (gatunku, którego jedną z
cech szczególnych jest zakończenie pierwszego wersu nazwą własną, najlepiej geograficzną),
nie mogę nie podkreślić, że jest on przedstawicielem szczególnym, aspirującym do miana
prekursora limerykowego podgatunku, a z pięcioma nazwami własnymi nawet „nad-
gatunku”. A będąc twórcą tegoż, postanowiłem nadać mu własną nazwę nie-własną. Własną
– bo nadam ją ja sam, a nie-własną – bo będzie to nazwa podgatunku, a nie jednego
konkretnego egzemplarza.
Czytając w Wikipedii, że termin „limeryk” pochodzi od irlandzkiego miasta „Limerick”, i że
ten literacki gatunek powstał w XVIII-wiecznej Irlandii, można się domyślić, iż prekursor
limeryku miał na końcu pierwszego wersu nazwę tego właśnie miasta (choć moje wysiłki, by
znaleźć w sieci limeryk o Limerick, nie przyniosły sukcesu). Per analogia więc, mój
podgatunek mógłbym nazwać po prostu „Kuźmy”, ale nazwa ta zbyt chwytliwa nie jest, a i
zastosowanie analogii nietrafione, bo podgatunek cechuje się użyciem więcej niż jednej nazwy
własnej w jednym utworze. Użycie nazw dwóch miejscowości wchodzących w skład dwóch
rymów (Kuźmy i Ryczywół, zapisany w narzędniku) można by zaakcentować nazwą
„Kuźwole” ale słowo to brzmi jak liczba mnoga rzeczownika „Kuźwol”, więc nawet gorzej
niż same Kuźmy. Postanowiłem więc pójść na całość i utworzyć zlepek z wszystkich nazw
miejscowości z utworu „Kuźmy”, z tym, że ułożonych nie w kolejności ich użycia w wierszyku,
lecz w kolejności ułożenia w planie kociej podróży. I z tego ułożenia (KUźmy – Świerże –
WIlczkowice – RYczywół – Kłoda) zrodził się zlepek „kuświryk”, brzmiący podobnie do
„limeryk” (choć nie tak światowo) i analogicznie do „limeryk” odmieniający się przez
przypadki. A więc - super - nadanie nazwy limerykowego podgatunku zostało dokonane.
Znawcy gatunków literackich mogliby w tym miejscu zauważyć, że powyższy wywód to
brednia wylęgła w głowie grafomana-dyletanta, który mniema, że stworzył podgatunek limeryku,
a pewnie nawet nie zna zasad budowy tych utworów. Fakt, budowa genetycznie czystego
limeryku to nie tylko pięć wersów, sztywny układ rymów (aabba) i użycie nazwy własnej na
końcu pierwszego wersu, ale również określone liczby sylab oraz określone metrum
poszczególnych wersów, a ja do tych ostatnich zasad stosuję się rzadko. Tak więc moje
wierszyki rzadko są klasycznymi limerykami, i limeryk „Kuźmy” też nie jest genetycznie
czysty. Ale cóż, jeśli chce się stworzyć podgatunek to trzeba trochę namieszać w genach…
Na koniec dwa zdania o kuświrykowym kocie, przez którego w limerykowym nadwiślańskim
cyklu pojawiło się pięć kolejnych miejscowości leżących na tym samym (lewym) brzegu rzeki,
skutkiem czego bezlimerykowo i bezpowrotnie minęliśmy kilka miejscowości leżących na
drugim brzegu (np. Kochów, Antoniówka Świerżowska i Antoniówka Wilczkowska). Trudno,
kot z Kuźm, choć podróżnik, na drugą stronę Wisły się nie wybrał. Nie ma się co dziwić –
pokonanie Wisły wpław jest dla kota raczej niewykonalne, a mostu, od Dęblina do samej
Góry Kalwarii, przecież nie ma.
Raz się w marcu w Stężycy,
Kot dał zamknąć w piwnicy,
Z której głosem mógł miałkim,
Wciskać kotkom z ulicy
Tylko głodne kawałki
Żył w miejscowości Wróble-Wargocin,
Kot, co śmiałości nie miał do kocic,
Więc gdy zbliżały się na dystans,
Mniejszy niż centymetrów trzysta,
Jak mysz paskudnie cały się pocił
Wychowany przy samej Wiśle, we wsi Kuźmy,
Niezwiązany z Kuźmami ściśle kot-podróżnik,
Zwiedził Świerże i Wilczkowice, ale poległ,
Przy skręcaniu w drogę do Kłody w Ryczywole,
Gdy w zważaniu na samochody się rozluźnił
Pewien kot we wsi Nowe Kraski,
Myszy domowe łowił z łaski,
I, gdy takowe miał na oku,
Zwlekał z podjęciem kocich kroków,
Bowiem, łotr, czekał na oklaski!
Jeden kot we wsi zwanej Latków,
Smakoszem był owsianych płatków
Po trosze w miksie z „Kitekat”,
A co ciekawe, to od lat,
Pił kawę latte po obiadku
Był kot w mieście Puławy,
Od małego niemrawy,
Mało co wymiauczany*,
Chyba, że mu śmietany
Nie dolano do kawy
Zameldowany we wsi Gołąb,
Kot, powiązany tam ze szkołą,
Myszy robiące ruch po dzwonku,
Wzywał do ciszy i porządku,
Z puentą, jak dla nich, niewesołą
Wiecznie głodny kot pod Dęblinem,
Chcąc raz zwędzić panu wędlinę,
Wkradł się czynnie mu do lodówki,
I tak zimne zjadł tam parówki,
Że aż od nich złapał anginę
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach.
koniec lutego 2023
Koty 16 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 9)
Słowo wstępne
Rozpoczynając kolejny etap limerykowej wiślanej podróży od kota do kota, sądziłem, że etap
jak zwykle zamknie się w trzech-czterech utworach. Jednak, po czterech utworach (we wsi
Lucimia), rzut oka na mapę uzmysłowił mi, że niewiele dalej Wisła osiąga szczególny punkt -
najbardziej wysunięty na wschód w całym jej biegu - a nazwy miejscowości, między którymi
leży ten punkt (Bochotnica i Parchatka), są tak fajne, że dotrzeć do nich trzeba było już teraz.
I tak, w obecnym zestawie, limeryków znalazło się aż siedem.
Charakterystyczne, że wszystkie miejscowości dzisiejszego cyklu są małe, bo sześć wsi liczy
łącznie ok. 2400 mieszkańców, zaś jedyne miasto – Kazimierz Dolny – ma ich ok. 2500.
Niewielkie rozmiary kolejnych wsi sprzyjają tu wrażeniu powtarzalności, zaznaczonemu w
limerykach sześciokrotnym powtórzeniem zwrotu „we wsi”, ale na tym zwrocie
powtarzalność się kończy. Cóż, ludzie są różni, a i limerykowe koty też…
Piotrawin
Kot-dżentelmen we wsi Piotrawin,
Który w życiu muchy nie zabił,
Chował w domu śmiertelne skutki
Wyłożenia na myszy trutki,
By w ukryciu traumę przetrawić
Kłudzie
Wzięty z ulicy, kot we wsi Kłudzie,
Ciepłe mieszkanie dostał w psiej budzie,
Gdzie z psem przez lata się docierał,
Bo przy różnicy w charakterach,
To docieranie szło jak po grudzie
Chotcza Dolna
Pewien kot we wsi Dolna Chotcza*,
Od kiedy wąs mu jeden zwiotczał,
Dąsał się niezrównoważony,
Póki mu wąsa z drugiej strony,
Nie podciął ktoś ze zdolnych Chotczan
Lucimia
Był kot, co z chęcią, we wsi Lucimia,
Sypiał w pudełku**, ot, na swój wymiar,
Bo w nim, obrócić że się nie dało,
Czuł, iż chronione zewsząd ma ciało,
Jak zespolony z muszelką ślimak
Kazimierz Dolny
Spędzał kot lato w Kazimierzu Dolnym,
Jako amator świeżych myszy polnych,
A te marznące, w czasie zimowym,
Chcące wejść w rolę myszy domowych,
Przepędzał w pole, … oprócz zbyt namolnych
Bochotnica
Kot pejzażysty we wsi Bochotnica,
Łapał w pazury o dość miękkich szpicach,
Muchy lecące na schnące obrazy***,
Tak, że od ręki, mgliste bohomazy,
Brała na fury cała okolica
Parchatka
Kot-anonim we wsi Parchatka,
Na rabatkach deptał po kwiatkach
Tylko kiedy były opady
(bo te po nim niszczyły ślady),
I – z zasady – nigdy przy świadkach****
Przypisy
* - autor pragnie nadmienić, że jego młodszy szwagier ma w Chotczy rodzinę. Tego, czy
rodzina szwagra mieszka w Chotczy Dolnej, Górnej, czy w Chotczy-Józefów (bo Chotcze -
jedna koło drugiej - są trzy) autor nie wie. Jednocześnie, autor jest zadowolony z tego, że nad
Wisłą leży akurat Chotcza Dolna, bo w limeryku, nazwa „Dolna Chotcza” przypasowała mu
do „zdolnych Chotczan”
** - inspirację do tego utworu autor wziął z pudełkowych ciągot kotów własnej córki
*** - czynnik sprawiający, iż muchy lecą na schnące obrazy, pozostaje nieznany
**** - to, że limerykowy kot pozostawał anonimowy, oznacza, że w Parchatce nie ma
monitoringu
luty 2023
Koty 15 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 8)
Dwa słowa od autora:
Pierwsze słowo od autora – notka o miejscowościach z ostatnich limeryków
W poprzednim zestawie limeryków (Koty 14) spotkaliśmy koty z miejscowości, o których przeciętny Polak – mam wrażenie -
raczej słyszał. Mianowicie: Baranów Sandomierski słynie z przepięknego zamku,
wzniesionego pod koniec XVI wieku dla rodziny Leszczyńskich, w Tarnobrzegu w drugiej
połowie XX wieku mieścił się największy w Polsce kombinat wydobycia i przetwórstwa siarki,
Sandomierz robi obecnie karierę dzięki telewizyjnemu serialowi „Ojciec Mateusz”, a
Zawichost od dekad jest znany głównie z podawanych w I Programie Polskiego Radia
komunikatów o stanie wód w największych rzekach kraju.
Jeśli chodzi o miejscowości z obecnego zestawu, pewnie tylko niektórzy Polacy kojarzą
Annopol (znacznie częstszego skojarzenia z pojęciem „monopol” nie bierzemy tu pod uwagę),
niektórzy, widząc nazwę „Józefów”, mogą pomylić tę wieś z peryferyjną dzielnicą
prawobrzeżnej Warszawy (o pomyłkę nietrudno), natomiast takich, którzy słyszeli o wsi
„Wałowice” jest na pewno bardzo niewielu. A i samych mieszkańców, Wałowice mają tylko
ok. 160-ciu, choć, sądząc z pierwszej pisemnej wzmianki (z 1419 r.), wieś istnieje już ponad
600 lat. Proste działanie matematyczne pozwala tu ocenić, że w całym okresie istnienia
Wałowic, liczba mieszkańców przyrastała tam przeciętnie o jeden na cztery lata. Cóż,
przyrost ów nie poraża, i w tym kontekście, ulokowanie w Wałowicach limerykowej królicy
może wyglądać niezręcznie. Ale może rozrodczość wśród mieszkańców tej wsi wcale nie
odbiega od średniej krajowej, a mieszkańców nie przybywa dlatego, że spora część
rodowitych Wałowiczan stamtąd wyjeżdża? Nawiasem mówiąc, wychowany przez królicę
wałowicki kot też akurat zwiał…
Drugie słowo od autora – notka o przewadze prozy nad poezją
Ostatni zestaw moich limeryków (utworów, bądź co bądź, poetyckich) o kotach znad Wisły,
poprzedzony wstępem traktującym o prozaicznej relacji między wiekiem mojej żony a wiekiem
emerytalnym, spotkał się z wyjątkowo żywym odzewem z kręgu stałych czytelników. Stałymi
czytelnikami (jest ich nieco ponad 10) nazywam tu zaprzyjaźnione osoby, którym kolejne
wordowskie pliki z limerykami osobiście wysyłam emailem. Z odzewem bywa różnie: zwykle
dostaję 2-3 depesze z podziękowaniem, niekiedy z emotikonem zamiast tekstu, zaś otrzymanie
więcej niż jednego maila z szerszymi komentarzami do przesłanej przeze mnie literatury to
raczej rzadkość. A na ostatni zestaw, szerzej zareagowały aż cztery osoby! Ogólnie świetnie!
Jak chodzi o szczegóły, stali czytelnicy wyrazili przede wszystkim radość z tego, że w ostatnio
wyprodukowanym dokumencie zastosowałem czcionkę większą (Times New Roman 12-13) niż
używana do tej pory (TNR 10-11). A poza tą radością, wyrazili podziw dla mojej żony, która
dotąd jakby nie zauważyła zderzenia z granicą wieku emerytalnego. Komentarzy/uwag do
treści limeryków nie było natomiast żadnych.
Ot, proza życia twórcy poezji.
Annopol
Kot domowy pod Annopolem
Uprawiał nocą łowy w stodole,
I to co złowił, kładł porą ranną,
Po otrzepaniu z siana nad wanną,
Do śniadania panu na stole
Wałowice
Kot-sierota, którego w Wałowicach,
Wychowała na piersi swej królica,
Zwiał, gdyż z mlekiem przybranej owej matki,
Coś nie wyssał poddania wobec klatki,
I wciąż ego miał kota, chociaż kicał
Józefów
Pewien kot, w środku Józefowa,
Zwykł w marcu się w psiej budzie chować,
Zanik śmiałości mając do kotek,
A ludzie, widząc tę sierotę,
Wołali za nim: „Casanova”
styczeń 2023
Koty 14 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 7)
Wstęp – spostrzeżenia o słabnącym wzroku i emeryturze
„Męczące” – powiedziała moja żona, odkładając na stół przeczytane kartki z wydrukiem ostatniego odcinka limeryków o kotach znad Wisły. Co prawda żona, będąca regularnym recenzentem mych utworów, już nieraz wypowiadała się podobnie, ale ostatnio jej krytyka zabrzmiała szczególnie mocno…
Czytelnika zaniepokojonego powyższym akapitem śpieszę uspokoić, że zdanie żony o treści mej twórczości jest niezmiennie bardzo dobre, a krytyka dotyczyła rozmiarów czcionki na wydrukach, które dawałem jej do czytania. Po prostu: wrodzona wada wzroku plus wiek dają znać o sobie, i suma: „wrodzona wada plus wiek minus okulary” wychodzi za duża by można było czytać małe literki.
Bezpośrednie pytanie kobiety o wiek jest nie na miejscu, więc wieku mojej żony w liczbach tu nie podam, ale mogę zdradzić, że kobieta w jej wieku może myśleć o emeryturze. A jest o czym. Emerytura bowiem to stan odpoczynku dla niemłodego człowieka, który przez lata pracował zawodowo i zasłużył, by w tym stanie być dożywotnio utrzymywanym przez państwo. Ale powiedzenie „masz, na co zasłużyłeś” uzmysławia, że z odbieranej zasługi człowiek niekoniecznie musi być zadowolony, zwłaszcza jeśli wysokość zasłużonej emerytury znacznie odbiega od wysokości wynagrodzenia otrzymywanego zanim człowiek tego zasłużenia dostąpił. A że odbiega zawsze, najlepiej, by o przejściu na emeryturę człowiek decydował mierząc swe siły fizyczne i umysłowe. I zasadniczo warto, aby siły pozwalały mu to przejście opóźniać jak najbardziej. Ale sił z wiekiem ubywa, więc kiedyś z emerytury trzeba będzie zacząć korzystać. Pytanie: kiedy?
Wybór momentu przejścia był chyba łatwiejszy w czasach komuny, gdyż władza ludowa, mogąc drukować tyle pieniędzy ile tylko chciała, zapewniała emerytowi dożywotnie świadczenie w wysokości zależnej wyłącznie od jego wcześniejszych zarobków. Po transformacji ustrojowej, w obliczu prawdy, że pieniądze nie spadają z nieba, w 1999 r. wprowadzono system, w którym wysokość miesięcznej emerytury została uzależniona od kapitału zgromadzonego przez emeryta w okresie jego aktywności zawodowej (odprowadzanego na specjalne konto jako obowiązkowa składka emerytalna) oraz spodziewanego czasu pobierania emerytury, obliczanego na podstawie przeciętnej długości życia obywatela danej płci. I w tym układzie, wysokość miesięcznej emerytury stała się też zależna do tego, w jakim wieku człowiek zacznie z niej korzystać. Tak więc problem: „kiedy przejść” stał się odtąd jakby bardziej złożony.
Oczywiście, ww. problem dotyczy tylko tych szczęśliwców, którym długie lata pracy nie odebrały sił ani ochoty, by ją kontynuować. I do takich szczęśliwców należy moja żona. Na przeciwnym biegunie są ludzie (być może większość), którzy - z rozmaitych powodów – aktywności zawodowej kontynuować nie chcą lub nie mogą. Ale i jedni i drudzy, możliwość przejścia na emeryturę uzyskują dopiero po osiągnięciu „odpowiednio słusznego wieku”, zwanego emerytalnym. Trzeba tu zwrócić uwagę, że krótkiego określenia „słuszny wiek” utożsamiać z wiekiem emerytalnym nie należy, gdyż wiek emerytalny ustalają politycy rządzący i przekonani o swej słuszności, zaś politycy akurat nierządzący – przekonani o niesłuszności tych którzy rządzą – mogą uznać, że wiek ustalony jako emerytalny jest albo za bardzo słuszny (czyli możliwość przejścia na emeryturę obywatel uzyskuje za późno), albo za mało słuszny (ww. możliwość uzyskuje za wcześnie). Bezpieczniej więc wiek emerytalny nazywać „odpowiednio słusznym”, czyli słusznym odpowiednio do przekonania rządzących.
Huśtawka ustaleń „odpowiednio słusznego wieku” miała w Polsce miejsce w latach 2013- 2017, gdyż po dekadach obowiązywania stałej wartości (np. 60 lat dla kobiet, rys. 1B, linia czarna) władza PO-PSL postanowiła, że od stycznia 2013 r. wiek emerytalny będzie stopniowo zwiększany aż do wartości 67 lat (i w przypadku kobiet ta wartość miała być osiągnięta w roku 2040 - rys. 1B, linia niebieska). Uzasadnieniem wydłużania czasu aktywności przed emeryturą był wzrost długości życia obywateli, wynikające stąd wydłużanie się okresu pobierania emerytury, a w konsekwencji nieuniknione zmniejszanie wysokości miesięcznego świadczenia. Krytycy tamtej reformy głosili natomiast, że oznacza ona tragedię dla tych, którzy przejścia na emeryturę w ogóle nie dożyją (tak, jakby celem życia było pożyć sobie na emeryturze) i kolejna władza (PiS) zarządziła od października 2017 r. powrót do stanu sprzed reformy (czyli, w przypadku kobiet, do wieku emerytalnego wynoszącego 60 lat, rys. 1B, linia czerwona).
Zmiany wartości wieku emerytalnego w latach 2013-2017 mogły mieć znaczenie psychologiczne dla osób zbliżających się do emerytalnej granicy (rys 1B, linie zielone 1, 2, 3, 4) i niezdecydowanych, czy z możliwości emerytalnej skorzystać natychmiast, czy może później. Rzecz w tym, że gdy wartość wieku emerytalnego jest stała, to człowiek zbliża się do niego w tempie jednego rok na rok, ale w okresie, w którym wartość wieku emerytalnego rośnie, zbliżanie się do tej granicy jest wolniejsze (w latach 2013-2017 było to 3/4 roku na rok), a więc czas na myślenie o zbliżającej się emerytalnej możliwości jest jakby dłuższy.
W szczególnej sytuacji znalazły się osoby, które 30 września 2017 r. miały do wieku emerytalnego jeszcze ok. półtora roku, a dzień później nagle go osiągnęły (rys. 1B, linia zielona 2). I w takiej akurat sytuacji znalazła się moja żona. Można by oszaleć…, na szczęście żona o przejściu na emeryturę nie myślała i nie myśli, a nagłego przekroczenia wieku emerytalnego jesienią 2017 r. nawet nie zauważyła. I chwała Bogu!
Emerytowana czy nie, wzrok moja żona ma coraz słabszy, czas więc bym swoje literackie wynurzenia zaczął drukować większą czcionką. Konkretnie, zamiast dotychczas używanych czcionek Times New Roman 11 (w tekstach limeryków) i 10 (w tekście wstępu i przypisów), tym razem zastosowałem rozmiary odpowiednio 13 i 12. Mam nadzieję, że będą OK. Zobaczymy (sic!).
A jak chodzi o limeryki, Wisła od kota do kota płynie bz.
Baranów Sandomierski
W domu muzyka w mieście Baranów,
Kot, przez swe lata i wzrok do chrzanu*,
Nie mógł już łapać much na tle nut,
Bo słuch do bzykań też tępy ciut,
Miał od rabanu z wnętrz fortepianu
Tarnobrzeg
Spędził czas jakiś w Tarnobrzegu,
Kot, który pędził życie w biegu,
W kierunkach dość nieustalonych,
Gdyż tenże gość, na wszystkie strony,
Odbiegał od wszelakich reguł
Sandomierz
Jest kot, mieszkaniec Sandomierza,
Co brzydzi się kurzego pierza,
I kiedy tylko widzi kury,
Nieoskubane aż do skóry,
W lot jeży się na pół pacierza**
Zawichost
Kot spod kościoła hen w Zawichoście,
Dbał, by nie trawić mięs w Wielkim Poście,
Przeto wypluwał to, co zagryzał,
A, że miał sztywny moralny kościec,
Czuwał, by zgoła się nie oblizać
Przypisy
* – ciekawe, że ostrość wzroku do chrzanu do ostrości chrzanu zupełnie nie przystaje
** – pacierz – dawniej kręgosłup, ale też czas potrzebny na zmówienie jednego „Ojcze Nasz”
Rys. 1. A - mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach. B – zmiany wieku emerytalnego kobiet w Polsce w latach 2012-2024 (grube linie w kolorze czarnym, niebieskim i czerwonym). Cienka niebieska linia przedstawia wiek emerytalny według zasad, które obowiązywały od 1.01.2013, lecz zostały wycofane 1.10.2017. Linie zielone 1, 2, 3 i 4 ilustrują zmiany wieku człowieka w tym samym okresie, przedstawione dla czterech wybranych dat urodzenia (w drugim kwartale 1955, 1957, 1959 i 1961 roku).
2022
początek grudnia 2022 (nadesłane w św. Barbary wieczorem)
Koty 13 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 6)
Tytułem wstępu – pogadanki o czterech miastach z poniższych utworów
W niniejszym zbiorku limeryków o kotach znad Wisły, centralne miejsce zajmują te o kotach ze Szczucina i Pacanowa (w skrócie: SiP*), czyli z miejscowości, które do nadwiślańskiego cyklu już po pierwszym jego odcinku zaproponował K.R.** Cóż, wcześniejsze spełnienie życzenia K.R. wymagałoby albo potraktowania całego cyklu po łebkach (tzn. drastycznego przyspieszenia tempa procesu twórczego, co niechybnie odbiłoby się na jakości produktu, lub pominięcia sporej liczby miejscowości między wiślanymi źródłami a SiP), albo – po odwiedzeniu SiP poza kolejnością – powrotu do miejscowości pominiętych, co z kolei równałoby się zawracaniu Wisły piórem, a na takie rzeczy nigdy nie się pisałem.
Niezależnie od roli, jaką w sprawie SiP odegrał K.R. (on chyba pochodzi gdzieś z tamtych stron), limeryk ze Szczucinem i tak by powstał, choćby z tego względu, że nazwę owego miasta dobrze zapamiętałem z własnego dzieciństwa. Otóż, mieszkając od urodzenia na Opolszczyźnie, niejednokrotnie odwiedzałem z rodzicami poprzednie miejsce zamieszkania mojej mamy i babci, czyli Tarnów (patrz Rys. 1) i kiedyś (nie pamiętam kiedy, ale raczej zanim poszedłem do szkoły) gdzieś (nie pamiętam gdzie dokładnie: może w rozmowie tarnowskiej rodzinki a może z megafonu na tarnowskim kolejowym dworcu) usłyszałem tam kilkakrotnie powtarzane słowo „Szczucin”. Będąc, mimo dziecięcych lat, już nieco obyty z mapą Polski, zdziwiłem się że tu tak dużo mówi się o Szczecinie, do którego z Tarnowa jest bardzo daleko. I wówczas ktoś (chyba mój tarnowski wuj) objaśnił mi, że Szczucin to coś innego niż Szczecin, i że z Tarnowa jest do niego całkiem blisko. I tak, nazwa zapadła w pamięć, wspomagana w młodych latach fascynacją siecią linii kolejowych, w której Szczucin figurował jako stacja końcowa linii wiodącej z Tarnowa (Rys. 1B).
O nazwie „Pacanów” dowiedziałem się równie dawno jak o Szczucinie, gdyż z książeczkami o Koziołku Matołku miałem do czynienia jeszcze w wieku przedszkolnym (trochę się czytało), choć pamiętam dziecięce wrażenie, że Pacanów to takie bajkowe „niewiadomogdzie”. A o wcale niebajkowym Pacanowie zrobiło się w Polsce głośno w lecie br., za sprawą naczelniczki tamtejszej poczty, która w rozmowie z klientem ponarzekała na temat szalejącej drożyzny, a – że klientem tym okazał się zasadniczy minister do spraw samorządu – została przez to natychmiast przedstawiona do dyscyplinarnego zwolnienia z pracy. Na szczęście – dzień lub dwa później – minister uzmysłowił sobie, że nie jest matołem, rozsądek zwyciężył i naczelniczkę do pracy przywrócono, ale uczucie groteski pozostało. I gdyby nie ta sprawa, Pacanów w obecnym limerykowym cyklu pewnie by się nie znalazł, gdyż miasto leży w sporym oddaleniu od Wisły. Ale sprawa zaistniała i K.R. zaproponował, że na pocztę w Pacanowie warto by przy okazji skoczyć. Więc skoczyłem…
W leżącym przed Szczucinem (patrząc z biegiem Wisły) Nowy Korczynie, który stał się miastem już w połowie XIII wieku, przez kilka stuleci stał zamek zbudowany przez Kazimierza Wielkiego, i będący później ulubioną rezydencją Władysławy Jagiełły. Niestety, inaczej niż zamek niepołomicki***, ten nowokorczyński dziś nie istnieje, gdyż został zniszczony podczas potopu szwedzkiego****, oraz pół wieku później w pożarze podczas kolejnej wojny ze Szwedami*****, a doszczętnie rozebrano go w 1776 r. Podupadający odtąd Nowy Korczyn, w połowie XIX wieku utracił nawet prawa miejskie, a odzyskał je dopiero 1 stycznia 2019 r.
Leżący za Szczucinem Połaniec stał się miastem równie dawno jak Nowy Korczyn, i również przeżył utracenie praw miejskich, ale odzyskał je już w 1980 r., przeżywając ożywienie (sic!) w związku z budową elektrowni, która dziś jest jedną z największych w Polsce. Inaczej niż w Nowym Korczynie, królewskiego zamku w Połańcu nigdy nie było, ale miasto zaznaczyło się w historii Polski tym, że właśnie tutaj Tadeusz Kościuszko wydał słynny uniwersał (tzw. Uniwersał połaniecki), przyznający wolność osobistą chłopom i zapowiadający ich uwłaszczenie. Nowe prawo wprawdzie nie miało praktycznego znaczenia, bo powstanie kościuszkowskie niebawem upadło, ale znaczenie symboliczne pozostało (gdzie jak gdzie, ale w Polsce symbole są prawie zawsze trwalsze od praktyki).
Co ciekawe, Pacanów, choć kojarzy się z Matołkiem, ma miejską historię równie długą jak Nowy Korczyn i Połaniec (z podobną przerwą między połową XIX w. a odzyskaniem praw miejskich równocześnie z Nowym Korczynem). Szczucin natomiast, stał się miastem dopiero w XVIII wieku, kiedy Pacanów, Nowy Korczyn i Połaniec świętowały już pięćsetne rocznice miejskiego istnienia. No, ale za to do Szczucina kolej dotarła już w roku 1906, do Połańca dopiero 70 lat później, a do Nowego Korczyna i Pacanowa – nigdy.
P.S. Zakończenie powyższej pogadanki stwierdzeniem, że do Pacanowa i Nowego Korczyna kolej nie dotarła nigdy, mogłoby pozostawić czytelnika z wrażeniem, iż traktuję te miasta jako odcięte od świata. Muszę więc dodać, że w trzecim akapicie pogadanki zaznaczyłem, że do Pacanowa dotarł minister, a w pierwszym limeryku wyraźnie dałem do zrozumienia, że do Nowego Korczyna dotarł Halloween. O odcięciu od świata nie ma więc mowy.
A koty dotarły wszędzie…
Nowy Korczyn
Hen w nadwiślańskim Nowym Korczynie,
Żył kot bezpański do lubił dynie,
A, że otwierać dyń nie był w stanie,
Jadał jedynie te wycinane,
I porzucane po Halloweenie
Szczucin
Pewien kot w sercu miasta Szczucin,
Miłosne chucie precz odrzucił,
I wiosnę przeżył w celibacie,
Zaś w czerwcu chciał do chuci wrócić,
Ale już było po temacie…
Pacanów
Raz kot, na poczcie w centrum Pacanowa,
Wszystkie gołębie z dachu wymordował,
Po czym przez lata, że był honorowy,
Po mieście latał jako kot pocztowy,
By, nosząc pocztę, mord swój odpracować
Połaniec
Pewien domowy kot w mieście Połaniec,
Całodobowym odznaczał się spaniem,
Wstawał wyłącznie na siku i papu,
A wszystko łącznie i na łapu-capu
Bo z tyłu głowy stygło mu posłanie
Przypisy
* – to, że skrót SiP czytany wspak wychodzi taki sam, jak skrót nazwy partii rządzącej, której prezes akurat ma kota, wyszło wyłącznie przypadkiem.
** – K.R. to inicjały krakowskiego przyjaciela autora: niestrudzonego czytelnika i komentatora jego limeryków.
*** – więcej o Niepołomicach napisano w odc. 5
****, ***** – a może zażądać reparacji od Szwedów?
Rys. 1. A - mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach. B – wycinek mapy sieci kolejowej Polski z 1948 r. (ze strony).
listopad 2022
Koty 12 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 5)
Dwa słowa od autora
Minąwszy Kraków, Wisła nie przepływa przez większe miasta aż do odległego o ponad 150 km Tarnobrzegu. Miejscowości, w tym również miast, po drodze jej jednak nie brakuje, tak że czekający na limeryki o Szczucinie i Pacanowie (ok. 100 km od Krakowa) krakowski przyjaciel autora (K.R.), musi jeszcze chwilę poczekać. Ale już tylko chwilę, tzn. do następnego odcinka.
Niepołomice
W komnatach zamku w Niepołomicach*,
Z sierścią z deseniem jak szachownica,
Kot, co szachował myszy na dystans,
Miał przyspieszenie à la szachista,
Więc – licząc w matach – nie zachwycał
Nowe Brzesko
Kot wychowany w mieście Nowe Brzesko,
Nieraz przed psami wiał na dach od Tesco,
Więc gdy na Tesco, ot, pewnego dnia,
Zawisł szyld Netto** z logo z głową psa***,
To w kociej głowie powiało groteską
Opatowiec
Był kot w miasteczku Opatowiec,****
Co piwo żłopał niczym człowiek,
Aż mu się wstecznie odbijało,
Zaś myszy miasteczkowa całość,
Grzecznie wołała doń: „na zdrowie”!
Przypisy
* – zamek w Niepołomicach został zbudowany z rozkazu Kazimierza Wielkiego i służył polskim królom m.in. jako baza wypadowa dla wypraw myśliwskich do pobliskiej Puszczy Niepołomickiej. Można być pewnym, że - inaczej niż limerykowy kot - królewscy myśliwi nie poprzestawali na samym szachowaniu zwierzyny.
** – sieć supermarketów brytyjskiej firmy Tesco, działająca w Polsce od 1998 r., w 2021 r. została przejęta przez duńską firmę Netto. Przekształcenie ok. 300 sklepów Tesco na Netto dokonało się w okresie od maja do października 2021. Autor limeryków z zadowoleniem komunikuje, że jeden z tak przekształconych sklepów znajduje się ok. 400 m od jego domu, ubolewa natomiast, że Tesco-Netto w nadwiślańskim Nowym Brzesku (w którym perypetie przeżywał limerykowy kot) jest tylko literacką fikcją, a mieszkańcy Nowego Brzeska, najbliższe Netto mają w Niepołomicach.
*** – patrz Rys. 1, z prawej.
**** – tak się składa, że – przynajmniej wg. Wikipedii – Opatowiec jest najmniejszym miastem w Polsce (336 mieszkańców w 2021 r.). Nic dziwnego więc, że nawet beknięcie kota odbija się tam echem w całym mieście.
Rys. 1. Z lewej - mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach; z prawej – sklep sieci Netto (na firmowym logo, pies trzyma w pysku siatkę na zakupy).
późny lipiec 2022
Koty 11 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 4)
Słowo od autora 1
Po zapowiedziach wyrażonych w dwóch poprzednich odcinkach, i ostatnim meandrowaniu przez przedkrakowskie wioski, z satysfakcją komunikuję, że z limerykową Wisłą dopłynąłem do Krakowa (przyjaciel- krakus K.R. chyba się ucieszy)!. Z tym, że Wisła przed Krakowem opływa jeszcze Tyniec, a ja, Tyńca bez limeryku opłynąć nie byłem w stanie. Ale dalej już naprawdę jest Kraków.
Rzecz jasna, poświęcenie Krakowowi – po szumnych zapowiedziach – jednego tylko limeryku, spowodowałoby u czytelników – mam nadzieję - głęboki zawód. Postanowiłem więc, podobnie jak u wiślanych źródeł (czyli w Wiśle – patrz: odcinki „Koty 6” i „Koty 7”), zatrzymać się w Krakowie na dłużej, dedykując limeryki różnym dzielnicom tego miasta. W tym miejscu trzeba jednak powiedzieć, że kwestia podziału Krakowa na dzielnice nie jest taka prosta. Niezawodna Wikipedia wyróżnia trzy takie podziały: a) podział na obecne dzielnice administracyjne, których jest 18; b) podział na dzielnice historyczne (katastralne), których jest 64, a po doliczeniu wsi włączonych do miasta po 1973 r. – 863; i c) nieformalny tradycyjny podział krakowskich dzielnic na mniejsze jednostki urbanistyczne i osiedla, których jest aż 121!
W obliczu powyższych liczb, chcąc przebrnąć przez Kraków w rozsądnym czasie, musiałem przyjąć jakieś ograniczenie listy dzielnic do limerykowego albumu. Oczywistym zdawało się ograniczenie się do dzielnic nadwiślańskich, ale – tu trzeba było zdecydować – dzielnic zdefiniowanych według jakiego podziału?
Pozornie najłatwiejsze skorzystanie z listy dzielnic administracyjnych (bo tych sumarycznie jest najmniej) byłoby dość nieszczęśliwe, bo np. w obrębie administracyjnej dzielnicy „I Stare Miasto” leżą takie historyczne jednostki jak Wawel, Stradom, Kazimierz, Stare Miasto (historyczne), Warszawskie (krakowskie Warszawskie) czy Kleparz. Tak więc, pisząc limeryk o dzielnicy „I Stare Miasto”, z jednej strony literalnie zignorowałbym takie nadwiślańskie perły jak Wawel czy Kazimierz, a drugiej strony pozaliteralnie (domyślnie, en bloc) wcisnąłbym czytelnikom np. Kleparz, z którego do Wisły jest dość daleko.
Zdecydowałem więc ostatecznie, że poświęcę limeryki dzielnicom z centrum miasta i wybranym z podziału tradycyjnego, takim, dla których znaczną część granicy stanowi rzeka Wisła (a o wybitnie ciążenie ku Wiśle, w dzielnicach najmniejszych jest najłatwiej). Dla lepszej orientacji czytelnika, dzielnice limerykowego kociego Krakowa zaznaczyłem na Rys. 1.
W kwestii organizacyjnej muszę uprzedzić, że w obecnym mega-odcinku znalazło się też szczególnie dużo przypisów. Z tego względu, stosowanie tradycyjnej gwiazdkowej notacji (*, **, ***, ****, itd.) byłoby, przy przypisie którymś z kolei, mało czytelne (bo zliczyć dużo gwiazdek w jednym rzędzie jest trudno), a przy przypisie z ośmioma gwiazdkami – na dodatek niepolityczne… Dlatego postanowiłem, że tym razem przypisy oznaczę symbolem gwiazdki i liczbą (np. *8). Ta nowa koncepcja otworzyła mi też możliwość odróżnienia przypisów od przypisów do przypisów i te ostatnie (zgrupowane w sekcji „przypisy do przypisów”) oznaczyłem haszem (#) i liczbą.
Ogłoszenia dotyczące stałych czytelników
Przyjaciel-krakus (K.R.), który dwa odcinki temu zgłosił zapotrzebowanie na utwory o Zawichoście i Szczucinie (nadal na nie czeka), nabrał też ochoty na limeryk o Pacanowie.
Stała czytelniczka z Gdańska jak dotąd nic nie zgłosiła. Trochę to dziwne… może czeka, bo do Gdańska droga z Wisłą daleka?
Czytelnicy z Opola i z Wielkopolski też milczą. A to akurat nie dziwne, bo gdzie tam Wisła a gdzie Odra czy Warta?
Czytelnicy z Górnego Śląska, na dotychczasowe odcinki o nadwiślańskich kotach reagowali regularnie, i to jeszcze bezinteresownie (bo Wisły kijem na Górny Śląsk nie zawrócimy)!
Przypisy do Słowa od autora
1 – Starając się, by wstępy do kolejnych odcinków serii limeryków nie nosiły identycznych tytułów, w sytuacji gdy tytułem poprzedniego wstępu było „Słowo od autora”, chciałem obecnie użyć hasła „Dwa słowa od autora”. Niestety, wprawdzie arytmetycznie dwa słowa to dwa razy więcej niż słowo, jednak w polszczyźnie „dwa słowa” oznaczają wypowiedź bardzo krótką, natomiast „słowo” może być tekstem całkiem długim (dziwny jest ten język!2). A ponieważ dzisiejszy wstęp jest całkiem długi, musiałem – łamiąc swą zasadę – zatytułować go tak samo jak poprzednio.
2 – podobieństwo do zawołania „Dziwny jest ten świat!” z najsławniejszej piosenki Czesława Niemena jest zamierzone.
3 – studiując wikipedyczną4 listę wsi dołączonych do Krakowa po 1973 r. znalazłem na niej Tyniec, o którym na początku wstępu napisałem, że leży PRZED Krakowem. Ale: com napisał, napisałem!
4 – wyraz „wikipedyczna” niepokojąco wygląda na niepoprawny (w każdym razie Word beznamiętnie mi ten wyraz podkreśla), uważam jednak, że jeśli „encyklopedyczna” jest OK to „wikipedyczna” też.
Tyniec*1
Nalot na myszy, ze skał*2 pod Tyńcem,
Wytrwale ćwiczył kot z ciałem w sińce,
Stale o skałę poobijany,
W gorącej wodzie więc nie kąpany,
Lecz – choć nie co dzień – w Benedyktynce*3
Dębniki
Tuż przy moście*4, żył w dzielnicy Dębniki,
Kot, co w poście miał chrześcijańskie nawyki,
Tak, że z mostu, gdzie szedł z panem na lody,
W ramach postu, lekką łapką, do wody,
Spychał pańskie, niezlizane patyki*5
Wawel
Był kot co miał w adresie „Wawel”,
Gdzie epokową zdobył sławę,
Czyszcząc królewskie groby*6 z myszy,
Choć te, niemrawe w grobowej ciszy,
W stresie k..ewsko*7 były żwawe
Ludwinów
Wszedł kot Maurycy z dzielnicy Ludwinów
- Co od piwnicy po szczyty kominów,
Pruł kamienice z hord dzikich gryzoni -
W dzieło w Muzeum Techniki Japonii*8,
I dla drobnicy nie ma już terminów
Stradom
W sklepiku „Kiciuś”*9 w dzielnicy Stradom,
Kotek domowy z tą straszną wadą,
Że nicpoń tylko s.ałby*10 i jadł -
W cenie ulgowej, bo bez VAT,
Zawsze na zbyciu jest pod ladą*11
Kazimierz
W dobrej wierze patrolował Kazimierz*12,
Kot, któremu dano „Icek” na imię,
Co potrafił był dochować przy sobocie,
Prawa drogi szabatowej w skali kociej*13,
Ta zaś mierzy dwie przecznice jedynie
Stare Podgórze
Znają koty ze Starego Podgórza,
Plan każdego tutejszego podwórza*14,
Aż do Wisły, co granicą jest ścisłą,
Bo już liczba tych podwórzy za Wisłą,
Dla kociego jest umysłu za duża
Grzegórzki
Głodny kot domowy w dzielnicy Grzegórzki,
W powietrzu w dzień łowił owocowe muszki*15,
Z tym, że świeżą muszkę jadał dość oszczędnie,
Zaś resztę pod łóżkiem układał oględnie,
By w wieczór, na chłodno, wpruć ją do poduszki
Zabłocie
Spotkało kota w dzielnicy Zabłocie*16,
Przemalowanie na tygrysie kocię,
Gdy się, tępota, za nic nie dał spędzić
- Nawet machaniem czarnych mokrych pędzli -
Z sztachet na odnawianym płocie*17
Przypisy
*1 – Tyniec jest znany dzięki klasztorowi benedyktynów istniejącemu od 1044 r. Zaś benedyktyni są znani z benedyktyńskiej cierpliwości w działaniu. Ową cierpliwością benedyktyni wsławili się w średniowieczu, przy przepisywaniu ksiąg religijnych i filozoficznych. *2 – widok skały pod Tyńcem przedstawiono na Rys. 1B. *3 – Benedyktynka to marka likierów sporządzanych z ponad 40 ziół według receptury opracowanej w XVI w. przez Benedyktynów. Jeden z gatunków Benedyktynki jest oznaczony hasłem „od siedmiu boleści” a inny „do rany przyłóż”. Tego, czy kąpiele w Benedyktynce usuwały boleści limerykowego kota, nie wiadomo. Nie wiadomo też, czy owe kąpiele dodawały kotu cierpliwości czy kurażu… *4 – wśród nie-krakusów, zdecydowanie bardziej od samej dzielnicy Dębniki, znany jest Most Dębnicki (Rys. 1D), łączący dwa brzegi Wisły w pobliżu zakola rzeki przed wzgórzem wawelskim tak, że z mostu mamy wręcz pocztówkowy widok na cały Wawel (Rys. 1C). A kiedy jeszcze nie było autostradowej obwodnicy Krakowa, samochodowy tranzyt w mieście na kierunku zachód-wschód, był poprowadzony głównie przez ten właśnie most. Że też most to wytrzymał (od czasu zbudowania w 1951 r., remontowany był raz – w roku 1998 r.)… *5 – ci, którzy pamiętają (z własnego dzieciństwa lub z dzieciństwa swoich potomnych) książkę A.A. Milne pt. „Chatka Puchatka”, mogą skojarzyć limerykową kocią akcję na Moście Dębnickim z puchatkową grą w misie- patysie. Dla przypomnienia: grający w tę grę zrzucali patyki do rzeczki z jednej strony mostu, po czym po drugiej stronie sprawdzali, czyj patyk wypłynie spod mostu jako pierwszy. WAŻNE: granie w misie-patysie na Moście Dębnickim nie jest zalecane ze względu na duży ruch samochodowy (paradoksalnie, taka zabawa byłaby najmniej niebezpieczna w godzinach szczytu, kiedy przejeżdżające tam samochody głównie stoją w korku). *6 – jako, że na Wawelu, oprócz królów, są też pochowani inni sławni Polacy, autor zastrzega, że opisany w limeryku kot, grobami innymi niż królewskie się nie zajmował. Autor oświadcza też, że ewentualność istnienia kotów działających w niekrólewskich grobowych rewirach, nawet mu przez myśl nie przeszła. *7 – czytelnik, który nie skojarzył, jakie konkretnie litery zastąpiono kropkami w zapisie wyrazu „k..ewsko”, a przede wszystkim czytelnik, który skojarzył i się zgorszył, może sobie w limeryku zastąpić „k..ewsko” #1 przez „ruchowo”. Zgorszenie wtenczas minie a rym i sens pozostaną (chociaż nieco gorsze). Trzeba jednak uważać, by zamiast „ruchowo” nie wpisać „ruchawo”, bo wtenczas rym zrobi się jeszcze gorszy, sens zniknie, a zgorszenie wróci. *8 – chodzi o Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, powołane z inicjatywy Andrzeja Wajdy i otwarte w 1994 r. Muzeum jest wprawdzie zlokalizowane na Dębnikach (Rys. 1D), jednak na tyle blisko granicy Ludwinowa, że ludwinowski kot mógł tam zajrzeć nawet przypadkowo. *9 – wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe. *10 – opcjonalnie „spałby” (w kwestii opcjonalności limerykowego tekstu patrz przypis „*7”). *11 – UWAGA: gdyby (Rządowa Tarcza Antyinflacyjna), obniżająca do 0% stawkę podatku VAT, objęła też żywe zwierzęta, limerykowy wadliwy kotek mógłby wyjść na ladę, jednak pewnie by się nie sprzedał. Ale nie objęła (słuszną linię ma nasza władza #2). *12 – Kazimierz, od powstania w XIV wieku do przełomu XVIII i XIX stulecia był samodzielnym miastem (tzw. miastem królewskim Korony Królestwa Polskiego) i - mając własną dzielnicę żydowską - przez wiele wieków miejscem przenikania się kultury żydowskiej i chrześcijańskiej. *13 – droga szabatowa oznacza odległość, na jaką pobożny Żyd mógł w szabat maksymalnie się oddalić od domu. Pierwotnie d.s. określona była na 1000 łokci, a później wydłużono ją do 2000 łokci, odpowiadających ok. 890 metrom. Drogę szabatową w skali kociej #3 (koci łokieć jest kilkakrotnie krótszy od ludzkiego), autor szacuje na ok. 200 metrów. *14 – na krakowskim Starym Podgórzu, zwarta zabudowa (taka z podwórzami) obejmuje tylko ok. 50% powierzchni dzielnicy tj. szeroki na 200-300 m obszar przylegający do brzegu Wisły. *15 – to, że Grzegórzki uchodzą za jedną z najbardziej zielonych części centrum Krakowa, dla sezonowego wysypu owocowej muszki nie ma znaczenia (bo wysyp muszki jest owocem wysypu owoców na domowym stole). A w limeryku, wysyp muszek pod łóżkiem, był owocem akcji kota chcącego się wyspać po chłodnej kolacji #4. *16 – krakowskie Zabłocie, od przełomu XIX i XX wieku rozwijało się jako obszar przemysłowy i apogeum industrializacji przeżyło w czasach PRL-u, choć ślady po takich zakładach jak „Telpod-Unitra” (produkcja podzespołów elektronicznych, dziś przeniesiona do Skawiny) czy „Miraculum”(kosmetyki, dziś z siedzibą w Warszawie) są tu już dziś mocno zatarte (budynek dawnego Miraculum przekształcono na biurowiec, a gmach Telpodu – na prywatny akademik) #5. W opinii autora limeryków, Zabłocie jest najbardziej zmieniającą się częścią centrum Krakowa… *17 – wydolny umysłowo czytelnik #6 domyśli się, że opisanego w limeryku efektu przemalowania na tygryska, na czarnym kocie się nie uzyska.
Przypisy do przypisów
#1 – jeszcze w kwestii opcji zamiany w limeryku „Wawel” wyrazu „k..ewsko” na „ruchowo”: autor zauważa, że taka zamiana zdecydowanie osłabiłaby wyrazistość opinii o żwawości wawelskich myszy. Siła wyrazu wyrazu użytego w oryginalnej wersji wygląda na nie do przeskoczenia. #2 – „słuszną linię ma nasza władza” – myśl wypowiedziana w jednej ze scen kultowego filmu „Miś” (reż. S. Bareja) przez głównego bohatera R. Ochódzkiego (w tej roli S. Tym). #3 – UWAGA: przestrzegania zasad judaizmu w skali kociej nie należy mylić z tzw. „kocią wiarą”. #4 – bardziej wyrafinowany przepis na wystygłą kolację z daniem z muszek podał J. Tuwim w wierszu „Spóźniony słowik” #5 – paradoksalnie najtrwalszą przemysłową inwestycją Zabłocia okazała się powstała w latach 30-tych Fabryka Naczyń Emaliowanych i Wyrobów Blaszanych, a to za sprawą niemieckiego właściciela Oskara Schindlera, który czasie okupacji uratował od zagłady ponad tysiąc Żydów, co – już w XXI wieku – upamiętniono przekształceniem fabryki Schindlera na muzeum będące oddziałem Muzeum Historycznego Miasta Krakowa i częścią tzw. Krakowskiego Szlaku Techniki. Do owego upamiętnienia niewątpliwie (a może nawet walnie) przyczynił się film S. Spielberga pt. „Lista Schindlera” nagrodzony w 1993 r. siedmioma Oskarami (m.in. dla Polaków: dla J. Kamińskiego za zdjęcia, zaś dla A. Starskiego i E. Braun za scenografię). #6 – o wymaganiach co do umysłowości czytelników (a właściwie, o umysłowości Polaków w ogóle) rozgorzała ostatnio dyskusja za sprawą wypowiedzi noblistki Olgi Tokarczuk (patrz np. Polityka). W tym kontekście, autor limeryków, o wymaganiach dla czytelnika jego utworów, woli się nie wypowiadać. Rys. 1. A - mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach; B – Opactwo Benedyktynów w Tyńcu – widok od strony Wisły; C- Zamek Królewski na Wawelu – widok z Mostu Dębnickiego; D – mapa centrum Krakowa z zaznaczonymi dzielnicami i obiektami wzmiankowanymi z limerykach. Zdjęcie z Wawelem pochodzi z portalu bing, zdjęcie z Tyńcem oraz podkłady map wzięto ze strony tej co zawsze.
późniejszy lipiec 2022
Koty 10 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 3)
Słowo od autora
Poniżej Oświęcimia, którego dotyczył ostatni limeryk poprzedniego odcinka, Wisła nie przepływa przez żadne większe miejscowości aż do samego Krakowa. Ale nadwiślańskie miejscowości w tym rejonie, choć niezbyt wielkie, noszą całkiem ciekawe nazwy (Rys. 1A), i z pewnością pełno tam prowincjonalnych* kotów. Poniższe limeryki poświęcone są czterem z nich.
Łączany
Zrodzon pod płotem w wiosce Łączany,
Kotek o grzywie z włosem rozwianym**,
Już w pół pacierza był jak spod igły,
Bowiem na jeża w mig go ostrzygły,
Jakieś złośliwe wsiowe gałgany
Czernichów
Miał kot domowy we wsi Czernichów,
Stały ból głowy z myszami ze strychu,
Bo te mnożyły mu się nad głową,
Nadto, robiły to masowo,
Najgorsze zaś, że nie po cichu
Jeziorzany***
Źle odchowany kot w Jeziorzanach
Wciąż zamykany jest w czterech ścianach,
Gdzie głównym ujściem kociej frustracji,
W najczulszym punkcie wnętrz aranżacji,
Są w opłakanym stanie firany
Kopanka***
Zwisało kotu sołtysa z Kopanki,
Czy sołtysowa ma całe firanki,
Ważne, że sobie mógł z karniszy,
Tasować żabki jak złapane myszy,
W aurze odlotu z jazdy bez trzymanki
Przypisy
* – prowincjonalność jest tu pojmowana wyłącznie jako fakt zamieszkania poza dużym miastem. Notabene, autor kocich limeryków ciekaw byłby dyskusji, czy prowincjonalność jako pewien stan umysłu, może występować u kotów (bo to, że sam umysł koty mają, nie ulega kwestii)?** – obraz kotka z włosem rozwianym przedstawiono na Rys. 1B.
*** – Jeziorzany i Kopanka to wsie położone po przeciwnych stronach Wisły (Jeziorzany na lewym brzegu rzeki a Kopanka na prawym), ok. 10 km przed Krakowem. Odległość między wsiami wynosi tylko ok. 500 m, tak więc płynąc tam Wisłą widzi się obie wsie naraz****. Można odnieść wrażenie, że dla Wisły, para tych wsi tworzy coś w rodzaju bramy, ostatniej przed królewskim Krakowem. Nie dziwi więc, że w limerykach, w obu tych wsiach pojawiają się firanki (szkoda tylko, że firankowy anturaż nie jest doceniony przez koty).
**** – choć z Jeziorzan do Kopanki jest tylko rzut kamieniem, chcąc dostać się z jednej wsi do drugiej trzeba skorzystać albo promu albo z autostrady (no, niezła alternatywa!). Trasa z przeprawą promową ma długość 500 m, zaś alternatywa z autostradą to już prawie 15 km (z czego po autostradzie 1 km).
Rys. 1. A - mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach; B – kotek z włosem rozwianym (wizja autora).
wczesny lipiec 2022
Koty 9 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 2)
Słowo od autora
Pomysł stworzenia cyklu limeryków o kotach znad Wisły spotkał się z bardzo życzliwą reakcją krakowskiego przyjaciela autora (K.R.), który od siebie już zamówił utwory o Zawichoście (miasto znane w przeszłości z codziennych radiowych komunikatów o stanie wód głównych rzek Polski) i Szczucinie (miasto, w którym K.R. ma rodzinę). Rzecz jasna, zamówienie będzie wykonane, ale zanim dopłyniemy do zamówionych miejscowości (Szczucin leży prawie 100 km za Krakowem, a Zawichost jeszcze kolejne 100 km dalej), sporo jeszcze wody w Wiśle upłynie. Swoją drogą dziwne, że K.R. nie zamówił limeryku(ów) o kocie (kotach) z Krakowa. Może jest pewien, że i tak go (je) dostanie?
Zamówiony(e) czy nie, limeryk(i) o kocie (kotach) z Krakowa, faktycznie i tak powstanie(ą)1 , ale jeszcze nie teraz, a jak widać z mapy na Rys. 1, być może nawet jeszcze nie w następnym odcinku…
1 - Płynie Wisła, płynie po polskiej krainie, zobaczyła Kraków, pewnie go nie minie – słowa pieśni patriotycznej napisanej w drugiej połowie XIX wieku najprawdopodobniej przez Kazimierza Hoffmana.
Goczałkowice
Na sianie koło Goczałkowic,
Mysią kompanię miał kot-krótkowidz,
I, że wystarczał myszom już cal,
By zejść mu z oczu gdzieś w siną dal,
Nie był tam w stanie się obłowić
Brzeszcze
Pewien zdziczały kot w mieście Brzeszcze,
Uwagę zwracał oczu wytrzeszczem,
Więc się go myszy bały panicznie,
Nawet z oddali, gdyż optycznie,
Wytrzeszcz ten skracał do niego przestrzeń
Oświęcim*
Zniknął kot-narwaniec z dróg w mieście Oświęcim,
Których przebieganie przestało go nęcić,
Gdy, wzięty życzliwą pamięcią kierowców,
Chciał wkręcić się żywo** w kolumnę BORowców***,
Zbyt zajętych gnaniem na full bez pamięci…
Przypisy
* – treść utworu inspirowana głośnym zdarzeniem, które miało miejsce parę lat temu (bez udziału kota).** – wkręcić się nieżywo to żadna sztuka.
*** – BOR - Biuro Ochrony Rządu – formacja zajmująca się ochroną najważniejszych osób**** i obiektów***** w Polsce, zlikwidowana w 2018 r. i zastąpiona przez SOP – Służbę Ochrony Państwa. W zdarzeniu wzmiankowanym w przypisie „*” brała udział jeszcze kolumna aut BORu, ale – Bogiem a prawdą – gdyby zamiana „biura” na „służbę”, oraz „rządu” na „państwo” dokonała się wcześniej, to zdarzenie inspirujące oświęcimski limeryk pewnie i tak by zaszło. Trzeba jednak przyznać, że utwór z kolumną SOPowców zamiast BORowców brzmiałby słabiej, gdyż w potocznej mowie Polacy nadal używają określenia „borowcy” (lub „borowiki”), może dlatego, że skrót SOP jest zbyt podobny do OSP******?
****,***** – to, że limerykowy oświęcimski kot nie należał ani do jednych ani do drugich, jest oczywiste. Jest jednak w Polsce taki jeden kot, któremu ochrona BOR/SOP w najwyższym stopniu oczywiście by się należała. Tego, czy powstanie o nim limeryk (kot mieszka w mieście nad Wisłą), jeszcze nie wiadomo. Dopłyniemy – zobaczymy…
****** – OSP - Ochotnicza Straż Pożarna – formacja jeżdżąca równie szybko jak SOP, ale z przyczyn daleko bardziej zrozumiałych i mniej zarozumiałych.
Rys. 1. Mapa z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach (cała Polska, patrz niżej).
czerwiec 2022
Koty 8 – limeryki o kotach znad Wisły (odc. 1)
„Coś się kończy, coś się zaczyna” – kilka zdań o genezie nowego cyklu limeryków
Powstały z inspiracji twórczością Jerzego Pilcha cykl limeryków o kotach z różnych dzielnic Wisły – rodzinnego miasta pisarza – był stosunkowo krótki, gdyż miasto nie jest wielkie i dzielnic ma zaledwie siedem. Tak więc Wisła jako miejsce zamieszkania mych limerykowych kotów skończyła się już po dwóch odcinkach. Z tego problemu zdawałem sobie sprawę już w momencie podjęcia wiślańskiego tematu, a widoków na kolejne tematy jakoś nie było. I dopiero niedawno eureka*, że w Wiśle Wisła się dopiero zaczyna, innymi słowy: eureka temat- rzeka. A ciesząc się, że z tym literackim tematem będę mógł płynąć całkiem długo (oby tylko nie popłynąć w grafomanię), obecnie przedstawiam utwory o kotach z trzech miejscowości położonych w początkowym odcinku rzeki (Rys. 1).
Ustroń
Tłusty kot w mieście Ustroń,
Kiedy stłukł ścienne lustro,
Odkrył dno drugiej strony,
Gdzie, nie licząc zmierzwionych
Cienkich kotów, jest pusto…
Skoczów
Pewien kot w mieście Skoczów,
Wiecznie skakał do oczu
Swemu odbiciu w lustrze,
Chcąc pazurów mu utrzeć,
Tak, by kiciuś też poczuł!
Strumień
Wyhodowany pod Strumieniem,
Kot z popapranym podniebieniem,
Przez przeterminowany whiskas,
Jak coś świeższego żarł, to z pyska
Lał strumień piany z obrzydzeniem
Przypisy
* – eureka (właściwie „heureka” - gr. „znalazłem”), okrzyk wydany przez Archimedesa** po wyskoczeniu z kąpieli w wannie, w której dokonał odkrycia prawa wyporności płynu (zwanego dziś prawem Archimedesa).** – Archimedes – grecki filozof i matematyk żyjący w czasach, gdy (w III wieku p.n.e.) rzeka Wisła wprawdzie płynęła, ale jeszcze nikt jej tak nie nazywał, natomiast miejscowości Wisła na świecie w ogóle nie było.
Rys. 1. Mapa Polski (Google Maps) ze specjalnie wyróżnionym biegiem Wisły. Wstawka w lewym dolnym rogu przedstawia region z miejscowościami wzmiankowanymi w limerykach.
schyłek maja 2022
Koty 7 – limeryki o kotach z pozostałych dzielnic Wisły
Od autora
Niniejszy zbiorek stanowi dokończenie serii limeryków o kotach z różnych dzielnic Wisły*, rodzinnego miasta Jerzego Pilcha, artysty, którego rolę jako źródła mej wiślańskiej inspiracji wyjaśniłem w przedmowie do poprzedniego zbiorku.
Był taki kocur, co w Wiśle-Czarne,
Spędzał w potoku dni nader skwarne,
Gdzie, choć mu upał odcinał prąd,
Skupiał się, żeby zdążyć na ląd,
W razie potrzeby sanitarnej
Koty w Nowej Osadzie,
Wierne zdrowej** zasadzie
Pierwszych kotów za płoty,
Na marcowe zaloty
Biegną już w listopadzie
Był kotek w centrum miasta Wisła,
Co klapki miał na pięciu zmysłach,
Polegał więc na szóstym zmyśle,
I zawsze w punkt przybiegał ściśle
Do „Żabki”, gdy rzucili Whiskas
Przypisy
* – mapę Wisły z naniesionymi nazwami dzielnic miasta można obejrzeć nieco niżej, na Ryc. 1 w zbiorku „Koty 6”
** – czytelnik uważający, iż zasada „Pierwsze koty za płoty” nie jest zdrowa (lub nie jest zdrowa w tym szczególnym przypadku), może sobie w limeryku podmienić „Wierne zdrowej” na „Na niezdrowej”.
koniec kwietnia 2022
Koty 6 – limeryki o kotach z czterech dzielnic Wisły
Przewrotnie nadwątlona pamięć – rzecz o inspiracji literackim dziełem Jerzego Pilcha
Kupiona przeze mnie (chyba wiosną ub.r., - nie pamiętam dokładnie) książka Jerzego Pilcha* pt. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2017) przeleżała na mojej półce długie miesiące, póki nie skończyłem czytania innych książek kupionych przy tamtej zeszłorocznej okazji. Czytać Pilcha uwielbiałem bowiem od dawna, przeto z całego zeszłorocznego zestawu lektur, zostawiłem go sobie na deser. A deser miał być tym dla mnie smaczniejszy, że „B.u.l.”** jest zbiorem 30 opowiadań na tyle niedługich, że dochodząc do końca opowiadania mogę jeszcze pamiętać jaki był początek (dużo czytam to wiem). Czytałem więc te opowiadania z przyjemnością aż do trzynastego (pt. „Stary Kubica i ciemność”***), w którym pierwsze zdanie: „Stary Kubica, gdyby jeszcze żył, miałby sto pięć lat, czyli i tak już by nie żył” zrobiło na mnie niepokojące wrażenie, że gdzieś/kiedyś je już czytałem. Podobnych „deja lu”**** do końca książki miałem jeszcze parę: a to czytając o naczelniku wiślańskiej poczty Jerzym Czyżu (drugim dziadku autora), a to o babci Czyżowej, a to o ewangelickim biskupie Wantule (przyjacielu rodziny)… tak, że skończywszy lekturę skonstatowałem, iż całą Pilchową „B.u.l.” musiałem już kiedyś w życiu przeczytać. Konstatacja ta była o tyle przykra, że literaturę czytuję intensywnie jedynie od kilkunastu lat, a wszystkie przeczytane książki kupiłem osobiście – wyglądało więc na to, że identyczny „B.u.l.” raz już kiedyś sobie kupiłem. Ale za nic nie mogłem sobie przypomnieć – ani faktu kupna takiej książki, ani tego, bym ją miał w swych zbiorach… No, ból!
Prowadzone bez entuzjazmu przeszukanie mej biblioteczki dało rozwiązanie zagadki, w postaci książki J. Pilcha pt. „Indyk beltsville. Opowiadania zebrane” (Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2016), zawierającej cztery zbiory opowiadań, w tej liczbie również i „B.u.l.”! Stało się więc jasne, że zbiór opowiadań „B.u.l.” mam u siebie w dwóch egzemplarzach (i faktycznie czytałem go dwukrotnie), chociaż książkę o takim tytule kupiłem tylko raz. I teraz nie wiem, czy się bardziej cieszyć czy martwić. Cieszyć, bo nie jest jeszcze ze mną tak źle, żebym kupił drugi raz książkę, którą już mam? Martwić, bo czytając opowiadania w „B.u.l.” w tym roku, to że już je czytałem spostrzegłem dopiero przy trzynastym kawałku (o starym Kubicy)? Cieszyć, bo dzięki nadwątleniu pamięci, radość czytania tego samego mogłem przeżyć drugi raz jak gdyby nigdy nic? Martwić, bo choć od ostatniej lektury „B.u.l.” minął ledwie miesiąc, już dziś nie pamiętam treści połowy opowiadań? Cieszyć, bo wkrótce mógłbym znów to wszystko przeczytać na świeżo? Nie wiem…
Wiem natomiast, i będę raczej długo pamiętał, że w ostatnim opowiadaniu pt. „Romantyczna skłonność do zwierzeń” Pilch zawarł kilkustronicową analizę porównawczą kotów i psów, przychylającą się zdecydowanie na stronę tych pierwszych. Dość przytoczyć dwa Pilchowe stwierdzenia: „w znaczeniu ewolucyjnym pies w stosunku do kota jest dobrych kilka miliardów lat do tyłu” oraz „kot ma pysk wredny, ale inteligentny, pies ma mordę poczciwa, ale debilną”. A tymczasem ja, w swej limerykowej twórczości, w okresie 06.2018-12.2019 psom poświęciłem aż 75 utworów (szukaj tu), zaś pisanie o kotach, zainicjowane we wrześniu 2020 r., idzie mi trudno (jak dotąd powstało tylko 13 limeryków). Czyżby kocie sprawy były dla mnie za mądre? Jakkolwiek by nie było, J. Pilch mocno podrażnił mą twórczą ambicję.
Podrażnił, ale i zainspirował, wspominając w wielu opowiadaniach rodzinną Wisłę, miasto złożone z kilku dzielnic/osiedli położonych w różnych odcinkach doliny Wisły i jej dopływów (sam Pilch pochodzi z Jawornika). Wziąłem więc sobie na ambicję napisanie limeryków o kotach żyjących w poszczególnych dzielnicach tego miasta, a niniejszy zbiorek zawiera pierwsze cztery.
Był kotek, który w Wiśle-Malince,
Wpychał pazury do skarbonki w śwince,
A nie był fanem żywej gotówki,
Więc kładł wyrwane z świnki złotówki,
Pokotem w rządki ściśle po pińcet*****
Żył sobie w Wiśle-Głębce
Kot zdolny do poświęceń,
W marcowe walentynki******,
Gdy czasu na „dziewczynki”
Poświęcał jak najwięcej
Był nietypowy kot w Jaworniku,
Co żywot cały pędził w kurniku,
W którym się, chodząc spać z kurami,
W rytmie dobowym mijał z myszami,
Bo te zjawiały się po capstrzyku*******
Żył był przed laty w Wiśle-Obłaziec,
Kot, myszowaty w pyska wyrazie,
Co mysich prób przemyśleń z bliska,
Siły wyrazu owego pyska,
Nie puszczał płazem w żadnym razie
Przypisy
* – Jerzy Pilch (ur. w 1952 w Wiśle, zm. w 2020 r. w Kielcach) – wybitny pisarz, publicysta, felietonista, dramaturg i scenarzysta filmowy, laureat m.in. literackiej nagrody Nike.
** – tu: „Bezpowrotnie utracona leworęczność”.
*** – tytułowy „Stary Kubica” (formalnie: Paweł Pilch) był dziadkiem Jerzego Pilcha od strony ojca.
**** – „deja lu” (franc. „już czytane”) to zwrot analogiczny do bardziej popularnego „deja vu” (już widziane).
***** – „Pińcet złoty, stówa za mało piękny kawalerze” to kultowa kwestia ze sceny z babcią w filmie „Poranek kojota” (reż. O. Lubaszenko).
****** – to, że ludzkie walentynki wypadają w lutym, specjalnie kotów nie obchodzi.
******* – capstrzyk – sygnał oznaczający koniec zajęć dziennych i wzywający do ciszy nocnej (wykonywany w wojsku, na trąbce lub na sygnałówce).
Ryc. 1. Mapa Wisły (wg Google Maps) z naniesionymi nazwami dzielnic miasta.
pewnie marzec 2022
Koty 5 – limeryki o czterech osobliwościach kociego menu
Chuda jak zając kocica z Kcyni,
Gustuje w smakach skórki z cukinii*,
Albo z ogórków, aż trzęsą się uszy,
Lecz już z ziemniaka mundurków** nie ruszy,
Bo pogrubiają ją na całej linii
Kot pewnego masarza, który w mieście Miszkolc
Cud-kiełbaski wytwarza otulone kiszką,
Ma te cuda w lodówce, lecz otwarcie woli,
Żyć o cienkiej parówce z fast-fooda i w folii,
Bowiem żarcie wprost z kiszki już mu trąci myszką
Wszystkie normalne koty w Kioto,
Wiedzą, że kot, gdy je risotto,
I jedząc nie popija sake,
Walnie rozmija się ze smakiem,
Ergo*** totalnym jest idiotą
Żył był kot-żarłok w domku pod Makau,
Gdzie stylem króli**** domowych zakał,
Umiał spiżarnię tak sczyścić całą,
Że i cebuli nie zostawało
Więcej niż tyle co kot napłakał
Przypisy (głównie językoznawcze)
* – autor limeryku zmagał się z pokusą, aby zamiast „…kocica z Kcyni,… skórki z cukinii” napisać „… kocica spod Kcyni, … skórki od cukinii”, gdyż pozwoliłoby to zrównać rytm pierwszych dwóch wersów z rytmem reszty utworu. Jednak internetowe wyszukiwarki „skórek od” znajdują niemal wyłącznie skórki od banana i rzadko od arbuza, a inne produkty spożywcze z takimi skórkami, które autorowi udało się znaleźć jedynie w tzw. Korpusie Języka Polskiego PWN, to pomarańcze, kiełbasa i chleb. Przyczyna tego stanu rzeczy jest autorowi niewiadoma. Raczej nie chodzi o to, że skórkę da się łatwo oddzielić (od banana się da, ale od arbuza się nie da, a od kiełbasy czy chleba też raczej nie) lub że jest niejadalna (bo skórka od chleba jadalna jest, a co do skórki od kiełbasy można dyskutować). O co więc chodzi, nie wiadomo…, w każdym razie na wszelki wypadek autor wolał uniknąć krytyki językowych purystów i użycie w limeryku skórki od cukinii odpuścił.
** – ww. Korpus Języka Polskiego PWN (patrz przypis *), zwrotu „mundurki z ziemniaków” (czy też z ziemniaka) w ogóle nie notuje, zaś „ziemniaków w mundurkach” jest wszędzie pełno. Wygląda na to, że ziemniaczana skórka, w roli mundurka istnieje tylko na ziemniaku, a po zdjęciu z niego traci tę rolę bezpowrotnie. Jako jedyne uzasadnienie tej sytuacji autor widzi, że inaczej niż mundurek szkolny lub mundur wojskowy, które po zdjęciu można ubrać ponownie, skórka zdjęta z ziemniaka, do ponownego ubrania się nie nadaje. Po zdaniu sobie sprawy z tego faktu, autor miał do wyboru: zdjąć cały utwór o kocicy z Kcyni, lub w te mundurki brnąć na całej linii. I, prawem poety, wybrał to drugie (limerykowa kocica, dbając o swą linię, wyboru rzecz jasna nie miała…).
*** – łacińskie słowo „ergo” (pol. więc) chyba najbardziej znane jest nam z kartezjańskiego powiedzenia „cogito ergo sum” (pol. myślę więc jestem). Parafrazując Kartezjusza, koty z Kioto mogłyby rzec „bibito sake con risotto ergo sum cattus non idiotto” (pol. popijam sake do risotto, więc jestem kotem nie idiotą).
**** – według Słownika Języka Polskiego, dopełniaczem liczby mnogiej rzeczownika „król” jest słowo „królów” lub „króli”, z tym, że to ostatnie odnosi się do samców królika lub króli szachowych, a z królewskich postaci jedynie do Trzech Króli którzy nawiedzili Dzieciątko w Betlejem. Tak więc użycie „króli” w limeryku jest językowo niepoprawne. Ale poprawienie w utworze „króli” na „królów” wymagałoby bezsensownego zastąpienia „cebuli” przez „cebulów”, więc nie ma zmiłuj. Uwaga: rzecz jasna, kojarzenie sczyszczenia spiżarni z odwiedzinami Trzech Króli jest bezwzględnie nie na miejscu.
Spostrzeżenie końcowe
Po ułożeniu powyższych limeryków i ich ułożeniu w niniejszym zestawie, zauważyłem, że nazwy użytych w nich miejscowości zaczynają się na K i M i ponownie na K i M. A co więcej, wyrazy tytułowego zwrotu „kocie menu” również zaczynają się na „k” i „m”. Przypadek? Rozważając tę kwestię, zauważyłem dodatkowo, że i pospolity zwrot z łaciny kuchennej (***** ***)^ składa się z wyrazów na „k” i „m”, i już nie wiem, co o tym myśleć…
^ – osobom, które w układzie gwiazdek jak powyżej węszą podtekst polityczny, przypominam, że wyrazy w tym konkretnym układzie zaczynają się na „k” i „m”!
koniec stycznia 2022
Koty 4 – trzy limeryki o kotach w różnych miejscach przestrzeni między materializmem a duchowością
Jadł konkretnie kot pod Grudziądzem,
Whiskas w miskach krytych mosiądzem,
Apetyty mając ogromne,
Na nakrycia złote a skromne*,
Co dyskretnie pachną** pieniądzem
Gdy pod choinkę, kot z Rudy Wirek***
Dostał raz skrzynkę na chudy żwirek,
A dla psa była moc świeżych kości,
To kot tak wylał złość na całości,
Że aż pies zjeżył się jak tapirek****
Znany z odwagi kot z miasta Praha,
Co to bez strachu hasał po dachach,
Utknął na dachu minaretu,
Skąd, wypłukany całkiem z tupetu,
Miałkie uwagi słał do Allacha*****
Przypisy
* – to, że określenie „złote a skromne” zostało wypowiedziane przez filmową****** postać wysoko postawionego członka duchowieństwa, nie powinno przesłaniać prawdy, iż limerykowy kot, mający takie apetyty, jest zdecydowanym materialistą i duchowością się specjalnie nie przejmuje.
** – na pewnym etapie tworzenia, autor rozważał podmianę słowa „pachną” na „trącą”, gdyż to ostatnie lepiej by współbrzmiało z podstawowym rymem utworu (Grudziądzem/mosiądzem/pieniądzem). No, ale „trącić” oznacza tyleż co „śmierdzieć” a zgodnie z rzymską sentencją „pecunia non olet” pieniądz nie śmierdzi. Zostało więc „pachną”.
*** – Wirek jest dzielnicą Rudy Śląskiej. Pierwotnie była to kolonia hutnicza położona nad potokiem (stąd podstawą nazwy jest „wir”). Nazwę „Ruda Wirek” nosił istniejący tam do 2000 r. przystanek kolejowy.
**** – już sam fakt, iż limerykowy incydent miał miejsce pod choinką (kojarzącą się jednoznacznie z Bożym Narodzeniem), nadaje jego uczestnikom (a przy tym uczestnikom konkretnego podziału dóbr materialnych) pewną nutkę duchowości. Ponadto można sądzić, że kot otrzymujący żwirkowy gadżet w zwykły dzień, byłby raczej całkiem zadowolony, a jego złość pod choinką była częściowo efektem niecodziennego styku między duchowością a materializmem.
***** – tego, czy limerykowy bohater hasał po dachach z potrzeby ducha (Praga widziana z góry jest jeszcze piękniejsza niż widziana z dołu) czy po prostu polując na ptaki, nie wiemy. Wiemy natomiast, że znalazłszy się w pułapce, zwrócił się (nieważne, czy z pretensją czy o pomoc) do istoty nadprzyrodzonej. I wówczas, przewaga duchowości kota nad jego materializmem, nawet jeśli chwilowa, była niewątpliwa.
****** – chodzi o film pt. „Kler” w reżyserii W. Smarzowskiego.
2. dzień 1. miesiąca 2022. roku
Koty 3 – trzy limeryki z krótką informacją o inspiracji i trzema przypisami
Informacja o inspiracji
Ostatni limeryk z poprzedniego zbiorku (Koty 2), zaczynający się wersem „Żył raz** szałowy kot we wsi Liszki” i opatrzony przypisem: „** – tu: zgodnie z zasadą: „raz się żyje””, spotkał się z pytająco/zaczepnym komentarzem czytelniczki ze Śląska: „to ten kot nie miał więcej żyć?”. Zdałem sobie wówczas sprawę, że kot z jednym życiem to we współczesnym świecie przeżytek, i że w kolejnym limeryku powinniśmy pójść z duchem czasu. I stąd się wziął temat pierwszego limeryku obecnego zbiorku.
Tematyka pozostałych dwóch utworów, choć całkiem nienowoczesna (ot zimowe trudy i świąteczne tradycje) jest po prostu na czasie, gdyż białe Boże Narodzenie minęło dopiero co. I to by było na tyle.
Choć raz za razem*, w Dytmarowie,
Kot-kamikadze vel dachowiec,
Rzuca się z dachu na łeb na szyję**,
Prosto do piachu, to ciągle żyje…
Jakby tych żyć miał całe mrowie
Pewien biały kot w Tenczynku
Spędzał zimy na kominku,
Wiosną zaś mu pobielano,
Sierść miejscami podpalaną,
Okładami z tlenku cynku***
W czasie adwentu, w lasku pod Szyszynkiem,
Pewien kot znosił myszy pod choinkę,
Chcąc mieć namiastki prezentów gwiazdkowych,
Lecz mu blask gwiazdki zgasił ch…**** gajowy,
Robiąc choinkom hurtową wycinkę
Przypisy
*,** – o tym, że między rzucaniami się z dachu, kot raz po raz musi się nań wdrapać (dobrze, że kot ma pazury), w limeryku nie ma ani słowa, bo rzucanie się do piachu jest znacznie bardziej spektakularne (i w mediach miałoby zdecydowanie większą oglądalność).
*** – tlenek cynku, znany też jako biel cynkowa, jest stosowany m.in. jako pigment do farb. W malarstwie, biel cynkowa stopniowo wyparła (w I połowie XIX wieku) wcześniej stosowaną biel ołowiową, która choć lepiej kryjąca, jest niebezpieczna z uwagi na toksyczność. W bieleniu kotów, stosowanie bieli ołowiowej jest dodatkowo niezalecane z uwagi na znaczny ciężar ołowiu, który zdecydowanie pogarszałby skoczność zwierzęcia.
**** – to niecenzuralne krótkie słowo (ciekawe, że w jego wykropkowanym zapisie, do zastąpienia dwóch nienapisanych liter trzeba zastosować aż trzy kropki), w swej wymowie drastycznie nie licuje z wigilijnym nastrojem. Z drugiej zaś strony, kot może go użyć wyłącznie w noc wigilijną, kiedy zwierzęta mają jedyną szansę powiedzieć, co myślą. I pewnie niejednemu ciśnie się na pysk pytanie „jak żyć?”.
2021
listopad 2021
Koty 2 – cztery limeryki bez wstępu i komentarzy, i nieomal bez przypisów
Jest jeden taki kot w górach Ural,
Co łapie ptaki aż furczą pióra,
Na widok myszy zaś się boczy…
Czyżby mu twórczo, klapki pod oczy*,
Zechciała przyszyć matka natura?
W pod-opolskiej wsi Komprachcice,
Tłuste koty grzeją ulice,
Tam gdzie auta, przez kocie łby,
Są zbyt wolne do tego, by
Im popędzić kota w praktyce
Niejaki Buras, kot spod wsi Majaki,
Działa, skubany, jako pies na ptaki,
Nic przy tym nie ma do wiejskich kur,
Bowiem, jak mniema, kura to stwór,
Przebrany w pióra dla jaj lub dla draki
Żył raz** szałowy kot we wsi Liszki,
Co wylizywał panu kieliszki,
W święta od kolorowych wódek,
Po których, łamiąc białą nudę,
Widywał same tęczowe myszki
Przypisy
* – chodzi o klapki utrudniające patrzenie prosto na ziemię
** – tu: zgodnie z zasadą: „raz się żyje”
wrzesień 2021
Koty 1 – trzy limeryki z krótkimi komentarzami
Tytułem wstępu
Od opublikowania poprzedniego zbiorku limeryków (Polskie jelenie regionalne 21) minęło wyjątkowo dużo czasu, bo aż trzy miesiące. Tematyka nowego zbiorku (koty) określiła się wprawdzie bardzo szybko, ale też szybko okazało się, że do układania limeryków o tych zwierzętach jakoś brakuje mi fantazji. Mogłoby się to wydawać zrozumiałe z tego względu, że z kotami niewiele miałem w życiu do czynienia (wyjątkiem jest jedna kotka, którą nasza rodzina dostała 20 lat temu, i która 3 lata później zginęła pod kołami samochodu), no ale przecież z jeleniami miałem do czynienia jeszcze mniej, a pisanie o nich szło raczej gładko… Nie wiem więc, w czym jest problem…
Prawdę mówiąc, dwa limeryki o kotach ułożyłem względnie szybko, bo w miesiąc. Z trzecim szło jak po grudzie. Sytuację uratował dopiero pomysł, by limeryk oprzeć na motywach problemów, jakie stwarza nam kot, którego nawet nie znamy. Konkretnie: jeden z kotów zamieszkałych na naszym osiedlu, lubi załatwiać się w naszym ogródku, pod różami. Staramy się temu przeciwdziałać spryskując ziemię akyszkiem, ale ten środek (którego zapachu koty nie znoszą) działa tylko przez parę dni (ziemia nie pamięta zapachu) i opryski trzeba co rusz ponawiać, bo jak nie, to po paru dniach kot (to znaczy to, co zrobił) pojawia się znowu. Mamy wrażenie, że gdyby akyszkiem spryskać kota, to może by się już nie pojawił (kot może by pamiętał?), ale nigdy nie udało się nam nawet zobaczyć tego łobuza. Pryskamy więc ziemię.
Był raz kotek w Kokotku,
Który siedział na płotku
I mrugając* na myszki,
Śpiewał* o tym, że kiszki,
Marsza grają mu w środku
Był kotek w mieście Tczew,
Co grzywę miał jak lew,
W otoku zaś tej grzywy,
Wyglądał jak fałszywy,**
Szczerości wzroku wbrew
Kotek w ogrodzie w Skaryszewie,
Co dzień znajdował się na drzewie,
Bo gdy na ziemi szczał w róż zagony,
Co rusz akyszkiem*** bywał karcony,
Więc wiał tam, gdzie panował przewiew
Przypisy
* – o kotku, który mruga na płotku, mówi popularna dziecięca piosenka, i chociaż nie mówi ona dosłownie, że kotek śpiewa, to ze słów „zaśpiewaj koteczku jeszcze raz” można wnioskować, że jednak tak. Ww. piosenka, o mruganiu i śpiewaniu traktuje w dwóch oddzielnych zwrotkach, a w limeryku mamy dwa (i mruganie i śpiewanie) w jednym. To się nazywa skondensowanie informacji!
** – o tym, czy koty są fałszywe (a właściwie o tym, że wbrew powiedzeniu, że są, nie są) fachowcy napisali tomy. Osobiście w pełni zgadzam się z fachowcami, zastrzegając że ich opinie nie dotyczą kotów fałszywych w takim sensie w jakim fałszywa może być moneta (czyli niebędących prawdziwymi kotami, a jedynie będących do nich podobnymi). W tym kontekście aż chciałoby się przedyskutować zagadnienie „czy prawdziwy Polak może być fałszywy”? Ale to już temat na oddzielną dyskusję (może kiedyś…).
*** – działanie akyszka opisano w tekście „Tytułem wstępu”
czerwiec 2021
Z życia jeleni 21 – polskie jelenie regionalne, odc. 5 i ostatni
Od autora
Dwa z trzech limeryków obecnego - ostatniego już - odcinka cyklu „Polskie jelenie regionalne”, powstały bardzo szybko, natomiast ułożenie ostatniego utworu zajęło mi aż cały miesiąc, przez większość którego na próżno starałem się dokończyć dzieła. Cóż – ułożenie utworów o jeleniach w Mazowieckiem i Świętokrzyskiem okazało się szczególnie łatwe, zaś tego o jeleniach w Łódzkiem – szczególnie trudne.
Limeryk o jeleniach w Mazowieckiem był właściwie gotowy już w chwili opublikowania wcześniejszego odcinka, co ujawniłem w pierwszym tamtejszym przypisie (do utworu o Zachodniopomorskiem), zaznaczając, że utwór „Mazowieckie” będzie dotykał kwestii szczególnie niskiej gęstości zajelenienia (nie mylić z gęstością zaludnienia) w tym województwie (Rys. 1A, por. też Rys. 1B do poprzedniego odcinka cyklu). A już kolejnego dnia okazało się, że podobny problem jeleni w Świętokrzyskiem też się da poruszyć w limeryku, tym zgrabniej, że jednym z najwydatniejszych szczytów Gór Świętokrzyskich jest Łysa Góra, która aż się prosiła by na niej zlokalizować czasowe maksimum zagęszczenia jeleni z całego regionu.
Ogólny temat limeryku „Łódzkie” również pojawił się szybko, bo to, że w owym województwie krzyżują się drogi łączące przeciwległe krańce Polski (więc pewnie najrówniej krzyżują się tam i jelenie z różnych stron), narzuca się od razu. Problemem natomiast okazało się znalezienie sensownych rymów do utworu. Niestety, niemal wszystkie polskie wyrazy rymujące się z przymiotnikiem „łódzki” (przymiotnik utworzony od rzeczownika „łódź”) są przymiotnikami utworzonymi od rzeczowników sposobem „na jedno kopyto” (np. bejrucki, molucki, ludzki, rudzki, ostródzki, wojewódzki), a rymu trzech (obowiązkowo: w wersach 1, 2 i 5) tak podobnie skonstruowanych wyrazów, moje poczucie estetyki nie wytrzymywało. Z zapasu wyrazów alternatywnych (w którym były jedynie: kucki, onucki i młócki) do życia jeleni nie udawało mi się dopasować nic.
Trzeba dodać, że w przypadku większości nazw województw, poszerzenie zestawu rymów do wykorzystania jest możliwe dzięki temu, iż przymiotnikowi w nazwie własnej województwa zwykle odpowiada rzeczownik będący nazwą własną regionu (np. Pomorskie – Pomorze, Lubelskie – Lubelszczyzna, Podlaskie – Podlasie, Śląskie – Śląsk) a rzeczowniki odmieniane przez przypadki, mają w różnych przypadkach różne końcówki, co dodatkowo poszerza wachlarz możliwych rymów. Niestety – Łódzkie jest jednym z trzech województw, którego nie określa rzeczownikowa nazwa własna.
Powyższe uwarunkowania sprawiały, że limeryku „Łódzkie” nie udawało się ułożyć przez cztery tygodnie. Jako światełko w tunelu jarzył mi się rym „łódzkie - Puckiem”, ale sensowne powiązanie jeleni w Łódzkiem (czyli w samym środku Polski) z Puckiem (leżącym na północnym krańcu kraju) nie przychodziło do głowy. Przełom w głowie nastąpił dopiero o świcie 1 czerwca br., po śnie wzmocnionym wieczorną degustacją sześciu gatunków wódek w Dworze Sieraków (położonym na pd. od Wieliczki zacnym ośrodku firmy „Dom Wina”; polecam!), w postaci pomysłu jeleniej genetycznej helisy* sięgającej od Tatr do Bałtyku tak, by zgrabnie kończyć się skrętem do Helu (Rys. 1A). I za dwie godziny limeryk był gotowy. A kolejnych kilka dni poświęciłem już tylko opracowaniu niniejszego wstępu oraz ilustracji.
Murowana Goślina, 6 czerwca 2021 r.
Mazowieckie
W psyche jelenia z nizin Mazowsza,
Które ogromny zajmuje obszar,
Góruje syndrom osamotnienia,
Ponieważ gęstość zajelenienia,
Jest na Mazowszu nienajzdrowsza
Świętokrzyskie
Naturalne dla jelenia w Świętokrzyskiem,
Przeciętnego zagęszczenia stany niskie,
Osiągają szczyt wynaturzeń,
W rykowiskach na Łysej Górze,
Gdzie znów jeleń do czynienia ma ze ściskiem
Łódzkie
Mają jelenie żyjące w Łódzkiem,
Korzenie szersze niż wojewódzkie,
A genetyczna ich helisa,
Sięga od słupka RP na Rysach,
Po skręt do Helu w prawo za Puckiem
Rys. 1. A – mapa administracyjna Polski (Wikipedia) z zaznaczonymi miejscami wzmiankowanymi w limerykach. Skręt do Helu w prawo za Puckiem zaznaczono czerwoną strzałką. Brązowe kółka ilustrują zróżnicowanie gęstości występowania jeleni na obszarze kraju. B – model cząsteczki DNA (źródło).
Przypisy
* – helisa to w matematyce linia śrubowa, zaś podwójna helisa jest modelem struktury cząsteczki kwasu dezoksyrybonukleinowego (DNA), będącego nośnikiem kodu genetycznego (Rys. 1B).
maj 2021
Z życia jeleni 20 – polskie jelenie regionalne, odc. 4
Od autora
We wstępie do poprzedniego odcinka cyklu „Polskie jelenie regionalne” wyjaśniłem, że kolejne limeryki w tym cyklu dotyczyły województw granicznych, uszeregowanych zgodnie z ruchem wskazówek zegara, począwszy od pełnej godziny (czyli od województwa pomorskiego). Zafrapowało to Wydawcę limeryków (A.W.), który zaproponował by „począwszy od pełnej godziny (czyli od województwa pomorskiego)” zamienić na: „począwszy od południa (raczej od północy, czyli od województwa pomorskiego)”. Cóż, trzeba przyznać, że wprawdzie określenie „zgodnie z ruchem wskazówek zegara” jest jednoznaczne, ale już ”począwszy od …” opisać trudniej, bo wskazówki zegara są dwie (jeśli nie liczyć trzeciej – sekundowej) i to co w przypadku jednej (czyli dużej wskazówki) oznacza pełna godzinę, w przypadku drugiej – małej - oznacza południe lub północ. Czyli faktycznie: północ na mapie odpowiada kierunkowi małej zegarowej wskazówki i w południe i o północy. Ciekawe pomieszanie.
Wydawać by się mogło, że pomieszanie nazwy kierunku północnego z nazwą pory dnia, kiedy mała wskazówka zegara wskazuje taki kierunek na mapie (południe lub północ) jest jakimś fatalnym niedopatrzeniem twórców konwencji tarczy zegarowej, bo przecież można by się posługiwać zegarami, których małe wskazówki wykonują jeden obrót w ciągu dwudziestu czterech (a nie dwunastu) godzin i kierunek północny wskazują TYLKO o północy (a już w południe wskazują kierunek południowy). Byłoby BARDZIEJ NATURALNIE … ale tylko dla Polaków, bo to, że strony świata „północ-południe” nazywają się dokładnie tak samo jak pory dnia „północ- południe” jest właściwością tylko języka polskiego! Można zapytać – DLACZEGO? Czyżby inne nacje nie zauważyły, że Słońce w południe świeci właśnie z kierunku południowego (a o północy świeciłoby z kierunku północnego, gdyby nie zasłaniała go nieprzezroczysta Ziemia)??... Trzeba powiedzieć, że chyba zauważyły WIĘCEJ, mianowicie to, że na znacznej części ziemskiej półkuli południowej, Słońce w południe świeci akurat z kierunku północnego, a w dodatku, w obszarze między zwrotnikami (Raka i Koziorożca), Słońce w południe przez część roku świeci z kierunku południowego, a przez drugą cześć roku odwrotnie – z północnego. I pewnie z tego powodu, strony świata „północ-południe” w innych językach mają nazwy zupełnie inne niż pory dnia „północ-południe”. Można zapytać: dlaczego inne nacje to zauważyły a Polacy nie? Może dlatego, że Polacy nie mieli kolonii w innych stronach świata, więc nie widzieli, z której strony Słońce świeci gdzie indziej niż w ojczyźnie? No, ale np. Czesi też nie mieli kolonii a po czesku strony świata nazywają się „sever-jih” zaś pory dnia „pulnoc-poledne”…
Czego by o tej sprawie nie sądzić, trzeba powiedzieć, że pomysł zastąpienia zegarów z dwunastogodzinnym okresem ruchu małej wskazówki, zegarami z ruchem dwudziestoczterogodzinnym, nadaje się do zgłoszenia jako sztandarowy projekt Narodowego Programu Kopernikańskiego. Co nam tam obcy, w językach obcych, będą mówić jak polskie zegary mają wskazywać polski czas!
Zanim jednak Narodowy Program Kopernikański wprowadzi takie zegary, upłynie trochę czasu (sic!), więc w reakcji na spostrzeżenie Wydawczy limeryków zaproponowałem, by we wstępie do poprzedniego cyklu limeryków, niejednoznaczny zwrot „począwszy od pełnej godziny (czyli od województwa pomorskiego)” zastąpić jednoznacznym „począwszy od góry tarczy (czyli od województwa pomorskiego)”.
Niejako przy okazji zauważyłem, że mój objazd mapy Polski wzdłuż granicy (w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara) właśnie się kończy (ostatnim województwem jest Zachodniopomorskie, występujące w obecnym odcinku), i pora przejść do województw w głębi kraju. I wprawdzie pisząc poprzedni odcinek jeszcze nie wiedziałem jaka będzie kolejność tych ostatnich województw, to dziś widzę, że algorytm kolejności wszystkich województw będzie spójny, jeśli objazd województw granicznych przyrównamy do ruchu dużej wskazówki zegarowej, a objazd województw centralnych – do ruchu małej wskazówki (Rys 1A). To, że przy takiej interpretacji, we wstępie do poprzedniego odcinka moglibyśmy spokojnie wrócić do sformułowania „począwszy od pełnej godziny …”, nie ma już znaczenia, bo sformułowanie „począwszy od góry tarczy …” jest zawsze OK.
Zachodniopomorskie
Jeden jeleń, gdzieś w Zachodniopomorskiem*,
Choć z łaniami znajomości miał szorstkie,
To rozmowy z rywalami miał gładkie,
I potomstwo całej owej gromadki,
Niezawodnie i w całości - autorskie
Wielkopolskie
Mają jelenie z Wielkopolski,
Ciasne spojrzenie z rysem mongolskim,
Bo w czasach Ordy**, łaniom z tej ziemi,
Chan posłał hordy własnych jeleni,
Z przesłaniem mało apostolskim
Kujawsko-Pomorskie
Jest taki jeden jeleń z Kujaw***,
Który nie czuje, co to ruja,
Więc kiedy w rykowiska porze,
Już pofechtuje swym porożem,
To potem może iść się bujać
Rys. 1. A – mapa administracyjna Polski
(Wikipedia) z naniesionymi wskazówkami zegara –
materiał ilustracyjny do zrozumienia algorytmu uszeregowania województw w cyklu limeryków „Polskie jelenie
regionalne” (opis algorytmu w tekście „Od autora”). Położenie dużej wskazówki wskazuje pierwsze
województwo w całym cyklu. Położenie małej wskazówki pokazuje pierwsze województwo w grupie województw
centralnych. B – mapa ilustrująca rozkład pozyskania jeleni w polskich okręgach łowieckich w roku 2018/19
(PZŁ).
Przypisy
* – jeśli chodzi o populację jeleni, Zachodniopomorskie jest najzasobniejszym polskim województwem, i tam też największe jest pozyskanie tych zwierząt w przeliczeniu na jednostkę powierzchni leśnej (Rys. 1B). Na drugim biegunie pod tym względem jest województwo mazowieckie (o tej kwestii będzie traktować jeden z limeryków w kolejnym odcinku).
** – Złota Orda to historyczne państwo mongolskie, założone w I połowie XIII wieku przez wnuka Czyngis-chana i istniejące przez ponad dwa stulecia. W XIII wieku Mongołowie dokonali trzech najazdów na ziemie polskie, które wprawdzie przyniosły znaczne straty ludnościowe i gospodarcze (w wyniku bitwy pod Legnicą w 1241 r. zginął m.in. książę Henryk Pobożny), ale nie spowodowały uzależnienia Polski od Mongołów. Trzeba przyznać, że głównym celem Mongołów były Węgry, zaś działania wojenne na terenie Polski toczyły się przede wszystkim w Małopolsce (to – według legendy – właśnie wówczas miał ulec skróceniu krakowski hejnał mariacki – patrz limeryk) i na Śląsku – może więc trochę dziwić, że idące z wojskiem mongolskie jelenie nieco zboczyły ze szlaku i dotarły do Wielkopolski, i że historycy o tym nie wspominają. No cóż, nie pierwszy to raz, gdy luki w kronikach trzeba uzupełniać w limerykach****
*** – w limeryku o województwie kujawsko-pomorskim wyjątkowo użyto tylko pierwszego członu nazwy województwa, a to z tego powodu, że wymyślony w jednej chwili rym „z Kujaw”, „ruja” i „się bujać” tak się autorowi spodobał, że nie sposób się było oprzeć…
**** – o podobnie niezauważonym zdarzeniu opowiedziała też W. Szymborska w następującym limeryku: „Raz Mozarta bawiącego w Pradze - obsypały z kominka sadze. - Fakt, że potem, w ciągu pół godziny, - wymorusał aż cztery hrabiny, - jakoś uszedł biografów uwadze” (z tomiku „Rymowanki dla dużych dzieci” Wisławy Szymborskiej, Wydawnictwo a5, Kraków 2003).
za parę dni maj 2021
Z życia jeleni 19 – polskie jelenie regionalne, odc. 3
Od autora
W odzewie na poprzedni odcinek cyklu „Polskie jelenie regionalne”, dotyczący jeleni z województw: lubelskiego, podkarpackiego, małopolskiego i śląskiego, stała czytelniczka (z Śląskiego) wyraziła zaciekawienie takim akurat uporządkowaniem jeleni. W związku z tym wyjaśniam, że biorąc na tapetę kolejne województwa kieruję się mapą Polski, objeżdżając ją po bandzie (tj. wzdłuż granicy) zgodnie z ruchem wskazówek zegara, począwszy od góry tarczy (czyli od województwa pomorskiego). Ostatnim województwem w tym objeździe będzie zachodniopomorskie, z którego trzeba będzie podążyć w głąb kraju. Tego, jaka będzie kolejność województw z głębi kraju (jest ich pięć) jeszcze nie wiem.
Wyjaśniając śląskiej czytelniczce uporządkowanie jeleni zdałem sobie sprawę, że choć przemierzyłem ponad połowę obrzeża Polski, żadnego jeszcze utworu nie poświęciłem jeleniom płci żeńskiej! Przypomniałem sobie jednocześnie, że zaraz po pierwszym zbiorku limeryków o jeleniach (z początku 2020 r.), czytelniczka z Wybrzeża zwróciła mi uwagę na brak parytetu płci w tych utworach (o sprawie można przeczytać we wstępie do zbiorku „Z życia jeleni 2”. W kolejnych zbiorkach starałem się więc w tej kwestii utrzymywać poprawność – z powodzeniem zmiennym, niemniej jednak (widzę to dziś wyraźnie) nigdy tak beznadziejnym jak przy objeżdżaniu polskiej mapy! To, że pomorska czytelniczka jeszcze mnie za to taktownie (bo jakże by inaczej) nie objechała, to cud!
W związku z powyższym postanowiłem cały kolejny zbiorek poświęcić łaniom. A zdając sobie sprawę, że ilościowo parytetu płci i tak raczej nie osiągnę (limeryków o nie-żeńskich jeleniach regionalnych powstało już siedem) wymyśliłem, że płeć żeńską dowartościuję skupiając się na przymiotach jej umysłu i charakteru. Zauważmy bowiem, że z siedmiu dotychczasowych limeryków: dwa - o wygryzaniu pcheł siekaczami, o spędzaniu zimy na leżeniu plackiem - dotyczyły bardzo przyziemnych aspektów egzystencji, dwa inne - o porożu pustym w środku, o quasi-porożu z baziami - traktowały o niezależnych od jeleni dziwactwach natury, jeden - o pchaniu się między walczące byki „na trzeciego” – poruszał kwestię zwykłego chamstwa, i tylko jeden - o jeleniach chodzących w terenie bez drogowskazów - jako tako podkreślał zacną cechę jeleniej umysłowości jaką jest orientacja w terenie (siódmy utwór - o jeleniach „LBTB” - z powodu kompletnego pomieszania orientacji, w powyższej klasyfikacji w ogóle się nie liczy). Natomiast łanie w poniższych limerykach stać na myśli głębokie, spoglądanie w gwiazdy, a nawet objawy świadomości tożsamości narodowej. Mam nadzieję, że czytelniczka z Wybrzeża będzie usatysfakcjonowana, a inni czytelnicy takoż.
Opolskie
Miewała łania na Opolszczyźnie,
Myśli głębokie w życia szarzyźnie,
Lecz biel w bieliźnie* na gajowym
- Co nie zasłaniał okien alkowy –
Pchała te myśli wstecz ku mieliźnie
Dolnośląskie
Jest jedna łania z Dolnego Śląska,
W zainteresowaniach tak wąska,
Że, podziwiając gwiazd ułożenie,
Widzi na niebie same jelenie,
I siebie w wolnych z nimi związkach**
Lubuskie
Była raz taka łania w Lubuskiem,
Co się do wody rzucała się z pluskiem,
W razie spotkania jeleni z Niemiec***,
Gdyż w żyłach miała słowiańską chemię,
I już wolała, by przyszły ruskie
Przypisy
* – tego, czy chodzi o tzw. bieliznę erotyczną, limeryk nie precyzuje.
** – spoglądając w gwiazdy można – zależnie od poziomu intelektu – wymyślić przewrót kopernikański (nie mylić z „Narodowym Programem Kopernikańskim”!), wyobrazić sobie różne postaci (niedźwiedzice, byki, koziorożce, jelenie…), lub najzwyczajniej myśleć o niebieskich migdałach. W tak zdefiniowanej skali, dolnośląska łania plasuje się w górnej strefie stanów średnich.
*** – podobieństwo do legendarnej „Wandy, co Niemca nie chciała” jest uderzające (na temat Wandy, autor limeryków pisał już z końcem 2015 r., por. „Krakowskie kopce – przekładaniec historii zwierzęcych z historią”, z tym, że lubuska łania rzucała się do wody mniej definitywnie, za to niejednokrotnie.
Breakthrough in purification of fossil pollen for dating of sediments by a new large-particle on-chip sorter,
Y. KASAI, C. LEIPE, M. SAITO, H. KITAGAWA, S. LAUTERBACH, A. BRAUER, P. E. TARASOV, T. GOSLAR, F. ARAI, S. SAKUMA, SCIENCE ADVANCES, 14 APR 2021
kwiecień 2021
Z życia jeleni 18 – polskie jelenie regionalne, odc. 2
Od autora
Tym razem nic.
Lubelskie
Był taki jeleń z Lubelszczyzny,
Co miał na ciele grube blizny,
Albowiem lubił siekaczami
- Wojnę domową tocząc z pchłami –
Wygryzać z dojnej je ojczyzny*
Podkarpackie
Jeleni samiec w Podkarpackiem,
Na sen zimowy kładł się plackiem,
Po dogadaniu się z gajowym,
Co z ogrzewaniem podłogowym,
W sieni położyć dał posadzkę
Małopolskie
Był dziki jeleń z Małopolskiego,
Co miał opinię aspołecznego,
Gdyż z pojedynków podawał tyły,
Lecz gdy dwa byki z sobą się biły,
To pchał co siły się na trzeciego
Śląskie
Raz jeleniowi w regionie śląskim,
Wiosną** na głowie wyszły gałązki,
Przyozdobione jak puch baziami,
I – mówiąc między jeleniami -
Temat gałązek był dlań grząski…
Przypisy
* – użyte w utworze pojęcie „dojnej ojczyzny” nie jest oryginalne, gdyż zostało wprowadzone (w grudniu 2015) przez Rafała Ziemkiewicza w TV Republika, a także użyte przez obecnego prezydenta RP (A.D.) podczas przemówienia w Otwocku w dniu 8 marca 2016 r. (patrz np. ojczyzne-dojna-racz-nam-zwrocic-panie-burza-po-slowach-andrzeja-dudy).
** – wiosna – pora roku, w której normalnemu jeleniowi wychodzi z głowy nowe poroże.
bliski koniec marca 2021
Z życia jeleni 17 – polskie jelenie regionalne, odc. 1
Od autora
Poprzedzając poprzedni odcinek cyklu „Z życia jeleni” informacją, że Roztocze to jedyny region w Polsce, którego w życiu nie odwiedziłem, nie sądziłem, że mój przyjaciel i limerykowy wydawca (A.W.) życzliwie poradzi mi obejrzenie mapy Regiony Kondrackiego-hipsometria przedstawiającej podział kraju na regiony geograficzne, dokonany przez J. Kondrackiego i powszechnie uznany w środowisku geografów. I muszę przyznać, że z geograficznego punktu widzenia moja uwaga o nie-odwiedzeniu Roztocza była MOCNO przesadzona, gdyż z niemal trzystu regionów wydzielonych przez Kondrackiego, nigdy nie byłem chyba w jednej trzeciej! No proszę, jak to trzeba uważać na słowa.
Zażenowany swoja wpadką (tym większą, że jestem, bądź co bądź, profesorem Nauk o Ziemi), wpadłem dzięki niej na pomysł poświęcenia kolejnych limeryków jeleniom z różnych regionów. Zdecydowałem przy tym, że aby uniknąć kolejnej konfuzji z regionami geograficznymi, i uniknąć morderczej pracy przy ok. trzystu utworach, limerykowe regiony nazwę po prostu tak jak polskie województwa. Takie podejście wydaje się zgrabne, bo nazwy województw są znane wszystkim Polakom (a nazwy sporej części regionów niekoniecznie), zaś ich liczba jest na tyle niewielka, że powinno dać się wszystkie obskoczyć w rozsądnym czasie. Liczę, że w tym czasie władze państwowe nie zdążą skomplikować podziału administracyjnego kraju, i mam nadzieję, że nie zrobią tego też w dalszej przyszłości.
Pomorskie
Mają jelenie, które rodem są z Pomorza,
Puste przestrzenie tam, gdzie środek jest poroża,
A kiedy spec od szumu muszli orzekł w Sztumie,
Że jeleniowi, ów zausznik może szumieć,
O tę koncepcję* spór grupowy nie rozgorzał
Warmińsko-Mazurskie
Polskie jelenie z Warmii i Mazur,
Chodząc w terenie bez drogowskazów,
W głowie granice mają zielone,
Bowiem, jak zbłądzą na ruską stronę**,
To dają nogę stamtąd od razu
Podlaskie
W wiosenne dzionki, na świat w podlaskiem,
Przychodzą rzadkie jelonki w paski,
O orientacji*** w kratkę, bo już,
To, czy te paski są wszerz czy wzdłuż,
Zależeć może od bożej łaski
Przypisy
* – rozszerzenie koncepcji speca od szumu muszli (które nie zmieściło się w utworze) jest takie, że mając za uszami puste w środku poroże, jeleń nie może się wyszumieć przez całą jesień (i dlatego jelenie na rykowisku są takie waleczne), a nawet aż do wiosny (chociaż zimą, zgodnie z hipotezą tzw. szumów zamrożonych, jelenie są przejściowo spokojniejsze).
** – ciekawostką geograficzno-administracyjną jest to, że na mniej dokładnej mapie, Rosja wygląda na jedyne obce państwo graniczące z województwem warmińsko-mazurskim (Ryc. 1A). Dokładniejsza mapa pokazuje jednak, że warmińsko-mazurskie ma też kawalątek granicy z Litwą (Ryc. 1B), ale jest to naprawdę kawalątek – zaledwie ok. 100 m! Przy tej okazji można zauważyć, że z sąsiedniego województwa podlaskiego, bezpośrednio do Rosji przejść się nie da. Gdyby więc w ramach walki z Covidem wprowadzono całkowity zakaz przemieszczania się na obszarze województwa warmińsko-mazurskiego, to podlaskie jelenie idące do Rosji, musiałyby tam chodzić przez Litwę.
*** – nie wszyscy wiedzą, że przeciętne jelenie mają za młodu sierść cętkowaną (Ryc. 1C) i dopiero po kilku miesiącach życia, barwa ich sierści staje się jednolita. Oczywiście, przy umaszczeniu w cętki nie ma mowy o żadnej orientacji. Paski natomiast orientację mają na tyle wyraźną, że wzbudziła ona zainteresowanie świata nauki, który wyróżnił kategorie jeleni w pasy podłużne (ang. longitudinal belts – LB) i jeleni w pasy poprzeczne (ang. transversal belts – TB), a całą grupę jeleni z orientacją określił skrótem LBTB. Systematyka ta została niedawno skrytykowana w lokalnym podlaskim czasopiśmie (będącym, rzecz jasna, własnością koncernu naftowego O…N) 1 , w artykule, którego autorzy argumentowali, że: a) - orientacja podlaskich jeleni w paski jest wewnętrzną sprawą nauki polskiej, i światu nauki nic do tego; b) - w świetle punktu a), nadawanie ww. jeleniom oznaczeń angielskojęzycznych jest nieuprawnione; c) – stosowanie oznaczenia LBTB stanowi promocję jeleni z orientacją i jako takie godzi w szeroko pojęte wartości; d) cała kampania LBTB wygląda na wspomaganą przez środowiska lewackie i antypolskie, i zapewne stanowi przygrywkę do przejęcia O…Nu przez zachodnich nafciarzy, którzy dodatkowo, dla niepoznaki, zamierzają zmienić nazwę koncernu na ORIENT. W dalszej części ww. artykułu, zaproponowano oznaczanie jeleni z orientacją symbolami polskimi (pasy podłużne – PP, pasy poprzeczne – PP) – zauważając, że identyczność oznaczeń obu orientacji nie jest żadnym problemem, bo i tak jelenie z orientacją nie są równe jeleniom normalnym (na oznaczenie tych ostatnich zaproponowano skrót BP (bez pasów)) 2 . Po opublikowaniu ww. artykułu, O…N natychmiast wystąpił do MEiN o nadanie podlaskiemu czasopismu statusu periodyku naukowego, ujęcie tego czasopisma na liście czasopism punktowanych i przyznanie mu corocznej kilkumilionowej dotacji. I będzie to miał jak w banku.
Ryc. 1. A – mapa pn.-wsch. skrawka Polski, w rejonie styku granic z Rosją i Litwą (mapa pochodzi ze strony www.google.com/maps ). Przebieg granicy województw Warmińsko-Mazurskiego i Podlaskiego pokazano linią przerywaną. B – powiększenie mapy, przedstawiające najbliższe sąsiedztwo styku trzech granic. C – młody jelonek bez orientacji wzoru na sierści (zdjęcie pochodzi ze strony pl.wikipedia.org )_____________________
1 Pełna nazwy koncernu nie została tu przytoczona, bo zapewne O…N i tak by się na to nie zgodził
2 Fakt, że skrót oznaczający normalne jelenie (BP) jest identyczny ze skrótem oznaczającym brytyjski koncern paliwowy (BP), został jak dotąd przeoczony, zarówno przez O…N jak i przez MEiN. To, jak w przypadku odkrycia tej zbieżności zachowa się O…N, trudno przewidzieć (czasopismo promujące konkurencyjny koncern może zostać z dnia na dzień zlikwidowane, ale wtenczas kasa z MEiN przepadnie…). Natomiast tego, że BP zostanie skojarzone z BP w samym MEiNie, raczej nie trzeba się obawiać, bo ministerialnych szefów (jeżdżących służbowymi samochodami z kierowcami) to, gdzie te samochody tankują, zupełnie nie obchodzi.
środek pierwszej dekady marca Z0ZI
Z życia jeleni 16 – tryptyk o jeleniach na Roztoczu, którym źle patrzyło z oczu
Notka wstępna, rekordowo krótka
Roztocze to jedyny region w Polsce, którego nigdy w życiu nie odwiedziłem.
Był sobie jeleń na Roztoczu,
Któremu źle patrzyło z oczu,
Tak, że spotkanie z nim en face,
Jeśli w lot nie wziąć nóg za pas,
Groziło nietrzymaniem moczu
Był taki jeleń na Roztoczu,
Któremu źle patrzyło z oczu,
Co zapoznawał płowe łanie,
Z taktownym powiek przymrużaniem,
Więc zła nie dawał wiele poczuć
Był sobie jeleń na Roztoczu,
Któremu źle patrzyło z oczu,
Chociaż do lustra wód rzeki Tanew*,
Na zawołanie, oczy maślane,
Potrafił zrobić na uboczu
* – Tanew – rzeka o długości 114 km, prawostronny dopływ Sanu, mająca źródła na południowym Roztoczu. Ciekawostką jest to, że jednym z dopływów Tanwi jest Jeleń o długości ok. 5 km, z najwyższym na Roztoczu wodospadem (1,5 m).
to warto zapisać cyframi: 2021 02 12
Z życia jeleni 15 – limeryki o przypadkach jeleni z osobliwym menu
Notka wstępna
Właściwie, tym razem nie mam na wstępie nic do powiedzenia prócz tego, że niniejszy zbiorek nosi numer piętnasty, a więc limerykowe jelenie obchodzą mały jubileusz. A mając jubileusz można pomyśleć o imprezie, a przy tej okazji, o osobliwych potrawach.
Przy paśniku, koło wioski Muchy,
Po pikniku ktoś rozsypał kluchy,
Przez co jeleń przepadł w rykowisku,
Bo z kluchami rosnącymi w pysku,
Nie miał ryku lecz niewypał głuchy
Żył sobie jeleń koło Przysuchy,
Który widoczne kocie miał ruchy,
Ponoć w niedziele też mysz do obiadku,
Na co nie było naocznych świadków,
Ale chodziły takie słuchy…
Był pewien jeleń pod wsią Szpaki,
Pod każdym względem belejaki,
Co na tle stada innych jeleni,
Blado wypadał też w kwestii menu,
Gdyż też bez chlebka wtrząchał flaki
Uwagi końcowe
Autor zwraca uwagę, że w powyższym zbiorku, osobliwość jelenich menu jest stopniowana: od okazjonalnego wypełniacza z kluch przypadkowo znalezionych przez jednego jelenia (utwór 1), przez mysie desery, regularnie zdobywane przez jednego jelenia do niedzielnych obiadków (utwór 2), aż po flaki bez chlebka, wtrząchane przez jelenie tak powszechnie, że nie dające jednostce ucieczki od bylejakości (utwór 3). Autor zaznacza, że stopniowanie osobliwości można też odwrócić: jedzenie tego samego co całe stado jeleni jest właściwie pospolite (utwór 3), indywidualne łapanie myszy można traktować jako dziwactwo osobliwe acz nieszkodliwe (utwór 2), ale już załatwienie się kluchami akurat w czasie rykowiska to osobliwość nie tylko w sferze podejścia do wyboru żywności ale również w sferze podejścia do żywotnych interesów reprodukcyjnych (utwór 1). Autor przyznaje, że nie potrafi zdecydować, które z omówionych wyżej stopniowań jest bardziej trafne.
Utwór 3 (Był pewien jeleń pod wsią szpaki / Pod każdym względem belejaki / …) jest świadomie stworzoną wariacją limeryku ułożonego 27.10.1994 r. przez W. Szymborską do spółki ze S. Barańczakiem, na poznańskim wieczorze dedykowanym Barańczakowi, który przyjechał zza oceanu z wizytą do rodzinnego miasta. Jednym z punktów programu tego wieczoru był pojedynek na limeryki, rozpoczęty przez Szymborską: „Był pewien facet w Manitobie / Pod każdym względem taki sobie”, która przyznała, że nie wie, co ma być dalej. Barańczak wymyślił zakończenie od ręki: „I nawet gdyby liczyć głowy / Był zupełnie typowy / Albowiem miał je obie” 1 . Autor utworu o belejakim jeleniu pod wsią Szpaki wyraża w tym miejscu przekonanie, że – choć niezupełnie oryginalny - nie jest on zupełnie bezwartościowy, i podkreśla, że – w przeciwieństwie do tandemu Szymborska-Barańczak – swój utwór ułożył w pojedynkę.
__________________________
1 Informacja o powstaniu limeryku o takim sobie facecie w Manitobie została zaczerpnięta, a nawet żywcem przepisana z książki M. Bikont i J. Szczęsnej pt. „Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej”, Wydawnictwo Znak, Kraków.
drugi dzień drugiego miesiąca 2021
Z życia jeleni 14 – limeryki z nietypowymi odniesieniami do dzikości
Notka wstępna
Myśl o poświęceniu zbiorku limeryków odniesieniom do dzikości zrodziła się, gdy, pisząc o jeleniu ryczącym do księżyca, spostrzegłem, że jeleń ryczący z wilkami może być postrzegany jako dziki. I dalej już poleciało…
Pewien jeleń, co w gminie Łęczyca
Wznosił ryki do lica księżyca,
Niewidziany całymi był dniami,
Zaś nocami słyszany z wilkami…
- Widać dziki – mawiała ulica*
Jeleniowi, w sercu gór Navarry,
W snach majowych roją się koszmary,
Że kiełkuje nowe mu poroże,
A on czuje, kurna**, że nie może,
Zrzucić z głowy całej fury starych***
Pewien jeleń, w zagajniku tuż pod Śremem,
Smaki siana lubił złamać sobie dżemem,
Zlizywanym z opakowań na śmietniku****,
Z tym, że tylko w braku laku z wnętrz słoików,
Bo na czele listy smaków miał dżem z denek!*****
Zbudził się jeleń, w gajówce „Wrzoski”******, o bladym świcie,
Nie wiedzieć czemu, z dzikim odrostkiem******* w poroża szczycie,
Aż gajowemu rzekł weterynarz z teleporady:
- Jelenich wilków się nie przycina co do zasady,
Więc do dni kilku będziesz pan wioskę miał na suficie
* – autor zwraca uwagę, że limeryk nawiązuje do przysłowia „Jak cię widzą tak cię piszą”, parafrazując je w formie „Jak cię nie widzą to tak cię widzą jak cię słyszą”.
** – w pierwotnej wersji utworu, w tym miejscu zapisano „k...a”^, świetnie oddające emocje zwierzęcia śniącego koszmary. Autor odkrył jednak, że zastąpienie wulgarnego „k…a” eufemistycznym „kurna” działa na korzyść utworu, gdyż „kurna” konweniuje z „gór Na…” stanowiącym część „gór Navarry”.
*** – czytelnik niniejszego limeryku może mieć zastrzeżenia, ze – wbrew zapowiedzi z tytułu zbioru – nie ma w nim śladu żadnej dzikości. Faktycznie, występowanie sennych - najdziwniejszych nawet - koszmarów nie jest ani niezwykłe ani dzikie. Nie ma jednak wątpliwości, że jeleń borykający się z furą poroży na głowie, po przebudzeniu dozna dzikiej radości z faktu, iż był to tylko sen.
**** – mowa o tzw. dzikim śmietniku.
***** – autor pragnie zauważyć, że dzikość jelenia z niniejszego utworu jest dwojakiego rodzaju. Z punktu widzenia normalnego jelenia, ten limerykowy jest dziki bo w ogóle interesuje się dżemem. Z ludzkiego zaś punktu widzenia, dzikie jest przedkładanie smaku dżemu z blaszanego denka nad smak dżemu ze szklanego dna słoika.
******,******* – udomowienie dzikiego jelenia tak dalekie, żeby ten zamieszkał w ludzkim domu, wydaje się nieprawdopodobne, a przynajmniej niezmiernie mało prawdopodobne. Wystąpienie dzikich odrostków na porożu jelenia (odrostkami zwiemy boczne odgałęzienia poroża), w odróżnieniu od często występujących dzikich pędów (tzw. wilków) na roślinach ogrodowych^^, wydaje się podobnie nieprawdopodobne, a przynajmniej niezmiernie mało prawdopodobne. Wystąpienie dzikich odrostków na porożu jelenia udomowionego wygląda więc na nieprawdopodobne do kwadratu^^^.
^ – autor oświadcza, że myśl zastąpienia słowa „k…a” ciągiem pięciu gwiazdek, ani przez chwilę w głowie mu nie postała.
^^ – dzikie pędy roślin rosną bardzo szybko i przeważnie bardziej pionowo w górę niż pędy zwykłe. Można sadzić, że dzikie odrostki poroża rosłyby podobnie.
^^^ – w rachunku prawdopodobieństwa, prawdopodobieństwo koniunkcji dwóch zdarzeń, jest iloczynem prawdopodobieństw wystąpienia każdego z tych zdarzeń z osobna tylko wtenczas, gdy zdarzenia są od siebie niezależne. Wobec powyższego, stwierdzenie, że dzikie odrostki u jelenia udomowionego są nieprawdopodobne do kwadratu jest grubym nadużyciem, gdyż zupełnie nie wiadomo, czy zdziczenie odrostków nie było akurat skutkiem udomowienia zwierzęcia.
Notka końcowa
Niemal wszystkie pojawiające się w powyższych limerykach elementy dzikości są fikcyjne i są wytworem materialnie bezinteresownej wyobraźni autora. Jedynym wyjątkiem jest realny dziki śmietnik (tu: w zagajniku pod Śremem), będący produktem działań materialnie wyrachowanych osobników bez wyobraźni.
2020
ostatni dzień 2020
Z życia jeleni 13 – limeryki bazujące na dokumentach dotyczących drogowych przejść dla zwierząt
Od autora
Niniejszy zbiorek limeryków powstał z inspiracji mego krakowskiego przyjaciela (K.R.), zainspirowanego z kolei mymi limerykami o stosunku jeleni do znaków drogowych. Muszę przyznać, że dziwię się, iż na pomysł z drogowymi przejściami dla zwierząt (DPDZ) nie wpadłem sam … może dlatego, że chociaż – jak bardzo wielu ludzi – takie przejścia oglądałem z dołu wielokrotnie, to – jak niemal każdy człowiek – nigdy na żadnym nie byłem i prawdopodobnie nigdy nie będę. Cóż, każde DPDZ (nad autostradą czy drogą szybkiego ruchu) jest chyba nawet trudniej dostępne niż tatrzańskie szczyty. Wprawdzie zdobywając te ostatnie - niezależnie od tego czy można tam wjechać kolejką czy nie – swoje w kolejce trzeba odstać, a na DPDZty kolejek nie ma, ale zdobycie mijanego DPDZtu wymagałoby zatrzymania się na autostradzie, niedozwolonego jeśli samochód się akurat nie zepsuł. A jeśli się akurat zepsuł, to nikomu z podróżujących nie przyjdzie do głowy bieganie w takiej chwili po lesie, tym bardziej, że z DPDZtu prawie z pewnością widoków na naprawę samochodu się nie zobaczy.
Drogowe przejścia dla zwierząt są budowlami całkiem kosztownymi (koszt jednego to kilkanaście - kilkadziesiąt milionów złotych), gdyż aby nie odstręczyć dzikiej zwierzyny od korzystania (to, że nie korzystają z nich osobniki cywilizowane, to już ustaliliśmy), DPDZ musi w przejściu mieć bardzo dobrą izolację od hałasu i wszelkich innych bodźców pochodzących z drogi, i ogólnie rzecz biorąc winno jak najlepiej imitować środowisko naturalne. Innymi słowy, DPDZy są przedsięwzięciami wypasionymi, ale w taki sposób, by zwierzyna tego wypasienia nie zauważała – a taki kamuflaż kosztuje…. I wszystko po to, aby zwierzyna mogła i chciała migrować.
Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że umożliwiając migrację dzikiej zwierzyny, przy okazji stwarzamy możliwości dla migracji osobników, ras, a nawet gatunków obcych, a kwestia migracji elementów obcych – wiadomo – jest delikatna, i tak ważna, że aż nawet polityczna. Dostrzegając ważność problemu (a nawet zróżnicowanie w podejściu doń w Polsce i w niedalekiej – choć zamorskiej – Szwecji) dotknąłem go w dwóch z czterech limeryków niniejszego zbioru. Politycznie jednak dopilnowałem, by limeryk ostatni w tym zbiorze był kompletnie apolityczny.
Pewien jeleń, nad autostradą pod Poznaniem,
Chciał mniej zdalnie poznać mijaną w przejściu* łanię,
Ale łania, normalnie miła dość w obejściu,
Wierna była zasadom swym, że w przejściu,
Nie ma miejsca na znajomości zawieranie1
W przejściu nad drogą koło Örebro,
Miejscowy jeleń spotkał się z zebrą,
I - że nie z żadną fatamorganą,
Lecz z czworonogą, nie malowaną -
Wie, bo ją wkoło obszedł z celebrą2
W wykorzystaniu przejść nad „A4”**,
Krokiem do przodu są e-bariery,
Zawracające wszystkie jelenie,
Którym nie wyjdą polskie korzenie,
W badaniu kodu na trzy litery3, ***
Z ruchu pieszego nad szwedzką „E4”****,
W pandemii widać głównie renifery,
Zwłaszcza jak z jednej strony, pod płotem,
Smak, od Covida, traci chrobotek*****,
Z drugiej smacznego zaś jest od cholery4
Dokumenty:
1. „Psychosomatyka łań po przejściach” (praca zbiorowa pod red. M. Koziołka), rozdział 7: „Przejścia drogowe”. Raport Międzygminnej Agencji Telemetrycznej Obserwacji Łań (MATOŁ), Puszczykowo-Laski, 2019.
2. „Rola zebr w popularyzacji przejść drogowych w środowisku jeleni” (tyt. oryg. „Zebras roll för all popularisera vägkorsningar i hjortmiljön”). Ministerstwo Środowiska (Miljöministeriet), Sztokholm, 2020. Ze szwedzkiego przełożył Św. Turecki.
3. Założenia Projektu “O Czystą Krainę Ojczystą” (OCzKO) Przeciwdziałania Migracji Elementów Obcych na Ziemie Polskie. Podzespół III ds. Migracji Roślin i Zwierząt. MSWiA - GDDKiA, Warszawa, 2020^^.
4. „Zróżnicowanie terytorialne smaków chrobotka jako spiritus movens środowiska reniferów” (tyt. oryg. „Territoriell differentiering av mossens smak när spiritus rör sig i renmiljön”). Ministerstwo Środowiska (Miljöministeriet), Sztokholm, 2020. Ze szwedzkiego przełożył H. Robot, z konsultacją specjalistyczną (w tematyce smaków szwedzkiego stołu) R. Makłowicza.
* – położenie osobnika właśnie korzystającego z jakiegoś przejścia, w języku polskim można określić stosując przyimek „na” (na przejściu) lub „w” (w przejściu). Intuicja podpowiada, że „na przejściu” powiemy, gdy przejście jest szerokie, słabo ograniczone z boków (np. zwykłe przejście przez jezdnię), natomiast „w przejściu” dotyczy przejść, których boczne ograniczenia są wyraźne (np. przejście korytarzem lub wąwozem)******. W takim podejściu, trudno określić, czy jeleń korzystający z przejścia nad autostradą (które jest stosunkowo szerokie, ale z boków obudowane wysokim ogrodzeniem) znajduje się w przejściu czy też na nim. Chyba wszystko zależy od subiektywnego wrażenia samego jelenia… w każdym razie limerykowa łania, której brakowało miejsca na zawarcie znajomości z jeleniem, zdecydowanie czuła się tam jak „w” (a nie „na”) przejściu. A o tym, jak się czuła po przejściu, można poczytać w dokumencie 1.
** – A4 to jedyna autostrada łącząca dwie przeciwległe granice Polski (niemiecką i ukraińską), zaś z punktu widzenia zwierzyny, odgradzająca większość kraju od jego południowego skrawka.
*** – tu: kod DNA.
**** – szwedzka droga E4, biegnąca od promowej przeprawy z Danii na południu aż do granicy z Finlandią na północy, jest jedną z najdłuższych (1500 km) arterii komunikacyjnych w tym kraju. Dwupasmowe odcinki tej drogi są jednymi z najdalej na północ położonymi dwupasmówkami na ziemi.
***** – tu: chrobotek reniferowy, gatunek porostu, podstawowe pożywienie reniferów.
****** – autora limeryków, wychowanego na Śląsku Opolskim, po przeprowadzce do Wielkopolski zaskoczyło stosowanie przez wielkopolan zwrotu „na pokoju” (gdzie „pokój” oznacza pomieszczenie w budynku), podczas gdy wcześniejsze doświadczenie życiowe mówiło mu, że mówi się „w pokoju”. W tym kontekście trzeba nadmienić, że korzystając z sali (czyli pomieszczenia raczej większego niż pokój) można być zarówno w „w sali” jak i „na sali” (zapewne znów zależnie od subiektywnego odczucia ograniczenia ścianami tejże). Czyżby więc dla mieszkańców Wielkopolski każdy pokój był tak wielki jak duża sala?
^^ – projekt bardziej radykalny (OCzKO PLUS, MS, Warszawa, 2020), wychodząc z założenia, że kryterium „Którym nie wyjdą polskie korzenie” niesłusznie pozwala na przepuszczanie jeleni z korzeniami mieszanymi, postuluje jego zamianę na „Wykazujące obce korzenie”
listopad, jutro grudzień, 2020
Z życia jeleni 12 – limeryki o stosunku jeleni do ostrzegawczych znaków drogowych
Od autora
Poświęcając ostatnie limeryki jeleniom, które liczą, i stopniując – w kolejnych trzech limerykowych zestawach – poziom technologiczny narzędzi temu liczeniu służących (kolejno: racice, liczydło, kalkulator), chciałem jednocześnie pokazać, że używanie coraz to lepszych narzędzi do liczenia skutkuje coraz to gorszym wyobrażeniem liczb w głowach liczących osobników. Nie ukrywam, że sam siebie uważając za osobę, która umie liczyć w rozumie, i rozumie to co liczy, nosiłem się z myślą dedykowania kolejnych limeryków jeleniom używających komputerowych arkuszy kalkulacyjnych ze skutkiem zerowym.
Jednak – po kilku dniach od opublikowania ostatniego zestawu, noszącego tytuł „Z życia jeleni 11 – trzy limeryki o jeleniach, które liczą (poziom 3)” zauważyłem ze zgrozą, że zestaw ów liczył CZTERY (a nie TRZY, jak podałem w tytule) utwory! Wyszło więc na to, że autor wymądrzający się na temat liczenia, sam umie zliczyć co najwyżej do trzech. Zapaliło mi to w głowie czerwoną lampkę - znak ostrzegawczy by już dalej „nie iść tą drogą”. I w tym momencie pojawiło się spostrzeżenie, że w kodeksie drogowym występuje znak ostrzegawczy z jeleniem, i że jest to znak, by nowe limeryki poświęcić właśnie relacjom jeleni ze znakami drogowymi.
Pewien jeleń, który przez drogę koło Kudowy,
Przeskakiwał tak, jak wskazywał mu znak drogowy*,
Utyskiwał, że znak przeskoku drogi z powrotem,
Do którego trzeba pół roku drzeć na piechotę,
Ustawiło jakieś biurowe cielę bez głowy
Jak raz się wpatrzył, jeleń, przy drodze koło Redkowic,
W znak ostrzegawczy w kwestii przechodzeń zwierząt domowych*,
To w głos zapłakał, gdyż zorientował się, że jelenia,
W przypadku jego, Boże uchowaj, udomowienia,
Może na znakach reprezentować sylwetka krowy!
Pomyślał jeleń, przy drodze pod Gdowem,
Patrząc na trójkąt „roboty drogowe”*,
Że tylko jeleń do kwadratu,
Tak się w robocie ustawia z łopatą,
By mieć przed sobą jej większą połowę
* – Rys. 1A – Znak drogowy „Uwaga na zwierzęta leśne” ustawiony przy jednej z dróg wychodzących z Kudowy. Pokazany na znaku kierunek przeskoku jeleni przez drogę jest oczywisty. Umieszczona pod znakiem tabliczka informuje, że znak przeskoku jelenia w przeciwnym kierunku znajduje się w odległości 17,5 km. Zdjęcie pochodzi z portalu google.pl. Wobec trudności pokazania tego znaku w powiększeniu o odpowiedniej jakości obrazu, większy obraz znaku „Uwaga na zwierzęta leśne” (ten akurat z tabliczką „5,5 km”) przedstawiono na Rys. 1B (zdjęcie pochodzi ze strony znaki.edu.pl); C - Znak drogowy „Uwaga na zwierzęta gospodarskie” (zdjęcie pochodzi ze strony portel.pl); D - Znak drogowy „Uwaga – roboty drogowe” (zdjęcie pochodzi ze strony bing.com); E - Nielegalna przeróbka znaku „Uwaga – roboty drogowe”, z odwrotnym (jakże zachęcającym) ustawieniem się człowieka z łopatą.
listopad 2020
Z życia jeleni 11 – cztery limeryki o jeleniach, które liczą (poziom 3)
Wstęp
Dwa wcześniejsze zestawy limeryków „Z życia jeleni” (nr 9 i 10) traktowały o jeleniach liczących - po swojemu - na racicach, i - nieco bardziej po ludzku, bo w systemie dziesiętnym - na liczydłach. Oba te rodzaje "narzędzi" dawały materialną reprezentację liczb (liczba reprezentowana przez liczbę racic na nodze lub przez liczbę koralików na liczydle). Rzecz jasna, zastosowanie liczydła, dającego bezpośrednią reprezentację znacznie większego zakresu liczb niż racice, a ponadto posiadającego element pamięci (koraliki przesunięte na jedną stronę liczydła pozostają tam tak długo, aż liczący jeleń, lub niesforny dzik (por. drugi limeryk w zestawie nr 10) ich nie przesunie), stanowiło krok na drodze doskonalenia techniki liczenia. Znacznie większym, kolejnym krokiem, wydaje się być wynalezienie elektronicznych kalkulatorów, z których nawet najbardziej prymitywny, na pomnożenie lub podzielenie przez siebie kilkucyfrowych liczb potrzebuje znacznie mniej czasu niż użytkownikowi potrzeba na wstukanie tych liczb na kalkulatorowej klawiaturze. Super? No, niezupełnie…
Problem w tym, że kalkulator w żadnym momencie nie daje materialnej reprezentacji liczb, a jedynie pokazuje – na wyświetlaczu czy ekraniku - ich zapisy cyfrowe. I jeśli ktoś zaczął poznawanie liczb od poznawania ich zapisów cyfrowych, to może nigdy sobie tych liczb nie wyobrażać. Przykładem może być student politechniki*, który w opracowaniu wyników jakiegoś doświadczenia, pisze: „…= 60 x 12 = 7200” (podczas gdy pomnożenie 60 przez 12 daje 720) a po zwróceniu uwagi na błąd, tłumaczy, że 7200 odczytał z kalkulatora więc to na pewno jest dobrze….**,***. A jeżeli ludzki student (i to student politechniki) używa kalkulatora w sposób nonsensowny, to czego można się spodziewać po jeleniu? I o tym właśnie traktują limeryki z obecnego zestawu.
Przemądrzały jeleń, w borze pod Niechorzem,
Wciąż coś wystukiwał na kalkulatorze,
A kiedy mu łanie zaglądały w cyfry,
Z nieśmiałym pytaniem, co to są za szyfry,
Ledwie odburkiwał, że nie może orzec
Raz jeleń, nad Utratą,
Gdzieś posiał kalkulator,
Lecz nie po to racice
Zjadł na arytmetyce****,
By się taką truć stratą…
Liczący jeleń, we wsi Świerklaniec,
Co kalkulator znalazł gdzieś w sianie,
Miał używanie, nie kalkulując,
Że jak baterie się rozładują,
To się powiesi na ich wymianie
Liczący jeleń, nad Elsterą,
Metodą dzieleń liczb przez zero,
Szachował rdzeń kalkulatora,
I mat sygnował, na wzór Zorra*****,
Wielką literą „E” vel „Error”******
* - autor limeryków był nauczycielem akademickim na politechnice, i podany w tekście przykład jest projekcją jego osobistych doświadczeń.
** - błędny wynik podany przez kalkulator, niewątpliwie wziął się z ludzkiego błędu przy wprowadzaniu danych do tej maszynki. Może student miał za grube palce i wprowadzając do kalkulatora liczbę 60, zamiast klawisza „0” wcisnął „00”? W tym kontekście trzeba zauważyć, że palce jelenia są jeszcze grubsze…
*** - fizycy i matematycy powiedzieliby, że w tym przypadku (7200 zamiast 720) zaszła pomyłka o rząd (chodzi o tzw. rząd wielkości). Politycy powiedzieliby natomiast, że rząd jest wielki i pomyłek nie popełnia, albo że rząd jest jedną wielką pomyłką (zależnie od orientacji). Zaś tego, czy wielki rząd radiowozów (właściwie: dwa rzędy - łącznie ok. 80 aut) postawionych pod domem jednego polityka (w godzinach wieczornych dnia 30.10.2020 r.), nie jest miarą czyjejś pomyłki w kalkulacjach, autor limeryków nie śmie tutaj rozważać.
**** - więcej o liczeniu na racicach napisano w zestawach „Z życia jeleni 9” i „Z życia jeleni 10”.
***** - Zorro to postać fikcyjna, pierwotnie bohater amerykańskiej powieści z 1919 r. „The Curse of Capistrano”, oraz bohater ponad 60 opowiadań publikowanych w amerykańskich czasopismach w latach 40- tych XX w., będący obrońcą mieszkańców Kalifornii (w tamtym czasie: kolonii hiszpańskiej) przed uciskiem ze strony gubernatorów i dowódców wojskowych. Atrybutami Zorro (Rys. 1A) były: czarna maska okalająca oczy, czarny płaszcz, i szpada, władając którą, Zorro pokonywał przeciwnika nigdy go nie zabijając, tylko wycinając mu na ubraniu końcem szpady znak w kształcie litery „Z”(Rys. 1B) – po czym tak ośmieszony przeciwnik nie śmiał już podjąć dalszej walki. Historia Zorro zrobiła w mediach oszałamiająca karierę: na jego temat nakręcono na świecie 45 filmów i 5 seriali kinowych oraz 10 seriali telewizyjnych. Jeden z tych seriali, liczący 82 odcinki, był emitowany w Polsce w latach 60-tych (autor ma w pamięci z dzieciństwa strzępy obrazów z tamtych filmów), a później jeszcze trzykrotnie - w latach 2005, 2009 i 2014!
****** - patrz Rys. 1C.
Rys. 1. A – główny bohater serialu „Znak Zorro” (zdjęcie pochodzi z portalu www.bing.com); B – znak Zorro (źródło j.w.); C - Ekran typowego kalkulatora: u góry – widok przykładowej liczby przed próbą jej podzielenia przez zero (cyfry przedstawiane są z użyciem wyświetlaczy siedmiosegmentowych - pl.wikipedia.org/wiki/Wyświetlacz_siedmiosegmentowy); w środku – widok ekranu po podzieleniu liczby przez zero (symbol „E” oznacza błąd obliczeń); u dołu – sygnalizacja błędu, realizowana w niektórych starszych kalkulatorach (autor limeryków sam miał taki akurat kalkulator).
październik 2020
Z życia jeleni 10 – trzy limeryki o jeleniach, które liczą (poziom 2)
Wstęp – rozprawka o systemie dziesiętnym i dwójkowym u osobników liczących na palcach i racicach
We wstępie do poprzedniego zestawu limeryków (Z życia jeleni 9) zaznaczyłem, że wśród systemów liczbowych, system dziesiętny stał się dominujący dzięki temu, że człowiek, pierwsze kroki w liczeniu stawia licząc na palcach u rąk, a tych palców może widzieć dziesięć jednocześnie. Pozwoliłem sobie również na stwierdzenie, że dla jelenia liczącego na racicach, i mogącego jednocześnie zobaczyć je tylko na jednej nodze, naturalnym systemem liczbowym byłby system dwójkowy. Po wysłaniu zestawu do przyjaciela i internetowego wydawcy moich utworów (A.W., fizyka, specjalisty od analizy danych liczbowych, człowieka o umyśle ścisłym i otwartej głowie), spodziewałem się jego entuzjastycznej reakcji na me spostrzeżenia. A tymczasem A.W. stwierdził, że palce u ludzkiej ręki lepiej się nadają do przedstawiania liczb w systemie dwójkowym niż dziesiętnym, zaś to, że racice są dwie, do systemu dwójkowego ma się nijak. No, szok!
W krytycznym komentarzu, A.W. nadmienił, że jednym palcem można przedstawić jedną z dwóch cyfr – 1, gdy palce jest wyprostowany, lub 0, gdy palec jest zgięty - a te dwie cyfry to właściwość systemu dwójkowego. I , pokazując np. rękę z pięcioma wyprostowanymi palcami, pokazujemy liczbę zapisaną w systemie dwójkowym jako 11111* (od tego miejsca, wszystkie przedstawienia liczb w tym systemie będę zapisywał tłustą czcionką). Człowiek znający system dwójkowy powie, że zapis 11111 oznacza liczbę trzydzieści jeden (w systemie dziesiętnym zapisywaną jako 31). My zaś, wiedząc już że 11111=31, zastanówmy się, który z dwóch zapisów (dwójkowy czy dziesiętny) daje lepsze wyobrażenie liczby trzydzieści jeden? Przeanalizujmy: liczbę zapisaną w formie „31” przeczytamy jako jeden (bo cyfra jeden stoi na miejscu pierwszym z prawej) plus trzy razy dziesięć (bo cyfra 3 stoi na miejscu drugim z prawej strony liczby zapisanej w systemie dziesiętnym), czyli przełożenie z zapisu „31” w systemie dziesiętnym na wyobrażenie takiej liczby jakichś obiektów (trzy razy tyle ile palców u rąk i jeszcze jeden)** oraz na słowne przedstawienie liczby („trzydzieści jeden”) jest zupełnie bezpośrednie. Natomiast liczbę zapisaną w formie 11111 (przypominam: w systemie dwójkowym) trzeba rozszyfrować jako: jeden (bo cyfra jeden stoi na miejscu pierwszym z prawej) plus jeden razy dwa (bo cyfra jeden stoi na miejscu drugim z prawej strony liczby zapisanej w systemie dwójkowym) plus jeden razy dwa razy dwa (bo cyfra jeden stoi na miejscu trzecim z prawej) plus jeden razy dwa razy dwa razy dwa (bo cyfra jeden stoi na miejscu czwartym z prawej) plus jeden razy dwa razy dwa razy dwa razy dwa (bo cyfra jeden stoi na miejscu piątym z prawej). I trzeba sporej uwagi, by wyliczyć, że wynikiem wszystkich tych operacji jest trzydzieści jeden.
Zastanówmy się teraz, dlaczego właściwie liczbę zapisaną jako 31 łatwo sobie dokładnie wyobrazić, zaś liczbę zapisaną jako 11111 – nie? Uważam, że ma to związek z językiem naszej mowy, w którym liczby nazywamy w sposób niemal ściśle zgodny z ich zapisem w systemie dziesiętnym. Np. cyfrze 1, 2, 3… stojącej w zapisie dziesiętnym na miejscu drugim z prawej, w mowie przypisujemy słowa: dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści…; cyfrze 1, 2, 3… stojącej na miejscu trzecim z prawej przypisujemy słowa: sto (rozumiejąc, że sto to dziesięć razy dziesięć), dwieście, trzysta…; cyfrze 1, 2, 3… stojącej na miejscu czwartym: tysiąc (rozumiejąc, że tysiąc to dziesięć razy dziesięć razy dziesięć), dwa tysiące, trzy tysiące… itd. Widząc więc liczbę zapisaną jako 123, bez problemu powiemy że wynosi ona sto dwadzieścia trzy – bez problemu, bo język ludzki ponazywał liczby zgodnie z ich wyobrażeniem i zapisem w systemie dziesiętnym. A liczby ponazywaliśmy tak akurat, bo mający dziesięć palców człowiek, w sposób naturalny liczy dziesiątkami. Notabene, widząc dwójkowy zapis liczby 123 czyli 1111011, przeciętny człowiek tylko machnie ręką, bez liczenia jakichkolwiek palców.
Pytanie, czy inteligentne istoty, które natura zamiast w dziesięć palców wyposażyła w dwie racice (powiedzmy, że byłyby to liczące jelenie), mogłyby sobie wyobrażać liczby zapisane w systemie dwójkowym równie łatwo jak ludzie wyobrażają sobie liczby zapisane w systemie dziesiętnym? Uważam, że tak, gdyby tylko wypracowały one takie słownictwo do przedstawiania liczb, które byłoby zgodne z systemem dwójkowym. A społeczeństwo inteligentnych istot uczących się liczyć na dwóch racicach, prędzej czy później takiego słownictwa by się dopracowało. I dla członków takiego społeczeństwa, liczby zapisane jako 11111 czy 1111011 byłyby tak samo łatwo wyobrażalne jak dla nas 31 czy 123.
Żeby nie być gołosłownym, postanowiłem sam zaprojektować słownictwo, pozwalające jeleniom nazywać liczby w sposób odpowiadający ich dwójkowym zapisom. Zaprojektowane słownictwo, o strukturze analogicznej do słownictwa systemu dziesiętnego, przedstawiam w Tabeli 1.
W takim słownictwie, liczba 11111 nazywałaby się noga czworonoga czworonóg paranóg noga ratka, zaś liczba 1111011 nazywałaby się stadko paranóg czworonoga noga czworonoga czworonóg noga ratka, i jeleniowi, który od urodzenia uczyłby się języka z takim słownictwem do nazywania liczb, nawet by do głowy nie przyszło, że te liczby to „trzydzieści jeden” oraz „sto dwadzieścia trzy”. No, chyba żeby fenomenalnie nauczył się liczyć na liczydle, na którym koraliki ułożone są w dziesięciu rzędach po dziesięć***. I o fenomenie takich właśnie jeleni traktują poniższe limeryki.
Raz leśniczy, w okolicach wsi Moczydło,
Jeleniowi pod choinkę dał liczydło,
I dziś jeleń chodzi w tany z dziesiątkami,
Koralików przesuwanych racicami,
Zaś liczenie na racicach mu obrzydło
Lubił jeleń znad Baryczy
Na liczydle dni swe liczyć,
Chociaż, gdy mu koraliki
Roztrącały nocą dziki,
Ranki pełne miał goryczy…
Raz pod Moczydłem, na świat, w dąbrowie,
Przyszedł jelonek z liczydłem w głowie,
A tato-jeleń mruknął jedynie,
Że liczy na to, iż w rodzinie,
Ktoś wreszcie będzie liczyć jak człowiek!
Tabela 1. Porównanie słownictwa do wyrażania liczb w systemach wywodzących się z liczenia na palcach
(dziesiętny) i racicach (dwójkowy). Oczywiście, w konkretnej liczbie w systemie dziesiętnym, każdy składnik
podstawowy (np. dziesięć lub sto) jest pomnożony przez wartość jednej z dziesięciu cyfr (0, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8,
9), natomiast cyfry w systemie dwójkowym są tylko dwie (0, 1).
* - w tejże konwencji, ręka z wyprostowanym trzecim palcem oznacza liczbę 00100 (czyli w systemie dziesiętnym liczbę 4).
** - oczywiście, bez udziału innych ludzi (względnie lustra i/lub środków odurzających), zobaczyć naraz trzydzieści jeden palców nie sposób, więc licząc na palcach do trzydziestu jeden musimy sobie pomóc wyobraźnią. Przy niedostatku wyobraźni, pomocne może być liczydło, mające sto koralików ułożonych po dziesięć w dziesięciu rzędach.
*** - system wywodzący się z liczenia na racicach, ma tę wadę, że cyfrowe, a już zwłaszcza słowne przedstawienia liczb w systemie dwójkowym, są bardzo długie. Może więc dobrze by było, gdyby jelenie uczyły się liczyć na czymś, czego mają więcej niż racic? W pierwszej kolejności do głowy przychodzą tu odrostki poroża (których jeleń może mieć nawet dwadzieścia). Problem jednak w tym, ze gdy jeleń ma je przy sobie (czyli na głowie) to ich nie widzi, a po sezonowym zrzuceniu poroża (kiedy jeleń wreszcie może je zobaczyć) trudno już o to by je miał przy sobie (bo kto by tam targał ze sobą takiego grzmota). Co gorsza, jelenie maja różne liczby odrostków i w dodatku każdego roku inne, tak więc o jelenim systemie liczbowym nawiązującym do poroża trzeba zapomnieć. No, ale gdyby na koniec poroża jeleń nadział liczydło (pomocne do pracy w systemie dziesiętnym, łatwe w transporcie i dające się na czas liczenia zdejmować), to byłoby bingo!
Dodatek nadzwyczajny z ostatniej chwili
Powyższe limeryki o liczących jeleniach oraz towarzysząca im rozprawka były tworzone w czasie, w którym w Paryżu, na kortach Roland Garros, rozgrywano turniej tenisowy będący jednym z czterech najbardziej prestiżowych (tzw. wielkoszlemowych) turniejów w corocznym tenisowym kalendarzu. I ten właśnie turniej, wśród kobiet wygrała Polka – zaledwie dziewiętnastoletnia Iga Świątek. Sukces jest historyczny, bo dotąd jeszcze nikt z Polaków turnieju wielkoszlemowego nie wygrał (największym zwycięstwem Agnieszki Radwańskiej było wygranie prestiżowego turnieju „WTA Finals” (Singapur, 2015 r. Ówczesny limeryk), który jednak do wielkiego szlema się nie wlicza. Nie sposób więc było nie skwitować tego sukcesu limerykiem, który zamieszczam poniżej*.
Tenisowy arcydiament z Raszyna,
W top światowy już się wcinać zaczyna,
Brylantowym szlifem z mączki paryskiej**,
Który w mączkę tenisistki wgniótł wszystkie,
Błyskiem głowy oraz walcem topspina***
* - związek tenisowego wydarzenia z jeleniami jest nikły, może tylko taki, że Iga lubi walić po rogach, a niejeden fan tenisa po jej zwycięstwie poryczał się ze szczęścia.
** - paryski turniej, jako jedyny z wielkoszlemowej czwórki, rozgrywany jest na kortach pokrytych ceglaną mączką (dwa inne: US Open oraz Australian Open maja korty o nawierzchni twardej, a najszacowniejszy Wimbledon – korty trawiaste).
*** - według www.tenisportal.com topspin to uderzenie piłki z bardzo silną rotacją awansującą****; owa bardzo silna rotacja nadawana jest piłce przez dodatkowy, "nakrywający", ruch nadgarstka ręki, w której zawodnik trzyma rakietę.
**** - rotacja piłki lecącej w powietrzu powoduje powstanie dodatkowej siły prostopadłej do kierunku ruchu piłki oraz osi jej rotacji. Przy rotacji awansującej, siła ta działa w dół, powodując że piłka opada na kort szybkiej niż piłka nierotująca. Dzięki temu, tenisista przebijający topspinowa piłkę nad siatką, może zmieścić piłkę w korcie (na polu przeciwnika) nadając jej większą prędkość niż przy uderzeniu bez rotacji – tak więc przebicia topspinowe mogą być szczególnie szybkie (Rys. 1). Co więcej, w momencie odbicia od ziemi po stronie przeciwnika, piłka nabywa dodatkowej prędkości, co też nie ułatwia odbioru. Na drugim biegunie rotacyjnego repertuaru stoją tzw. slajsy (ang. slice), uderzenia z rotacją wsteczną, dzięki której piłka opada wolniej i, by trafić na koniec kortu, jest uderzana z mniejszą prędkością (dzięki takiemu uderzeniu, gracz zepchnięty do defensywy może nieco zyskać nieco więcej czasu na ustawienie się do odebrania kolejnego uderzenia przeciwnika).
Rys. 1. Porównanie lotów piłki tenisowej uderzonej bez rotacji (kolor niebieski), z rotacją awansującą (topspin, kolor czerwony) oraz z rotacją wsteczną (slajs, kolor zielony) – widok z profilu. Przedstawiono sytuacje, gdy piłka jest uderzona znad linii końcowej kortu z wysokości równej połowie wysokości siatki, przelatuje tuż nad siatką, i pada na linię końcową kortu na stronie przeciwnika. Kolorowymi kółkami zaznaczono kolejne położenia piłki w odstępach czasu równych 0,2 s. Widać, że parabole lotu we wszystkich przypadkach są do siebie podobne, ale czasy lotu przed odbiciem na przeciwległej linii wyraźnie różnią się od siebie. K – powierzchnia kortu, S – siatka, R – rakieta.
koniec września 2020
Z życia jeleni 9 – trzy limeryki o jeleniach, które liczą
Słowo wstępne:
Dokonana przeze mnie autoanaliza wcześniejszych limeryków z życia jeleni (patrz: Tabela 1) pokazała, że na 32 utwory aż jedenaście opowiada historie związane z porożem, siedem - z rykowiskiem/ryczeniem, cztery – z mydłem, zaś tematykę pozostałych siedmiu utworów można zaliczyć do grupy „Varia”. Nic dziwnego: przecież dla przeciętnego człowieka, poroże jest najbardziej charakterystycznym elementem jeleniego ciała (pytanie o takie elementy nadawałoby się do „Familiady”), zaś rykowisko jest najbardziej charakterystycznym jelenim obyczajem. Rzecz jasna, duża reprezentacja limeryków o sprawach męsko-damskich, nie oznacza iż są one charakterystyczne tylko dla jeleni (najlepszy dowód, że ludzi wdających się w takie sprawy, jeleniami nie nazywamy), lecz wynika z namiętności ogólnozwierzęcych. A pojawienie się czterolimerykowej grupy „Mydło”, z wyglądem czy obyczajem jelenia kompletnie nie ma nic wspólnego. Reasumując, z tematów czysto jelenich, w moich dotychczasowych limerykach przeważa poroże i ryczenie. I kiedy zdałem sobie sprawę z tej statystyki, postanowiłem pofantazjować o jeleniach, które zamiast ryczeniem zajmują się czymś brzmiącym podobnie, choć zgoła innym, czyli liczeniem.
Każde dziecko wie, że przy liczeniu użyteczne są palce. Niezastąpiona Wikipedia wylicza aż jedenaście przyczyn tej użyteczności, począwszy od tego, iż palce „umożliwiają tworzenie wzrokowo-przestrzennej reprezentacji liczb”, a skończywszy na tym, że palce „każdy człowiek ma zawsze przy sobie”*. Według Wikipedii, palce również „umożliwiają zrozumienie systemu dziesiętnego”, a prawdę mówiąc, dziesiętny system liczbowy powstał właśnie dzięki temu, że ręka ludzka ma pięć palców a człowiek może swobodnie widzieć swoje dwie ręce (a więc dziesięć palców) jednocześnie.
U jeleni jest inaczej, gdyż z pięciu palców na jeleniej nodze, wydatne są tylko dwa (palce III i IV, zakończone racicami), a co gorsza, jeleń chcący przyjrzeć się im z bliska musi podnieść nogę, a dwóch naraz nie podniesie. Tak więc, systemu dziesiętnego jeleń za nic nie pojmie, a naturalnym dla niego systemem liczbowym winien być system dwójkowy. Można więc powiedzieć, że liczący jeleń winien działać jak komputer (w informatyce, wszelka informacja zapisywana jest w systemie dwójkowym lub jego rozszerzeniach). To zaś, że nie działa, wynika z ograniczeń jego mózgu (czyli słabego procesora i mało pojemnej pamięci)**.
Tabela 1. Tematyka wcześniej opublikowanych limeryków z serii „Z życia jeleni”
Temat Liczba utworów
Poroże -X--X-X--XXXXXXXX----X---------- 12
Ryczenie/rykowisko --X--------X-----------XXXXXX--- 8
Męsko-damskie X-X-XXX-----X---------XXXXXX---- 12
Mydło -----------------XXXX----------- 4
Varia X--XX-----------------------XXXX 7
W głowie jelenia spod Cigacic,
Co do liczenia używał racic,
Przez stos pamięci nader ubogi,
Stan z przeniesienia z pierwszej nogi,
O wpół do drugiej wciąż się tracił
Jest taka łania w Cigacicach,
Co rączo licząc na racicach,
Dzikiej rączości puszcza wodze,
Robiąc działania na jednej nodze,
Czym zasadniczo nie zachwyca
Jak z rykowiska pod Miliczem,
Podliczył jeleń swe zdobycze,
I rezultacik mało mnogi,
Odczytał z racic jednej nogi,
Dopiero mu się chciało ryczeć***!
* - podobnie brzmiące powiedzenie: „ręce przy sobie!”, dotyczy liczenia tylko w tym sensie, że jest kierowane do człowieka który w pewnym aspekcie spraw męsko-damskich się przeliczył
** - autor limeryków odnosi wrażenie, że jeśli uczący się liczyć człowiek zacznie nie od palców lecz od komputera, też się dobrze liczyć nie nauczy
*** - zgodnie z powiedzeniem: „jeleń, który mało ryczy, to dopiero jeleń!”
wrzesień 2020
Z życia jeleni 8 – cztery limeryki o trzech kiczach z jeleniami z…*
Słowo wstępne:
Poświęcenie poprzedniego zestawu limeryków jeleniom na rykowisku, które – wbrew ich woli - stały się centrum
malarskiego motywu uważanego za symbol kiczu, nasunęło przyjacielowi i wydawcy mych limeryków (A.W.)
pomysł, bym kolejny zestaw utworów poświęcił po prostu kiczowi. Realizacja pomysłu okazała się o tyle trudna,
że wprawdzie definicja kiczu jest jasna (według Wikipedii, kiczem jest „utwór lub rzecz o miernej wartości,
schlebiający popularnym gustom i – w opinii krytyków sztuki i innych artystów - nie posiadający wartości
artystycznej”), ale ocena, czy coś jest kiczem czy nie, przeważnie nie jest jednoznaczna. W związku z tym,
przedstawiając poniższe limeryki jako utwory o kiczach liczę się z tym, iż niektórzy czytelnicy mogą me utwory
uznać za obrazoburcze, inni mogą je uznać za kicz, a jeszcze inni za obrazoburczy kicz. No, ale jak to mówią:
„ryzyk-fizyk” (sam akurat jestem fizykiem).
Jeleń z obrazu**
Żyje jeleń w gminie Jedlicze,
Co przy ludziach lubi poryczeć,
Mało-wiele tym się przejmując,
Że jak widzą tak go malują,
A malunki aż krzyczą kiczem
Jeleń z gipsu**
Stał przy drodze do Cwalin***,
Jeleń w lesie krasnali,
Nie wyglądał jak żywy,
Gdyż cokolwiek był krzywy,
I odlany nie w skali
Jeleń z widokiem (wersja tańsza)**
Najwięcej wzięcia nad Morskim Okiem,
Mają jelenie z bocznym widokiem,
W postaci zdjęcia Tatr z Głodówki,
A przeznaczeniem tej wizytówki,
Jest przyklejenie do drzwi lodówki****
Jeleń z widokiem (wersja droższa)**
Najwięcej wzięcia nad Morskim Okiem,
Mają jelenie z bocznym widokiem,
W postaci zdjęcia Tatr z Głodówki,
I z magnetycznym tylnym bokiem,
Z funkcją przylgnięcia do drzwi lodówki****
Przypisy i ilustracje:
* - zastosowanie w trzech limerykowych tytułach szablonu „Jeleń z…” mogłoby budzić, toutes proportions gardees^, skojarzenie z szablonem „Człowiek z…” użytym w tytułach trzech filmów Andrzeja Wajdy („Człowiek z marmuru”, „Człowiek z żelaza”, „Człowiek z nadziei”). Autor limeryków oświadcza więc stanowczo, że ww. podobieństwo szablonu jest absolutnie przypadkowe, i że zdał sobie z niego sprawę dopiero po zapisaniu swych limeryków na jednej stronie. Drobiazgowy czytelnik mógłby tu ponarzekać, że rzeczowniki w dopełnieniach wszystkich trzech tytułów „Człowiek z…” występują w dopełniaczu („marmuru”, „żelaza”, „nadziei”), podczas gdy w tytułach „Jeleń z…”, dopełniacza użyto dwa razy („obrazu”, „gipsu”), a w dopełnieniu trzeciego tytułu, rzeczownik występuje w narzędniku („widokiem”), więc ww. podobieństwo szablonu jest nieco kulawe. Narzekającemu czytelnikowi, autor mógłby zaproponować podmianę tytułu „Jeleń z widokiem” na „Jeleń z lodówki” i wszystko powinno być OK, póki ów czytelnik nie przeczyta przypisu do przypisu^^. Jeszcze inaczej drobiazgowy czytelnik mógłby dociekać, czemu limeryk „Jeleń z widokiem” jest w dwóch wersjach (tańszej i droższej) skoro film „Człowiek z nadziei” był tylko jeden? Takiemu czytelnikowi można jedynie powiedzieć, żeby zawrócił bo chyba zabrnął za daleko…
** - Fot. 1. A: Fragment obrazu z ryczącym jeleniem (zdjęcie obrazu pochodzi ze strony
www.allegro.pl). B:
Jeleń w lesie krasnali. Zarówno jeleń jak i krasnale są odlane z gipsu, Zdjęcie lasu krasnali pochodzi ze strony
www.gnomesville.com.au, zaś zdjęcie jelenia: ze strony
www.eril.pl (archiwalne). C: Plakietka z jeleniem z widokiem Tatr z
Polany Głodówka*****. Plakietka może być wersji samoprzylepnej (tańszej, gdyż w zasadzie jednorazowej) lub
magnetycznej (droższej). Zdjęcie jelenia wzięto ze strony
www.allegro.pl, a zdjęcie Tatr: ze strony
www.polskieszlaki.pl.
*** - Cwaliny to wieś w województwie podlaskim, w powiecie kolneńskim. Użycie w limeryku tej akurat miejscowości nie jest zbyt szczęśliwe, gdyż w Polsce, lasy krasnali występowały głównie przy drogach wiodących w stronę granicy z Niemcami (zdobienie niemieckich ogródków krasnalami było w nieodległej przeszłości bardzo modne, i tanie krasnale produkowane w Polsce były przez naszych zachodnich sąsiadów kupowane na pęczki), a Cwaliny przy drodze do Niemiec nie leżą. Niestety, autor nie znalazł żadnej miejscowości o pożądanej lokalizacji i nazwie pasującej do limeryku rymem i rytmem. Tak więc wymóg zgodności treści z realiami geografii gospodarczej musiał tu ustąpić wymogom zgodności formy z konwencją literacką.
**** - autor limeryku zwraca uwagę, że jeśli w pobliżu lodówki ma się i polane i głodówkę jednocześnie, to trzeba się poważnie zastanowić, jak żyć.
***** - autor przyznaje, że sam nie ma zdania, czy sylwetka jelenia z fotografii 1C jest kiczem czy nie, i że do ilustracji limeryków „Jeleń z widokiem” miał ochotę użyć dostępnych w Internecie zdjęć innych, według niego zdecydowanie bardziej kiczowatych plakietek z jeleniami. Ale takie zdjęcia były umieszczone na stronach konkretnych producentów lub sprzedawców, więc ich publikacja mogłaby narazić autora (i Wydawcę) na poważne kłopoty finansowe, aż do utraty środków potrzebnych do zapełnienia środka lodówki włącznie.
Przypisy do przypisu:
^ - toutes proportions gardees (fr. z zachowaniem wszelkich proporcji)
^^ - alternatywny do „Jelenia z widokiem” tytuł „Jeleń z lodówki” wydaje się być idealny, ale jest takim tylko pozornie. Mianowicie, limerykowe jelenie z widokiem opisywane są w momencie, gdy mają wzięcie (tu: nad Morskim Okiem), a wtenczas jeleniami z lodówek jeszcze nie są. Z drugiej strony, widoki jelenia z widokiem na stanie się jeleniem z lodówki są bardzo obiecujące: w przypadku wersji droższej - niemal stuprocentowe, gdyż magnetyczna warstwa z drugiej strony jelenia bardzo zachęca do umieszczenia go na lodówkowych drzwiach. Z trzeciej jednak strony, tańsza wersja samoprzylepna mogłaby wylądować i na ścianie, zwłaszcza, że związek frazeologiczny „wbić zęby w ścianę” oznacza akurat głodówkę (wymuszoną biedą), więc trochę pasuje do napisu na jeleniu. No ale z czwartej strony, ktoś wbijający zęby w ścianę nie kupuje jeleni z widokiem, a tym bardziej nie nad Morskim Okiem! A z piątej strony, gdyby jednak kupował, to z pewnością wersję tańszą (czyli właśnie samoprzylepną). I bądź tu mądry …
sierpień 2020
Z życia jeleni 7 – cztery limeryki o jeleniach na rykowisku w Puszczy Piskiej
Wprowadzenie od autora:
Jeleń na rykowisku to - według Wikipedii - „motyw w malarstwie przedstawiający ryczącego jelenia, uważany za symbol kiczu i złego smaku”. Zła opinia o tym motywie wzięła się stąd, że pierwotne przedstawienia jeleni w okresie godowym, popularne w niemieckim malarstwie w XIX wieku, były później wielokrotnie reprodukowane przez półamatorskich artystów, nie tylko w formie malowideł, ale też oleodruków, makatek, dywanów, i innych ozdób. Niezrażony tą opinią, będąc półamatorskim literatem, postanowiłem przedstawić ten motyw w niekojarzonej z nim dotąd formie limeryków. Mam nadzieję, że ujęcie tematu jest na tyle świeże, iż kiczem nie trąci. Innym literatom jednak, powielać tego ujęcia nie radzę…
Przeżywał jeleń w Puszczy Piskiej
Zażenowanie rykowiskiem,
I porykiwał w oddaleniu,
Więc o nim, jako o jeleniu,
Krąg łań mniemanie miał dość niskie
Król rykowiska w Puszczy Piskiej,
Jeleń, ryczący szorstkim pyskiem,
U łań miał mało powodzenia,
Bowiem znad pyska tego jelenia,
Spojrzenie wyzierało śliskie …
Bezpłciowy jeleń z Puszczy Piskiej
Zwiał z rykowiska z gardłowym piskiem,
Na pośmiewisko rasowych łań,
Choć czuł, że środowisko pań,
Jest kulturowo mu bardziej bliskie
Był taki jeleń pod Puszczą Piską
Co, bez czekania na rykowisko,
Poroże maczał w innych jeleniach,
Po czym przy łaniach, już od niechcenia,
Wcielenie macza grał towarzysko
Notatka końcowa:
To, że do powyższych limeryków nie dołączyłem żadnych ilustracji, nikogo chyba nie dziwi.
Psi kalendarz literacki 2020, lipiec
lipiec 2020
Z życia jeleni 6 – trzy limeryki o sytuacji jelenia w lesie
Wprowadzenie:
Las jest środowiskiem, w którym jelenie czują się jak w domu. Jest to jednak dom specyficzny: generalnie obszerny, mający mieszkań wiele*, na tyle, by służyć jednostkom chcącym mieć święty spokój (por. limeryk nr 2), a lokalnie oferujący mieszkania za ciasne, gdzie za święty spokój od świata zewnętrznego płaci się dwojaką utratą równowagi (i wewnętrznej, i poroża). I o tych aspektach życia jelenia w leśnym domu traktują limeryki 1 i 2 (a ściśle rzecz biorąc: 2 i 1). Natomiast jeleń w utworze 3 (ten, widzący łanie w roli swych małżonek) byłby w domu, gdyby w stosownym czasie nie pozostał w lesie. I zapewne jest mu w tym lesie łyso, chociaż w limeryku łysa akurat jest polana. Niejeden człowiek w podobnej sytuacji niezdrowo czekał by na polanie… A jeleń ryczy zdrowo na trzeźwo!
Raz się zapuścił dumny jeleń z Pniew,
W puszczę, gdzie wąskim szedł szpalerem drzew,
I był zmuszony, ciut spuszczając z tonu,
Skrajnię poroża stawiać wciąż do pionu**,
Aż go niefajnie zalewała krew
Zdobywał łanie jeleń znad Hańczy,
Zmotywowaniem cieleśnie samczym,
Po czym rozpływał się w leśnej głuszy**,
Gdyż nie ukrywał, iż gra mu w duszy,
Przeciwwskazanie by dzieci niańczyć…
Począł w czerwcu, jelonek na Łysej Polanie,
W roli swoich małżonek widzieć letnie łanie,
Lecz w castingach na męża - gdy nadeszła jesień -
On ani się obejrzał jak pozostał w lesie
Koić serce zranione szpetnych ryków słaniem
* - skojarzenie z sentencją: „W domu mego Ojca jest mieszkań wiele” (Ewangelia wg św. Jana, 14, 2) nie jest być może aż tak nonsensowne jak się w pierwszej chwili wydaje.
** - Fot. 1. A: Jeleń w wąskim przejściu między drzewami. Wizerunek jelenia pochodzi z artykułu A. Wajraka
„Wyjątkowo wczesne jelenie” (Gazeta Wyborcza, 27.09.2016). Wizerunek ten został przetworzony przez autora
limeryków (przy użyciu programu Corel Photo-Paint) tak, by zilustrować postawienie skrajni jeleniego poroża
do pionu. Zilustrowanie stanu ducha jelenia (którego krew zalewa) nie powiodło się. Obraz leśnego tła pochodzi
ze strony www.pexels.com (zwraca uwagę uszkodzenie kory drzewa przez lewy (tu: dolny) koniec jeleniego
poroża). B: Jeleń, który rozpłynął się w leśnej głuszy.
22 kwietnia 2020
Z życia jeleni 5 – cztery limeryki o jednej słabości jelenia spod Trzech Koron*
* - Trzy Korony – najwyższy szczyt Pienin (a właściwie tzw. Pienin Właściwych), maleńkiego pasma górskiego
położonego między Tatrami a Beskidem Sądeckim
Żył sobie raz jeleń w Pieninach,
Co lubił kąpiele w mydlinach,
I stawiał się w balii* góralce,
Tej, która mawiała o pralce,
Że jest to zdiablała** maszyna
Jak jeleń, biorący w Pieninach,
Kąpiele w piorących mydlinach,
Odkrywał, że w brudy opływa,
To z miejsca z tych mydlin się zmywał,
A przy tym się wpieniał i zżymał
Raz jeleń, co lubił w Pieninach,
Sierść płową prać w szarych mydlinach,
Zmiarkował w Palmową Niedzielę***,
Że mydło się zwie „Biały Jeleń”****,
A człowiek, k… mać, już przegina*****
Jak spotkał jelenia w Pieninach,
Szok z białym krewniakiem w mydlinach,
To góral rzekł, mydląc mu oczy,
Iż sam, w stroju misia roboczym,
Ma w Tatrach białego kuzyna*
* - Fot. 1. A – balia, sprzęt używany do przeprowadzania prania w czasach, kiedy nie było pralek (zdjęcie
pochodzi ze strony imged.pl); B – szare mydło marki „Biały Jeleń”
(zdjęcie pochodzi ze strony subiektywnablog.pl); C – tatrzańscy kuzyni pienińskiego górala w strojach roboczych. Zdjęcie – zrobione
na zakopiańskich Krupówkach we wczesnych latach 60-tych XX wieku - znajduje się w prywatnym archiwum
Autora limeryków. Autor limeryków, trzymający ojcowską rękę, znajduje się w środku zdjęcia (w chusteczce na
głowie). Autor ma dziś w głowie strzęp wspomnienia, że – nie wpieniając się i nie zżymając – chciał się stamtąd
zmyć czym prędzej (czemu na zdjęciu daje niewyraźny wyraz na twarzy).
** - przymiotnika „zdiablały”, słowniki języka polskiego nie notują. Nie znalazły się w nich też pokrewne czasowniki „zdiableć/zdiableć się”, ale w piśmiennictwie polskim takie wyrazy (w znaczeniu: upodobnić się do diabła) się już pojawiły, w tym również w naukowym opracowaniu (B. Ostromecka-Frączak: „Czasowniki polskie z formantem rozdzielonym”, Acta Universitatis Lodziensis, Folia Linguistica 6, 1983 r.). I z tego właśnie opracowania, Autor limeryku wywnioskował, że tworząc – z poetyckim zacięciem - przymiotnik „zdiablały”, nieświadomie dokonał „derywacji (imienia: diabeł) za pomocą jednoczesnego dodania sufiksu i prefiksu”. Ot, lingwistyczna proza…
*** - to, żeby jeleń zdał sobie sprawę z nazwy mydła, w pierwszej chwili wydaje się niemożliwe. Ale, skoro w noc poprzedzającą dzień Bożego Narodzenia zwierzęta potrafią mówić ludzkim głosem, to dlaczego w niedzielę poprzedzającą święto Wielkiej Nocy nie potrafiłyby czytać ludzkiego pisma? Zagadnienie wydaje się być doniosłe i godne osobnego wykładu. Niestety, autor cyklu wykładów: „O wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia” (profesor mniemanologii stosowanej Jan Tadeusz Stanisławski) zmarł w 2007 r. i tematu już na ziemi nie podejmie…
**** - Markę „Biały Jeleń” wprowadziła na rynek krakowska spółka „Towarzystwo Akcyjne – Mydło” w 1921 r., a dzięki prostej recepturze, mydło tej marki było jednym z najłatwiej dostępnych środków higieny w czasach PRL-u. Brak sztucznych barwników i substancji zapachowych powoduje, że uczulenia na szare mydło są znacznie rzadsze niż w przypadku innych środków czystości. Dzięki temu, wyroby marki „Biały Jeleń” są produkowane do dziś i są sprzedawane jako skuteczne środki hipoalergiczne.
***** - tego, dlaczego jeleń doszedł do wniosku, iż człowiek przegina, trudno dociec z pewnością. Interpretacja „soft” mówi, iż płowy zwierz nabrał podejrzeń, że góralka chce go wybielić (por. wiersz Juliana Tuwima pt. „Bambo”). Interpretacja „hard” mówi, iż zwierz nabrał podejrzeń, że używane w kąpieli mydło produkowane jest na tłuszczu z upolowanych jeleni******
****** - związek nazwy „Biały Jeleń” z polowaniem jest taki, że nawiązuje ona do legendy o św. Hubercie, któremu podczas polowania (ponad 1300 lat temu) ukazał się biały jeleń z krzyżem między porożem (na skutek czego, Hubert zerwał z dotychczasowym trybem życia i rozpoczął działalność, która doprowadziła go do świętości). Nawiasem mówiąc, św. Hubert, choć po spotkaniu białego jelenia zaprzestał polowań, pozostaje patronem myśliwych po dzień dzisiejszy… Również nawiasem mówiąc, do II wojny światowej na mydle „Biały Jeleń” wytłoczony był obrazek głowy jelenia z krzyżem nad głową, po wojnie krzyż usunięto, a po odzyskaniu suwerenności w 1989 r. go nie przywrócono...
3 kwietnia 2020, wiadomo jaki czas
Z życia jeleni 4 – cztery limeryki o przeżyciach* jednego jelenia w jednym miejscu i z jednego powodu
* - zwłaszcza w odniesieniu do limeryku nr 3, z zastrzeżeniem nieścisłości w odniesieniu do limeryku nr 4
Wstęp minimalistyczny (bo jednozdaniowy)
Po opublikowaniu poprzedniego zbiorku limeryków, których wszystkie cztery historie dotyczyły perypetii jeleni z
porożem, postanowiłem w jednolitości pójść jeszcze dalej, wiążąc fabuły kolejnych czterech utworów z jednym
miejscem i z życiem jednego jelenia, a przyczyną każdej historii czyniąc to samo.
Jeleniowi spod Kubalonki*,
W splot poroża weszły pająki,
A zwierz, chociaż nie stał się głuchy,
Przestał słyszeć brzęczące muchy,
I mniej lotne, niegrube bąki**
* - Kubalonka (758 m n.p.m.) – przełęcz w Beskidzie Śląskim, w dziale wodnym Wisły i Odry. Przez Kubalonkę
przebiega droga wojewódzka łącząca Wisłę z Istebną
* - skuteczność działania pająków na bąki zależy od lotności i grubości tych ostatnich. Konkretnie, zależność od
grubości występuje tylko dla bąków mniej lotnych, z których najgrubsze są w stanie przelecieć przez pajęczynę
bez szwanku, zaś cieńsze mogą zostać w niej uwięzione do końca życia (decyduje stosunek grubości pajęczyny do
grubości bąka). Natomiast swoboda, z jaką przez pajęczynę przelatują bąki bardziej lotne, od grubości bąków
nie zależy ani trochę
Pewien jeleń spod Kubalonki,
Nosił welon „made by pająki”,
Nie do ślubu, gdyż nić pajęcza,
Naturalnie, jak nic odstręcza
Potencjalne współmałżonki
* - czyt. „mejd baj pająki” (ang. wykonany przez pająki)
W progu jesieni, kiedy w rejonie Kubalonki,
Błąkał się rogacz, który w koronie miał pająki,
To go skasować chciał bloody* bogacz z kasą z USA,
Lecz przez fake newsa**, że zwierz w koronie ma wirusa,
Nie dało rady znaleźć jeleni do nagonki
* - czyt. „bladi” (ang. krwawy) - osoby nieznoszące myśli o krwi, oraz nieznoszące, by ktoś do nich pisał w
obcych językach, mogą sobie „bloody” zamienić na „blady”
** - czyt. „fejk niusa” (fake news: fałszywa wiadomość, najczęściej o charakterze sensacyjnym)
Odkąd zaliczył zgon pod Kubalonką,
Jeleń, co nosił mieszkanie pająkom,
Mieszka w zaświatach, a w gajówce „Stożek”*,
Człek mu na ścianie obmiata poroże,
Na złość pająków tamtych pra-potomkom
* - Stożek (979 m n.p.m.) to szczyt w Beskidzie Śląskim (w dziale wodnym Wisły i Odry), ok. 7 km na zachód od
Kubalonki. Z Kubalonki na Stożek prowadzi szlak turystyczny, będący fragmentem tzw. Głównego Szlaku
Beskidzkiego. Wycieczka z Kubalonki na Stożek i z powrotem była jedyną, jaką autor limeryków odbył również z
mamą, która z powodów zdrowotnych po górach nie chodziła, i na rodzinną wycieczkę (+ tato + siostra) dała się
namówić tylko raz (był rok 1967). Różnica poziomów do pokonania nie była duża, a mamę wspomagał
prowadzony na smyczy seter irlandzki (wówczas roczny), który ciągnął przed siebie bez opamiętania.
Sterowaniem seterem (tak, aby ciągnął głównie do góry) zajmowała się siostra autora, będąca nominalnie
właścicielką psa. Po wycieczce, najbardziej zmęczona była mama.
Mix fantazyjny niezamierzony i nieśmieszny*
* - poniższy utwór zawiera motywy z poprzednich limeryków połączone z fantazją, ale bez ochoty do żartów (zaś
to, że powstał on akurat w prima-aprilis - 01.04.2020 - wynikło z tzw. bieżącej sytuacji)
Bez względu na to, gdzie jest Kubalonka,
I czy się miało lub ma współmałżonka –
Żeby, bez ślubu, całej Koronie,
Kazać się błąkać w self-made welonie,
I żeby widzieć, w najdalszym jej rogu,
Jak nie jelenie to brzęczących wrogów,
To trza myślenie mieć pająka...
Marzec 2020
Z życia jeleni 3 – cztery limeryki o perypetiach z porożem w miejscowościach z moich dawnych stron
Wstęp
Powodowany życzeniem czytelniczki z Wybrzeża, aby żeńskim jeleniom poświęcić część twórczości stosowną do
czci należnej tej płci, w poprzednim (drugim w serii) zbiorku limeryków bardzo się starałem utrzymać parytet
płci, a – pozytywne w mojej ocenie – efekty tych starań potwierdziłem – rzetelnymi w mojej ocenie –
wyliczeniami przedstawionymi w tzw. „Dodatku parytetowym”. Niestety, czytelniczka z Wybrzeża uznała moje
wyliczenia za zmanipulowane: konkretnie oceniając, że w dwóch utworach w których występują łanie i jelenie*,
te pierwsze pełnią co najwyżej rolę ozdobników (a w jednym z nich łanię potraktowano nawet w sposób
seksistowski), zaś limeryk o samotnej łani (bez żadnych jeleni) trzeba zdyskwalifikować z powodu pijaństwa tej
ostatniej. A tak bardzo się starałem…
Zniechęcony bezowocnością parytetowych starań, kolejny (czyli poniższy) zbiorek limeryków postanowiłem
poświęcić wyłącznie jeleniom płci męskiej, a jednolitość płciową wzmocniłem przez jednolitość tematyczną,
metodycznie skupiając się na perypetiach jeleni z porożem. Na marginesie dodam, że akcję wszystkich limeryków
umieściłem w południowej Polsce**, w bezpiecznej odległości od Wybrzeża.
* - użycie zwrotu „łanie i jelenie” jest dość niezgrabne, bo przecież łania to też jeleń. Zauważmy, że odnosząc
się analogicznie do społeczności ludzkiej nigdy nie powiemy „kobiety i ludzie” (bo to, że „kobieta też człowiek”,
jest oczywiste), tylko zawsze „kobiety i mężczyźni”. Chcąc podobnie powiedzieć o jeleniach musielibyśmy
pamiętać, że analogiem ludzkiego „mężczyzny” jest jeleni „byk”, i tak go powszechnie nazywają myśliwi. Ale
mówiąc potocznie „byk”, człowiek prawie zawsze ma na myśli krowę płci męskiej a prawie nigdy męskiego
jelenia. Jakoś w tej ludzkiej potocznej mowie utarło się, że jak jeleń, to raczej na pewno męski. Trochę to
krzywdzące dla płci żeńskiej. Ale dzięki temu funkcjonuje też wrażenie, że jak ktoś dał zrobić z siebie jelenia, to
pewnie nie był kobietą…
** - skorowidz miejscowości wzmiankowanych w limerykach znajduje się na końcu zbioru
Był taki jeleń gdzieś w Kozłowej Górze,
Co miał poroże o wiele za duże,
Które sen z powiek spędzało mu,
Bowiem się budził z każdego snu,
Z coraz to nowym na głowie odnóżem*
* - odnóże poroża poprawnie nazywa się odrostkiem, ale „odnóże na głowie” brzmi bardziej niesamowicie
W dzikim sadzie, na korze czereśni gdzieś w Jeleśni,
Pewien jeleń, porożem, głębokie znaki kreśli,
Lecz w tych znakach, w ocenie cadyka* z Górek Wielkich,
- Który ze zrozumieniem w językach czyta wszelkich -
Nie ma mowy o śladzie najpłytszej nawet treści**
* - cadyk to tytuł charyzmatycznego przywódcy odłamu judaizmu – chasydyzmu. Cadykowie byli (i są, tam gdzie
są) otaczani powszechną czcią przez przypisywaną im zdolność czynienia cudów i uzdrawiania.
** - świeżo wyrośnięte poroże jelenia jest dość miękkie i pokryte skórą, ale po ok. 3-4 miesiącach poroże
rogowacieje i skóra wysycha, a wyschniętą skórę poroża jeleń szybko ściera o krzewy i pnie drzew. Ścieranie
poroża o pnie czereśni zdarza się jeleniom zapewne rzadko, robienie głębokich znaków na korze pewnie jeszcze
rzadziej, a to, żeby tym znakom przyjrzał się cadyk, w dodatku czytający ze zrozumieniem we wszystkich
językach, wymaga już niesamowitego zbiegu okoliczności. W tych okolicznościach, wymaganie aby w owych
znakach zapisana była jeszcze sensowna treść, byłoby grubą przesadą.
Był jeleń w lesie pod Raciborzem,
Co już pod jesień* tracił poroże,
W czas rykowiska więc, na rywali,
Wydawał z pyska ryki z oddali,
W stresie, by z nikim nie iść na noże
* - jelenie normalnie tracą poroże z końcem zimy. Nowe poroże rośnie bardzo szybko, w lecie jest już w pełni ukształtowane, i podczas rykowiska, odbywającego się jesienią, przydaje się do potwierdzania, że ryczący jeleń nie jest gołosłowny.
W leśnej kwaterze za wsią Korzonek,
Jeleń, przez szerzej oddaną żonę*,
- Gdy tylko w bójce, w wieczerzy porze,
Składał w ofierze stare poroże -
Na rano świeże miał przyprawione**
* - niniejszy przypis, autor zamierzał poświęcić temu, by – raczej nowe - pojęcie „szerzej oddanej żony” omówić
szerzej (przez porównanie do tradycyjnie oddanej żony), uznał jednak, że sens ww. pojęcia jest głęboko oddany
w powyższym limeryku, i dalsze zgłębianie tematu mogłoby ogólnie przynieść więcej kłopotu niż pożytku. A w
szczególności to, czy pojęcie za żonę istoty szerzej oddanej przyniosło więcej szkody czy pożytku limerykowemu
jeleniowi, każdy czytelnik winien rozważyć indywidualnie.
** - użyte w tym wersie nawiązanie do frazeologicznego związku „przyprawić komuś rogi” wydaje się być
chybione, gdyż poroże (pełne w środku i zrzucane sezonowo ozdoby głów jeleni, saren, łosi), to nie to samo co
rogi (puste w środku i pozostające na głowach krów, baranów itp. przez całe życie).
Ale
według prof. Bralczyka, powiedzenie „przyprawić komuś rogi” odwołuje
się właśnie do „jelenia” jako naiwnej ofiary kogoś sprytniejszego. Dlaczego więc nie mówi się „przyprawić
komuś poroże”? Może dlatego, że taki zwrot brzmi mniej zgrabnie? A może dlatego, że poroże da się zrzucić, zaś
rogi są na całe życie? No ale przecież rogi można komuś przyprawić wielokrotnie . Ale jeśli stare rogi nie są
zrzucane, to gdzie się mieszczą nowe? Zaczyna mi się to w głowie nie mieścić…
Skorowidz miejscowości wzmiankowanych w zbiorku (w kolejności ich wystąpienia)
Kozłowa Góra – od XV wieku wieś na Górnym Śląsku, od 1973 r. dzielnica Piekar Śląskich. W Kozłowej Górze,
tuż przed wojną zbudowano zaporę na rzece Brynica, a utworzony zbiornik wodny do dziś jest rezerwą wody dla
górnośląskiej aglomeracji. W roku 1982, autor limeryków (mieszkający wówczas w Gliwicach) wielokrotnie
przejeżdżał bardzo blisko Kozłowej Góry, jeżdżąc do stacjonującej przy katowickim lotnisku jednostki wojskowej
w Mierzęcicach (więcej o tych dojazdach można przeczytać w objaśnieniach do limeryku „Endek” (seria
„Kundle od A do Z”, odc. 2, a kilkanaście lat później
przez parę dni pływał po ww. zbiorniku tratwą, pobierając materiały do pewnej pracy doktorskiej.
Jeleśnia – miejscowość w Beskidzie Żywieckim, kilkanaście kilometrów na wschód od Żywca. W młodości, autor
limeryków (mieszkający wówczas w Koźlu (później: Kędzierzynie-Koźlu)) odbył w Beskidzie Żywieckim wiele
wędrówek górskich (prawie zawsze z ojcem), ale żadna z nich przez Jeleśnię nie prowadziła.
Górki Wielkie – miejscowość u podnóża Beskidu Śląskiego, położona między Skoczowem a Brenną. W młodości,
autor limeryków (mieszkający wówczas w Koźlu (później: Kędzierzynie-Koźlu)) odbył w Beskidzie Śląskim wiele
wędrówek górskich (prawie zawsze z ojcem). Jedna – bardzo długa jak na jedenaście lat i jeden dzień (bo autor
miał wówczas jedenaście lat, a wycieczka trwała jeden dzień) - zaczęła się w Harbutowicach k. Skoczowa
(położonych praktycznie jeszcze na równinie), po czym wiodła przez Górki Wielkie (dalej na równinie),
następnie przez mniejsze i większe górki aż na Klimczok, a stamtąd – już z górki - do Szczyrku. Domknięciem
wycieczki była przejażdżka wyciągiem krzesełkowym ze Szczyrku na Skrzyczne i z powrotem (do odjazdu naszego
autobusu ze Szczyrku była pewnie więcej niż godzina, a tato nie lubił czekać bezczynnie).
Racibórz – miasto nad Odrą, ok. 40 km na południe od (leżącego również nad Odrą) Koźla. W latach
dzieciństwa autora, Racibórz jawił się jako miasto znacznie bardziej zadbane niż Koźle, i cała rodzinka chętnie
tam jeździła (Syrenką), żeby sobie Racibórz pooglądać (a czasem nawet i coś tam kupić). W latach 80-tych, gdy
autor mieszkał w Gliwicach i pracował na tamtejszej Politechnice, w pobliżu Raciborza pobierał w dolinie Odry
materiały do badań o tematyce związanej z własnym doktoratem. W tym miejscu trzeba wspomnieć, że owa
terenowa działalność byłaby niemożliwa bez nieocenionej pomocy raciborskiego przyjaciela i starszego kolegi z
pracy (R.A.).
Korzonek – wieś położona w połowie drogi między Koźlem a Gliwicami. Według Wikipedii, przez Korzonek
przechodzi „ważna droga wojewódzka 408” (dziwne stwierdzenie, brzmiące tak jakby jakaś droga wojewódzka
była nieważna), a tą drogą, rodzinka autora bardzo często jeździła (Syrenką) z Koźla do Gliwic (w których
mieszkał i brat mamy i brat ojca) i z powrotem. Wikipedia podaje, że w skład wsi Korzonek wchodzi osiedle 12
(zbudowanych jeszcze za Hitlera - przyp. aut.) jednopiętrowych budynków mieszkalnych z budynkami
pomocniczymi, oraz odległe o ok. 200 m skupisko kilkunastu domów o zabudowie wiejskiej. Autor ma wrażenie
(a raz czy dwa razy do roku jeszcze tamtędy jeździ), że ze „skupiska kilkunastu domów o zabudowie wiejskiej”,
przy „ważnej drogi wojewódzkiej” stoi tam tylko jeden dom. Autor pamięta też z dzieciństwa, że jeżdżąca z Koźla
do Gliwic rodzinka niejednokrotnie czyniła uwagi, iż Korzonek (nie mylić z „Korzonek Osiedle”) jest chyba
najmniejszą miejscowością jaką widziała.
Koniec lutego 2020
Z życia jeleni 2 – zbiorek limeryków z parytetem
Wstęp
Po wysłaniu poprzedniego zbiorku limeryków o jeleniach kilkorgu stałym czytelnikom (przyjaciołom i członkom
rodziny), otrzymałem feedback* (od czytelniczki z Wybrzeża), że zbyt mało treści poświęciłem jeleniom płci
żeńskiej. Faktycznie, spośród czterech tamtejszych limeryków, o łani traktował tylko jeden. W związku z tym, w
obecnym zbiorze starałem się zbliżyć do parytetu płci – a może nawet go osiągnąłem?
* - feedback (ang. sprzężenie zwrotne) jest słowem ostatnio dość modnym wśród młodych ludzi o zacięciu
korporacyjnym, i używane jest zamiast polskiego „informacja zwrotna”, będącego według Wikipedii terminem z
zakresu psychoterapii grupowej, treningu komunikacji interpersonalnej i szkoleń. Osobiście czuję niechęć do
feedbackowej maniery, i sam użyłem nielubianego słowa tylko po to, aby mieć okazję tę niechęć zamanifestować.
Z lekkością głowy, jeleń, gdzieś w Danii*,
Przez kompleksowy poroża zanik,
Przy łaniach robił z siebie jelenia,
Łanię udawał zaś przy jeleniach,
A już zmysłowym był „ani-ani”
* - autor zwraca uwagę, że rzecz dzieje się na tzw. zgniłym Zachodzie.
O suchym fakcie z lasu pod Białą,
Że zgrabna łania sierść ma zliniałą,
Plotkuje* męski jeleni świat,
Iż ta jest w trakcie zmieniania szat,
Noszonych śmiało na gołe ciało…
* - ludzie obyci w świecie, a już na pewno czytelnicy portali w rodzaju „Pudelka” czy „Pomponika”, powinni doskonale rozumieć, że wydarzenie jakim jest linienie zgrabnej łani, w leśnym świecie nie może przejść bez echa.
Spotkało łanię, pod leśniczówką „Pranie”*,
W porze, gdy miała godowy odbyć taniec**,
To, że wybraniec, przy murku przed przedprożem,
Wszedł w sznurki z praniem, zrywając je porożem,
I w ślubny taniec sznurkowy wniósł różaniec***
* - leśniczówka „Pranie” nad jeziorem Nidzkim na Mazurach była miejscem ulubionego pobytu Konstantego
Ildefonsa Gałczyńskiego w latach 1950-53. Powstały tam najwybitniejsze utwory ostatnich lat życia poety. Czy
powstały tam akurat jakieś limeryki (a Gałczyński limeryki też tworzył) - nie wiem, być może… Podejrzewam
natomiast, że w tej właśnie leśniczówce Gałczyński napisał wiersz pt. „Jak jeleń chciał sprzedać swoje rogi”. A
pewien jestem tego, że gdyby jelenia spotkała pod leśniczówką taka przygoda jak ta z mojego limeryku, toby
swoich rogów w życiu nie sprzedał.
**,*** - w tym miejscu trzeba zaznaczyć, że nawet znaleźć człowieka „i do tańca i do różańca” nie jest łatwo, a
już znaleźć do tych rzeczy jelenia to dopiero bajka!
Kiedy jelenia dopadły w leśnej głuszy,
Skoki ciśnienia zatykające uszy,
Ten się nie stropił, gdyż widział, iże głusza,
Jest tak głęboka, że nic mu w niej po uszach,
Więc o te uszy nie warto kopii kruszyć*
* - u jeleniowatych, rolę kopii pełni poroże. Jelenie poroża (kruszone metodą „poroże o poroże”) kruszy się o władzę i o możliwość posiadania jak najliczniejszego potomstwa (tj. bynajmniej nie o uszy). Kruszenie poroży odbywa się podczas rykowiska. Niewykluczone, iż rykowisko jeleni z zatkanymi uszami brzmi głośniej. Natomiast rykowisko i głusza z pewnością się wzajemnie wykluczają.
Dodatek parytetowy
Słowo wstępne
Pisząc wstęp do powyższego zbiorku czterech limeryków, byłem przeświadczony, iż raczej osiągnąłem parytet
płci występujących w nim jeleni, a nawet go przekroczyłem na korzyść płci żeńskiej. Oceniałem bowiem, że
limeryk nr 4 jest o jeleniu, utwory 2 i 3 są o łaniach, zaś w pierwszym utworze stosunek wag „łania : jeleń” nie
wynosi 0:1, lecz jest raczej bliski 0,5:0,5. Sumaryczny wynik - 2:2, a nawet 2,5:1,5 dla łań – napawał mnie
samozadowoleniem ze spełnienia – może nawet z nawiązką - postulatu czytelniczki z Wybrzeża.
Dopiero później spostrzegłem, że limeryki nr 2 i 3- niby o łaniach – byłyby mało sensowne bez udziału jeleni
męskich. Niezbyt bowiem byłaby ciekawa scena z łanią odbywającą gody koło leśniczówki, gdyby nie ożywiająca
ją przygoda jelenia ze sznurkami. A samo w sobie przebieranie się łani w nowe szaty nie byłoby frapujące, gdyby
o nim jelenie nie plotkowały. Tak więc powinienem raczej uznać, że w obu tych limerykach stosunki wag
wynoszą po 0,5:0,5. I w cztero-limerykowym całym zbiorze mamy wynik 1:3 lub co najwyżej 1,5:2,5 – czyli łanie
w dalszym ciągu pozostają w mniejszości. Żeby więc dojść do upragnionego parytetu postanowiłem ułożyć
jeszcze jeden utwór (zamieszczam poniżej), ze stosunkiem wag „łania : jeleń” bez wątpienia wynoszącym 1:0.
Łączny wynik z pięciu utworów - 2,5:2,5 powinien czytelniczkę z Wybrzeża już satysfakcjonować.
Dziwna łania z Łysej Polany,
Z pyskiem białym od piwnej piany,
Rozeznania ma tak niewiele,
W szkle zielonej sfery butelek,
Że się skłania w stronę piw lanych
Słowo końcowe
Dla wzmocnienia satysfakcji czytelniczki z Wybrzeża dodam, że w powyższym limeryku występuje aż 5
rzeczowników rodzaju żeńskiego (łania, polana, piana, sfera, butelka), a męski jest tam jedynie pysk (piwo,
rozeznanie, szkło to rodzaj nijaki).
Połowa stycznia 2020
Z życia jeleni – cztery limeryki z bajkową* nutką gdzieniegdzie
* - wg Wikipedii, istotną cechą bajki jest alegoryczność, a jej bohaterami mogą być zwierzęta, które uosabiają ludzkie typy i ludzkie cechy charakteru
Wstęp
Wysyłając ostatni odcinek serii limeryków „Kundle od A do Z” kilkorgu stałym czytelnikom (przyjaciołom i
członkom rodziny), zaznaczyłem, iż nie wiem co będzie dalej, gdyż zapas zwierząt nadających się na
limerykowych bohaterów mi się skończył, a o ludziach pisać nie chcę. Odzew był różny - jeden czytelnik
poradził, bym pisał o rybach, a na moją odpowiedź, iż rybom poświęciłem już kilka limerykowych zestawów,
odparł, że musiał je przeoczyć, ale gdyby autorką była Olga Tokarczuk, to pewnie by nie przeoczył (ładny mi
stały czytelnik!), druga osoba zaproponowała bym pisał o lekarzach (no ale przecież lekarz też człowiek!), ktoś
trzeci - bym pisał o liczbach „…bo Szymborska by umiała”, a ktoś jeszcze inny - że na pewno coś sam wymyślę.
No to musiałem sam wymyślić…
Na oko, jeleń z puszcz pod Ślemieniem,
Wszystko normalnie miał jak jelenie,
Ale przez oczy, akurat sarnie*,
W leśnych konkurach moczył** koszmarnie,
Więc był mentalnie jelenia cieniem
* - przez wielu ludzi, sarna bywa często mieszana z jeleniem (i uważana za jelenią samicę). Tymczasem sarna to
odrębny gatunek zwierzęcia, i jako taka, w naturze z jeleniem się nie miesza. Konkretnie, samicę jelenia
nazywamy łanią (tak samo nazywamy też samicę daniela), zaś samca sarny nazywamy kozłem lub rogaczem.
Rogaczami nazywamy też pewną grupę ludzkich samców… ale o ludziach miałem nie pisać.
** - Słownik Języka Polskiego, znaczenie czasownika „umoczyć” objaśnia jako „zanurzyć coś w płynie”
(czyniąc to coś mokrym) lub „nie załatwić czegoś pomyślnie” (czyli ponieść porażkę), natomiast przy słowie
„moczyć”, znaczenia dotyczącego porażki już nie wyszczególnia. Czyżby w ludzkim świecie ciągłe ponoszenie
porażek nie było godne jednowyrazowego określenia? Nie zgadzając się z taką filozofią, postanowiłem jej
przeciwdziałać, i w powyższym limeryku, wyraz „moczyć” zastosowałem w pełni świadomie. Może się przyjmie?
Chodził jeleń pod Zaporożem,
Ze zwiędniętym w lecie porożem,
Niczym z ciętym kwieciem łąkowym,
Aż mówiono*, że z tyłu głowy,
Ma on pono wyschnięty orzech…
* - kwestii „kto mówił?” limeryk nie wyjaśnia. Rzecz jasna, kto by nie mówił źle o tyle głowy jelenia, robił to zdecydowanie złośliwie. Gdyby ta złośliwa plotka była rozpowiadana przez ludzi, to uczciwym komentarzem byłoby ostatnie zdanie z wypowiedzi, jaką trener Jarząbek na filmie „Miś”, nagrał na magnetofon w szafie prezesa klubu „Tęcza”: „Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje, i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie – to wilki!”. Ale skoro limeryki nie miały być o ludziach, trzeba przyjąć, że powyższy utwór jest rodzajem bajki, w której ludzkie zdolności i cechy charakteru mogą mieć zwierzęta, np. jelenie. I jeśli o nieszczęsnym jeleniu spod Zaporoża paskudnie plotkowały inne jelenie, to należałoby zawołać: „To nie jelenie – to wilki!”. W tym miejscu nie mogę nie zauważyć, że wilk też jest zwierzęciem i złośliwy może być raczej tylko w bajce (znów ta bajkowa nutka). Nawiasem mówiąc, jarząbek (jarząbek zwyczajny) to ptak z rodziny kurowatych, a więc też zwierzę. I miś takoż.
Jeleń, co umiał pod Drohobyczem,
W czas rykowiska tak dziko ryczeć,
Że tęgie byki z lasu przeganiał,
- Nie wspominając o płochych łaniach -
Życie wiódł bycze* acz samotnicze**
*,** - nie jest do końca pewne, czy jedno drugiego nie wyklucza.
Jak zapragnęła, łania* pod Wleniem,
Żyć bez schylania się po jedzenie,
I zagadnęła - gdzieś w trawie - liska,
Czy jej podrzuci strawę do pyska,
To lisek rzucił: ”Byłbym jeleniem…”
* - jak podałem w pierwszym przypisie do pierwszego limeryku z niniejszej serii, łania to samica jelenia lub daniela. Ale, gdyby limerykowa łania była samicą daniela, to wypowiedź liska „byłbym jeleniem…” oznaczałaby, iż ten nie bardzo wie, do kogo mówi, zaś gdyby lisek rzucił „byłbym danielem..” znaczyłoby to, iż w ogóle nie wie o czym mówi. Osobna kwestia jest taka, że lisek mówiący „byłbym danielem…” kompletnie pogrzebałby całą rymowankę!
2019
Połowa grudnia 2019
Kundle od A do Z – seria limeryków w odcinkach. Odcinek 9 (dodatkowy): VŻ
Wstęp
Opublikowana już seria limeryków „Kundle od A do Z” dała się zgrabnie złożyć z ośmiu odcinków po trzy
utwory, gdyż polski alfabet liczy akurat 24 litery (jeśli nie liczyć liter z ogonkami). Jednak internetowy leksykon
psich imion (szerzej przedstawiony we Wprowadzeniu do odcinka 2: „DEF”) zawiera jeszcze imiona na litery V
i Ż, które w 24-odcinkowej serii się nie znalazły. Muszę w tym miejscu wyjaśnić, że litera V (podobnie jak Q i X)
nie jest zaliczana do polskiego alfabetu, gdyż - przynajmniej według Wikipedii - w polskim słowotwórstwie nie
ma potrzeby jej stosowania (ale - jak wynika z leksykonu - polscy właściciele psów ją stosują). Natomiast Ż w
polskim alfabecie jest, i jest jedną z ośmiu liter (Ą, Ć, Ę, Ń, Ó, Ś, Ż, Ź) różniących się, od którejś z dwudziestu
czterech, dodanym znakiem diakrytycznym (ogonkiem, kreską lub kropką). I spośród tych „liter z ogonkami”
tylko Ż jest literą, na którą według internetowego leksykonu zaczynają się psie imiona.
Viola
Kundelka Viola w mieście Garwolin,
Najwyższy w głosie osiąga wiolin,
Budząc się z drzemki z wielkim krzykiem,
Że znów zniewolił ją jamnikiem* , ** , ***,
Pan, co po ciemku przestawił stolik
* - jamnik to potoczna nazwa podłużnego niskiego stolika kawowego. Jamniki były w Polsce szczególnie popularne w okresie późnej komuny, gdyż były namiastką nowoczesności mieszczącą się w niewielkich metrażach blokowych mieszkań.
** - sytuację zniewolenia kundelki jamnikiem ilustruje fot. 1.
*** - w pierwotnej wersji utworu, końcówka tego wersu miała brzmienie: „zniewolił ją pod jamnikiem”, bardziej pasujące do rytmu całości. Ale po zastanowieniu stwierdziłem, że czytelnik mógłby ją odczytać dwuznacznie, ze wskazaniem na całkiem perwersyjny stosunek pana do psa. Dwuznaczność tę jednoznacznie usunąłem usuwając z frazy krótki wyraz „pod”. W tym miejscu muszę przypomnieć, że bodajże najbardziej spektakularnym przykładem poważnego oddziaływania pojedynczych wyrazów na treść tekstu, było nielegalne wykreślenie zwrotu „lub czasopisma” z treści przyjętego przez polski rząd (w 2002 r.) projektu ustawy określającej zasady koncesji na telewizję ogólnopolską. Wykreślenie to miało pozwolić na staranie się o taką koncesję przez konkurentów wydawcy „Gazety Wyborczej”, a sprawcy wykreślenia zaproponowali wydawcy „GW” korzystną dlań zmianę projektu ustawy w zamian za 17,5 mln dolarów łapówki! W tym kontekście zapewniam uroczyście, że wykreślenie wyrazu „pod” z treści mojego limeryku wykonałem zupełnie bezinteresownie, bez przyjęcia jakiejkolwiek łapówki od pana Violi z miasta Garwolin (i nawet bez wiedzy tegoż pana).
Fot. 1. Z lewej – Viola drzemiąca luzem (wizerunek psa pochodzi z
pexels); w środku – stolik typu
jamnik luzem (obraz stolika pochodzi z pinterest); z prawej - Viola zniewolona jamnikiem.
Żaba*
Suczka Żaba, nad rzeką Raba,
Była w buzi cokolwiek słaba,
Szczekać wcale nie potrafiła,
A największy raban robiła,
Warcząc niczym na luzie Trabant**
* - pierwsze próby ułożenia limeryku z psem o imieniu na literę Ż, dotyczące imion „Żart”, a następnie „Żabot” (oba imiona oczywiście wzięte z internetowego leksykonu), były niestety nieudane. Z „Żabą” natomiast udało się nieźle, zwłaszcza że limeryk stał się okazją do wspomnienia o Trabancie należącym w zeszłym stuleciu do mojego przyjaciela (patrz: przypis **). I dopiero po ułożeniu tego limeryku zauważyłem, że w internetowym leksykonie nie figuruje „Żaba” (do limeryku o której Trabant pasuje bardzo dobrze) lecz „Żabka” (do limeryku o której Trabant pasowałby jak kwiatek do kożucha)! W tym miejscu zapewniam uroczyście, że podmiana „Żabki” na „Żabę” dokonała się skutkiem nieuważnego odczytania psiego imienia z internetowego leksykonu (leksykon otwarłem w smartfonie po obudzeniu się w środku nocy, limeryk był ułożony w głowie jeszcze przed wstaniem z łóżka, a po spostrzeżeniu błędu następnego dnia, żal było ten utwór wyrzucić do kosza) i bez wiedzy właściciela Trabanta (o łapówce nie wspominając).
** - Trabant to marka samochodu osobowego produkowanego w Niemieckiej Republice Demokratycznej (dziś wschodnia część RFN) w latach 1957-1991. Napędzany - podobnie jak niemiecki Wartburg i polska Syrena - był silnikiem dwusuwowym (o budowie znacznie prostszej od dominujących w dzisiejszej motoryzacji silników czterosuwowych), którego warkot miał barwę nieosiągalną dla współczesnych aut, a w przypadku Trabanta dodatkowo stonowaną rezonansem karoserii wykonanej z tworzywa sztucznego (warkotu Trabanta można posłuchać np. tu).
Smarowanie silnika dwusuwowego zapewniał olej zmieszany (i spalający się) razem z paliwem, przeto – aby silnik się nie zatarł – jego obroty przy minimalnej dostawie paliwa musiały być niskie. Tak więc samochody z takim silnikiem posiadały tzw. „mechanizm wolnego koła”, sprawiający, że przy zdjęciu nogi z pedału gazu, silnik wracał na minimalne obroty niezależnie od tego jak szybko i na jakim biegu jechał samochód. We współczesnych samochodach jest inaczej: zdjęcie nogi z pedału gazu nie powoduje natychmiastowego spadku obrotów silnika, gdyż ten – jeśli auto ma włączony jakikolwiek bieg – jest sztywno sprzężony z obracającymi się kołami auta. Pozbawiony dostawy paliwa silnik współczesnego auta działa więc jak dodatkowy hamulec (i stąd pojęcie: „hamowanie silnikiem”), co jest korzystne i dla żywotności standardowych hamulców i dla oszczędności paliwa. Z tego względu, współcześni instruktorzy prawa jazdy zalecają prowadzenie samochodu zawsze z włączonym biegiem.
Mechanizm wolnego koła samochodów z silnikiem dwusuwowym oczywiście uniemożliwiał hamowanie silnikiem, więc to czy po zdjęciu nogi z pedału gazu pozostawiało się samochód na biegu czy przełączało „na luz”, nie miało wielkiego znaczenia. A w Trabancie, w którym podobną do rączki parasola dźwignią zmiany biegów dało się operować jednym palcem, wrzucanie na luz było szczególnie łatwe. Taktykę częstej jazdy na luzie stosował mój przyjaciel (A.W.), którego rodzina, mieszkająca w latach 80-tych i 90-tych XX wieku kilka bloków ode mnie - była akurat właścicielem Trabanta. Lubiący jazdę na luzie, A.W., zaparkowanego pod blokiem Trabanta trzymał sezonowo na uwięzi, ponieważ aby go zimowym rankiem odpalić, przez noc ładował znajdujący się pod maską akumulator za pośrednictwem długiego kabla wypuszczonego z okna swojego mieszkania na trzecim piętrze. Można się dziś zastanawiać, czy A.W. aby nie wyprzedzał pod tym względem epoki stosowania samochodów elektrycznych?
Koniec października 2019
Kundle od A do Z – seria limeryków w odcinkach. Odcinek 8 (ostatni): WYZ
Wirus
Gdy wyrósł Wirus, psi kundelek pod Wawelem*,
Niżej ogona, co skręcony był w precelek**,
Pewna uczona wyczytała z DNA,
Że przy kulfonach w rodowodzie tego psa,
Jeden precelek na urodzie to niewiele
* - czytelnikowi zgorszonemu faktem, że na miejsce bytowania limerykowego kundla z precelkiem na ogonie wybrano okolice królewskiego Wawelu, mógłbym zaproponować podmianę „pod Wawelem” na „w mieście Celle” – ale oznaczałoby to oddanie Bogu ducha winnego polskiego pieska (Wirus to imię polskie, a polski = Bogu ducha winny) w ręce niemieckie (Celle leży w Niemczech) – ale tego chyba byśmy nie chcieli.
** - mniej uważny czytelnik mógłby pomylić precelek z obwarzankiem, który jest piekarniczą wizytówką Krakowa***. W tym miejscu muszę zwrócić uwagę, że gdyby ogon Wirusa był skręcony jak obwarzanek (czyli po prostu w kółeczko), to sprawa nie byłaby godna uwagi, gdyż kundelków z takim ogonem wszędzie jest sporo. Ale skręcenie ogona w precelek (jak ktoś nie zna kształtu precelka to niech sobie wygoogluje) to już rzadkość, a może nawet unikat…
*** - jeśliby się okazało, że precelek jest piekarniczą wizytówką niemieckiego Celle (autor tego nie sprawdził), to toby dopiero był numer!
Yodu*
Dość akuratny jeden psiarz spod Baligrodu,
Alfabetycznie zwał kolejne swoje psy,
A przedostatni z owych psów się wabił Yodu…
Proszę nie mylić „Yodu” z „J-23”**,
Bo w tym ostatnim***, „y” jest z tyłu**** a nie z przodu
* - w internetowym leksykonie psich imion (leksykon został szerzej przedstawiony we Wprowadzeniu do odcinka 2: „DEF”), Yodu jest jedynym imieniem na literę Y. Można by powiedzieć, iż dobrze, że w ogóle jakieś jest, bo w przeciwnym razie seria „Kundle od A do Z” byłaby dziurawa. W tym miejscu mogę zaznaczyć, że podejmując zadanie ułożenia serii, kwestię, czy ww. leksykon ma jakieś imiona na Y, sprawdziłem już na dzień dobry.
** - J-23 to kryptonim polskiego oficera, bohatera filmowej „Stawki większej niż życie”, który pod nazwiskiem Hansa Klosa w randze porucznika (a potem kapitana) Abwehry konspiracyjnie działał na rzecz zwycięstwa w walce z hitlerowskimi Niemcami.
*** - chodzi o „J-23” a nie o ostatniego psa z kolekcji psiarza.
**** - to, że ostatnia litera kryptonimu „jot-dwadzieścia-trzy” jest akurat dwudziestą trzecią literą polskiego alfabetu (jeśli nie liczyć liter z ogonkami), to czysty przypadek.
Zorba
Żył był latami w miasteczku Gąbin,
Kundel nazwany Zorba* vel** Zombi***,
Który, gdy w misce słoną czuł zupę,
Padał w sekundę w tę zupę trupem,
Tonąc z oczami co wyszły z orbit
* - Zorba to bohater powieści „Grek Zorba” i filmu o tym samym tytule (z roku 1964), który wszedł do kanonu najwybitniejszych dzieł światowego kina. Tytułowy Zorba jest uosobieniem bałkańskiej mentalności, charakteryzującej się niezachwianym optymizmem i radością życia.
** - słowo „vel” oznaczające tyle co „albo”, jest stosowane przy zestawieniu dwu nazwisk tej samej osoby. Pies, nazwisk nie posiada, i zwykle jedno ma imię, jednak w przypadku bohatera powyższego limeryku, posiadanie dwóch imion było konieczne. Mianowicie, żywot tego pieska (który nieraz padał trupem a mimo to żył latami) to niewątpliwie żywot typowego zombie***. Ale w internetowym leksykonie psich imion „Zombi” nie występuje, a i tradycja, takiego psiego imienia nie zna, tak więc formalnie tak zwierzęcia nazwać nie można było. Natomiast „Zorba” – psie imię z leksykonu (a więc „legalne”) kompletnie nie pasuje do charakteru psa z limerykowej historii. Tak więc w zestawieniu imion „Zorba vel Zombi” pierwsze z nich jest „de iure”****, a drugie ”de facto”****.
*** - w fantastyce, zombie (lub zombi) to istota nieumarła, żywy trup, osoba powstająca z grobu, ciało zamieszkane przez ducha itp.
**** - łac. de iure, de facto – według prawa, w rzeczywistości.
Październik 2019
Kundle od A do Z – seria limeryków w odcinkach. Odcinek 7: STU
Reklama
Drogi Czytelniku! Niniejszy odcinek serii „Kundle od A do Z” jest na swój sposób* absolutnie wyjątkowy, gdyż
w tym odcinku, limeryki przedstawiono bez żadnych komentarzy!
Uwaga po reklamie
* - prawdę mówiąc, na swój sposób wyjątkowe może być dowolne byle co, jeśli się tylko odpowiednio wybierze ów sposób
Szeryf
Niejaki Szeryf, gdzieś pod Złotoryją,
Ma wygryziony kłak sierści pod szyją,
Bo pan Szeryfa, wciąż wstawiony troszkę,
Gwiazdę chce złotą wpiąć mu tam jak broszkę,
A pies-pacyfa dotąd jej nie przyjął
Tenor
Pies dyrektora opery miejskiej w Pasadenie,
Co głos tenora skubany umiał dać na scenie,
I jako Tenor znany był wszystkim też z imienia,
Jadał za sceną, i tylko w porach przedstawienia,
Bo mu w tych porach dyrektor płacił za milczenie…
Urwis
Kundelek Urwis, we wsi Szymany,
Tak zachowywał się jak był zwany,
I gdy za karę za grubszą psotę,
Pan rozgniewany mieszał go z błotem,
To ni na jotę nie był zmieszany
Wrzesień 2019
Kundle od A do Z – seria limeryków w odcinkach. Odcinek 6: OPR
Reklama
Drogi Czytelniku! Niniejszy odcinek serii „Kundle od A do Z” jest absolutnie wyjątkowy, gdyż w tym odcinku,
wyjątkowy na swój sposób* jest każdy utwór!
Uwaga po reklamie
* - prawdę mówiąc, na swój sposób wyjątkowe może być dowolne byle co, jeśli się tylko odpowiednio wybierze ów sposób
Olo
W osadzie zwanej Kamienny Las,
Olo, mieszaniec niejeden raz,
Z genealogią z prawa i z lewa,
Nie miał, z przodkami, wielkiego drzewa,
Lecz niskopienny w zasadzie las*
* - w tym miejscu, do tematu drzewa genealogicznego zamierzałem wstawić ilustrację (przypomnę czytelnikom, że praktykę uzupełniania limeryków ilustracjami stosowałem w przeszłości wielokrotnie). Ale tym razem, wyjątkowo musiałem zrezygnować. Cóż, narysowanie drzewa genealogicznego na dwuwymiarowej kartce byłoby proste, ale chcieć narysować las genealogiczny, to tak jakby chcieć w dwóch wymiarach zilustrować kilkunastowymiarową przestrzeń! TO SE NE DA!
Pikuś*
Pewien Pikuś, w Łopienniku,
Wzorem pana żłopie piwo,
A to, że ma pcheł bez liku,
To już pikuś, bo kąśliwość,
Pchła na cyku ma w zaniku
* – wyjątkowość tego limeryku polega na tym, że imię Pikuś nie występuje w internetowym leksykonie psich imion! Analogiczna sytuacja miała miejsce już przy tworzeniu limeryku „Kruczek” (patrz „Odcinek 4: JKL”) i wówczas – uzasadniając odstąpienie od wcześniej przyjętej zasady trzymania się ww. leksykonu – wyraziłem nadzieję, że podobne odstępstwo od zasad już się nie powtórzy. Ale się powtórzyło… i mogę tylko oświadczyć, że powtórzenie wyjątkowego odstępstwa od zasady jest wyjątkowe do kwadratu.
Druga wyjątkowość utworu jest taka, że klasyczny limerykowy układ rymów „aabba” został tu zastąpiony przez układ „ababa” (po prostu, utwór z układem klasycznym nijak – mimo czterotygodniowych starań - nie chciał się układać). Analogiczne wyjątkowe odstępstwo od zasady popełniłem już przy limeryku Dolar … ale w porównaniu z ponownym zastosowaniem imienia spoza leksykonu (patrz akapit poprzedni), ponowne złamanie układu rymów to pikuś, bo nadziei na trzymanie się tego układu nigdy nie wyrażałem.
Reks
Biały Reks, nad rzeką Duero*,
Wchodził w seks pod punktem ksero,
I tam płodził małe reksy,
Z tym, że całe w barwne kleksy,
Dzięki ekstra trzem tonerom
* - w powyższym utworze, wyjątkowe jest użycie nazwy geograficznej zagranicznej. Mianowicie, choć pewnie mało kto to zauważył, wszystkie wcześniejsze limerykowe kundle żyły w kraju, po pierwsze dlatego, by ich historie wyglądały bardziej swojsko, a po drugie dlatego, że większości użytych przeze mnie imion, zagranicznym kundlom raczej by nie nadano. Jednym z internacjonalnych wyjątków w tym względzie jest imię „Reks”, a że mojego umysłu przyczepiły się zbitki: „Reks - ksero”, oraz „ksero - Duero”, to użycie nazwy owej iberyjskiej rzeki uznałem za dobry sposób na wyjątkowość limeryku. Oczywiście wyrażam nadzieję, że analogiczna wyjątkowość już się w tej serii nie powtórzy.
Połowa sierpnia 2019 (upały)
Kundle od A do Z – seria limeryków w odcinkach. Odcinek 5: ŁMN
Łendy*
Wokół gliwickiej Huty Łabędy,
Lała po murach kundelka Łendy
- Mix ras nordyckich z nutą kaukaską -
Która się zwała anglosasko,
Bo tak akurat było trendy
* - podejmując pomysł napisania serii „Kundle od A do Z”, z miejsca zaplanowałem, że jako limeryk z psem na Ł wstawię gotowca pt. Łajka, który wcześniej – korzystając z tego, że imię sławnej kundelki ze statku kosmicznego z 1957r. było takie samo jak nazwa całej grupy psich ras – wepchnąłem do cyklu „Psy rasowe”. Ale, gdy w leksykonie psich imion zobaczyłem „Łendy” (niewątpliwie pochodzące od angielskiego imienia „Wendy”, ale pisane przez Ł), nie mogłem nie podjąć tematu. Taki leksykon to jednak eldorado …
Morus
Szczeniaczek Morus, we wsi Krusza,
Szczekał na wszystko co się rusza,
Po latach dorósł* zaś do tego,
By, wciąż szczekając do wszystkiego,
Już się tak raczej nie rozjuszać*
* – powyższy limeryk porusza kwestię tzw. dojrzałości emocjonalnej - umiejętności powściągania emocji na rzecz rozsądku, którą to umiejętność osobnik żyjący w społeczności nabywa w procesie wychowania. Ogólnie, dojrzałość emocjonalna przychodzi z wiekiem, ale nie ma reguły, w jakim wieku (pewnie zdarza się też, że w ogóle nie przychodzi). W każdym razie, uczone pisma psychologiczne unikają podawania jakichkolwiek liczb w tej kwestii. Również w powyższym limeryku nie podałem, kiedy dokładnie Morus dorósł, a wymijające określenie „po latach” brzmi niemal jak wyjęte z uczonego pisma psychologicznego. Brawo ja!
Nero
Dostrzegał Nero, znad brzegu Neru,
Wroga w pedałach od rowerów*,
A choć nie lubił ludzkiego ciała,
W nogach, trzymanych na pedałach,
Już nieraz w biegu dokonał wżerów
* - wrogi stosunek psów do pedałów nawet spokojnie jadących rowerów (którego sam w dzieciństwie i młodości niejednokrotnie doświadczyłem) bierze się być może stąd, że ruch takich pedałów jest niepokojąco niejednostajny. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli rower jedzie ze stałą prędkością po płaskiej powierzchni, ruch każdego elementu jego kół i mechanizmu korbowego (na końcu którego znajdują się pedały) jest złożeniem ruchu postępowego (roweru jako całości) i obrotowego (koła czy też mechanizmu korbowego). W matematyce, tor po którym porusza się jakiś punkt na obwodzie koła rowerowego (punkt „O” na rys. 1), znany jest jako tzw. cykloida, przedstawiona na rys. 1 jako krzywa „O”. Zaznaczone na cykloidzie romby (rys. 1) przedstawiają położenia punktu „O” w następujących po sobie chwilach tak, że odstępy czasu pomiędzy kolejnymi chwilami są jednakowe. Zwróćmy uwagę na to, że gdy punkt na oponie jest blisko górnego położenia, jego prędkość jest największa (największe odstępy między sąsiednimi rombami), zaś gdy ten punkt jest blisko ziemi, jego prędkość jest bardzo mała.
Oczywiście, obserwujący jazdę roweru pies nie zwróci na to uwagi, bo gdzieżby miał sobie wybierać jakiś konkretny punkt na kole, które na całym obwodzie wygląda tak samo? Żeby zmusić psa do takiej uwagi, trzeba by chyba oponę w jednym miejscu przewiązać jakąś rzucającą się w oczy wstążką, no ale wiązanie czegokolwiek na oponie nie przyniesie rowerzyście praktycznego pożytku, a jeszcze może i oponie i jemu narobić psich wrogów …
Pewien pożytek (dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym) mogłoby przynieść umieszczenie elementów odblaskowych na szprychach. Tor ruchu takiego elementu (rys. 1, punkt „S”), nosi w matematyce nazwę cykloidy skróconej (rys. 1, krzywa „S”). Układ rombów na krzywej „S” pokazuje, że znów mamy do czynienia z niepokojącym ruchem mocno krzywoliniowym, o mocno zmieniającej się prędkości. Tak więc, dla bezpieczeństwa (własnego, ale też i psa, którego szybko migające szprychy mogłyby poranić), w rewirach dozorowanych przez psy lepiej jednak takich odblasków na szprychach nie mieć.
Pedałów natomiast (rys. 1, punkt „P”) nie mieć w rowerze nie sposób. Tor ruchu pedału (rys. 1, krzywa „P1,0”) jest cykloidą skróconą (podobnie jak ruch odblasku mocowanego na szprychę) jeżeli między tylnym kołem roweru a kołem mechanizmu korbowego jest przełożenie 1:1 (gdy prędkości ruchu obrotowego kół roweru i mechanizmu korbowego są takie same). Jadąc rowerem pod górkę, wolimy jednak wybrać przełożenie, przy którym szybszemu obrotowi mechanizmu korbowego odpowiada wolniejszy obrót kół roweru (np. przełożenie 1,5:1). Wtenczas – zakładając że pedałami kręcimy tak samo szybko - rower jedzie wolniej (odstępy czasu odpowiadające kolejnym rombom na krzywych P1,0 oraz P1,5 są takie same), za to siła, z jaką musimy naciskać na pedały, jest mniejsza (korzyść, bez której być może nie byłoby szansy wjechania na tą górkę). A ruch pedału (rys. 1, krzywa „P1,5”), choć średnio wolniejszy niż przy przełożeniu 1:1, jest bardziej rwany, i pewnie dla psa jeszcze bardziej denerwujący. Z pewnością spokojniejszy jest ruch pedału przy przełożeniu 0,5:1 (rys. 1, krzywa „P0,5”), ale pies atakujący taki pedał musi biec bardzo szybko, więc może gryźć bardziej nieprecyzyjnie, z jeszcze większą szkodą dla nielubianego ludzkiego ciała. To, że krzywej przedstawiającej tor ruchu pedału rowerowego przy dowolnym przełożeniu, matematycy chyba jeszcze nie nazwali (więc od siebie zaproponowałbym termin pedocykloida, albo lepiej pedobicykloida), dla psa nie ma żadnego znaczenia.
Powyższy wywód dotknął tylko najprostszego przypadku jazdy rowerem po płaskiej nawierzchni. Jeśli rower przejeżdża przez zagłębienie (lub wybrzuszenie) terenu, a profil zagłębienia (wybrzuszenia) ma kształt odcinka okręgu, tor punktu „O” na takim rowerze matematycy zwą hipocykloidą (epicykloidą). Nie należy go mylić z hippocykloidą (tor środka ciężkości człowieka jadącego na koniu biegającym w kółko), która jest szczególnym przypadkiem hippoidy (tor środka ciężkości człowieka na koniu biegnącym jakkolwiek). Ta ostatnia zaś może mieć kształt hiper-skomplikowany, zwłaszcza jeśli konia przestraszy jakiś pies...
Rys. 1. Po lewej: rower z elementami, których ruch rozważono w komentarzu do limeryku „Nero” (zdjęcie
roweru pochodzi ze strony Skiracecenter.pl). Po prawej: tory ruchu elementów roweru zaznaczonych po
lewej (szczegółowe objaśnienia w tekście ww. komentarza).
Druga połowa lipca 2019
Kundle od A do Z – seria limeryków w odcinkach. Odcinek 4: JKL
Juhas
Kundelek Juhas, w mieście Przysucha,
Chcąc oschłą suczkę sobie przygruchać,
Tłuste serdelki z kuchni wykrada,
A suczka, owszem – kradzione* jada,
Lecz na gruchanie jest nadal głucha
* - dosłowna informacja o tym, że tłuste serdelki, przynoszone przygruchiwanej przez Juhasa oschłej suczce, muszą być nietuczące, nie zmieściła się w rytmie wiersza, więc autor przemycił ją między wierszami.
Kruczek*
W temacie suczek, we wsi Buczek,
Maluczki acz skubany Kruczek,
Czując czasami, że psim jest samcem,
Zęby na suczki ostrzył na klamce,
Bowiem trzymany był pod kluczem
* – zaskakującą okolicznością powstania powyższego utworu jest to, że w leksykonie psich imion na stronie psipark.pl, nie znalazłem imienia „Kruczek”! Przypomnę czytelnikom, że postanowienie, by imiona psów dla mojej serii czerpać z ww. leksykonu, podjąłem przy pisaniu odcinka „DEF” (patrz: „Wprowadzenie” do tegoż), gdy w głowie nie znalazłem żadnych pospolitych psich imion na litery D i E. I przez myśl mi wówczas nie przeszło, że jakiegoś pospolitego psiego imienia może w tym leksykonie nie być… A przecież Kruczek to imię bardzo pospolite (choć może ostatnio mniej popularne), uwiecznione nawet w klasycznych literackich dziełach (np. J. Tuwim: „Rzepka”, St. Jachowicz: „Piesek Kruczek”), więc mój limeryk o kundlu na K musiał być o Kruczku. Nie pozostało mi przeto nic innego jak zboczyć z wcześniej obranej drogi (czyli na tytułowego bohatera utworu obrać psa o imieniu spoza internetowego leksykonu). Mam nadzieję, że jest to zboczenie pierwsze i ostatnie.
Lord*
Odwiedza Siódmy Poznański Fort*,
Kundel o pańskim imieniu Lord,
I tam załatwia się na murach,
Z pobudek wyższych niż psia natura,
Bowiem dla Lorda jest to sport
* - raczej mało który Polak (a pewnie i mało który poznaniak) wie, że zbudowane w XIX i na początku XX wieku fortyfikacje Twierdzy Poznań, były jednym z największych tego typu systemów w Europie. Wokół centralnej Twierdzy Poligonalnej (której główną częścią była tzw. Cytadela), elementami systemu było m.in. 18 fortów rozłożonych w pierścieniu o średnicy ok. 9 km. Wiele z nich zachowało się do dziś, m.in. Fort VII, który w czasie II wojny światowej służył jako więzienie, a dziś służy jako lokum Muzeum Martyrologii Wielkopolan, tak więc nie ma tam miejsca na żarty. Niestety, kundel Lord nie przejmuje się powagą miejsca, a wyprowadzanie w pole przeganiających go spod muru muzealników traktuje jak sport. Tego, czy ten sport mu służy, nie wie nikt.
Lipiec 2019
Kundle od A do Z – seria limeryków w odcinkach. Odcinek 3: GHI
Granat
Tuż przy parkanie, we wsi Czaniec,
Waruje Granat, psi mieszaniec,
Pies obronny, sądząc z tablicy,
Lecz postronnym ludziom z ulicy,
Gwarantuje też zaczepianie
Krótka dywagacja o granatach:
Granat - to rodzaj broni, pocisk rażący odłamkami i energią wybuchu, rzucany ręcznie lub miotany za pomocą granatnika. Granaty ręczne dzielą się na obronne i zaczepne. Granat obronny, przeznaczony do zwalczania nacierającej nieprzyjacielskiej piechoty, ma promień rażenia znacznie większy od zasięgu rzutu, i dlatego jest rzucany z ukrycia. Granat zaczepny natomiast jest używany podczas własnego natarcia (kiedy się nie ukrywamy), więc jego promień rażenia musi być mniejszy od zasięgu rzutu.
Limerykowy Granat działa jako obronny i zaczepny. W działaniu obronnym, jego bezpośredni promień rażenia jest dość niewielki, bo ograniczony do paszczy. Oczywiście, działający pies obronny może się rzucić na nieprzyjaciela (notabene, wojskowy granat też się rzuca, tyle, że niesamodzielnie), i nie ma wątpliwości, że może się rzucić na odległość znacznie większą od promienia rażenia bezpośredniego. Natomiast w działaniu zaczepnym, pies rzuca się co najwyżej wzdłuż jednej linii (wzdłuż parkanu) a jego promień zaczepiania (głosem z paszczy) jest zdecydowanie większy od zasięgu rzucania. Ciekawe, że dla granatów wojskowych, relacje dzielące je na obronne i zaczepne (czyli relacje między zasięgiem rzutu a promieniem rażenia) są akurat odwrotne.
Uwaga: jeżeli, drogi czytelniku, nie zrozumiałeś ostatniego zdania dywagacji, przestudiuj jej oba akapity jeszcze raz.
Hera
Uwielbia Hera, psia suczka z Siekiery,
W bucie poszperać, gdy z niego czuć sery,
A pan tej Hery, co zowie się Adam,
Właśnie takowe obuwie posiada,
A numer jego czterdzieści i cztery
Notka historyczno-literaturoznawcza:
Czterdzieści cztery – szukając informacji na temat tej liczby w Wikipedii, można się poczuć lekko zawiedzionym, gdyż w pierwszym rzędzie przeczytamy tam, iż jest to „liczba naturalna następująca po 43 i poprzedzająca 45” (też mi wiadomość!). W jednym z dalszych rozdziałów, Wikipedia podaje, że liczba 44 pojawia się w III części „Dziadów” Adama Mickiewicza, w scenie zwanej „Widzeniem księdza Piotra”. W tej scenie, dwukrotnie przedstawiony jest obraz zbawcy narodu (polskiego, ma się rozumieć) mającego mu przynieść uwolnienie od obcych mocarzy, i określonego w tajemniczym wersie „A imię jego czterdzieści i cztery”. Według tejże Wikipedii, nie jest wiadomym, co lub kogo Mickiewicz miał tu na myśli.
Według artykułu Mikołaja Glińskiego (artykuł opublikowany w Wigilię Bożego Narodzenia 2016r. na stronie culture.pl), wyjaśnienie zagadki miał dać już jeden z przyjaciół Mickiewicza, Seweryn Goszczyński, twierdzący, iż w roli przyszłego zbawcy Mickiewicz widział samego siebie. Ale później, Mickiewicz dwukrotnie oświadczył, że nie o niego tu chodzi.
W szeregu dwudziestowiecznych rozpraw na temat „Widzenia księdza Piotra” przeważa jednak pogląd, że liczba „czterdzieści i cztery” oznacza samego Mickiewicza i odnosi się do żydowskiej kabalistycznej interpretacji Biblii, według której w alfabecie hebrajskim liczbie 40 odpowiada „M”, a czwórce – „D”. Oznaczałoby to, że Mickiewicz, wychodząc z założenia, iż hebrajski nigdy nie zapisuje samogłosek, w liczbie czterdzieści i cztery próbował zaszyfrować swoje imię. Znawcy hebrajskiego twierdzą jednak, że w tym szyfrze powinno się jeszcze uwzględnić początkowe „alef” o wartości 1 – tak więc w „Widzeniu…” zamiast „czterdzieści i cztery” winno pojawić się „czterdzieści i pięć”. Ale „czterdzieści i pięć” brzmi mało emocjonalnie, więc może Mistrz Adam, dając pierwszeństwo emocjom, po prostu naciągnął liczbę na zasadzie „licencia poetica”? Kto to wie?
Iris
Leciała nisko w Reńskiej Wsi,
Zdziczała suczka, zwana Iris,
Na wszystkie kundle swojej płci,
A widząc blisko męskie psy,
Spadała, bo to nudne świry
Objaśnienie trójwątkowe:
Po pobieżnej lekturze limeryku „Iris”, czytelnik mógłby odnieść wrażenie, iż autor - mający chyba kota na punkcie seksualności psów – podobierał wyrazy ot tak sobie, byle było i do rymu i do rytmu i do sensu (i jeszcze do seksu), przez co osiągnął rezultat płytki, dający się wprawdzie przeczytać, ale nie dający do myślenia. A tymczasem Iris, to imię greckiej bogini, służącej żony Zeusa - Hery (zbieżność z imieniem bohaterki limeryku o amatorce narkotycznych zapachów obuwia przypadkowa), i słynącej z umiejętności rozpinania tęczy na niebie. A tęcza … wiadomo….
Drugi wątek historii o suczce zorientowanej seksualnie inaczej niż większość osobników swego gatunku, można wysnuć z limerykowego słowa „zdziczała”. Kwestia jest o tyle ciekawa, że skłonności nie-heteroseksualne są bardziej powszechnie uważane za wymysły bezecnych ludzi, niż za wybryk natury, i wyznawcy tego pierwszego poglądu chętnie określają owe wymysły jako zdziczenie. Takie podejście kłóci się z faktem, że w parze bytów: „ludzie – natura”, dzika akurat jest natura, lub ewentualnie dzicy byli (a gdzieniegdzie jeszcze są) ludzie żyjący w zgodzie z naturą - więc jeśli mniejszościową orientację nazywamy zdziczeniem, to musimy ją uznać za wybryk natury (dający się co najwyżej ewentualnie przykryć siłą woli), a nie za wymysł czysto ludzki. Niemniej jednak, gdyby męskie psy umiały mówić i spadającą na ich widok suczkę nazywały „dziką”, brzmiało by to całkiem naturalnie (znaczy się nie to, że psy mówią, lecz to, że spadającą na ich widok suczkę nazywają „dziką”).
Trzeci wątek sprawy ze zdziczałą suczką jest taki, iż rzecz dzieje się w Reńskiej (a więc niepolskiej) Wsi, a przecież wszyscy wiedzą, skąd wszystkie zdziczenia do nas przychodzą. W tym miejscu muszę uczciwie nadmienić, że sam pochodzę z Koźla, odległego od Reńskiej Wsi o rzut beretem, i że zarówno Koźle jak i Reńska Wieś przez stulecia leżały na zachód od granic Polski (wówczas miejscowości te nazywały się Cosel i Reinschdorf), i być może właśnie takie pochodzenie tłumaczy moją skłonność do poruszania w limerykach zdziczałych tematów (chociaż mnie samego oczywiście nie tłumaczy).
Czerwiec, po Wiankach, 2019
Kundle od A do Z – seria limeryków w odcinkach. Odcinek 2: DEF
Wprowadzenie
Niniejszy odcinek jest drugim z serii limeryków „Kundle od A do Z”. Zgodnie z porządkiem opisanym w Słowie Wstępnym do całej serii, odcinek ten należało poświęcić psom o imionach zaczynających się na litery D, E i F. Muszę przyznać, że już na progu procesu twórczego napotkałem na ścianę w postaci braku pospolitych psich imion zaczynających się na D i E (takim imieniem, zaczynającym się na F jest „Fafik”). A przecież, skoro się powiedziało „ABC” (patrz: Odcinek 1) to trzeba powiedzieć ”DEF”! W sytuacji „jak trzeba to trzeba” wygooglowałem (czyli wyszukałem z pomocą Googla) internetową stronę imiona-dla-psow, która zawiera cały leksykon imion dla psów obu płci. I – znowu dla porządku – postanowiłem, że imiona bohaterów kolejnych limeryków mej serii będę konsekwentnie czerpał z ww. leksykonu. Nie muszę chyba dodawać, że imiona psów z pierwszego odcinka (Azor, Burek, Czarek) w owym leksykonie się znajdują.
Swoją drogą ciekawe, iż w polszczyźnie, pospolitych psich imion zaczynających się na trzy pierwsze litery alfabetu akurat nie brakuje (podczas gdy brakuje ich np. na dwie kolejne). Gdybym bowiem ze ścianą taką jak problem „DE” spotkał się już przy „ABC”, to pomysł tworzonej obecnie serii limeryków pewnie by się nawet nie zrodził.
Dolar
Był kundel o imieniu Dolar,
Co oczy jak pięć złotych miał,
Bo mu w psiej budzie, we wsi Wola,
Wisiało drzewko „Wunder-Baum”,
Którego się nie dało olać
Objaśnienia:
dolar – waluta obowiązująca w USA i funkcjonującą na całym świecie. Obecnie jeden dolar wart jest niecałe cztery złote. Do czasu denominacji złotówki (w roku 1995) za jednego dolara płacono setki, a w ostatnich latach przed denominacją – nawet tysiące złotych, i powyższy limeryk napisany w tamtych czasach, traciłby znaczną część smaczku zawartego w swych pierwszych dwóch wersach.
Wunder-Baum – nazwa firmy oraz nazwa handlowa wynalezionych w 1952r. odświeżaczy powietrza w charakterystycznym kształcie choinki, przeznaczonych przede wszystkim do użytku w samochodzie i wieszanych najczęściej na lusterku wstecznym. Zapach tego wiszącego drzewka – do dziś stosowanego przez niektórych taksówkarzy - jest tak silny, że Wunder-Baum można uważać za rzeczowy dowód twierdzenia, iż nie wszystko co zwisa daje się olać. Mogę powiedzieć, że coś o tym wiem, bo sam czasem jeżdżę taksówkami. Notabene – dzisiaj jedno drzewko Wunder-Baum kosztuje około pięciu złotych.
Endek
W miejscowości zwanej Zendek,
Kundel nomen omen Endek,
Wierzy w przyszłość czystych ras,
Choć mu przyszło już nie raz,
Zderzyć wiarę z seks-popędem
Objaśnienia:
Zendek – wieś w powiecie tarnogórskim, położona na północ od terenu międzynarodowego lotniska Katowice w Pyrzowicach. Zendek jest typową ulicówką, tj. domy wszystkich mieszkańców stoją tam przy jednej ulicy (nomen omen Głównej), a gospodarstwa rolne mają kształt długich wąskich pasów prostopadłych do tej ulicy. Ulica Główna w Zendku biegnie niemal równolegle do pasa startowego na lotnisku, a pasy gospodarstw rolnych na południe od ul. Głównej kończą się na ogrodzeniu terenu lotniska.
Rys. 1. Zdjęcie satelitarne rejonu lotniska Katowice-Pyrzowice oraz wsi Zendek (źródło: Google Earth).
Autor limeryków, o Zendku myśli z nostalgią, gdyż w roku stanu wojennego (1982) służył jako kapral podchorąży w eskadrze technicznej jednostki wojsk lotniczych, która użytkowała pas startowy lotniska w Pyrzowicach w symbiozie z lotnictwem cywilnym. Konkretnie, hangary wojskowe znajdowały się przy wschodnim końcu pasa, zaś odległy o ok. 2 km port cywilny - przy zachodnim. Główny mechanizm symbiozy był taki, że sklep spożywczy w budynku Portu Lotniczego był dla jednostki wojskowej najbliższym miejscem, w którym można było kupić wódkę, zaś kadra oficerska LWP (LWP = Ludowe Wojsko Polskie) była sprzedawców tego towaru najwierniejszą „grupą docelową”. Ponieważ zaś oficerom nie wolno było „w godzinach pracy” wychodzić poza teren jednostki, po wódkę wysyłano podchorążych. To, że droga po zaopatrzenie wiodła na zachód, można dziś uznać za ciekawostkę geopolityczną (czy też geo-gospodarczą).
Droga po wódkę była łatwa (2 km na rowerze po płaskiej drodze kołowania tam, i 2 km z powrotem). Trudniejsza dla mnie była droga między jednostką a miejscem stałego zamieszkania (wówczas Gliwice, oddalone o ok. 40 km), którą – mając w późniejszym okresie służby pozwolenie na dojazdy z domu – odbyłem kilkadziesiąt razy. Jeździło się z kilkoma przesiadkami, wsiadając nieważne do czego, byle to coś jechało w pożądanym kierunku. I zdarzyło się parę razy wsiąść do autobusu, który w pobliże jednostki jechał przez Zendek, czyli zanim dotarł do mego celu, objeżdżał całe lotnisko dookoła.
Cóż, czasy były ciężkie i Polska w ruinie (to to właściwe jak zawsze), ale człowiek był młody…
endek – członek (lub sympatyk) Narodowej Demokracji, powstałego pod koniec XIX wieku polskiego ruchu politycznego o ideologii nacjonalistycznej. W tym kontekście, zastosowanie zwrotu „nomen omen” w drugim wierszu limeryku o Endeku jest lekkim nadużyciem, gdyż ideologia endecka nie była stricte rasistowska. To, jak lekkie nadużycie popełnił, autor pozostawia osobistemu osądowi indywidualnego czytelnika.
Fafik
Pies Fafik z wioski Mostek,
Do damskich fika kostek,
O ile są na szpilach -
Bo nie chce mu się schylać,
By sięgnąć tych słabostek
Objaśnienia:
fikać – według internetowego Słownika Języka Polskiego (sjp) ten czasownik ma 6 znaczeń, z czego trzecim jest „prowokować, występować przeciwko komuś, sprzeciwiać się, podskakiwać”. I zachowanie limerykowego Fafika należy rozumieć w tym właśnie znaczeniu. Ciekawe jest to, że pole fikania naszego leniwego bohatera jest ograniczone tylko do poziomu jego pyska, zaś kostki dam bez butów na wysokim obcasie znajdują się dla niego zbyt nisko. Ciekawe o tyle, że czasownik „podskakiwać” kojarzy się raczej z akcją w górę, a tu z limeryku dowiadujemy się, że Fafik nie fika w dół.
Uwaga końcowa:
Jeśli czytelnik doszedł do tego miejsca i nie zauważył, że utwór Dolar formalnie nie jest limerykiem, to świetnie!
Czerwiec 2019
Kundle od A do Z – seria limeryków w odcinkach. Odcinek 1: ABC
Słowo wstępne
W słowie końcowym do serii limeryków o psach rasowych, zapowiadałem poświęcenie kolejnych limeryków kotom rasowym, lub psom nierasowym, za to identyfikowanym imiennie. W dzisiejszym słowie wstępnym mogę powiedzieć, że koncepcja z kundlami zwyciężyła zdecydowanie. Mając (przynajmniej w mej własnej opinii) zamiłowanie do porządku, postanowiłem, że imiona bohaterów kolejnych limeryków będą ułożone w porządku alfabetycznym, i że na każdą literę alfabetu będzie się zaczynało jedno imię.
Prawdę mówiąc, postanowienie to powziąłem dopiero po ułożeniu dwóch pierwszych limeryków. Po prostu, pierwszymi pospolitymi psimi imionami jakie mi przyszły mi do głowy , były „Azor” i „Burek”, i gdy zauważyłem, że zaczynają się one na „A” i” B”, wyobraziłem sobie porządek całej serii limeryków o kundlach. Zwłaszcza, że o pospolite imię kundla na „C” też było nietrudno (mógł być „Ciapek” lub „Czarek”). Tak więc pierwszy odcinek serii „Kundle od A do Z” mogłem zatytułować „ABC”.
W tytułach różnych publikacji , skrót „ABC” bywa rozumiany jako zaznaczenie zbioru wiadomości wstępnych do głębszej wiedzy na dany temat (por. tytuły „ABC sztuk walki” lub „ABC sztuk plastycznych”), zwykle najłatwiejszych do przyswojenia, a zarazem takich, bez których zagłębienie się w temat nie jest możliwe. Z drugiej strony, takie publikacje mają zachęcać odbiorcę do przyjrzenia się tematyce, na którą bez owego „ABC” mógłby on nigdy nie spojrzeć. I w takim właśnie kontekście postrzegam tytuł pierwszego odcinka planowanej serii utworów.
Życzę miłej lektury, Autor
Azor
W miejscowości Jaworek,
Non-stop szczeka Azorek,
Nawet trudzi się we śnie,
Aż się budzi z boleśnie
Postrzępionym jęzorem
Burek
Raz jeden Burek, gdzieś pod Turkiem,
Na widok damy odzianej w burkę,
Uznał, że ludzie kopią mu grób,
I już do końca swoich dób,
Schowany w budzie tkwił w niej ciurkiem
Czarek
Dostaje kota Czarek w Kowarach,
Gdy kot-niecnota, w czarnych koszmarach,
W nocy przebiega drogę wciąż mu,
Więc Czarek rankiem łapie łyk snu,
Jak już czerń kota zrobi się szara
Maj 2019
Psy rasowe 15 – zestaw czterech limeryków z głosami w rolach znaczących
Chow-chow*
W Komańczy, fałszywy żył chow-chow,
Co zamiast grzmieć „hau-hau” to miauczał,
Miauczeniem wśród nocnej zaś ciszy,
Nie niańczył słyszących go myszy,
A bardziej wrażliwe wykańczał
* - utwór o psie chow-chow (czyt. „czau-czau”) nie jest właściwie limerykiem, gdyż nazwa geograficzna (Komańcza) nie jest tu podstawą pierwszego rymu. Niestety, chcąc ułożyć limeryk o chow-chow wpadłem w tak głęboki kanał przywiązania do rymu „chow-chow – miauczał”, że o zrezygnowaniu z miauczenia głównego bohatera nie było mowy. Kolejne spostrzeżenie – iż „Komańcza” w mianowniku może się rymować z „wykańczał”, a w dopełniaczu, z „nie niańczył” – dopełniło zbierania materiału na rusztowanie utworu. Materiału o tyle trudnego, że nie dającego trzech bezpośrednio rymujących się wyrazów (np. „Komańcza” z „miauczał”, lub „miauczy” z „niańczy”, rymują się dość topornie). A rym trzech wersów (1, 2, 5) to w limeryku rzecz święta! Ku mojemu zmartwieniu, próby dobrania jeszcze jakiegoś sensownego wyrazu, dającego rym w trzecim wersie, były bezowocne.
Wyjściem z impasu okazało się zastosowanie pomocniczego rymu: „w Komańczy” (na początku wersu 1) z „nie niańczył” (na początku wersu 4), którego drugi człon (nie niańczył) spełnił jednocześnie rolę sytuacyjnego wprowadzenia do kończącego piąty wers czasownika „wykańczał”, oraz fonetycznego pomostu sprawiającego, że przejście między rymującymi się „chow-chow” i „miauczał” (wersy 1 i 2) a kiepsko rymującym się „wykańczał” nie razi już tak bardzo.
Po ułożeniu powyższego utworu, próbowałem stworzyć jego limerykową wariację, taką w której „Komańcza” (lub „w Komańczy”) wystąpiłaby (wystąpiłoby) na końcu pierwszego wersu. Niestety, bez sukcesu …
Akita*
Wyszczekana akita w Szczytach,
Głos ma zdarty jak stara płyta,
A jak płyta ta się zacina,
To ją może tylko zatrzymać,
Pewien biegły w psich szczytach brytan*
* - akita to największa wyhodowana w Japonii rasa psów, przeznaczonych pierwotnie do psich walk, a później również do polowań (Wikipedia). Brytan natomiast to po prostu duży i silny pies (dawniej przeznaczony do walk na arenie). Nie musi być rasowy.
Corgi*
W czasach kanikuł, Pani w Windsorze,
Puszcza swe corgis luzem na dworze,
A z psim szczekaniem, puszcza wśród ludu,
Nagranie własnych słów: „how do you do?”,
Z głośników „Dolby”** wpiętych w obroże***
* - corgi (właściwie: Pembroke Welch Corgi) to rasa ulubionych psów królowej brytyjskiej Elżbiety II. W ciągu swojego panowania (od roku 1952), Elżbieta II miała łącznie 30 psów tej rasy - zawsze (lub może prawie zawsze) po kilka naraz. Przeżyła wszystkie, a nie chcąc by którykolwiek corgi miał tęsknić za Panią po jej śmierci, w 2015r. postanowiła zaprzestać hodowania kolejnych psów. I tak ostatni corgi Elżbiety II zdechł w kwietniu 2018r.
Choć już nie żyją, królewskie corgis są nadal nieźle sprzedającą się marką handlową. W londyńskich sklepikach z pamiątkami można kupić corgi-breloczki, corgi-otwieracze do butelek, corgi-obrazeczki na magnes, corgi- solniczki itp. (byłem w zeszłym tygodniu i widziałem). Na corgi-głośniczki chyba jeszcze nikt na Wyspach nie wpadł, ale jeśli jakiś zamieszkały tam przedsiębiorczy Polak przeczyta powyższy utwór, to może …
** - firma Dolby to światowy lider w dziedzinie zapisu i odtwarzania dźwięku, twórca m.in. takich systemów jak Dolby Digital, Dolby Surround czy Dolby Atmos. Dla przykładu: Dolby Atmos (stworzony w 2012r.) pozwala na przesyłanie do sali kinowej dowolnej liczby ścieżek audio, miksowanych w czasie rzeczywistym indywidualnie dla każdej sali (i każdej konfiguracji głośników) tak, by tworzyć wrażenie iż konkretny dźwięk pochodzi z określonego miejsca w trójwymiarowej przestrzeni sali. Według Wikipedii, w Polsce w taki system wyposażono dotąd jedynie 19 kin.
Według mojej wiedzy, głośniki współpracujące z „Dolby Atmos” w sali kinowej są mocowane stacjonarnie. Jeśli natomiast głośniki są mocowane na puszczonych luzem psach corgi, które z pewnością zmieniają wzajemne położenie, porządne przekazanie z nich nagrania słów królowej, jest zadaniem z pewnością trudniejszym niż nagłośnienie sali w kinie. Wydaje mi się jednak, że system „Dolby Atmos” powinien sobie z tym zadaniem poradzić.
To, że głośniki systemu „Dolby Corgi Atmos” powinny być bezprzewodowe, jest chyba oczywiste.
*** - patrz Fot. 1A.
Łajka*
Gdyby dziś latał sputnik z psem Łajka,
A pies, na widok jeziora Bajkał**,
Jak do księżyca*** wyłby z kosmosu,
To pewnie więcej ludzkich głosów,
Byłby nazbierał w hejtach niż w lajkach
* - łajki to grupa ras psów z północy kontynentu eurazjatyckiego (np. ł. rosyjsko-europejska, ł. zachodniosyberyjska, ł. wschodniosyberyjska itp.), ale limerykowa Łajka to imię pierwszego zwierzęcia jakie podróżowało po orbicie okołoziemskiej. Konkretnie, zbudowany w Związku Radzieckim pojazd kosmiczny „Sputnik 2” z Łajką na pokładzie został wystrzelony na orbitę 3 listopada 1957r., jako drugi w historii (po Sputniku 1) obiekt orbitalny. Łajka (tłum. z ros.: „szczekaczka”) nie była psem rasowym, a do lotu orbitalnego wybrano właśnie ją (spośród kilku psów) gdyż, wbrew znaczeniu swego imienia, usposobienie miała szczególnie spokojne.
W planach konstruktorów „Sputnika 2” sprowadzenia psa na ziemię nie było (pierwszy lot na orbitę i z powrotem odbyły 3 lata później psy „Biełka” i „Striełka”), a w programie lotu Łajki było podanie psu trucizny po 10 dniach od startu. Niestety, wskutek awarii członu rakiety nośnej, „Sputnik 2” rozgrzał się do tego stopnia, że zwierzę przeżyło tylko kilka godzin lotu.
** - patrz Fot. 1B.
*** - patrz Fot. 1C.
Fot. 1. A – Welsh Corgi (zdjęcie pochodzi z yummypets.com) z głośnikiem (zdjęcie pochodzi z produkty-z-bdr.blogspot.com) na obroży; B – widok jeziora Bajkał z orbity okołoziemskiej (zdjęcie pochodzi z thenextweb.com); C - widok księżyca z orbity okołoziemskiej (zdjęcie pochodzi z visibleearth.nasa.gov).
Słowo końcowe
Powyższy zestaw zamyka serię limeryków o psach rasowych (choć nie zawsze jedno-rasowych), z tej prostej przyczyny, że zestaw psich ras znanych mej głowie już od pewnego czasu był na wyczerpaniu, i opisane wyżej cztery rasy to już naprawdę końcówka listy.
Co będzie dalej, trudno powiedzieć. Kilkoro wiernych czytelników, zaalarmowanych wiadomością o wyczerpywaniu się zapasu ras, sugerowało mi przejście na koty, zaś jedna czytelniczka (notabene: z tytułem profesorskim) polecała po prostu kundle. Wybór trudny: kot to niby też zwierzę domowe (i też występuje w wielu rasach) ale - rasowy czy nie - kot człowieka trzyma raczej na dystans, więc ludzka znajomość zróżnicowania kocich zwyczajów jest z pewnością zdecydowanie mniej powszechna niż znajomość psów. A jeżeli limeryków o kotach miałbym ułożyć więcej niż parę, i nie miałyby być one tworzone na jedno kopyto, to mógłby być problem. Z drugiej strony, kundle to bogactwo charakterów, ale niezręcznie byłoby napisać kilkanaście historii, których podmiot byłby każdorazowo nazywany tym samym słowem (czyli nazywany kundlem). Majaczącym na horyzoncie rozwiązaniem jest nazywanie limerykowych kundli po imieniu (Burek, Reksio itd….) i w swej limerykowej przyszłości mógłbym może skierować się w stronę tego właśnie horyzontu. Ale – jak to z horyzontem bywa – nie ma pewności czy napotkam tam to, czego bym się spodziewał.
Stojąc na rozdrożu, w powyższym zestawie utworów nawiązałem zarówno do tematu kotów (miauczący chow- chow) jak i kundli identyfikowanych imiennie (kundel Łajka).
Kwiecień 2019
Psy rasowe 14 – trzy limeryki z odniesieniami do liczb naturalnych* i z przypisami**, w tym z charakterystykami ras ograniczonymi do niezbędnego minimum
* - liczby naturalne: liczby całkowite dodatnie lub liczby całkowite nieujemne. Wyraz „lub” w poprzednim zdaniu oznacza coś, czego po elementarnej matematyce przeciętny człowiek się nie spodziewa, mianowicie to, iż definicja zbioru liczb naturalnych (l.n.) nie jest jednoznaczna! Konkretnie, do liczb naturalnych można nie zaliczyć zera (czyli ciąg kolejnych l.n. to 1,2,3, itd.) lub można zaliczyć zero (czyli ciąg kolejnych l.n. to 0, 1, 2, 3, itd.). W tej sytuacji, chcąc w jakiejś sytuacji użyć pojęcia liczb naturalnych, trzeba zawsze określić, czy zalicza się do nich zero czy nie.
** - przypisy do tej serii limeryków, wyjątkowo podano do każdego utworu oddzielnie
Pinczerek*
Jeden pinczerek, trzymany w M2** w Niemczy,
W ścianach tkwiąc czterech, w wymiarach dwóch*** się męczył,
Więc na spacerek, za drzwi, na schody,
Na trzy do pięciu**** stopni swobody*****,
Był wypuszczany z przypięciem do poręczy
* - pinczer to pies zdecydowanie nieprzystosowany do całorocznego pobytu poza domem (z powodu krótkiej sierści), a zarazem z charakteru jednocześnie stróżujący i myśliwski. Z tych ostatnich powodów, choć mieszka w domu, potrzebuje sporo ruchu poza nim. Limerykowy „pinczerek” został nazwany zdrobniale po prostu dlatego, by się rymować ze „spacerek”
** - tu: lokal mieszkalny składający się z jednego pokoju i kuchni. Według norm obowiązujących w PRL (w Polsce w czasach komuny a zarazem młodości autora limeryku) skrótami M1,…, M5 oznaczano wielkość mieszkania. Najmniejsze mieszkanie (jeden pokój bez kuchni) oznaczano wówczas skrótem M1. Prawdę mówiąc, autor bardzo chciał umieścić pinczerka właśnie w M1 i beznadziejnie mocował się z rytmem wiersza („em- jeden” pasuje do rytmu innego niż „em-dwa”) … a dopiero po tygodniu olśniło go, że w dzisiejszych czasach „M1” to nazwa sieci wielkich galerii handlowych, które z punktu widzenia metrażu są przeciwieństwem mieszkania typu M1! Gdyby więc autorowi udało się ułożyć i opublikować zgrabny tekst limeryku z pinczerkiem w M1, to większość czytelników (nie pamiętających mieszkań M1) pomyślałaby co najmniej, że autor ”Limeryków Tomka” zaczął pisać od rzeczy. Na szczęście Opatrzność czuwała i olśnienie zesłała
*** - A: w wymiarze fizycznym (osłabienie spowodowane niedostatkiem ruchu) i mentalnym (chandra spowodowana niedostatkiem ruchu); B: w dwuwymiarowej przestrzeni, którą stanowi podłoga. W tym kontekście, związek frazeologiczny: „miotać się od ściany do ściany”, można by dosłownie rozumieć jak „poruszać się nerwowo w jednym wymiarze”, a jego naturalne rozszerzenie „miotać się w czterech ścianach” oznaczałoby tyle co „nerwowo poruszać się w dwóch wymiarach”
**** - zależnie od długości przypięcia
***** - liczba stopni swobody jest fundamentalnym pojęciem fizycznym, oznaczającym minimalną liczbę zmiennych potrzebną do jednoznacznego opisu stanu obiektu. Na przykład, ciało punktowe mogące swobodnie poruszać się w przestrzeni trójwymiarowej ma trzy stopnie swobody, ciało punktowe mogące poruszać się tylko po jednej powierzchni – dwa stopnie swobody, a takie, którego ruch ograniczony jest do jednej linii (niekoniecznie prostej) – jeden stopień swobody. Innym przykładem jest dobrze zamocowana karuzela: wprawdzie nie może się ona przemieszczać, ale może się obracać względem jednej osi, ma więc również jeden stopień swobody. Natomiast sztywna bryła statku kosmicznego, która może przemieszczać się w trzech wymiarach a jeszcze może się obracać względem osi dowolnie zorientowanej w trzech wymiarach, ma aż sześć stopni swobody. Rzecz jasna, liczba stopni swobody oferowanych pinczerkowi wypuszczonemu na schody, nie ma sensu aż tak fundamentalnego
Posokowiec*
Miał zgryz, myśliwy we wsi Płowce,
Z dość osobliwym psem, posokowcem,
Bo pies, na widok świeżej krwi,
Raz-dwa mdlał na pacierze trzy,
A w głównej mierze był wzrokowcem…
* - posokowce to psy myśliwskie o wybitnym węchu, pozwalającym po śladach krwi (w gwarze myśliwskiej: posoki) odszukać postrzeloną przez myśliwego zwierzynę
Labradorka*
Pan labradorki, w mieście Bardo,
Zdobił tę suczkę kryzą** z kokardą***,
I pcheł jej liczbę naturalną****,
Zwalczał stosując sztuczkę banalną,
Z natarciem kryzy dobrą musztardą*****
* - charakterystyka labradora jako psiej rasy nie ma dla powyższego limeryku żadnego znaczenia. Istotne jest natomiast, że: w cyklu limeryków o psach rasowych labrador jeszcze nie wystąpił, zaś w „Limerykach Tomka” pchły związane z psem pojawiły się tylko raz – w utworze, w którym obiektem marzeń pcheł był – pełniący tam rolę bohatera drugoplanowego – właśnie labrador. I teraz znowu pchły i labrador! Chciałoby się powiedzieć: sorry labradory …
** - kryza to rodzaj szerokiego kołnierza (niekoniecznie będącego częścią garderoby). Jako część garderoby ludzkiej używana była niegdyś częściej niż obecnie i oczywiście była noszona dla ozdoby. Dzisiaj można kupić kryzy dla psa czy kota, aby, jeśli zwierz jest po operacji chirurgicznej, uniemożliwić mu rozdrapywanie rany. Odpowiednio duża kryza może też być barierą nie do przeskoczenia dla pcheł, utrudniając pasożytom wejście naszemu pupilowi na głowę
*** - A: kokardę w tym miejscu psa użyto dla ozdoby; B – kokardę w tym miejscu limeryku użyto dla rymu
**** - odpowiedź na pytanie, czy liczba pcheł na psie jest liczbą naturalną, wymaga nieco dyskusji. Jeśli pies ma pchły, to ich liczba (jako całkowita i dodatnia) jest liczbą naturalną bez dyskusji. Ale jeśli pies pcheł nie ma (liczba pcheł = 0) to odpowiedź na powyższe pytanie może być różna, zależnie od tego czy zadeklarujemy, że zero zaliczamy do liczb naturalnych, czy zadeklarujemy, że nie (patrz przypis * do tytułu serii limeryków). Również na pytanie odwrotne: ”czy zero jest naturalną liczbą pcheł na psie?”, jedni odpowiedzą, że tak, a inni – że nie…. Nie wiem, czy drugie z ww. pytań nie pojawiło się na świecie wcześniej niż pierwsze? Jeśliby tak było, to może właśnie dlatego matematycy do dziś nie uzgodnili czy zero jest liczbą naturalną czy nie? Może właśnie „tu jest pies pogrzebany”?
***** - jeśli pchła nie potrafi przeskoczyć kryzy jednym susem, wejście psu na głowę może zrealizować „na piechotę” (czyli w parę susów z międzylądowaniami na kryzie), lub dosłownie na piechotę. Ale, po operacji natarcia musztardą kryza staje się dla pchły barierą nie do przejścia, i każde pchle natarcie musi się na niej załamać!
Koniec marca 2019
Psy rasowe 13 – limeryki o psach myśliwskich, z charakterystyką ras i opisem trudniejszych pojęć
Gryfon*
Pewien gryfon, pies z Teneryfy**,
Dla miejscowych gołąb pacyfy,
Dla turystów, tych w autokarach,
Rasowego zgrywał kanara,
Co ulgowej nie zna taryfy
Ogar***
Zakatarzony ogar w Twerze,
Węch miał stępiony w znacznej mierze,
I każde zwierzę, jakie dopadł,
Wcześniej za wroga mając kota,
Na oko było już nieświeże
Pointer****
Na granicach Ulsteru*****
Żyją sfory****** pointerów,
Chcących się po Brexicie*******
– Gdy ten wejdzie już w życie –
Wyżyć w roli cerberów********
* - gryfony, w myślistwie świetnie sprawdzają się jako psy wystawiające i tropiciele, w domu natomiast dobrze dogadują się z innymi mieszkającymi tam zwierzętami (www.psy.pl).
** - Teneryfa – największa z archipelagu Wysp Kanaryjskich, potocznie zwanych Kanarami. Powszechny pogląd, że archipelag wziął nazwę od żyjących tam kanarków, jest błędny, gdyż w rzeczywistości nazwa wysp ma związek z grasującymi tam w starożytności stadami dzikich psów (łac. „canis”), zaś nazwa „kanarek” pochodzi od nazwy archipelagu a nie odwrotnie (www.wikipedia.org). Dziś na Kanarach turystów jest jak psów, czyli pewnie więcej niż kanarków i psów razem wziętych. A zgrywanie kanara przez psa może stać się kolejną atrakcją turystyczną tych wysp. To, że limerykowy gryfon nie jest ich rodzimym owocem (gryfony wyhodowano we Francji) jest szczegółem bez większego znaczenia.
*** - jak podaje portal www.psy.pl, ogary (rasa wyhodowana w Polsce) charakteryzują się wybitnym węchem i doskonałą orientacją w terenie. Jak podaje Stefan Żeromski („Popioły”, str 1, ust. 1): „Ogary poszły w las”, zaś jak podaje ludowa mądrość: „nauka nie poszła w las”. Wynikałoby stąd, że ogary z nauką się rozminęły i pewnie dlatego zakatarzony limerykowy ogar, na zapach zdechłej myszy daje się nabierać wielokrotnie. Wobec powyższego nie wiem, czy www.psy.pl, podając iż „ogar jest pojętny”, nie rozmija się z prawdą…
**** - pointer (rasa angielska) to pies, którego zadaniem jest staranne przeszukanie pola i wskazanie myśliwemu znajdującej się na tym terenie zwierzyny (www.psy.pl). Nazwa rasy pochodzi od angielskiego „to point” – „wskazywać”.
***** - Ulster to kraina historyczna w pn.-wsch. Irlandii, mylnie utożsamiana z tzw. Irlandią Północną czyli tą częścią Irlandii, która należy do Wielkiej Brytanii. Wielka Brytania bowiem, jako jedyne państwo zajmujące całą dużą wyspę (położenie bardzo korzystne strategicznie), załatwiło sobie kłopotliwy kawałek granicy państwowej na lądzie, zdobywając w średniowieczu mniejszą wyspę (tj. Irlandię), i pozwalając jej części ogłosić niepodległość (98 lat temu). 52 dwa lata później (czyli 46 lat temu), znaczenie tej granicy mocno zredukowano
(Wlk. Brytania i Irlandia wstąpiły do Unii Europejskiej) a obecnie Wielka Brytania sama nie wie, czy chce je odbudować. Chyba lepiej by już było być samą wyspą…
W rzeczywistości, na Ulster składa się 9 hrabstw, z których do Irlandii Północnej (czyli do Wielkiej Brytanii ) należy jedynie 6. No, ale jakoś utarło się, że nazwy Ulster używa się jako synonimu Irlandii Północnej. Ale utarło się też, że Wielka Brytania, jako jedyne państwo na świecie, ma cztery niezależne reprezentacje w piłce nożnej (Anglia, Walia, Szkocja, Irlandia Pn.). Inne brytyjskie osobliwości to: drogowy ruch lewostronny, rekordowo mały stosunek kubatur siedziby premiera do siedziby króla (obie osoby obecnie płci żeńskiej), anglosaskie miary i wagi oraz Brexit.
****** - sfora to pojęcie, którego znaczenie ewoluowało przez stulecia. Google, pod tym hasłem wynajduje strony informujące, iż „Sfora” to polski serial telewizyjny (emitowany jesienią 2002r) opowiadający o zmaganiach kilku przyjaciół - stróżów prawa, z groźnymi bandytami. Tytuł serialu niewątpliwie pochodził od zwrotu „sfora psów”, w powszechnym mniemaniu (oraz wg „Słownika Języka Polskiego” - red. W. Doroszewski) oznaczającego to samo co gromada psów. Jest to jednak znaczenie wtórne, gdyż w podstawowej definicji („Słownik Języka Łowieckiego”, PWN) sfora to dwa psy gończe (tej samej rasy lecz różnej płci) prowadzone na jednej smyczy. Bywało jednak, że myśliwi na jednym pasku prowadzili więcej psów, i tak znaczenie słowa „sfora” zostało rozszerzone przez życie . Właściwie to zostało rozszerzone dwukrotnie, bo jeszcze wcześniej „sfora” była jedynie smyczą służącą do prowadzenia psów. Nawiasem mówiąc, „sfora” to też nazwa rzemienia łączącego dwie połówki cepa (wiadomość użyteczna dla tych, którzy wiedzą co to jest cep).
******* - Brexit - pojęcie nie dające się pojąć, zwłaszcza osobom wybranym do brytyjskiego parlamentu. I w tym stanie rzeczy (pojęcie nie do pojęcia), jakiejkolwiek ewolucji jego znaczenia stwierdzić się nie da …
******** - cerber – w mitologii greckiej, trzygłowy pies strzegący wejścia do świata zmarłych. Nie wpuszczał żywych i nie wypuszczał umarłych. Nie ma wątpliwości, że wyżywał się w tej robocie. Obecnie, cerber to też srogi i czujny strażnik. Tak czujny, że aby paść jego ofiarą nie trzeba wcale być ofiarą.
Władza cerbera ograniczona jest do wąskiego aspektu życia (a w przypadku cerbera mitologicznego, również życia po życiu), ale w ramach tego aspektu jest absolutna, a władza absolutna wciąga. Tak więc dla zwykłego pointera, samodzielnie wynajdującego ofiarę ale decyzję o jej losie pozostawiającego myśliwemu, zatrudnienie na decyzyjnym stanowisku cerbera może być dużym awansem. Z korzyścią dla pracodawcy, bo psi cerber na pewno nie da się tak łatwo skorumpować jak ludzki. A nawiasem mówiąc, „ludzki cerber” to żaden cerber.
Oczywiście, żeby cerber miał co robić (a mówiąc bez ogródek: żeby był sobą), trzeba mu dać coś do pilnowania. Dla cerberów „z awansu” (czyli wyhodowanych w Anglii pointerów) granica brytyjskiego ogródka będzie „jak znalazł”.
Marzec 2019
Psy rasowe 12 – limeryki o rasie największej, średniej i najmniejszej
Mastif*
Pewien mastif z miasta Luksemburg,
Nie wyciskał pasty do zębów,
Lecz jej tuby młócił w całości,
Z tym, że z pyska, gwoli strawności,
Gubił plastik w roli otrębów
Seter angielski**
Pewien angielski seter w Dover,
Plamy na sierści ma tęczowe,
Poniekąd dla dezinformacji,
W kwestii swej własnej orientacji,
Bo ta w tonacji jest różowej
Chihuahua***
Mieszkał sobie w Chihuahua
Taki sobie chihuahua,
W swojej rasie w sam raz,
Masa innych zaś ras,
Jak raz jemu zwisała
* - mastify (m. hiszpański, m. pirenejski, m. tybetański, m. angielski, m. neapolitański) to psy bodajże największe na świecie (80 kg wagi to u nich normalka). Według portalu www.psy.pl mastify są z reguły opanowane i niepotrzebnie nie gryzą. W tym kontekście można przypuszczać, że limerykowy luksemburski mastif nie młócił pasty do zębów bez potrzeby, a o tym, iż robił to w sposób opanowany, świadczy jego racjonalne podejście do problemu strawności plastiku
** - setery angielskie mają sierść białą z jednokolorowymi (czarnymi lub brązowymi) plamami. Setery angielskie z miast portowych (takich jak np. Dover) mogą być bardziej kolorowe; w końcu przewija się tam tylu różnych podróżnych… . I nadchodzący brexit zapewne niewiele tu zmieni
*** - chihuahua to najmniejszy pies świata (0,5-1,5 kg) choć portal www.psy.pl określa go jako „dużego psa w niewielkim opakowaniu”, podając przy tym, iż „czworonogi tej rasy nie czują respektu przed znacznie większymi psami i są skłonne je zaatakować”
Samokrytyczna dywagacja o oszczędności w słowach****
Limeryk pt. „Chihuahua” jest układanką słowną całkiem oszczędną, gdyż nie dość że utwór krótki, to jeszcze parę słów („chihuahua”, „sobie”, „raz”) się w nim powtarza. Dodatkowo, informacja że opisanemu tam pieskowi „masa innych … ras … zwisała”, może być zrozumiana na dwa sposoby. Być może malutki piesek – zgodnie z charakterystyką swej rasy – po prostu nie czuł respektu przed większymi psami i atakował je bez oglądania się na ich masę, a może – niezgodnie z ową charakterystyką – zadawał się tylko z psami podobnymi sobie, a całą masę osobników innych ras ignorował? Korzystając z tej dwoistości można by więc opublikować dwa limeryki pt. „Chihuahua” twierdząc, że utwory są różne bo dotyczą psów diametralnie różniących się charakterami. Byłaby fajna oszczędność: układanka słów jedna, a produkcja literacka podwójna. Mogłoby się opłacać, gdyby tylko Wydawca limeryków chciał mi za nie płacić.
Jednak głębsza analiza układanki pt. „Chihuahua” wykazuje poważny błąd w jej treści. Mianowicie, jeśli limerykowy bohater nie czuł respektu przed psami o większej masie, to działał zgodnie z charakterystyką własnej rasy, więc użycie w ostatnim limerykowym wersie zwrotu „jak raz jemu” (który oznacza tyle co „akurat jemu”) jest nieuprawnione. W drugim przypadku, jeśli opisywany chihuahua akurat ignorował psy innych ras, to działał niezgodnie z charakterystyką własnej rasy i powiedzieć o nim „taki sobie chihuahua” (patrz wers 2 limeryku) nie można… Wygląda więc na to, że utwór „Chihuahua”, przy całej swojej oszczędnej zgrabności, jest logicznie niespójny. No proszę, chciałem Wydawcę naciągnąć na opublikowanie dwóch, a ten może nie zechcieć opublikować ani jednego…
--------------------
**** - treść niniejszego przypisu jest opcjonalna (a, b lub c). Tego, która opcja jest słuszna, nie wiadomo:
a) „Samokrytyczna dywagacja…” niczego nie wyjaśnia i jej lekturę można spokojnie pominąć. Jeśli już jesteś po tej lekturze i żałujesz, to trudno, trzeba było wpierw przeczytać przypis
b) „Samokrytyczna dywagacja…” niewiele wyjaśnia, a czytelnikowi nie znoszącemu zawiłości nawet zaciemnia obraz. Lekturę „…dywagacji..” lepiej więc pominąć. Jeśli nie znosisz zawiłości a już jesteś po tej lekturze, to trudno, trzeba było wpierw przeczytać przypis
c) „Samokrytyczna dywagacja…” wyjaśnia, że limeryk pt. „Chihuahua” to ściema. Jeśli „…dywagacji…” jeszcze nie przeczytałeś, zastanów się czy na pewno chcesz to zrobić
Początek stycznia 2019
Psy rasowe 11 – trzy limeryki z odniesieniami do trzech publikacji o psach
Tytułem wstępu
Po opublikowaniu serii limeryków „Psy rasowe 10”, zawierającej potężny ładunek dodatków wszelkiego
rodzaju, odebrałem sygnały od paru (konkretnie: dwóch) czytelników z południa Polski, że w nadmiarze
dodatków, same limeryki zaczynają się gubić. Z drugiej strony, czytelniczka z północy kraju napisała, że
najbardziej się jej podobają dodatki. Nie wiem, czy to zróżnicowanie poglądów nie wynika z odmienności natury
kobiety i mężczyzny…
Cokolwiek by sądzić w powyższej sprawie, jeśli głosów za ograniczeniem masy dodatków było 2/3 (większość
konstytucyjna!), w obecnej edycji nie mogłem ich nie wziąć pod uwagę. Ale – ponieważ historie opisane w
poniższych limerykach zaczerpnąłem z literatury - byłem zmuszony pod limerykami podać wykaz tejże (prawo
autorskie - rzecz święta). A przypis (jeden jedyny, do limeryku o owczarku) był również bezwzględnie konieczny,
bo odnosi się do prawdopodobnego błędu ortograficznego, którego – o ile popełniłem - nie popełnić nie mogłem.
Pies na koty
Husky
Był technokrata jeden pod Łaskiem,
Co w środku lata dbał o psa husky,
I w letniej budzie puszczał mu klimę,
Tudzież – widoki robiąc na zimę –
Na telebimie – zdjęcia z Alaski
Owczarek nizinny
Żył owczarek nizinny w Rościnnie,
I wyglądał na oko niewinnie,
Myśli zaś miał głęboko kudłate,
I dla czci słabszej płci bywał katem,
Chociaż – bądźmy tu ściśli – NIE czynnie*
Literatura:
1. E. Parkanek – „Pierwsze koty za płoty – a co po tym?”. Poradnik dla właścicieli psów na koty na posesjach ogrodzonych. Wydawnictwo Żoliborskie, Warszawa 2007r. Cena pierwszego egzemplarza – 10 złotych, kolejny egzemplarz gratis, jeśli poprzedni został uszkodzony przy okazji działania psa na koty (wymagane jest przedstawienie fotodokumentacji tegoż działania oraz paragonu z zakupu poprzedniego egzemplarza poradnika).
2. H. Winter-Telemann – „Rola widoków zimowych w ekonomice klimatyzacji bud letnich”. W: „Buda i życie” – Kwartalnik nowoczesnych właścicieli psów podwórzowych i nie tylko, rocznik 2018, numer letni. Wydawnictwo Łaskie. Cena - co łaska. W numerze płyta CD z bogatą biblioteką widoków do bud.
3. A.T. Kaj-Mazowiecki – „Bezowiec. Traktat o nowej rasie, czyli sromotne skutki drastycznego przybytku wolnego czasu u owczarków masowo dotkniętych bezrobociem na fali odchodzenia od hodowli owiec w dobie dochodzenia do gospodarki wolnorynkowej w Polsce”. Wydawnictwo Światłego Owczarza, Sromowce Średnie 1998r. Nakład niemal w całości rozprowadzony podczas dorocznej gali „Golden Awards of Czytelnik” w Warszawie wiosną 1999r., pojedyncze co najwyżej egzemplarze mogły się uchować w antykwariatach (na działach książek kucharskich).
* - zgodnie z zasadami poprawnej polszczyzny, partykułę „nie” z przysłówkami odprzymiotnikowymi w stopniu równym (a takim przysłówkiem jest „czynnie”) piszemy łącznie. Tak więc zapis „nie czynnie” w ostatnim wersie limeryku jest w zasadzie błędny. Ale opisana tam sytuacja jest wyjątkowa, gdyż samo bycie katem czci słabszej płci jest mniej lub bardziej niemoralne, a robienie tego czynnie jest z pewnością bardziej niemoralne i jeszcze karalne. A dla owczarka z Rościnna, odżegnanie się od posądzenia o czyny karalne miało tak wielkie znaczenie, że owo „NIE” musiało w limeryku wybrzmieć jak najdobitniej! I przy tak grubej sprawie, błąd ortograficzny to pestka.
Swoją drogą ciekawe, co na ten temat stanowią słowniki. Internetowy słownik SJP.PL podaje lakonicznie: „nieczynnie – dopuszczalne w grach”, zaś słownik PWN odsyła do dawnego Słownika Języka Polskiego pod red. W. Doroszewskiego, gdzie „nieczynnie” figuruje jako przysłówek rzadki i przestarzały. Natomiast książkowy Wielki Słownik Ortograficzny (PWN, 2018r.) w którym wyrazy zaczynające się na „nie” (pisane łącznie lub rozłącznie) zajmują 28 stron, w ogóle nie zawiera słowa „nieczynnie” (jest tylko „nieczynność” i „nieczynny”), choć samo „czynnie”, w Słowniku oczywiście jest. Może więc „nieczynnie/nie czynnie” (pisane łącznie czy też rozłącznie) w języku polskim formalnie już nie istnieje? Jeśli nie istnieje to hulaj dusza(!), bo skoro „czynnie” jest polskim słowem, to któż zabroni postawić przed nim (oczywiście w sposób rozłączny) polskie „nie”? Może więc w limeryku nie ma błędu ortograficznego??
Prawdę mówiąc, świadomość tego, że nie potrafię sam ustalić czy popełniłem błąd ortograficzny czy nie, doskwiera mi bardziej niż świadomość tego, że ewentualnie go popełniłem…
Niezamierzony dodatek z ostatniej chwili
Tuż przed wysłaniem obecnej serii limeryków do Wydawcy, otrzymałem od niego w mailu jednostronicowy tekst pt. „The Oxford Book of Footnotes” (by Bruce McCall, przekopiowany z The New Yorker, October 1, 2018, p. 27), który, obok przypisu do tytułu, zawiera jedno zdanie zasadniczej treści, przypis do tego zdania, przypisy do tego przypisu, przypisy do przypisów… itd. (łącznie przypisów: 20), i jest znakomitym dowcipnym pastiszem publikacji przepełnionych przypisami!
Otrzymanie tego pastiszu właśnie teraz, gdy stosunkiem głosów 2/3 (patrz: „Tytułem wstępu”) zostałem nastawiony na ograniczenie liczby dodatków w swej limerykowej produkcji, wygląda na cudowne zrządzenie Opatrzności! Kłopot w tym, że głos Wydawcy w dyskusji „limeryki z dodatkami czy bez?” został wyrażony w formie tak zawoalowanej, że w sumie nie wiem, jak go rozumieć. Z tego, że Wydawca jest mężczyzną (ponownie patrz: „Tytułem wstępu”) mógłbym sądzić, iż optuje on przeciw dodatkom (to, że jest z południa, chyba nie ma żadnego znaczenia), czyli w głosowaniu „przeciw” byłoby 3/4. Ale jeśli tak jest, to dodatkowy głos „przeciw” już okazał się przeciw-skuteczny, gdyż poskutkował powstaniem dodatkowego dodatku, niestety. Jeśli natomiast Wydawca optuje za dodatkami, to wyniki głosowania mamy nierozstrzygnięty, czyli w sprawie dodatków mogę robić co chcę. No, chyba że Wydawca przestanie mi je wydawać.
Zwierzenie uczciwe, z chwili następnej po ostatniej
Tuż po napisaniu niezamierzonego dodatku (powstałego w wyniku zrządzenia Opatrzności), ruszyło mnie sumienie aby się przyznać, że zawarte w „Tytułem wstępu” informacje o literaturowym pochodzeniu limerykowych historii są wyłącznie efektem mojej fantazji, i zostały wymyślone tylko po to, aby dać pretekst do uzupełnienia limeryków wykazem (również zmyślonej) literatury. Zarzekam się natomiast, że nie zmyślone są informacje zawarte w przypisie o pisowni „nie” z „czynnie”, i również prawdziwa, proszę mi wierzyć*, jest historia z otrzymaniem jednostronicowego tekstu od Wydawcy tuż przed planowanym wysłaniem mu obecnej serii. Ale nie wiem, czy ktokolwiek mi uwierzy…
* - zwrot „proszę mi wierzyć” bywa stosowany przez polityków przed niektórymi elementami ich wypowiedzi dla mediów. Skutki tego stosowania nie są jasne; można bowiem sądzić że polityk mówiący „proszę mi wierzyć” w co piątym zdaniu, daje do zrozumienia iż nie prosi by wierzyć pozostałym 80 procentom wypowiedzianych zdań.
2018
Grudzień 2018
Psy rasowe 10 – trzy limeryki (w tym dwa na życzenie czytelnika), z ilustracjami zasłoniętymi z różnych względów i z dodatkiem nadzwyczajnym
Nowofunlandy
Pewien zwierzęcy fryzjer z Ugandy,
Golił w łazience nowofunlandy,
Wszędzie, z wyjątkiem okolic głów,
Więc tam, mniej więcej jak u lwów,
Rosły do woli im grzyw girlandy
Dwa limeryki na życzenie – słowo wstępne
W pierwszym przypadku udało się gładko (Godula jest dzielnicą sąsiadującej z Zabrzem Rudy Śląskiej). Mając parę pitbulli w Goduli, chciałem ulokować rottweilera z drugiej strony Zabrza, czyli w Gliwicach. Chciałem tym bardziej, że wybór słów rymujących się z „rottweiler” jest bardzo ubogi, i w gorączkowo przeszukiwanej pod tym kątem głowie urodziły mi się „hajle”. Taki wyraz wprawdzie nie figuruje w Słowniku Języka Polskiego, ale ponieważ ostatnio w mediach sporo było słychać o „hajlowaniu” (figurującym w SJP) podczas urządzonych wiosną przez polskich neonazistów i zdemaskowanych przez dziennikarzy pewnej stacji telewizyjnej obchodów urodzin Hitlera, uznałem, że znaczenie użytego przeze mnie nowego wyrazu będzie dla czytelnika jasne. A to, że neonazistowska impreza odbyła się w pobliżu Gliwic, zdawało się sprzyjać mojej koncepcji umieszczenia historii rottweilera w tym mieście! Dodatkowo, niemiecka nazwa Gliwic (Gleiwitz) niesie melodię nieco podobną do „rottweiler”, a do „hajli” pasuje nawet jak ulał. No, ale ten słowny szkielet jakoś nie dawał się obudować zamkniętym limerykiem i, zrezygnowany, całą historię przeniosłem aż do Szwajcarii.
Gliwiczan, ewentualnie zbrzydzonych moim zamiarem powiązania hajlującego rottweilera z ich miastem, informuję, że sam mieszkałem w Gliwicach przez 25 lat i uważam je za najładniejsze w całej górnośląskiej aglomeracji (choć pan A. z Zabrza pewnie uważa inaczej).
Pitbulle
Goły lunatyk, co noc, w Goduli,
W śnie poszukuje zbiegłych pitbulli,
A psie klimaty puentuje zgrzyt,
Że się pitbulle, skoro świt,
Znajdują w jego nocnej koszuli
Rottweiler
Neonazista, mieszkaniec Meilen,
Ma domownika rasy rottweiler,
Co pacyfistą jest oraz ciapą,
Tyle, że sika z zadartą łapą,
Tak, że na milę czuć tanim hajlem
Ilustracje: 1 – Wygolone nowofunlandy z Ugandy (zdjęcie zasłonięte ze względów estetycznych); 2 – Goły lunatyk z Goduli, z pitbullami w nocnej koszuli (zdjęcie zasłonięte ze względów estetyczno-obyczajowych); 3 – Hajlujący rottweiler z Meilen (zdjęcie zasłonięte ze względów estetyczno-politycznych)
Dodatek nadzwyczajny – drugi limeryk o rottweilerze, z dodatkami wszelkiego rodzaju
Tytułem wstępu: „Rottweiler z Gleiwitz - a jednak się da”
Rottweiler 2
Pod Gliwicami, przed wojną* „Gleiwitz”,
Pan rottweilera zwanego „hajlik”
(bo ten zadzierał łapę na siku),
Pliki pstrykanych przy tym pselfików**,
Wrzucał w twittera i do emajli***,****
Przypisy:
* - chodzi oczywiście o Drugą Wojnę Światową. Ciekawe, że dla usprawiedliwienia rozpoczynającej tą wojnę napaści na Polskę, Hitler posłużył się prowokacją polegającą na tym, że Niemcy udający polskich dywersantów, 31 sierpnia 1939 sfingowali napad na znajdującą się w Gliwicach (wówczas w Niemczech) niemiecką radiostację. To wydarzenie, tzw. prowokacja gliwicka, jest chyba najważniejszym, jakim w historii Polski (choć nie polskimi rękami) zapisało się to miasto. A jedna z dwóch wież historycznej radiostacji (notabene: nieco przypominająca paryską wieżę Eiffla) stoi tam nadal
** - „pselfik” występuje tu w dwóch znaczeniach: jako selfik psa (konstrukcja terminu analogiczna do wymyślonych przez pana A. „psimeryków”) oraz tzw. pseudo-selfik. Selfiki z definicji pstryka się samemu sobie (smartfonem trzymanym w wyciągniętej ręce, ewentualnie z dodatkiem wysięgnika), ale podnoszący jedną łapę sikający pies nie mógłby trzymać smartfona w drugiej łapie, bo na pozostałych na ziemi łapach nie utrzymał by równowagi. W tych okolicznościach, pselfiki musiały być pstrykane pańską ręką (czyli być pseudo-selfikami)
*** - angielski email (fonetycznie: „imejl”) przyjął się w polszczyźnie na tyle, że jest bez problemu odmieniany przez przypadki ojczystej deklinacji (np. emaila, emailem, emaili, emailom), choć z zachowaniem angielskiej wymowy (imejla, imejlem, imejli, imejlom). W powyższym utworze, ze spolszczeniem „emaila” poszedłem głębiej, zapisując go tak, jak by się wymawiało „email” gdyby był on wyrazem rdzennie polskim
**** - rzecz jasna, pselfiki pan musiał też lokować***** na fejsie i instagramie, natomiast „pudelek” o wyczynach rottweilera dowiadywał się już sam (ale te informacje, w limerykowych ramach już się nie zmieściły)
***** - powyższy przypis zawiera lokowanie produktu (informacja zrozumiała dla oglądaczy seriali tv)
Ilustracja:
- patrz: ilustracja do utworu „Rottweiler”
Wyjaśnienie:
Ewentualnemu czytelnikowi dociekającemu, czy selfiki, twitter i majle nie były czasem znane Niemcom przed wojną (bo kto ich tam wie?..) wyjaśniam, że zachodzi tu tzw. „splątanie czasów” (ang. entanglement of time)
Spostrzeżenie niesamowite:
O „splątaniu czasów” już raz wspomniałem, w przypisie do ułożonego 3 lata temu Limeryku z moja poprzednią miejscowością. Jest niezmiernie ciekawe, że na ponad 400 ułożonych przeze mnie limeryków, splątanie czasów przyplątało się tylko do dwóch, obu dotyczących Gliwic!! W dodatku, w całym zbiorze >400 limeryków, Gliwic dotyczą tylko te dwa!! W tym miejscu muszę solennie przysiąc, że odniesienie limeryków do splątania czasów, w obu przypadkach wyszło całkowicie bez mojej intencji. Przypadek? A może nad (lub pod) Gliwicami znajduje się jakaś pętla czasoprzestrzenna, a może nawet hiperkanał do innych (może wielowymiarowych, może lepszych niż nasz) światów? Hiperkanał Gliwicki$? Aż się w głowie kręci….
$ Spostrzeżenie osobiste
Nazwa „Hiperkanał Gliwicki” jest nawiązaniem do Kanału Gliwickiego – konwencjonalnej drogi wodnej łączącej Górny Śląsk z Odrą. Ciekawe, że przez pierwszych 18 lat życia mieszkałem na jednym końcu tego kanału (w Koźlu), a przez kolejnych 25 – na drugim końcu (czyli w Gliwicach). Nawiasem mówiąc, Kanał Gliwicki - zbudowany jeszcze „za Niemca” i oddany do użytku w grudniu 1939 - przez krótki czas nosił nazwę „Adolf-Hitler-Kanal” (znowu ten Hitler)…
Późny listopad 2018
Psy rasowe 9 – trzy limeryki ilustrowane fotografiami (w miarę możliwości)
Dalmatyńczyk
Dalmatyńczyka z Wołomina,
W odplamiających kąpano płynach,
Lecz pies był nadal w plam gromadach
I żadna się nie stała blada,
Nim nie oddano go do młyna...
Pies kanapowy
Był pies kanapowy w Kapsztadzie,
Z kudłami w szałowym nieładzie,
Nie do poznania, gdzie ma przód,
Bez zaglądania mu pod spód,
Czasami aż trzy razy na dzień
Sznaucer
Pewien sznaucer w Suwałkach,
Który znał się na całkach,
Wielbicielkę miał w suce,
Co, choć pilna w nauce,
W całkach była dość miałka
Ilustracje:
1 – Dalmatyńczyk, studium porównawcze. Stoją od lewej: dalmatyńczyk z Wołomina; dalmatyńczyk z
Wołomina po odplamiających płynach; dalmatyńczyk z Wołomina po oddaniu go do młyna. Zdjęcie
dalmatyńczyka pochodzi z encyklopedii.
2 – Pies kanapowy w Kapsztadzie, tutaj akurat na posadzce. Zdjęcie przedstawia widok z góry (widok
spod spodu ocenzurowano). Zdjęcie pochodzi ze strony fisie.pl.
3 – Całki, cztery przykłady. Zdjęcie całek pochodzi z prywatnego archiwum autora limeryków. Zdjęcia
sznaucera, który by się na nich znał, nie znaleziono w żadnym archiwum.
Listopad 2018
Psy rasowe 8 – limeryki z dodatkami różnej maści
Szpic
Szpic pewnej damy, gdzieś w Ameryce,
Żył wycofany pod jej spódnicę,
By ze złem świata unikać napięć,
Aż raz się, cwany, zaszył w kanapie,
Gdzie go po latach znalazł tapicer...
Szpic i inne – leksykon kultowych powiedzonek mojego teścia
Układając limeryk o psie rasy „szpic” nie mogłem nie przypomnieć sobie, że takim słowem mój (nieżyjący dziś od ponad 10 lat) teść określał kandydata na męża swojej najmłodszej córki (a zarazem mojej szwagierki). „Szpic”, w języku teścia, oznaczał kogoś bardzo młodego, może nawet trochę za bardzo. W tamtym czasie nawet mi się podobało, że teść nie mówi tak o mnie, tylko o tym młodszym…. Dopiero po latach dowiedziałem się, że o mnie, jako o kandydacie na męża najstarszej córki, teść mówił „pajac”! Przyjąłem to ze spokojem, bo wtenczas już teść mówił o mnie „radziecka głowa”. W ogóle, ciekawych powiedzonek teść miał bardzo wiele, i dziś w naszej rodzinie uchodzą one za kultowe. Kilkanaście wybranych przedstawiam w poniższym leksykonie, wraz z objaśnieniem ich znaczenia
Szpic – najmłodszy zięć (przed ślubem)
Pajac – najstarszy zięć (przed ślubem)
Radziecka głowa – wysoki poziom inteligencji
Gwoździe w mózgu – bardzo niski poziom inteligencji
W cieniu beczki chowany – człowiek wychowany w warunkach sprzyjających powstawaniu gwoździ w mózgu
Być w kursie – mieć rozeznanie w jakimś bieżącym temacie
Powąchać – nabrać rozeznania, najczęściej w jakiejś kwestii naprawy samochodu, wynikłej w garażu
Pod garażami – o miejscu wymiany informacji z sąsiadami, dzięki czemu wszyscy byli w kursie
Bystrze – drugi wnuk (w dzieciństwie)
On ma trudny okres, bo wszystko poznaje – o dzieciństwie drugiego wnuka
Mówi-mówi – o głosie drugiego wnuka, kiedy ten jeszcze nie mówił
Jak komunę szlag trafił – o roku 1989
To Azjaci wymyślili – o zmyślnych, choć topornych i zwykle niezbyt trwałych artykułach, przywożonych do Polski przez handlarzy ze Wschodu po tym, jak komunę szlag trafił
Barachołka – targowisko, na którym można było tanio kupić to, co Azjaci wymyślili
Na Ukrainie po zdrowie – o własnych przejażdżkach na rowerze „Ukraina”, marki popularnej około czasów, kiedy komunę szlag trafił
Żeby się nie przylepiło – inaczej „na zdrowie”, rodzaj toastu
Konik – wódka marki „Krakus” (z krakowiakiem na koniu na etykiecie), stosowana „żeby się nie przylepiło” w okresie zanim komunę szlag trafił
Działkowaja – wódka własnej roboty (spirytus + woda + sok z wiśni z działki), stosowana „żeby się nie przylepiło” w okresie, jak już komunę szlag trafił
Przeze mnie wódka może nie istnieć – powiedzenie obronne, używane w razie posądzenia o nadmierną inklinację do…. (w tym miejscu muszę stanowczo stwierdzić, że wszystkie takie posądzenia były niesłuszne)
Po siedmiu latach siła – o odżywczych wartościach płatków na mleku, spożywanych przez teścia rano
Piccicato – pogardliwie o pizzy, jako o potrawie niesmacznej i niepoważnej
Hapajdogi – o hot-dogach, w duchu jw.
Trening oka – o śnie, odbywanym przez teścia po obiedzie
Doberman
Stary doberman z miasta Berno,
Wcina banknoty z miną pazerną,
Choć po tym, trawiąc osowiały
Tłuste frankowe nominały,
Głowę do zer ma wciąż mizerną
Powyższy limeryk dedykuję mieszkającemu w Niemczech przyjacielowi J.B., który, próbując ułożyć wariację limeryku Pies ogrodnika zastanawiał się, czy tamten pies nie był może dobermanem? Był czy nie był, limeryku o niewątpliwym dobermanie dotąd w mojej serii nie było.
Ponieważ doberman jest rasą wyhodowaną w kraju zamieszkania mojego przyjaciela, miałem zamiar ułożyć limeryk z akcją dziejącą się w Niemczech. Jednak niezłe współbrzmienie słów „doberman” i „do zer ma”, poprowadziły moją myśl do Berna, stolicy kraju banków obracających kasą z mnóstwem zer. Grunt szwajcarski okazał się podatny, zwłaszcza że nazwę szwajcarskich pieniędzy (franki) wpasować w rymowaną melodię jest o wiele łatwiej niż bardzo niemelodyjny rzeczownik „euro”. Nawiasem mówiąc, nazwa dawnych niemieckich pieniędzy (marki) pasowałaby do melodii równie dobrze jak franki, ale niemieckie marki to już melodia przeszłości.
Pies z kulawą nogą
W radzieckiej ambasadzie w Togo,
Stróżuje pies z kulawą nogą,
I ciszę wśród strażniczych bud,
Na trzy taktuje tam psi chód,
W zasadzie nie ma zaś nikogo…
Pies z kulawą nogą – mini-pogadanka o rasie kwantyfikacyjnej, anty-alegorii i sprawie rosyjskiej
Kulawą nogę może mieć pies każdej rasy, ale „pies z kulawą nogą” to konkretny związek frazeologiczny, stosowany w odniesieniu do miejsca (sprawy, sytuacji), którym (którą) absolutnie nikt, nawet „pies z kulawą nogą” się nie zainteresuje (lub o którym (której) się nie dowie). Tak więc frazeologiczny pies z kulawą nogą pojawia się właściwie tylko wtedy, kiedy go nie ma.
Chcąc, aby utwór „Pies z kulawą nogą” mógł figurować w serii limeryków „Psy rasowe”, zauważam, że już wcześniej w tej serii opublikowałem utwory o psie ogrodnika i o watchdogu, którym przypisałem sens ras kulturowych (w odróżnieniu od klasycznej „rasy genetycznej”). Oczywiście „pies z kulawą nogą” jako rasa kulturowa nie ma sensu, można go natomiast nazwać „rasą kwantyfikacyjną”, gdzie „kwantyfikacja” oznacza ilościowe ujęcie jakiejś kwestii. Idąc dalej, psa z kulawą nogą nazwałbym „rasą kwantyfikacyjną pustą”.
W zasadzie, sytuacja opisana w limeryku jest niewyobrażalna, bo o psie z kulawą nogą mówi się tylko wtedy, gdy nie ma nikogo, nawet jego samego. A pies w limeryku istnieje naprawdę (zaznaczając swą personifikację taktowaniem ciszy przez trójnożny chód). Traktując psa z kulawą nogą jako ideę lub pojęcie, przedstawienie go w limeryku w realnej postaci można by więc traktować jako alegorię jego nieobecności, czyli właściwie jako anty-alegorię (o pojęciu „alegoria” można sobie poczytać w np. Wikipedii lub w objaśnieniach do limeryku Barany – wielkanocna alegoria limerykopodobna.
Smaczku alegorii (lub anty-alegorii) psa z kulawą nogą dodaje fakt, że wprawdzie Związek Radziecki kiedyś istniał a dziś go nie ma (więc radziecka ambasada np. w Togo mogła zostać opuszczona), jednak nie-przejęcie ambasady i jej tajemnic przez Rosję jest nie do pomyślenia. Tak więc opuszczona i zapomniana przez Rosję ambasada radziecka jest tylko pewną ideą, a pojawienie się tam psa z kulawą nogą (czyli anty-alegorii) jest alegorią idei końca Rosji jako państwa… . Idei tak bardzo śmiałej, że dotychczas chyba nawet pies z kulawą nogą jej nie rozważał.
No i proszę: zeszło na politykę i to niebezpiecznie. Tego, czy w tym momencie wypada zawołać „na psa urok!” wolę już nie dyskutować!
Październik 2018
Psy rasowe 7 – limeryki o rasach kończących się na „dog”
Dog
W niewielkim M, na gdańskich Stogach,
Zamieszkał taki kawał doga,
Że, jak się pies oddaje spaniu,
To trzeba fruwać po mieszkaniu,
Aby nie deptać mu po nogach
Buldog
Watchdog*
* – watchdog to techniczne urządzenie lub program wykrywający błędne działanie systemu. Watchdog to też organizacja pozarządowa zajmująca się monitorowaniem działań podejmowanych przez instytucje publiczne lub korporacje, w celu wykrycia nieprawidłowości w ich działaniach. W odniesieniu do psa, takiego określenia raczej dotąd nie stosowano, gdyż ludziom w tym aspekcie jakoś wystarcza zwykły przymiotnik „czujny”. Ale według mnie, jednowyrazowe „watchdog” jest wygodniejsze od dwuwyrazowego „czujny pies”, a w dodatku brzmi bardziej trendy (cokolwiek to słowo znaczy).
Oczywiście, czujny pies nie tylko stale monitoruje otoczenie, ale i powiadamia o nieprawidłowościach kogo trzeba. Najczęściej paszczą, a właściwie: pyskiem. Sposób powiadamiania pyskiem jest raczej ekstensywny, bo prócz tego, kogo trzeba, powiadamiani (a w porze nocnej: budzeni) są też sąsiedzi, a także sama nieprawidłowość (np. złodziej). Ale nie wymagajmy od zwykłego czujnego psa zbyt wiele.
Watchdog opisany w powyższym limeryku nie jest zwykłym czujnym psem, gdyż wykazuje ludzką skłonność do parapeciarstwa (ang. "windowsilling"). Parapet (zwłaszcza taki w oknie od ulicy), to stanowisko do monitorowania zaawansowane w tym sensie, że przeniesienie się tam spod budy czy płotu, zdecydowanie poszerza horyzonty. Negatywną stroną parapetu jest natomiast to, że tego „kogo trzeba” (czyli właściciela mieszkania) parapetowy watchdog powiadamia stosunkowo słabo, gdyż pysk trzyma za oknem, natomiast krąg niepotrzebnie powiadamianych jest szeroki, gdyż pysk watchdoga znajduje się nad głowami powiadamianych. W tym miejscu trzeba powiedzieć, że zbyt wysokie piętro ogranicza możliwość dostrzegania szczegółów w dole, i pozwala monitorować zdarzenia tylko w tzw. makroskali, która psów specjalnie nie obchodzi. Tak więc, dalej będzie mowa tylko o tzw. parapeciarstwie niskim (ang. „low-level windowsilling”).
Parapeciarskie poszerzenie horyzontu monitorowania ma jeszcze tą konsekwencję, że zwiększając liczbę dających się monitorować obiektów, a przez to częstość bodźców oddziaływujących na monitorującego, może prowadzić do tzw. szumu informacyjnego, zarówno u monitorującego jak i u powiadamianych. W takich warunkach, niektóre watchdogi przełączają się z funkcji czysto powiadamiającej na komentującą i z powrotem. Komentowanie, zwłaszcza zachowania osobników które nie potrafią odszczeknąć, daje efekt satysfakcji, niebezpieczny, bo mogący uzależniać. Efekt jest szatański: komentator nadaje nie oczekując odzewu, jednakże poziom jego satysfakcji zaczyna zależeć od liczby odbiorców (to, czy nadal zwiemy ich „powiadomionymi” nie ma już znaczenia). Prymitywne watchdogi mogą tak żyć latami, ale najinteligentniejsze osobniki, dla utrzymania przynajmniej stałego poziomu satysfakcji, wymagają ciągłego wzrostu liczby odbiorców. I, w pewnym momencie dochodzimy do internetu i bloga. A wtenczas satysfakcja gwarantowana, choć jak długo, i co dalej – trudno powiedzieć.
Na marginesie tego wywodu trzeba wspomnieć o parapeciarzach rodzaju ludzkiego (tzw. homo windows), których rozrywką – w dawnych czasach ubogich w massmedia - było oglądanie życia ulicy z okna. Była to kasta raczej milcząca (parapetowe głośne komentowanie życia ulicy było traktowane jako coś nienormalnego), która obecnie – w dobie wszechobecnego internetu - przekształciła się w tzw. „surferów” (nadal „homo windows”). A ci dawniej nienormalni, jawią się dziś jako prekursorzy „hejterów”. Ot co….
Wracając do psów – jeśli słowem „watchdog” określiłem psią rasę, nie miałem oczywiście na myśli rasy genetycznej lecz rasę kulturową. O pojęciu „rasa kulturowa” pisałem już w objaśnieniu do limeryku pt „Pies ogrodnika”, którym otworzyłem całą serię „Psy rasowe”. Wszystkie następne limeryki tej serii, dotyczyły ras różnych w sensie genetycznym. W tym kontekście, „Watchdog” - ostatni w dzisiejszym cyklu i dotyczący rasy kulturowej – wyglądałby zgrabnie jako symetryczne domknięcie całej serii. Ale, chyba złamię tą symetrię.
** – Rogi to dzisiaj dzielnica Kędzierzyna-Koźla. Dawniej, Rogi były dzielnicą Koźla, miasta mojego dzieciństwa. Byłem tam tylko kilka razy (z ojcem na rowerze), bo Rogi położone są na dalekim krańcu miasta tak, że dalej nigdzie się już stamtąd nie jedzie (wszystkie rogi tak mają), a konkretnej potrzeby załatwienia tam czegokolwiek nigdy nie miałem. Z wycieczek do Rogów pamiętam jedynie kościół – bardzo charakterystyczny bo idealnie okrągły, co w latach 60-tych było architektoniczną nowinką. Ciekawa sprawa – kościół w Rogach, a bez rogów…. .
Widzącemu nazwę dzielnicy „Rogi” (rzeczownik „róg” w liczbie mnogiej) może się nasunąć pytanie: ile właściwie rogów ta nazwa oznacza? W otaczającym nas świecie (lub w powszechnie znanych pismach lub legendach) istnieją obiekty mające dwa rogi (większość zwierząt rogatych, księżyc blisko nowiu), mające cztery rogi (tradycyjne budynki, czy haftowana chusteczka z dziecięcej piosenki), lub inną ich liczbę (apokaliptyczny smok mający siedem rogów, jednorożec). A „Rogi” kozielskie to właściwie ile rogów? Zbitka „Koźle-Rogi” narzuca przeświadczenie, że dwa. Ale może geneza tej nazwy jest zupełnie inna? Muszę ze wstydem powiedzieć, że choć jestem rodowitym koźlaninem, to nie wiem.
Ostatnia dekada września 2018
Psy rasowe 6 – limeryki o rasach zachodnioeuropejskich, powstałe bez inspiracji artykułowanej przez konkretne osoby, i dedykowane osobom bardziej lub mniej konkretnym
Poniższy utwór dedykuję szwagrowi (mężowi siostry mojej żony), w którego domu od niedawna mieszka młody pies rasy york. Co prawda, po kilkukrotnych prośbach do przyjaciół o sugestie ras psów do opisania w kolejnych limerykach, czekałem, że szwagier – który swego czasu uwielbiał komentować moje utwory*, i któremu swego czasu dedykowałem tryptyk limeryków o chomiku** – zasugeruje napisanie utworku o yorku, ale się nie doczekałem. Może dlatego, że kilkanaście dni temu chomik szwagra zdechł (czy też – jak to się obecnie mówi: „odszedł”)? Nie chciałbym drążyć tego tematu, powiem tylko stanowczo, że chomik z pewnością nie dokonał żywota przez limeryki na swój temat! Dodam też, że wprawdzie limeryki o chomiku były konkretnie poświęcone chomikowi szwagra, obecny limeryk o yorku, szwagrowego yorka nie dotyczy w żadnej mierze. No, chyba żeby psu się skrzywił charakter…
York
Pewna aktorka, na spacerki po Łazienkach,
Ciągała yorka, który z domu wyjść się lękał,
A blisko gleby w dzikie szczęki brał go strach,
Więc w te Łazienki, załatwiony jeszcze w drzwiach,
Już bez potrzeby, donoszony był na rękach
* - vide: posłowie do tryptyku „Orły”
** - vide: tryptyk „Chomik”
Poniższy utwór dedykuję prawnikom potrafiącym nie takie rzeczy wyprawiać
Cocker spaniel ⨯ owczarek szkocki (collie)*
Na skrzyżowaniu, we wsi Karolin,
Cocker spaniela z owczarkiem collie,
Wygrał mecenas, który mieszańca
Race-liftingował** w prawnych łamańcach,
Pod sławną markę coca-coli
* - znak „⨯” w tytule utworu pełni rolę symbolu skrzyżowania
** - w odróżnieniu od popularnego „face-liftingu” oznaczającego retusz twarzy (ang. „face”) w celu odmłodzenia wyglądu człowieka, albo kosmetyczne zmiany w nadwoziu samochodu w celu uatrakcyjnienia wyglądu tego towaru, „race-lifting” (ang. „race” oznacza rasę) jest pojęciem tak mało znanym (np. nie notowanym w Wikipedii), iż sądziłem, że wpadłem na nie (a wpadłem w chwili olśnienia) jako pierwszy człowiek na świecie. Niestety, „race-lifting” funkcjonuje już w światowej retoryce dotyczącej ras gatunku ludzkiego, i wygląda na to, że moje nowatorstwo sprowadza się do użycia tego pojęcia w odniesieniu do towaru (w tym przypadku: żywego), jakim niewątpliwie był dla mecenasa opisany w limeryku mieszaniec. Oby chociaż to…
Poniższy utwór dedykuję osobom pracującym ze szczególnym poświęceniem, i nie oczekującym gradu nagród
Bernardyn*
Raz bernardyny z przełęczy Furka**,
Co w głąb lawiny dawały nurka,
Od ocalonej przez to ludności,
Dostały taką górkę kości,
Że im pod górką znikła dyżurka!
* - bernardyn to psia narodowa rasa Szwajcarii. Według Wikipedii, w dawnych czasach pełniły funkcje psów stróżujących i pociągowych, a także przewodników, ratujących pielgrzymów zaginionych w górskiej mgle lub śnieżycy. Niepotwierdzone legendy głoszą, że bernardyny ratowały też zasypanych lawiną turystów.
** - przełęcz Furka (niem. Furkapass) między szwajcarskimi kantonami Valais i Uri, jest bodaj najwyższą alpejską przełęczą (2436 m n.p.m.), przez którą można przejechać samochodem. Dziś z tej drogi korzystają raczej tylko turyści, a transport między kantonami odbywa się tunelem przebitym 1000 m poniżej przełęczy.
Początek września 2018
Psy rasowe 5 – trzy limeryki krótko (bez komentarzy i o treści dwóch)
Howavart
…. Limeryk, zainspirowany osobistym spotkaniem howavarta, został zamieszczony w opublikowanym 2 tygodnie wcześniej cyklu „Drawa 7++”
Z treści depeszy od K.R: „Proponuję kolejne: pekińczyk i mops”.
Pekińczyk
Miał tę słabostkę pekińczyk w Zwickau
- Którą zniesmaczał graczy w chińczyka -
Że w mig połykał kostkę do gry,
Przez co odraczał na dwa-trzy dni,
Ruch kolejnego w grze zawodnika
Mops
Mops pewnej damy z miasta Humpolec,
W budzie odurzał się Muchozolem,
I nie wynurzał z niej ani nosa,
Bo już ta pani, zła jak osa,
Złamała na nim tłum parasolek
Późny sierpień 2018
Drawa 7++ - seria limeryków z Drawą w siedmiu przypadkach z naddatkiem
Słowo wstępne
Niniejsze limeryki powstały podczas kilkudniowego pobytu nad Drawą, gdzie – namówiony przez żonę namówioną przez goślińską przyjaciółkę – doświadczyłem spływów kajakowych po tej rzece. Liczby mnogiej słowa „spływ” używam tu celowo, gdyż przez kilka dni mieszkaliśmy cały czas w jednym miejscu, i każdego dnia dowożono nas w inne miejsce rzeki, by – po kilku godzinach – odebrać nas kilkanaście kilometrów niżej. A naszym zadaniem było przebyć te kilkanaście kilometrów używając kajaków i wioseł.
W kajakowym przedsięwzięciu brało udział mniej więcej 20 osób: rodzina przyjaciółki - która ma tam własny dom, służący od lat jako letni - oraz przyjaciele z rodzinami, którzy nocowali w namiotach rozbitych w obejściu lub w pobliskiej agroturystyce. Piszę „mniej więcej”, bo codziennie ktoś przyjeżdżał lub wyjeżdżał i jednego dnia było nas mniej a drugiego więcej (maksymalnie podobno 29).
Przyjeżdżając nad Drawę nie zamierzałem układać tam żadnych limeryków, a podjęcie twórczego wysiłku zostało zainicjowane obecnością … psa, przywiezionego przez jedną z kajakolubnych rodzin. Rzecz w tym, że od kilku tygodni pisałem limeryki o psach różnych ras, a rasy zapoznanego pieska (Hovawart) jeszcze w swym port folio nie miałem. Tak więc pierwszy limeryk znad Drawy został poświęcony psu, który akurat - choć miał na imię Bosman - kajakiem po Drawie nie pływał. A potem już popłynęło …
Ponieważ limeryki układałem nad ranem, każdy utwór dotyczył przeżyć z dnia poprzedniego. Czwartego poranka zdałem sobie sprawę, że łączący poszczególne limeryki rzeczownik „Drawa” występuje w nich w różnych przypadkach, i wtenczas postanowiłem zebrać komplet siedmiu przypadków Drawy. Udało się z naddatkiem, a właściwie z dwoma. Konkretnie: w chwili powzięcia postanowienia istniały już dwa limeryki ze słowem „Drawie”. „Drawie” jest brzmieniem rzeczownika „Drawa” zarówno w celowniku jak i miejscowniku, ale w obu już gotowych utworach, „Drawie” było miejscownikiem. Tak więc limeryk z celownikiem trzeba było dołożyć, a miejscownika szkoda było wyrzucić. Drugi naddatek wziął się stąd, że pierwszego dnia spływaliśmy Korytnicą (dopływem Drawy), do Drawy nie dopłynąwszy. Cóż, ja układałem tylko limeryki, i na układacza tras spływów wpływu nie miałem.
Muszę dodać, że wszystkie wydarzenia i odczucia opisane w limerykach są autentyczne, z chyba jedynym wyjątkiem kawy w psiej głowie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że treść limeryków może być w pełni zrozumiała tylko dla współspływających, którzy owe wydarzenia przeżyli (notabene: przeżyli wszyscy). Aby więc, choć częściowo, dać swe utwory do zrozumienia szerszemu gronu czytelników, przed limerykami z danego dnia zamieściłem krótki opis wydarzeń prozą.
Drawa dzień 0
Tego dnia zapoznaliśmy się z Bosmanem (psem rzadkiej rasy Hovawart), który jako jedyny przyjechał w naddrawskie rejony z indywidualnym legowiskiem (w formie przenośnej klatki, w której podobno sypia i w domu) i indywidualnym wiktem (gdyż po przebytych chorobach nie może jeść niczego innego). Nic więc dziwnego, że w kontaktach z ludem (wliczając w to miejscowe pieski) Bosman zachowywał się z indywidualną klasą
Nad rzeczkę, co się zowie Drawa,
Zjechał rasowy pies Hovawart,
Ze spankiem w dnie stalowej klatki*,
Co rankiem je markowe płatki,
Troszeczkę, bo mu w głowie kawa
* - patrz Fot. 1A
Drawa dzień 1
Tego dnia spłynęliśmy kilka kilometrów Korytnicą (dopływ Drawy). Rzeka piękna, i mimo mnóstwa zakrętów, przez doświadczonych kajakarzy określana jako „niewymagająca”. Kajakowym żółtodziobom trudność sprawiły dwa miejsca z przewalonymi w poprzek pniami drzew, przez które trzeba było przeszorować dnem kajaka, lub – w przypadku jednostek o większym zanurzeniu – przenieść kajak. Na drugiej z tych przeszkód, niefrasobliwym podniesieniem swego środka ciężkości spowodowałem przewrócenie kajaka i tymże środkiem ciężkości wylądowałem w wodzie. Szczęśliwie było tam całkiem płytko, i choć zanurzyłem środek ciężkości, to ręce, nogi i głowę utrzymałem nad wodą. Mój współtowarzysz (kilkunastoletni Tobiasz) zanurzył tylko nogi, bo wcześniej wyszedł z kajaka.
Gdym przemierzał Korytnicę w jej korycie,
Bardziej krętą niż jelito przy nieżycie,
To w tej wodzie, doświadczanej w porze suszy,
W pół pacierzam się zadurzył aż po uszy,
I zanurzył mą miednicę całkowicie
Drawa dzień 2
Kilkunastokilometrowy spływ Drawą przebiegał przez obszar Drawieńskiego Parku Narodowego, gdzie powalonych do rzeki drzew nie rusza nikt i nic, w tym również to, że kajaki obijają się o nie jak patyczki z zabawy w misie-patysie. Najbardziej poobijany był nasz kajak (żona i ja płynęliśmy w jednym), bo bez doświadczenia w manewrowaniu w wodnym nurcie, w wąskie przejścia między przeszkodami nieraz wpadaliśmy z kajakiem w poprzek. A wtenczas, poprzeczny nurt wody złośliwie dążył do przewrócenia naszej zablokowanej łupiny.
Jeszcze bardziej niebezpieczne były przepływy pod pniami leżącymi nisko nad wodą, zwłaszcza gdy z pni sterczały gałęzie tylko czyhające na to, że nabije się na nie jakieś rozpędzone ludzkie ciało. Przed jedną taką gałęzią unik wykonała moja żona (ja źle posterowałem, a siedząca z tyłu żona nie miała wyjścia), i kajak się przewrócił do góry dnem. Szok był totalny: wody ze dwa metry, dwa półtorametrowe ciała z głowami pod wodą, nurt z półtora metra na sekundę, odbicie się od dna rzeki, bezskuteczne łapanie się dna odpływającego czterometrowego kajaka… jak długo to trwało nie wiem. Od tej chwili dwa kapoki (mieliśmy takie na sobie) stały się naszymi przyjaciółmi.
Kiedy zagrożenie minęło, kajak i wiosła leżały na wodzie zatrzymane na pniu kilka metrów poniżej nas. Ratowanie kajaka zainicjowała moja – co tu dużo mówić - dzielna żona, po czym wspólnie próbowaliśmy wciągnąć go na brzeg aby wylać zeń wodę. Nie udałoby się bez pomocy przyjacielskiego Tomasza, który zaalarmowany wołaniem o pomoc przybył na ratunek. I tak, po odwodnieniu kajaka i podjęciu z wody obu wioseł, można było kontynuować spływ.
Ostatecznie straty nasze były następujące: czapeczka z napisem „Puy du Fou”, niewątpliwie zerwana z głowy w momencie zanurzania się, gumowy trzewik, zerwany z lewej nogi w momencie odbijania się od dna, butelka z wodą pitną, wypłukana z kajaka nie wiadomo kiedy, suchość wszystkich trzymanych w kajaku zapasowych ubrań, utracona wiadomo kiedy, oraz siniak pod pachą żony, nabity również wiadomo kiedy.
Muszę dodać, że ciągu czterech dni spływu ponad dwudziestu osób, był to jedyny wypadek z ludźmi w wodzie (jeśli nie liczyć zanurzonej dzień wcześniej jednej ludzkiej miednicy). Muszę też dodać, że od tej pory do końca pływałem tylko z żoną.
Jak spływają przełajem po Drawie,
Kajakowe dwa szczyle lub szczawie,
Doświadczając mas wód w czas suszy,
Nim zadurzą się w nich po uszy,
To zanurzą raz tyle się prawie
Kajakowa ścieżka zdrowia na Drawie,
Ustawowo nie podlega naprawie,
A co kawałek, zły duch tej rzeczki,
Krzyczy mi w ucho: „Wyskocz z czapeczki,
To z twym ciałem się obejdę łaskawie”!
Zwodowany wczoraj na Drawę,
Na wód stany zgoła ciekawe,
Na brzeg z gołą wróciłem głową,
Szczęściem z całą drugą połową,
Aż się chciało całować trawę…
Drawa dzień 3
Pierwsze trzy kilometry spływu tego dnia były powtórzeniem końcówki trasy z dnia poprzedniego. To na tym odcinku mieliśmy opisaną już wywrotkę. Tym razem, przez krytyczne miejsce przeszliśmy niemal go nie zauważywszy. Natomiast towarzysz z innego kajaka zauważył i odzyskał z wody butelkę, którą straciliśmy w tamtym wypadku. Cześć mu i chwała!
Po paru kilometrach pokonywania przeszkód podobnych jak wczoraj (które kajakarzom z naszym doświadczeniem już nie sprawiały trudności), wpłynęliśmy na wody płaskie i szerokie z powodu zapory związanej ze zbudowaną ponad sto lat temu elektrownią. Było cicho i spokojnie.
Poniżej zapory (kajaki przepchane brzegiem, po pochylni z boku zapory), nurt okazał się bardziej wartki a przeszkody bardziej hardkorowe niż gdziekolwiek dotychczas. Wyczuł to przyjacielski Tomasz, który swym kajakiem (jednoosobowo wioząc siebie i niewiosłującą osobę małoletnią) zawrócił swym kajakiem pod zaporę, aby na wszelki wypadek nam pomóc. Tym razem ratować nas nie musiał, ale gdyby nie pomagał, to kto wie….?
Gdy uważnie w dół spływając sobie Drawą,
Rozglądając się na lewo i na prawo,
Znajdziesz w wodzie wodę w butelce,
To prawdopodobne jest wielce,
Że to miejsce się nie cieszy dobrą sławą
Nad zaporą, co z najżwawszej z ziemskich Draw,
Uczyniła wydłużony, płaski staw,
Amatorzy dalszych wrażeń kajakowych,
Na kwadransik bieg wrzucają niejałowy,
I bez prądu ocukrzonych pragną kaw
Pewien Tomek, dzika Drawo pod zaporą,
Swym kajakiem cię pokreślił w znaki Zorro,
I wyrobił się od ręki za trzy spływy,
Jak potomek wieloręki boga Shiwy*,
Za co dzięki zrymowałem mu z pokorą
* - patrz Fot. 1B
Drawa dzień 4
Spływ czwartego dnia był najdłuższy (ponad 20 km) i zupełnie inny niż wszystkie poprzednie. Pierwsze dwanaście kilometrów to spokojne rozlewiska z przepiękną roślinnością po bokach i pod wodą. Dookoła żadnych lasów, więc we wodzie żadnych pni! Niestety, trasa wiodła na południe, a wiatr wiał akurat z południa, więc aby się nie cofać trzeba było ciągle wiosłować. Prąd wody był za słaby aby pomagać.
Dalsze 3-4 kilometry wiodły przez dwa jeziora, nadal pod wiatr. Trzeba było jeszcze mocniej wiosłować.
Ostatnie 5-6 kilometrów to rzeka leśna z przeciętnym prądem. Przeszkody też takie sobie. Żałowałem, że tak nie było na początku, bo człowiek był trochę zbyt zmęczony by się zachwycać tak jak należy.
Zawracając wiosłem prąd bezleśnej Drawie,
Będąc w wietrze południowym jak dmuchawiec,
Nie zaznałem prawie wcale wodnej mięty,
A na ląd wdrapałem się cieleśnie śnięty,
W tyle głowy słysząc falę błogosławieństw*
* - patrz Fot. 1C
Fot. 1. A – Hovawart „Bosman” w przenośnej klatce (fot: autor). B – posąg boga Shiwy w świątyni Koh Samui w Tajlandii (źródło zdjęcia). C- autor limeryków (w kajaku wraz z żoną) tuż przed zakończeniem spływu w dniu 4 (fot: K. N).
Sierpień 2018
Psy rasowe 4 – trzy limeryki z różnoraką inspiracją z nawiązaniem do starości
Z treści depeszy od mojej siostry: „A może by coś o wilczurze i seterze?....”.
Muszę powiedzieć, że seter (irlandzki) był jedynym psem, z jakim mieszkałem pod wspólnym dachem. Pies ten
pojawił się w roku 1966 (zbieżność z datą tysiąclecia Państwa Polskiego przypadkowa), jako prezent dla mojej
starszej o kilka lat siostry, otrzymany od jej szkolnej przyjaciółki. Prezent był uzgodniony z naszą mamą, ale
dopiero po jego otrzymaniu wyczytaliśmy w psim poradniku, że zwierzęta tej rasy „…odznaczają się żywym
temperamentem do późnej starości”. I nasz Mars pod tym względem okazał się typowym przedstawicielem swojej
rasy! Problemem, głównie naszej mamy, było to, że gdy siostra wyjechała na studia, Mars miał dopiero trzy lata,
i – pozostając podopiecznym mamy – żywym temperamentem odznaczał się potem jeszcze bardzo długo. Było to
zabawne ale i męczące.
Nawiasem mówiąc ciekawe, że moment, w którym przeczytałem iż setery irlandzkie „…odznaczają się żywym
temperamentem do późnej starości” (a miałem wówczas 8 lub 9 lat) pamiętam do dzisiaj! Widać, jak potężne
zrobiło to na mnie wrażenie.
Co do wilczura natomiast: pies tej rasy (również o imieniu Mars) był w naszej rodzinie nieco wcześniej, i zdechł bodajże na miesiąc przed moim urodzeniem. Mówiło się potem, że struli go sąsiedzi…
Seter
Nieokrzesany seter z Dąbrowy,
Znany na kortach był tenisowych,
Bo, tresowany jak pies na kaczki,
Wolał, skubany, sportowe smaczki,
Aportowanych piłek setowych
Wilczur
….limeryk o wilczurze znalazł się w pierwszej serii limeryków o psach. Widocznie siostra (starsza o kilka lat) go
przeoczyła.
Przed dwoma tygodniami byliśmy z żoną – pierwszy raz – w domu pewnych znajomych. O tym, że znajomi mają psa rasy beagle, wiedziałem wcześniej, bo często z nim spacerują w moich stronach. O beaglach ogólnie wiem, że te znakomite psy gończe są z natury wesołe, żywe i skłonne do zabaw, ale beagle znajomych zachowywał się w domu nader powściągliwie. Dopiero wówczas dowiedziałem się, że pies jest już całkiem stary …
Beagle
Kiedy wyrósł pod Śmiglem,
Z wieku figli pies beagle,
Pogrubiały mu łapy,
Na poziomie kanapy,
Gdzie kiblował zastygle
Pomysł ułożenia limeryku o terierze przyszedł mi do głowy jakieś 10 dni temu, bez inspiracji konkretnym przeżyciem. Mając na względzie podtytuł obecnej serii utworów (limeryki z różnoraką inspiracją) usiłuję sobie obecnie przypomnieć, co naprowadziło moją myśl akurat na teriera … i nic, dziura w głowie! To chyba już starość puka do mych drzwi…
Terier
Na pewnym terierze pod Zgierzem,
Co frontem jest walki z łupieżem,
Testuje się nowe szampony,
Więc zwierz wegetuje zjeżony,
Nie pachnąc jak pies w żadnej mierze
Lipiec 2018
Psy 3 – tryptyk limeryków zainspirowanych emailami od przyjaciół, zwieńczony pobożnym życzeniem
Z treści depeszy od krakowskiego przyjaciela K.R.: „ … jako (współ)właściciel leciwej amstaffki muszę zdecydowanie zaprotestować że (w poprzedniej serii – przyp. aut.) … nie znalazło się miejsce dla tej wspaniałej rasy (z bardzo złym PR).”
Amstaff
Pewien amstaff z krakowskich sfer Starego Miasta,
Z szczękościskiem, co kostki tnie jak kruche ciastka,
Wzorem jest łagodności dla gatunku „homo”,
Choć ten sieje pogłoski, że z psem nie wiadomo,
Czy za pyskiem mu warstwa złości nie narasta…
Z treści depeszy od warszawskiej (osiadłej na Kaszubach) przyjaciółki T.M. „… a nie napiszesz czegoś o kundelkach - te lubię najbardziej”
Kundle
W pewnej zagrodzie w małej wsi Las,
Zwierz o urodzie wielu psich ras,
Doskok do furtki robiąc w sekundę,
Wprost informował postronne kundle,
Ze z multi-kulti wchodzić nie czas
Sugestywny temat depeszy otrzymanej od zaprzyjaźnionego Pana T. po opublikowaniu „Psów rasowych” i „Psów 2”: „Zszedłem na psy?”
Bokser
Dzień za dniem, pewien bokser spod Pragi,
Wcinał dżem, aż nie dostał nadwagi,
Gdyż prostemu pytaniu: „Czy
Jako bokser schodzi na psy?”
Będąc psem, nie poświęcał uwagi
Pobożne życzenie:
Autor limeryków życzyłby sobie jak najwięcej inspiracji od przyjaciół, a jak najmniej od nieprzyjaciół.
Koniec czerwca 2018
Psy rasowe 2 – trzy limeryki z trzema ilustracjami, dwoma objaśnieniami w jednej kwestii, i konstatacją leksykalną z jednym objaśnieniem do tejże, uzupełnione dodatkiem nadzwyczajnym z ostatniej chwili
Pudle
Jest w ofercie psich fryzjerek we wsi Wróblik,
Cud-moherek ze strzyżonych w gminie pudli,
Idealny na pompony cheerleaderek,
Lub sweterek, co noszony przez lat szereg,
Się nie kudli od przepierek w płynie „Ludwik”
Jamnik
Jak urodził się we wsi Bolechowo,
Jamnik z tuszką zbyt niskopodłogową,
To tej psinie, życzliwy jej właściciel,
Po godzinach spawając w „Solarisie”,
Sprawił chodzik z przedłużką przegubową
Wyżeł
Wegetował w Niżnych Sromowcach,
Wyżeł z sierścią jak czarna owca,
Przez owczarka podhalańskiego,
Co tratował jego psie ego,
Łże-owczego* grając ormowca**
Rys 1. A – Pompony cheerleaderek oraz sweterek z sierści pudla, dla skondensowania przekazu pokazane na pudlu (zdjęcie pudla pochodzi ze strony www.kobieta.pl). B – Niskopodłogowy miejski autobus „Urbino 12”, produkowany przez firmę „Solaris” w Bolechowie. Na autobusach tego modelu firma umieszcza obrazek jamnika z podpisem „niskopodłogowy” (zdjęcie pochodzi ze strony www.youtube.com). C – Wyżeł w Niżnych Sromowcach, z sierścią owcy na całym ciele prócz głowy (zdjęcia wyżła i sierści owcy pochodzą ze stron www.e-tapetki.pl oraz www.kolumber.pl). Zdjęcie owczarka podhalańskiego, jako nieistotne, nie zostało zamieszczone.
* – według odosobnionej (tj. nie podzielanej przez owce i owczarzy) opinii wyżła z Niżnych Sromowców. Trzeba dodać, że ten rodzaj odosobnienia działał na wyżła dodatkowo poniżająco.
** – ormowiec – członek ORMO (Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej), paramilitarnej ochotniczej organizacji wspierającej MO (Milicję Obywatelską) w latach 1946-1989. Członkowie ORMO, robiący bezpłatnie prawie to samo co funkcjonariusze MO, rekrutowali się spośród osób zaangażowanych ideowo w siłowe krzewienie socjalizmu w Polsce Ludowej i przez większość obywateli niezaangażowanych byli traktowani ze strachem połączonym z pogardą (przy czym na przestrzeni lat 1946-1989, iloraz natężenia strachu do natężenia pogardy stopniowo malał).
Konstatacja leksykalna
Użyty w limeryku „Wyżeł” zwrot „łże-owczy” – nie notowany przez Słownik Języka Polskiego – przyszedł mi
do głowy tylko dzięki osłuchaniu z terminem ”łże-elita”. Decydując się na użycie nowego słownikowo zwrotu
byłem jednak przekonany, że wyraz „łże” funkcjonuje w polszczyźnie jako przedrostek wielu rzeczowników
(lub przymiotników), podkreślając zakłamanie użycia terminu, przed którym go dodano. Ku mojemu
zaskoczeniu, internetowy Słownik Języka Polskiego, prócz „łże-elity” (lub „łżeelity”) nie wzmiankuje niczego z
„łże” jako przedrostkiem. A zaskoczeniem do kwadratu jest objaśnienie słowa „łże-elita” podane przez słownik
sjp. Zacytuję dokładnie: „łże-elita: określenia polityków opozycyjnych uprawiających zdaniem
rządu Jarosława Kaczyńskiego kłamliwą propagandę; łżeelita”.
Wygląda na to, że Prezes PiS już zapisał się na trwałe w historii języka polskiego. Ja też bym się chciał zapisać
(i dlatego wymyśliłem „łże-owczego”), ale zdaję sobie sprawę z beznadziei moich szans na tym polu.
Uwaga końcowa: Rodzi się pytanie, czy zamiast użytego wyżej słowa „beznadzieja” mógłbym powiedzieć „łżenadzieja”? Wydaje się, że skoro zdaję sobie sprawę z beznadziei to łżenadzieja to to nie jest…. Ale może się mylę? Co na to Pan T.?***
*** - pan T. – osoba mi przyjazna, wzmiankowana m.in. we Wstępie do cyklu limeryków „Ryby słodkowodne k/Warszawy” oraz w Dodatku do „Limeryków z płazami ogoniastymi”
Dodatek nadzwyczajny z ostatniej chwili
Charty
Wytrenowały na brzegu Warty
Wyścig z jej biegiem zbyt tęgie charty,
Więc start przed siebie miały tak miałki,
Jak na pogrzebie orłów Nawałki,
Co się urwały ze standing-party
Napisano rankiem 25.06.2018, zaraz po przespaniu się z klęską reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata w piłce nożnej
Czerwiec 2018
Psy rasowe – cztery limeryki, z jedną dłuższą notką i krótką charakterystyką opisanych ras
Był pies ogrodnika w Briggadau,
Co na czczo nocami ujadał,
A rankiem nos wtykał w miseczkę,
Ujadał z niej tylko troszeczkę,
I w reszcie zasypiał, bo padał
Dłuższa notka o podwójnej niezwykłości utworu:
Inaczej niż zwykle, tworzenie powyższego limeryku nie zaczęło się od obrania nazwy geograficznej, a jego pomysł powstał gdy zdałem sobie sprawę z podwójnego znaczenia czasownika „ujadał”. Stało się to po pobudce w niedzielny poranek, w minutę po skonstatowaniu, iż wśród bardzo już wielu różnych zwierząt, którym poświęciłem cykle swoich limeryków, nie ma najwierniejszego przyjaciela człowieka…
Skoro kluczowym słowem w limeryku miało być „ujadał”, zacząłem poszukiwania odpowiedniej, rymującej się z nim nazwy geograficznej. I nic! Zaskoczenie było podwójne. Po pierwsze, „adał” jest końcówką wielu czasowników rodzaju męskiego w czasie przeszłym niedokonanym, a fabuła większości limeryków jest opowiedziana właśnie w czasie przeszłym. Byłem więc przekonany, że limeryków z nazwą geograficzną rymującą się z „ujadał” Polacy stworzyli już wiele. Ale, nawet internetowy słownik rymów (www.rymy.eu) żadnej nazwy z końcówką „adał” nie podaje. Po drugie, „au” jest częstą końcówką nazw miejscowości w Niemczech, a to położonych na niskich brzegach rzek (niem. Aue oznacza wilgotne obniżenie terenu) jak np. Passau, a to położonych na wyspach na jeziorach (np. Lindau), a to znowu takich, których słowiańskie nazwy kończą się na „aw”, „awa” lub „owa” (np. Warschau). Spodziewałem się więc wśród tych nazw znaleźć coś kończącego się na „adau”, ale i tu spotkała mnie przykra niespodzianka (najbliższa wymaganiom nazwa „Spandau” prawie się rymowała, ale „prawie” robi wielką różnicę).
W desperacji, że cały zgrabny limeryk trafi do kosza przez głupi brak odpowiedniej nazwy geograficznej, wymyśliłem własną nazwę geograficzną, tj. Briggadau 1. Tak więc - znów inaczej niż zwykle - powyższy limeryk jest w pewnym sensie nieuczciwy, o czym uczciwie niniejszym informuję.
1 – ewentualnym purystom brzydzącym się wszelką nieuczciwością, mogę zaproponować, by w limeryku w miejsce „w Briggadau” wstawili sobie „pod ADAU” 2 i będzie OK
2 – ADAU to skrót oryginalnej (azerskiej) nazwy Azerbejdżańskiego Państwowego Uniwersytetu Rolniczego (w jęz. oryginalnym: Azerbaycan Doevlet Aqrar Universiteti). Można się cieszyć, że ADAU jest akurat rolniczy (pasuje do ogrodnika), ale użycie szerzej nieznanego skrótu z nazwy w bądź co bądź egzotycznym języku, choć uczciwe, wydaje mi się tak mało estetyczne, że gorsze od estetycznej nieuczciwości użycia „Briggadau”. No, ale to jest tylko moja osobista opinia…
Wyszczekany ratlerek z Siekierek,
Stale jeżył się w poprzek żeberek,
Choć czasami najeżał się wzdłuż,
Gdy, przegrany z gromami złych burz,
Dobrze leżał pod kaloryferem
Młody basset, na lotnisku w Zanzibarze,
Terminuje obwąchując tam bagaże,
Lecz tymczasem całą pracę tą olewa,
I traktuje niczym spacer w las pod drzewa,
Choć sznur toreb nie jest lasem z jego marzeń
Pewien wilczur, na odprawach LOT z Okęcia,
To węchowo beznadzieja beztalencia,
Więc niemiecki, nietypowy ten owczarek,
By w twej torbie najtajniejszą wyczuć szparę,
Drobiazgowo spod X-raya śledzi zdjęcia
Charakterystyki ras psów (w kolejności odwrotnej do ich pojawienia się w limerykach)*
Wilczur – potoczna nazwa owczarka niemieckiego. Jest to obecnie rasa najwszechstronniejsza pod względem użytkowym, pies stworzony do pracy, wyróżniający się dużą inteligencją**, spostrzegawczością i łatwością uczenia się.
Basset – niski pies tropiący, charakteryzujący się znakomitym węchem i dużym uporem. Jest inteligentny**, ale posłuszeństwo nie leży w jego naturze.
Ratlerek – potoczna nazwa pinczera miniaturowego, który jest psem inteligentnym** i – jak na swoje małe rozmiary – bardzo odważnym, zaciekłym i nieustępliwym. Jest doskonałym stróżem, bardzo czujnym, reagującym na najmniejszy podejrzany szmer.
Pies ogrodnika – to związek frazeologiczny, określający tego co „sam nie zje i drugiemu nie da”. Pochodzi od starożytnej bajki o psie, który nie dopuszczał koni do siana, pomimo że sam zjeść go nie mógł. Tak więc „pies ogrodnika„ nie jest rasą w sensie genetycznym, lecz sumą cech osobowości i zachowań. Ale, że termin „rasa” nie musi dotyczyć wyłącznie genetyki (np. można mówić o rasowym napastniku piłkarskim), pozwolę sobie psa ogrodnika nazwać „rasą kulturową”. Tego, czy różnica między rasą a rasą kulturową jest podobna do różnicy między płcią a płcią kulturową (ang. „gender”), dyskutować nie będę.
* – informuję uczciwie, że w charakterystykach użyłem dłuższych fragmentów tekstów, wyjętych żywcem ze stron internetowych www.psy.pl oraz www.wikipedia.org. Swoją drogą ciekawe, czy programy antyplagiatowe by to wykryły.
** - dopiero po zredagowaniu powyższych charakterystyk, zauważyłem że wszystkie ww. rasy genetyczne są określane jako psy inteligentne. Tak więc jedynym psem o nieokreślonej inteligencji pozostał nam pies ogrodnika. Cóż…
Koniec kwietnia 2018
Strusie – popularne opracowanie strzępów wiadomości z literatury fachowej
Najwyższy struś1 na Mauritiusie,
Inaczej niż typowe strusie,
Głowę w przestrachu krył pod pachą,
Bowiem schylanie aż ku piachom,
Cuś mało uśmiechało mu się
Jaj zdrowy stosik, struś w Egipcie,
Zniósł w faraona grobowej krypcie,
A że bez jaj nie znosił mroku,
Przeto je znosił z mrowieniem w kroku2 ,
By z krypt wynosić się jak najszybciej
Liniał struś w zoo gdzieś w Czarnogórze,
Aż do gołego – pióro po piórze,
Aż wyszło z tego pięć szali boa,
Dwa – by owinąć ptaka dokoła;
Trzy – do lokali z tańcem na rurze3
Literatura:
1. E. Skowronek – „Gigantyzm u ptaków dzisiaj – ewo- czy rewolucja?”, Wyd. „Pchełka”, Ełk, 2018
2. M. El-Fakr – „Poznaj życie mrówek faraona w kilku krokach. Krótki poradnik dla archeologów śródziemnomorskich” (tłum. z egipskiego: M.R. Kafel), Wyd. „Pszczółka”, Turek, 2016
3. K. Baedeker Jr. Jr. – „Unterhaltungen des Montenegros, Teil 7: Roehre” („Rozrywki Czarnogóry, Cz. 7: Rury”), Globetrotter-Verlag, Nuernberg, 2017 (przewodnik bogato ilustrowany, tłum. na polski niepotrzebne)
Kwiecień 2018
Pazurki
Kot plebana w miejscowości Ogórki,
Poszcząc w ścianach zakrystiańskiej dyżurki,
Mysie dusze słał prosto w zaświaty,
Mysie tusze zaś słał na ornaty,
Względem pana pokazując pazurki
Autorska notka o genezie utworu:
Czytelnik powyższego limeryku, utworu o fabule osadzonej w materii kościelnej (vide: „pleban”, zakrystia”, „ornaty”) i religijnej (vide: „post”), mógłby odnieść wrażenie, iż nieporadnie chciałem tu nawiązać do aktualnego tematu Wielkanocy (kończącej Wielki Post i wypadającej dokładnie wczoraj). Muszę więc wyraźnie zaznaczyć, iż powyższy limeryk napisałem na zupełnie inny temat (vide: tytuł utworu), a to, że temat wypłynął akurat przed Wielkanocą (jak ktoś nie wie o co chodzi, niech szybko poszuka w internecie), jest przypadkowe.
Prawdę mówiąc, pierwsze wersje limeryku w ogóle nie dotykały przeżyć religijnych (nie zawierały słowa „pościć”), a elementy materii kościelnej (zwłaszcza „ornaty”), pełniły w nim jedynie rolę broszki. Ale, w Wielkanocne popołudnie zauważyłem współbrzmienie słów „poszcząc” i „prosto”, jak również to, że osadzenie limerykowej fabuły w okresie postu, uczyni pokazanie pazurków głębiej uzasadnionym (co nie znaczy, że godnym pochwały). I tak, w funkcyjnej konstrukcji utworu, do broszki (w postaci ornatów, wzmacniających ukazanie destrukcyjnego efektu pokazania pazurków) doszło dobrze skrojone ubranie (w postaci postu, podkreślającego duchową figurę osobnika zdolnego do pokazania tychże).
Poznawszy ww. elementy przemyślności limeryku o pazurkach, złośliwy czytelnik mógłby się czepiać (znów te pazurki!), czemu fabułę utworu umieściłem w Ogórkach skoro Post przed Wielkanocą nie jest sezonem ogórkowym, a co gorsza, skoro w Ogórkach (wieś w powiecie Sejny, woj. podlaskie) w ogóle nie ma parafii? Życzliwy czytelnik mógłby natomiast zaproponować, że skoro parafii nie ma w Ogórkach ale jest w Ogrodniczkach (to samo województwo), to może można by coś z tym zrobić na drodze administracyjnej? Cóż, złośliwemu czytelnikowi odpowiedziałbym, że jego wymagania co do przemyślności limeryków są przesadzone, życzliwemu zaś, że przesadzanie parafii to nie moja broszka.
Murowana Goślina, 02.04.2018r
Luty 2018
Wróbelki – garść historii z życia* wziętych, opisanych bez ogródek i zapisanych bez przypisów**
* - ściślej: „z kresów życia” 1,2
1 – oznaczenie powyższego przypisu zwyczajową gwiazdką (*) nie jest do końca szczęśliwe (bardziej odpowiedni byłby krzyżyk (†))
2 – nie dotyczy utworu o łowcy muszelek 2a
2a – ściślej: nie dotyczy głównego bohatera utworu
** - nie dotyczy tytułu #
# Wyjaśnienie: solenne postanowienie, by tym razem opublikować limeryki bez żadnych dodatków, autor powziął zaraz po ułożeniu pierwszego utworu o wróbelku. Ale, użyte w tytule sformułowanie „historie z życia wzięte”, skusiło go do dodania jednego przypisu (tego z jedną gwiazdką), ten zaś stał się powodem następnego, itd. ... Aby więc uniknąć złamania postanowienia, autor postanowił nagiąć #a je do sytuacji (dodając klauzulę „nie dotyczy tytułu”), i zrobiło się cacy #b. Brawo autor, zwłaszcza że pod limerykami nie dopisał on ani słowa – choć pokusę by się rozpisać (np. na temat podobieństw i różnic między łowcą muszelek w Baku a łowcami kamienic w Warszawie) miał!...
#a - zasada, że byty giętkie są trudniej łamliwe, sprawdza się tu całkiem nieźle
#b - nasuwa się powiedzenie: „Takie „cacy”, jacy pismacy”
Wpadł jeden wróbelek pod Miastkiem,
W kontakcie z nieznanym mu gniazdkiem,
Przez głupi miedziany kabelek,
W pułapkę przemiany w żużelek,
A raczej w żużelka namiastkę
Łowca muszelek, wróbelek z Baku,
Zgrabnie drelował je z ciał mięczaków,
Po czym sygnował muszli przejęcie,
Z własnego kału robiąc pieczęcie,
Kał zaś stosował z braku laku
Dziwny wróbelek z Erewania,
Przed snem wpruł żelek z środkiem do prania,
I choć był rano sztywny jak belka,
W zapchany pianą środek wróbelka,
Wciąż jeszcze lano płyn do płukania
Jak raz wróbelek, pod Złotoryją,
Jadł kartofelek z kubła na BIO,
To mu tę pyrę, klapa na kuble,
Jak monstrualna łapa na wróble,
W fatalnym puree zgniotła pod szyją
Nurkiem w kominie, gdzieś pod Wawelem,
Na wpół skurczony w zimie wróbelek,
W ciepły domowy chcąc wskoczyć pielesz,
W sensie brzmieniowym skuł się niewiele,
Bo komin skończył się w popiele …
Styczeń 2018
Skowronki – tryptyk limeryków wyjątkowo prawie goły (z jednym tylko przypisem i z autoanalizą jednego utworu pod jednym kątem)
Pewien skowronek z gminy Radzionków,
W polu zgubionych szukał pierścionków,
Po czym je dziobkiem pozbawiał oczek,
Bo po te oczka, tuziny sroczek,
Miał ustawione w długim ogonku
Autoanaliza zdrobniałości rzeczowników użytych w utworze
Autor limeryku zwraca uwagę, że większość (7) użytych w ww. utworze rzeczowników brzmi zdrobniale. Ciekawe jednak, że formalne zdrobnienia (czyli wyrazy przedstawiające mały egzemplarz czegoś normalnie większego) są tu tylko dwa: dziobek (mały dziób) i sroczki (małe sroki). A prawdę mówiąc, tylko jedno z nich (dziobek) faktycznie dotyczy małego egzemplarza większej rzeczy, zaś drugie zdrobnienie (sroczki) zostało użyte dlatego bo autor chciał się o występujących w utworze srokach wyrazić pieszczotliwie.
Inne rzeczowniki brzmiące zdrobniale: „pierścionek, oczko, ogonek” – nie oznaczają małych egzemplarzy pierścienia, oka, czy ogona, choć niewątpliwie ich źródłosłów tkwi w fizycznym podobieństwie jednej rzeczy do drugiej. Fakt, że użyty w utworze „ogonek” jest długi i nie przypomina krótkiego ogona tylko długą kolejkę (która z kolei nie oznacza małej kolei tylko sznurek) oczekujących, kazałby jednak zaliczyć limerykowy „ogonek” do nieco innej podklasy zdrobniałości niż „pierścionek” i „oczko”.
Do osobnej klasy należy „skowronek”, bo brzmiący niezdrobniale „Skowron” to tylko dość popularne nazwisko (nawiasem mówiąc, po napisaniu „skowron” z małej litery, Word automatycznie zamienił w nim małe „s” na duże „S”). Tak więc skowronek do Skowrona (duże „S” znowu wyskoczyło automatycznie) podobny nie jest absolutnie, i zdrobniałość „skowronka” jest jeszcze bardziej odległa od klasycznego sensu zdrobnienia rzeczownika. Autor śmie jednak twierdzić, że gdyby skowronek był dużym ptakiem, to Polacy by go tak nie nazwali.
W aspekcie zdrobniałości, klasą dla siebie jest „Radzionków”. Ten bowiem rzeczownik subiektywnie* brzmi zdrobniale choć nie ma brzmiącego mniej zdrobniale odpowiednika. Pikanterii wrażeniu zdrobniałości nadaje fakt, że swego czasu Radzionków był samodzielnym miastem, ale w 1975r stał się małą dzielnicą rozległego Bytomia, co wielu mieszkańców Radzionkowa przeżyło traumatycznie (Autor, który w roku 1982 parę razy tygodniowo kursował na trasie Gliwice - Mierzęcice i z powrotem, coś o tym wie). Na szczęście, po trzynastu latach miasto Radzionków odzyskało samodzielność – no ale nazwa, z całym szacunkiem, dalej brzmi jakoś zdrobniale. Ale dzięki temu pasuje do limeryku.
Rzeczowniki bez cienia zdrobniałości są w limeryku trzy tj. gmina, pole i tuzin. Mimo szczerych intencji, Autor nie dostrzegł możliwości ich zdrobnienia. Ale i tak w konkurencji zdrobniałe/niezdrobniałe wyszło 7:3.
*- Autor pragnie podkreślić, że pisząc: „subiektywnie” myślał tylko o sobie, i że nie wie czy wielu ludzi podzieliłoby jego opinię (z mieszkańców Radzionkowa to pewnie żaden).
Wyśnił skowronek, by w Carcassonne,
W świt wejść z fasonem, z głosem jak dzwon,
I, że jest na to ostatni dzwonek,
Gdyż w śnie, na koniec, zgrzyt miał z gawronem,
Co mu wykrakał na karku zgon
Uwił skowronek gniazdko w Osłonkach,
Wprost na znoszonej stopie z walonka,
Gdzie w słonku wali potem spod nogi -
Bo w słotny dzionek, ten typ podłogi,
Wilgotnym błotem mu nie nasiąka*
*- por. Jan Kopytko: „Przedtem potem, a teraz? Rozwój naturalnych metod impregnacji obuwia na tle przemian społeczno- gospodarczych w powojennej Polsce”. Rękopis, nieopublikowany (zagubiony pod płotem).
2017
Przedświąteczny Grudzień 2017
Wrony i tym podobne – limeryki z przypisami, pogadanką i refleksją osobistą
W skałach przy działach Nawarony*,
Czterdzieści cztery czarne wrony1,
Przysiadły karnie jak jeden mąż,
Gdy wśród tych wron, jedyny mąż**,
Działał, w tło cudzych żon** wtopiony***
* - „Działa Nawarony” to film sensacyjny z roku 1961, który wszedł do kanonu dokonań kina światowego. Film ten (scenariusz na podstawie książki o tym samym tytule) opowiada o zniszczeniu przez brytyjskich komandosów (w 1943r.) dwóch potężnych dział, które zainstalowane przez Niemców w niedostępnej wysokiej skalnej ścianie wyspy Nawarona na Morzu Egejskim, zapewniały im kontrolę nad istotnym strategicznie kawałkiem morza. W rzeczywistości, Nawarona nie istnieje, a skała pokazywana na filmie znajduje się na Rodos
** - pojęcia „mąż” i „żona” nie są tu pozbawione sensu, gdyż pod hasłem „wrona” Wikipedia mówi, iż „partnerzy pozostają sobie wierni do końca życia jednego z nich”. Oczywiście, bywają też jednostki wyjątkowe, takie jak np. wroni mąż z powyższego utworu, który wyraźnie nie był wierny swej żonie. Ocenę jego postępowania autor pozostawia czytelnikowi, zaznaczając, że czytelnik bardzo surowy może sobie w limeryku słowo „jedyny” podmienić na „upadły”
*** - … i, by udawać żeńską wronę, to jeszcze krakał jak i one…
1Pogadanka o wronach i kolorach
Kwestia koloru, przynajmniej na krajowym podwórku, wron jest prosta tylko pozornie. Powszechnie uważa się, że wrony są czarne#, ale w rzeczywistości najczęściej spotykane w Polsce wrony są siwe (a czarne tylko na łbie i części skrzydeł). Za czarny podgatunek wrony był do niedawna uważany czarnowron, jednak w 2003r dowiedziono, że siwowron i czarnowron różnią się genetycznie na tyle iż uznano je za osobne gatunki. Okoliczność, że czarnowron jest ptakiem zachodnioeuropejskim, a jego zasięg lęgowy zaczyna się za zachodnią granicą Polski, tylko ten podział pogłębia, a już szczególnie w ostatnich latach. Prawdę mówiąc, czarnowrona w Polsce spotyka się rzadko, zaś czarne ptaki rozpoznawane przez nas jako wrony to najczęściej gawrony lub kruki.
To, że wrona jest w zasadzie siwa, nie przeszkadzało w dawnych czasach „wronym koniem” nazywać konia o maści czarnej. Dzisiaj o takim koniu mówimy „kary” i autor ubolewa, że przymiotnik „kara” nie pasuje do żadnej wrony (nawet gdyby była czarna) gdyż zostałby on skrzętnie wykorzystany w limeryku. No, trudno…
Mimo, iż określenia „wrony koń” już dziś się nie stosuje, a wrona jest siwa, słowo „wrona” ma w naszej kulturze konotacjee## raczej czarne. Częściowo może przyczyniła się do tego WRON, czyli Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, która rządziła Polską w stanie wojennym w latach 1981-83. To, że członkowie WRON byli z przekonania (choć kto to może wiedzieć na pewno?) czerwoni a z ubrania khaki, nie zmienia faktu, że większości Polaków kojarzyli się oni raczej czarno. Fakt, że jeden z najważniejszych członków WRON nosił nazwisko „Siwicki” należy uznać za przypadek.
# - np. Wojciech Młynarski -„Lubię wrony”, wers 7: „Czarne toto i w ziemi się dłubie”
## - Wojciech Młynarski („Lubię wrony”, wers 8: „A ja je lubię”) jest w tym względzie nietypowy, a zwrotem „A ja…” tę nietypowość wyraźnie zaznacza
Gawrony na Rynku w Krakowie,
Bru(ź)dziły Wieszczowi na głowie*,
Aż człowiek o sercu jak gołąb**,
Nałożył na głowę tę gołą,
Spilśniony, filcowy pokrowiec
* - informacja o tym, że wybrudzony wieszcz robił się na głowie siwy jak gołąbek, w krótkiej formie limeryku się nie zmieściła, więc autor z konieczności zamieszcza ją w przypisie***
** - notabene: gołębi ptak też oczywiście brudzi, ale do poetyckiej muzy lepiej pasuje wyglądem, nie bruździ więc Wieszczowi tak bardzo jak gawron
*** - podobne konieczności spotykają badaczy publikujących w najbardziej renomowanych czasopismach naukowych, które sztywno ograniczają objętość artykułów publikowanych w formie papierowej, nakazując autorom przenosić istotne wiadomości do tzw. „Supplementary information” publikowanych tylko w wersji elektronicznej
Miał pewien ślepowron* pod Płońskiem,
Gdzie błota wydeptał już grząskie,
Coś z głową, bo nie był nic lotny,
A jeszcze, sercowo samotny,
Zaloty wyłącznie znał końskie
* - ślepowron to gatunek ptaka brodzącego z rodziny czaplowatych, zupełnie niepodobny do wrony. To znaczy: niepodobny na oko, bo dla ucha te ptaki brzmią podobno podobnie (autor limeryków, głosu ślepowrona nie słyszał, i powyższą informację ślepo powtarza za Wikipedią). Ciekawe, że drugi człon nazwy „ślepowron” wziął się z podobieństwa głosu (ślepowrona do wrony), natomiast pierwszy człon nazwy pochodzi stąd, że ślepowron za dnia skrzętnie ukrywa się w zaroślach i człowiek musi się nieźle natrudzić, by sprawdzić, czy ten ptak jest w końcu do tej wrony podobny czy nie
Raz kruk* w miejscowości Pryłuki**,
Dał wronie ziarn grochu trzy sztuki,
Po latach zaś, czując swój zgon,
Zakrakał, że jeśli nie on,
To dług*** ściągną z wron jego wnuki
*,*** - Kruk S.A. to znana na całą Polskę firma windykacyjna, zajmująca się odzyskiwaniem długów przeterminowanych. Z reklam telewizyjnych wynika, że pracownicy tej firmy, w stosunku do dłużników nie-notorycznych bywają całkiem ludzcy. Zupełnie inaczej ludzka (a nawet „czysto ludzka” bo w świecie zwierząt dziedziczenie wierzytelności i długów nie jest znane) jest postawa kruka z powyższego utworu. Widać tu czarno na białym, że przymiotnik „ludzki” jest bogaty w znaczenia
** - w kontekście poprzedniego przypisu autor limeryku przyznaje, że nie sprawdził, czy ludzki „Kruk” (czyli Kruk S.A.) ma prawo działać poza granicami Polski (Pryłuki to nazwa miejscowości leżących na Białorusi i na Ukrainie), ale przecież w całej tej historii nie chodzi o prawo tylko o sprawiedliwość****
**** - por. „Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” (powiedzenie Leonii Pawlakowej z filmu „Sami swoi”). Wypada przypomnieć, że w tamtym filmie, jako narzędzie zapewnienia sprawiedliwości służyć miały granaty. Wypada też przypomnieć, że od wyprodukowania tamtego filmu minęło dokładnie 50 lat (bo jeszcze ktoś by pomyślał, że tylko 50 dni)
Refleksja osobista
Na drugi dzień po napisaniu przypisu odwołującego się do filmu „Sami swoi” zdałem sobie sprawę, że pierwszą telewizyjną emisję tego filmu widziałem na własne oczy. Było to dokładnie w Wieczór Wigilijny roku 1967, wszyscy przy stole byli starsi ode mnie, a przede mną było całe życie. Telewizja była wówczas czarno-biała (świat też mi się takim wydawał), jak ktoś deklarował wiarę w Boga to było się pewnym, że nie kłamie, a „Sami swoi” wydawali się jedynie komedią o czasach i obyczajach co to już odeszły w przeszłość.
W nadchodzącą Wigilię większość osób przy stole będzie wyraźnie młodsza ode mnie, a mi ziemskiego życia pozostało już tylko mniejsze pół. Dzisiejsza telewizja jest kolorowa (świat też kolorowy, a nawet gdzieniegdzie tęczowy), co do szczerości wielu ludzkich deklaracji wiary w Boga stałem się sceptyczny, a „Sami swoi” jawią mi się również jako film traktujący o ludzkiej naturze, która – co tu dużo mówić – przez 50 lat nie zmieniła się ani na jotę.
Wszystkim czytelnikom, którzy do tego miejsca dotarli jeszcze przed Wigilią, życzę Wesołych Świąt. Autor
Poznań, 19 grudnia 2017r.
Późny listopad 2017
Dzięcioły – limeryki z zabarwieniem lekarskim* i górami w nazwach geograficznych
* - ponieważ znajomość leczniczej roli dzięcioła w życiu drzew jest powszechna, ten przypis jest właściwie niepotrzebny
Od autora
Jak zaznaczyłem w przedmowie do poprzednio opublikowanego cyklu limeryków („Korniki …”), pierwotnym wówczas mym zamiarem było poświęcenie limeryków dzięciołom, ale meandrujący potok myśli odsłonił mi w głowie poletko z kornikami, a jego atrakcyjność została dodatkowo wzmocniona wskazaniem ze strony opatrzności, tak więc z zamiaru „dzięcioły” w poprzednim podejściu wyszły korniki. Z dzięciołów natomiast wyszły totalne nici, bo o dzięciole nie było mowy w żadnym utworze. Ale tamten falstart to już przeszłość, i tym razem dzięcioły są. Korniki zresztą też
Był taki dzięcioł w Górach Skalistych,
Co z drzew z niechęcią wybierał glisty,
I z chmurnym czołem nie krył faktu,
Że jest dzięciołem pierwszego kontaktu,
Do glist potrzeba zaś specjalisty*
* - autor oświadcza, że na (i za) rodzące się w tym miejscu wątpliwości na temat organizacji krajowej służby zdrowia, odpowiadać nie zamierza. W tych bowiem sprawach należy pukać bezpośrednio do drzwi Ministerstwa Zdrowia (adres np. w Wikipedii)
Dzięcioł-konował spod Kaczych Górek*,
Dziobem niejedną spartaczył dziurę,
Bo choć zezował zbyt głęboko,
Wciąż operował nim „na oko”,
I nie przejmował się tym, na które…
* - autor sprawdził, że Kacze Górki na mapie Polski nie istnieją (a na mapach innych krajów to nawet nie musiał sprawdzać). Miejscowości (lub dzielnic) o nazwie „Górki” jest w kraju ok. 180, ale jako miejscowość, kacza górka jest tylko jedna (w sensie faktycznym i gramatycznym), w dodatku pisana jednym wyrazem (tj. Kaczagórka**). Istnieje również „Kacza Górka” jako nazwa terenu i parku wokół pewnego wzniesienia w Nowej Soli, natomiast kaczej górki w liczbie mnogiej nie ma w roli żadnej nazwy geograficznej. Za użycie liczby mnogiej w limeryku autor przeprasza wszystkich zainteresowanych i zapewnia, że fikcyjność nazwy geograficznej w kolejnym utworze jest nieco bardziej wyrafinowana
** - Kaczagórka – wieś w powiecie gostyńskim (woj. Wielkopolskie), mieszkańców chyba nie więcej niż 200
Żonaty dzięcioł z Leśnej Góry*
W dzień siedzi senny i ponury,
Aż żona bije się z myślami,
Czemu, by walczyć z kornikami**,
Cioł całonocne wziął dyżury?
* - Leśna Góra jako miejscowość istnieje naprawdę (wieś w powiecie zielonogórskim), ale tym razem autor miał na myśli fikcyjną Leśną Górę, w której znajduje się Szpital Kliniczny będący miejscem akcji popularnego serialu telewizyjnego „Na dobre i na złe” (emitowanego od 1999r). W rzeczywistości, budynek grający rolę szpitala w Leśnej Górze znajduje się w Falenicy (dzielnica Warszawy), ale to nieistotny szczegół. Istotne natomiast jest, że w byle jakiej Leśnej Górze***, opisana wyżej historia dzięcioła byłaby znacznie mniej sensowna
** - występujące tu korniki są zmaterializowaniem zapowiedzi zawartej w słowie Od Autora. Autor nie przesądza jednak, czy opisany w limeryku dzięcioł przypadkiem nie oszukiwał żony… Jeśli oszukiwał, to wystąpienie korników w powyższym utworze, używając odniesień matematycznych można by nazwać „fikcją 2 ” (fikcją do kwadratu) lub „fikcją zagnieżdżoną”****
*** - ewentualnie obrażonych mieszkańców prawdziwej Leśnej Góry, autor w tym miejscu serdecznie przeprasza
**** - to, że matematycy używają pojęcia „zagnieżdżenie”, to akurat prawda
Listopad 2017
Korniki – limeryki z nazwami geograficznymi na literę „B”
Od autora
Po kilku cyklach limeryków o rybach, płazach i gadach, naturalnym tematem kolejnych moich utworów wydawały się ptaki. Ponieważ o niektórych ptakach pisałem już wcześniej (vide cykle: Orły, Bociany, Jaskółki, Sowy, Koguty (też ptaki!)), z nieco już ograniczonego wachlarza pozostałych ptaków przyszły mi na myśl dzięcioły. A że dzięcioł na co dzień zmaga się z kornikami, moja myśl popłynęła w stronę zmagań, jakie z kornikami prowadzi podmiot znacznie potężniejszy, czyli Ministerstwo Środowiska. Z połączenia dwóch zmagań zrodził się pomysł ułożenia limeryków o kornikach.
Dwa dni później, gdy pierwsze dwa limeryki (Bytom, w dwóch wersjach) miałem już prawie gotowe, przy okazji nawiedzenia daleko położonych grobów rodzinnych odwiedziłem moją siostrę, a ta pochwaliła mi się nową podłogą, położoną ponieważ … starą podłogę zniszczył jej kornik!
Powyższy zbieg okoliczności odebrałem jako opatrznościowe wskazanie słuszności obranego przeze mnie kierunku - i dopełnienie cyklu o zmaganiach … z kornikiem (i/lub kornika z…) powstało w ekspresowym tempie w kolejne dwa dni. To, że ostatecznie w żadnym utworze nie wystąpił dzięcioł (ani moja siostra), nie stanowi chyba problemu.
Bytom - wersja męska
Kornikowi, życie w sośnie* pod Bytomiem,
Wiatr ustawił bezlitośnie w wiatrołomie,
Tak, że kornik, w mózgowego pnia obszarze,
Drąży kwestię, czemu** wszystkie korytarze
Dom ma skośnie a nic w pionie lub w poziomie***?
* - według Wikipedii, korniki zwykle mieszkają w świerkach, ale mogą też zasiedlać inne drzewa (np. sosny) znajdujące się w drzewostanach świerkowych
** - wprawdzie owady mają mózg, sytuacja opisana w limeryku jest absolutnie fikcyjna, gdyż myślenie analityczne (postawienie pytania „czemu?” i próba szukania odpowiedzi) odbywa się w obszarach kory mózgowej, a jedyną korą dostępną kornikowi jest kora pnia drzewa. Korniki nie posiadają też pnia mózgu (a jedynym dostępnym …. itd.), gdyż pień mózgu występuje dopiero u kręgowców
*** - zamieszanie z orientacją korytarzy w domu kornika, kojarzy się nieco z sytuacją pewnej posłanki, która wchodząc w skład sejmowej komisji śledczej do spraw tzw. afery Rywina (rok 2003), w stanie wzmożenia śledczego wypytywała przesłuchiwanego członka zarządu spółki „Agora” o układ korytarzy pionowych w siedzibie spółki
Bytom – wersja żeńska
Gdy pień sosny z kornikami pod Bytomiem,
Bezlitosny wiatr przecenił* w wiatrołomie,
Pani kornik oceniła, że jej nogom,
Jest na rękę parterowy** dom z podłogą,
Która w sieni ułożona jest w poziomie
* - patrząc z gospodarczego punktu widzenia
** - samice kornika (na jednego samca przypada ich kilka) drążą w pniu drzewa tzw. chodnik macierzysty, oraz odchodzące od niego na boki tzw. nyże jajowe. Ponieważ chodnik macierzysty (w limeryku nazwany „sienią”) jest najczęściej zorientowany wzdłuż osi pnia, korytarze odchodzące na boki tworzą strukturę wielopiętrową – oczywiście dopóki drzewo stoi
Białowieża*
Z tego, że kornik w Białowieży
Z władzą państwową dziś się mierzy,
Wyjdzie hasłowo las w ruinie**,
A czas, co swoją drogą płynie,
Wskaże, kto kogo zdołał przeżyć…
* - z czterech limeryków o kornikach, tylko w tym jednym nie ma ani cienia fikcji
** - czytelnikowi sądzącemu, że trzy słowa zapisane przed dwiema gwiazdkami są rzuconym w czyjąś stronę oskarżeniem, Autor zwraca uwagę, że tych słów użył jedynie hasłowo, o czym zresztą poinformował w sposób dosłowny
Babia Góra*
Kornik, w kaplicy pod Babią Górą,
Gdzie się był żywił świętą figurą,
Relacji z księdzem jak odczuł kryzys**,
Wygryzł w figurze znak państwa ISIS***,
Przez diabła, co mu tkwił za skórą****
* - najwyższa nie-tatrzańska góra w Polsce. Krążące o B.G. legendy są raczej ponure, a jej główny wierzchołek zwany jest też Diablakiem
** - w opisanej w limeryku sytuacji, kornik zradykalizował się w okolicznościach kryzysu relacji z księdzem, który mu życie środkiem owadobójczym zatruwał (w trybie – co tu dużo mówić – niedokonanym)
*** - skrót ISIS winien tu być czytany z polska, ale jeśli ktoś się uprze by go czytać w języku oryginalnym (czyli po angielsku), słowo „kryzys” z poprzedniej linijki może sobie podmienić na angielskie „crisis” i też będzie OK
**** - paralela do powiedzenia „modli się pod figurą, a ma diabła za skórą” jest tu zupełnie świadoma, również dla zwrócenia uwagi, że bogiem a prawdą diabła za skórą ma każdy, i każdy musi się starać, by nie dawać temu diabłu sobą sterować
Październik 2017
Żółwie apetyty – limeryki z menu ułożonym w kolejności alfabetycznej
Ciekawostka językowa
Przymiotnik oznaczający związek z żółwiem ma dwie formy: użytą w tytule formę „żółwi”, oraz nie użytą tu formę
„żółwiowy”. Analogiczną parę tworzą przymiotniki „bobrzy” i „bobrowy” czy „rybi” i „rybny”, natomiast dla takich
przymiotników jak „żabi”, „kaczy” czy „bociani” podobnie drugie formy nie istnieją. Odnoszę wrażenie, że jeśli taka para
przymiotników istnieje, pierwszy z nich dotyczy raczej czegoś związanego z życiem zwierzęcia (np. „żółwie tempo”, „bobrze
siedlisko”, „rybie oko”), zaś drugi stosuje się gdy mamy do czynienia z jakimś ludzkim przetworzeniem surowca pochodzenia
zwierzęcego (np. „żółwiowa zupa”, „bobrowy pędzel”, „rybna centrala”). Nie potrafię natomiast dojść, czy jest jakaś reguła
decydująca o tym, których nazw zwierząt dotyczą dwie formy przymiotnika, a których tylko jedna? Czy ktoś to wie? Czy jest
na sali polonista?
Piwo
Żółw, co odurzał się piwem tyskim,
Gdy czuł w odnóżach, że chód ma śliski,
Załączał „stop”* i leżał,
Sklepiony top pancerza,
Zmieniając w spód kołyski
* - stając się żółwiem nie na chodzie
Przecier pomidorowy
Jest żółw, co z puszki jesienią wcina,
Pomidorowy przecier z Kotlina,
By przez miesiące złe zimowe,
W osłonce z blachy trzymając głowę,
Letnie zapachy powspominać*
* - treść utworu nawiązuje do napisanego w 1960r przez Jeremiego Przyborę tekstu kultowej piosenki „Addio pomidory”, którą w Kabarecie Starszych Panów genialnie śpiewał, zmarły w tym miesiącu, Wiesław Michnikowski. Zarówno ludzki bohater dawnej piosenki jak i żółwi** bohater powyższego utworu, cierpią z tęsknoty za czymś, co przez zimowe złe miesiące dostępne nie jest. Jednak cierpienie wyżej opisanego żółwia wydaje się głębsze, gdyż bohater piosenki J. Przybory nie tęsknił za latem jako takim (vide Addio pomidory, wers 4: ”Nie żałuję letnich dzionków –„) a jedynie za materialnymi pomidorami (w tamtych czasach dostępnymi tylko latem), limerykowy żółw natomiast zdaje się tęsknić za samym latem, zaś zapach blachy z puszki po przecierze pomidorowym interesuje go jedynie jako pamiątka po tymże. Inna sprawa, że przy pomocy narzędzia do wspominania lata, żółw zwiększa też własne poczucie bezpieczeństwa.
** - patrz: Ciekawostka językowa.
Serek
Jak żółw zajadał się serkiem z Turka,
I z rozprutego w szwach garniturka
Bezradnym aktem zrobił wylinkę -
To resztę gada*, tak jak szynkę,
Zaszyć wypada w siatkę ze sznurka
* - o ile nie pękła
Zupy w proszku
Wypadł żółw w progi nędzy* po zupach „Winiary”,
Gdyż wychudł, a skorupa trzymała wymiary,
Więc ubogi mu człowiek, z nutką w oku tkliwą,
Znalazł lokum pomiędzy garnkiem a pokrywą,
Gdzie na nogi i głowę nie było już szpary**…
* - w wypadku żółwia, w nędzę się wpada gdy się wypada ze skorupy
** - do określenia powstałej tu zupy, stosuje się drugi z pary przymiotników omówionych w Ciekawostce językowej.
Wrzesień 2017
Limeryki z płazami ogoniastymi - dyptyk z przedmową, przypisami oraz dodatkiem
Przedmowa
Przedstawiony poniżej cykl limeryków jest krótki, bo w odróżnieniu od płazów bezogoniastych (potocznie nazywanych żabami), którym poświęciłem poprzednie utwory, z p.o. (= płazów ogoniastych) powszechnie znane są jedynie traszki (np. traszka grzebieniasta) i salamandry (np. salamandra plamista). Z Wikipedii wprawdzie dowiedziałem się, że istnieje też rodzina p.o. o kuszącej nazwie „syrenowate”, ale fotografie członków tej rodziny, nie przypominających w żadnym fragmencie ryby a tym bardziej kobiety, nie wzbudziły we mnie pokusy poświęcenia im limeryku. I dlatego poniższy cykl jest jedynie dyptykiem
Traszki
Kot pewnego fryzjera spod miasta Damaszek
Chowany na deserach z grzebieniastych traszek*
Raz się skusił na gryza na ludzkim grzebieniu,
I dziś, by się wylizać z ran na podniebieniu,
Żyje w cieniu miksera, o przecierach z kaszek
* - dla pełnego zrozumienia sytuacji trzeba wiedzieć, iż grzebień traszki grzebieniastej, choć wygląda ostro, jest fałdem skórnym, daleko bardziej miękkim od grzebieni używanych przez ludzi
Salamandry
Są salamandry w lasach Rwandy*
O ciałach w plamy w kolorze landryn,
Co nawet działa na mandryle,
Jaskrawe, ale nie na tyle**,
By wobec plam tych nie mieć chandry…
* - wybór Rwandy jako nazwy geograficznej jest wynikiem zgniłego kompromisu między artystycznym wyczuciem melodii utworu a wiedzą o występowaniu opisanych w nim zwierząt. Mianowicie: mandryle występują na zachodzie równikowego pasa Afryki (np. w Gabonie), zaś w Rwandzie (położonej o 3000 km na wschód) występują pawiany, które też są jaskrawe na tyle, ale których nazwa, do „salamandry” pasuje jak kwiatek do kożucha. Ponadto, rymem do „…działa na pawiany” byłoby „… w miejscach wysiedzianych” co – jak dla mnie - brzmiałoby dalece niesubtelnie. Z drugiej strony, salamandry w Afryce występują tylko na jej pn.-zach. skraju, gdzie z „kolorem landryn” nie rymuje się nic, i gdzie w dodatku jest bardzo daleko od siedzib pawianów. Z trzeciej strony, biorąc pod uwagę i rym i występowanie salamandr, zamiast „w lasach Rwandy” można by napisać np. „pod kopcem Wandy” ale ten wybór dyskryminowałby jakiekolwiek małpy. Dlatego – nie chcąc faworyzować jednych zwierząt kosztem drugich, wybrałem Rwandę, do której salamandrom i mandrylom jest mniej więcej równie daleko
** - gwoli ścisłości: mandryle są jaskrawe na tyle i na przedzie, ale poza tym lipa
Dodatek: krótka rzecz o podmiotowości
We wszystkich moich wcześniejszych cyklach limeryków o zwierzętach, tytułowe zwierzęta były podmiotami utworów w całym tego słowa znaczeniu. Tym razem sytuacja jest inna. W szczególności, podmiotem całości limeryku pt. „Traszki” jest kot, zaś traszki pełnią w nim rolę dopełnienia równie ważnego (chociaż pewnie bardziej smacznego) jak grzebień czy przeciery z kaszek.
W zdaniu będącym całością limeryku „Salamandry”, tytułowe salamandry podmiotem gramatycznym są (przy czym czasownik „są” tu i tam pełni rolę orzeczenia), ale w centrum opisanej w utworze sytuacji znajdują się mandryle. Z samego istnienia plamistych salamandr nic tam bowiem specjalnego nie wynika, i dopiero inteligencja (czy też instynkt) mandryli sprawia, że powstaje sytuacja godna limeryku. Zaryzykowałbym więc przypisanie limerykowym mandrylom roli „podmiotu sytuacyjnego” (lub „problemowego”), pozostawiając limerykowym salamandrom rolę jedynie „podmiotu formalnego”. Nie mam pojęcia, czy taka dwoistość pojęcia „podmiot” jest znana językoznawcom? Może spostrzegłem coś dla nich oczywistego, a może wymyśliłem kompletną bzdurę? Będę chyba musiał zapytać Pana T.*
Można by się zastanawiać, dlaczego podmiotami moich limeryków stały się np. żaby, a płazy ogoniaste – nie? Według mnie powód jest prosty: powszechnie wiadomo, że żaby kumkają, czekają na odczarowanie przez królewicza, smakują (bocianom lub Francuzom), żyją w kucki, i mają oczy tak wyłupiaste iż człowiekowi może przyjść do głowy obramowanie ich kurzymi łapkami. Natomiast o traszkach czy salamandrach powszechnie nie wiadomo nic prócz tego jak wyglądają (a wiadomo, że z samego wyglądu, limeryku najczęściej nie będzie). Śmiem tu więc twierdzić, że podmiotowi limeryku potrzebny jest jakiś charakter, a tego, w moim ludzkim mniemaniu, płazom ogoniastym raczej brakuje. Ułomność podmiotowości płazów ogoniastych ( = p.o.) w limerykach, podkreśliłem konstruując tytuł cyklu odmiennie niż zazwyczaj, czyli z przeniesieniem punktu ciężkości z nazw rodzaju zwierząt na słowo „limeryki”. Muszę jednak stwierdzić, że utwory te powstały wyłącznie z chęci ułożenia limeryków właśnie o p.o., tak więc jestem zdecydowany dodać tym zwierzętom szczyptę podmiotowości, przyznając im tu rolę „podmiotu motywacyjnego” (względnie „inspirującego”).
Na zakończenie jeszcze jedna kwestia: wprawdzie niewiedza o życiu p.o. spowodowała ograniczenie podmiotowości (w sensie formalnym i sytuacyjnym) tych zwierząt w moich utworach, niewiedza o systematyce p.o. (tylko dwa rodzaje) sprawiła, że powstał jedynie dyptyk, a ponieważ zwykle piszę co najmniej na całą stronę, miałem motywację do wymyślenia czegoś jeszcze. I z tej właśnie motywacji powstał niniejszy dodatek. Nie wiem, czy w tej konkretnej okoliczności można się dopatrywać jakiegoś innego ujęcia podmiotowości motywacyjnej p.o.? Drogi Panie T. *– pomocy!
* Pan T. – znajomy mojej żony i mój, inspirator cyklu limeryków „Ryby słodkowodne k/Warszawy” (patrz: przedmowa do ww. cyklu), doktor (i pewnie wkrótce „hab.”) polonistyki
Sierpień 2017
Żaby itp.*
* - skrót „itp.” należy tu rozumieć dosłownie, gdyż żaby (Ranidae) są tylko jedną z ponad 50 rodzin płazów bezogonowych, zaś osobniki z niemal wszystkich rodzin tych płazów (m.in. kumaków, rzekotek, ropuch) nazywa się potocznie żabami dlatego, że są one bardzo do żab podobne
Wzdłuż „Zakopianki”*, koło Rabki**
Mnoży się w rowie gatunek żabki
Co, obciążony spalin ołowiem,
Na skórze wokół zmrużonych powiek
Już od kijanki kurze ma łapki
*,** - „Zakopianka”, łącząca Zakopane z Krakowem, ma od dziesięcioleci opinię jednej z najbardziej zakorkowanych dróg w Polsce. M.in. dzięki temu, nie ma co liczyć na powierzenie Polsce zorganizowania zimowych igrzysk olimpijskich w Zakopanem (plus), ale z tego samego powodu, mieszkając przy Zakopiance nie ma co liczyć na świeże powietrze (minus). 1-2 km od Zakopianki leży Rabka, która w czasach dzieciństwa Autora słynęła jako miejsce leczenia dzieci z chorób dróg oddechowych. Trzeba dodać, że w tamtych czasach Zakopianka była drożna, a nawet w oczach autora uchodziła za powód do dumy narodowej
Stara ropucha z Astrachania
Czując ból brzucha od kucania*,
Rzuca się rozprostować kości,
Po czym, już w miejscu lądowania,
Kuca, bo w płucach ma duszności**…
*,** - komfort życia ropuchy (i w ogóle żaby) zależy od stosunku dwóch czasów: t bbbpk (gdzie „t” oznacza czas, zaś symbol „bbbpk” oznacza „bez bólu brzucha po kucnięciu”) oraz t dwppw (gdzie „dwppw” oznacza „duszności w płucach po wylądowaniu”). U młodej żaby t bbbpk >> t dwppw (gdzie symbol „>>” oznacza „znacznie dłuższy”), ale wraz z wiekiem żaby t bbbpk robi się coraz krótszy, zaś t dwppw - coraz dłuższy. Kiedy t dwppw zbliża się do t bbbpk, żaba prawie nie ma życia (gdyż zarówno lecąc jak i odczuwając duszności, nie może np. zdobywać pokarmu), a przecięcie się wykresów t dwppw i t bbbpk oznacza definitywny kres egzystencji tego zwierzęcia***.
*** - ww. problematykę dostrzegł jakościowo już prof. B. G.****, ale powyższy opis matematyczny publikowany jest po raz pierwszy
**** - Baltazar Gąbka „Życie latających żab. Rozdział 5: Międzylądowanie - mus czy rozrywka?”, Kraków, Oficyna „Podwawelska” (rok wydania nieokreślony)
Jak żaba-kumak, pod Rawiczem,
Dialog liryczny ma z królewiczem,
To on jej prawi „cium cium” słodziutkie,
A ona kuma li tylko skutkiem,
Atawistycznych przejęzyczeń*
* - bez kumentarza (ang. „no cumments”)
Na słocie, w pobliżu Kokotka*,
Nurzała się w błocie rzekotka,
A bociek, nim wyjął ją z błota,
Kawałki jej głodne klekotał,
Że słodszej** to w życiu nie spotkał!
*,** - por: A. Brillat-Savarin „Les gouts des grenouilles d’Europe. Les plus grandes regions degustatives. Section 17.3.7: Marais de Cocotecq” (pol. “Smaki żab europejskich. Najważniejsze regiony degustacyjne. Rozdział 17.3.7: Błota Kokotka”), Paris, 1820
Koniec lipca 2017
Ryby słodkowodne k/Warszawy
Od autora
Z początkiem lipca br. moja żona wraz ze znajomymi (państwem T.) jechała autem do Otwocka. Trasa Poznań – Otwock jest
prosta: autostradą A2 do Warszawy, w Warszawie przez Wisłę, a stamtąd już rzut kamieniem. Ale - tego dnia w Warszawie
gościła para prezydencka zaprzyjaźnionego państwa (inni państwo T.) i kierujący samochodem pan T. (znajomy żony)
postanowił ominąć Warszawę od południa. Zjechali więc z autostrady w Wiskitkach (o Wiskitkach pisałem w cyklu limeryków
w grudniu 2014r) i potem długo jechali przez miejscowości o ciekawych nazwach, m.in. przez Many, Piskórkę i Prace Duże.
Po owej eskapadzie, pan T. rzucił pomysł wykorzystania tych nazw w moich limerykach. Zgodziłem się skwapliwie, z
zastrzeżeniem, że podmiotami będą ryby, gdyż mam je ostatnio na tapecie. No i popłynęło…
Brzana
Czuje się brzana, w stawie w Manach,
Z duszą i ciałem sponiewierana,
Bo wprawdzie łowią ją wędkarze,
Lecz, nie stanowiąc szczytu ich marzeń,
Co rusz na powrót w staw jest wrzucana
Piskorze
W jeziorze w pobliżu Piskórki,
Piskorze zbijają się w czwórki,
Gdyż liny raczyły tam orzec,
Że nawet najgrubsze piskorze,
Przy linach są cienkie jak sznurki
Ryby wszystkich sortów
W czas burzy, w wiosce Prace Duże,
Od ryb uliczne wrą kałuże…
I nie zadawaj pytań rybie,
W jakim w kałuży pływa trybie?
Bo ryba spacer ma w naturze!
Posłowie
Powyższe limeryki są ułożone w kolejności powstawania, a ostatni z nich powstał nad ranem 25 lipca, gdy autor zdał sobie
sprawę, że świetnym rymem do słowa „prace” jest „spacer”, zaś ostatnio spacery okazały się być pracą bardzo pożyteczną. I
tak – z pełną świadomością autora – powstał utwór mający odniesienie polityczne.
Po zapisaniu tegoż utworu pod limerykiem „Piskorze”, autor ze zgrozą zauważył, że i ten limeryk (przez podobieństwo nazw
miejscowości, rodzaju ryby i ugrupowania obecnie rządzącego) mógłby być skojarzony politycznie, a nawet odebrany jako
brzydki paszkwil. W tym miejscu autor solennie zapewnia, że gdy pisał limeryk o piskorzach , skojarzenie polityczne ani mu
przez myśl nie przeszło! Zapewne wielu w tym miejscu powie: „Nie do wiary”, ale taka jest prawda. W każdym razie, osoby
ewentualnie urażone limerykiem o piskorzach autor z góry przeprasza i oświadcza, że urażenie nim kogokolwiek nie było
jego zamiarem.
Natomiast osób ewentualnie urażonych utworem „Ryby wszystkich sortów” autor przepraszać nie zamierza.
Lipiec 2017
Ryby słodkowodne – cztery limeryki ułożone z biegiem Wisły
Karaś i szczupak
Był taki karaś pod grodem Kraka,
Który, zgrywając przodem szczupaka,
Ku drobnym rybkom rzucał się w złości,
Zaś przed szczupakiem z krwi i kości*
Wrzucał na szybko wsteczny bieg raka
* – jeśli ktoś uważa, że w tym miejscu winno być „z krwi i ości”, to niech mu będzie
Lin
Wiślany lin, tuż pod Modlinem,
Gdy go koryto mdłym nudzi płynem,
Może w nurt Narwi wychynąć z Wisły,
By się odczynem wód w Zegrzu skisłych*,
Obudzić jak porannym klinem**
*,** – ściśle rzecz biorąc, tzw. woda spod ogórków to nie to samo co tzw. klin (ten ostatni to po prostu dawka alkoholu znacznie mniejsza niż wczoraj), ale oba środki pomagają na kaca podobno równie skutecznie
Sandacz
Płacze pani sandaczowa w Wiśle pod Toruniem*,
Bo pan sandacz, po namyśle, kurs wziął na Rumunię,
A gdy wrócił, spod Włocławka, w bardzo złym humorze,
Krótko rzucił, że przeskoczyć o bądź jakiej porze,
Wszystko może, acz w zaporze to muru nie!
* – oczytany Polak powinien w tym miejscu skojarzyć, że gdzieś już widział podobną frazę (vide: J. Tuwim „Spóźniony słowik”)
Leszcz w czterech smakach plus*
Ze słodkiej wody, w morze pod Wrzeszczem,
Spłynął niebacznie leszcz z kwaśnym deszczem,
I dziś, zwarzony przez wody słone,
Razi niesmacznie sztywnym ogonem,
I jeszcze gorzkim oczu wytrzeszczem
* – modne ostatnio słowo „plus”, dotyczy tutaj dopełnienia czterech smaków przez niesmak
Słownik nazw geograficznych (w kolejności ich użycia w limerykach)
Kraków – miasto założone przez legendarnego Kraka, który na dodatek spłodził córkę Wandę, pierwszą Polkę, która pokazała jak stawić czoła tzw. opcji niemieckiej (i w tym celu się zabiła), oraz synów Kraka II i Lecha II, z których jeden podstępnie zabił drugiego, zabiwszy uprzednio lub następnie (dokładnie nie wiadomo) wawelskiego smoka (choć inna legenda głosi, że smoka zabił pochodzący z gminu szewczyk). Krak jest jedną z sześciu postaci, jakie doczekały się usypania w Krakowie kopca na swoją cześć (z tym, że słowa „doczekał” nie należy tu rozumieć dosłownie).
Modlin – do 1952r osada przy ujściu Bugonarwi (rzeki powstałej z połączenia Bugu i Narwi) do Wisły, ok. 15 km od granic współczesnej Warszawy. Dzisiaj, na terenie dawnego Modlina istnieją dwa osiedla: Modlin Stary i Twierdza Modlin, będące częściami Nowego Dworu Mazowieckiego. Również dzisiaj, dawną Bugonarew nazywa się Narwią, gdyż w 1963r w związku z powstaniem Zalewu Zegrzyńskiego ustalono, iż zasilające go Bug i Narew nie łączą się na zasadzie równouprawnienia, lecz że Bug wpada do Narwi. Za to między Bugonarwią (obecnie Narwią) a Wisłą równouprawnienia nie było nigdy, bo Wiśle, jako królowej polskich rzek nie wypada wpadać do niczego poza morzem. Natomiast pod względem czystości, wody Bugonarwi (czy też Narwi) przeważnie wypadały lepiej od wiślanych, choć po utworzeniu Zalewu Zegrzyńskiego same wpadły w stan lekkiego skiśnięcia.
Toruń – czwarte co do wielkości miasto położone nad Wisłą, jeżeli liczyć Gdańsk, przez teren którego Wisła de facto przestała płynąć w XIX wieku, i dziś jej dawne gdańskie koryta (tzw. Martwa Wisła) od dopływu wód wiślanych są odcięte. Sam Toruń sławny jest jako miejsce urodzenia Mikołaja Kopernika, miejsce produkcji smacznego piernika, a w ostatnich dekadach głównie jako miejsce pracy T. Rydzyka, z powodu którego liczba aut przejeżdżających trasę Toruń-Warszawa w mniej niż dwie godziny, mocno ostatnio wzrosła (i zwykłym kierowcom radzę tam wzmożoną ostrożność). Ok. 40 km od Torunia w górę Wisły leży Włocławek, gdzie istnieje jedyna zapora w dolnym biegu tej rzeki. Rumunia leży znacznie-znacznie dalej, i na dzień dzisiejszy dotarcie do niej drogą śródlądową wymagałoby przeskoczenia z któregoś z południowych dopływów Wisły do któregoś z północnych dopływów Dunaju. Ale obranie w kursie na Rumunię kierunku „wpierw Wisłą w górę, a potem się zobaczy”, autora limeryków specjalnie nie szokuje, zwłaszcza że kurs ten zgodny jest z wymyśloną w Warszawie (i/lub w Toruniu) ideą tzw. międzymorza.
Wrzeszcz – dzielnica Gdańska, której nazwa jest jedną z zaledwie trzech nazw geograficznych (Wrzeszcz, Kleszcze, Brzeszcze) rymujących się z leszczem, i jedyną dotyczącą lokalizacji nad morzem, czyli tam gdzie woda jest dla leszcza za słona. Nawiasem mówiąc, woda w nieodległej Zatoce Puckiej, autorowi limeryków kojarzy się z zupą. A za słona zupa, to dopiero jest nieszczęście!
Czerwiec 2017
Ryby słodkowodne – kwadry- (z możliwością przejścia w poli-) -ptyk limeryków, wzbogacony ilustracją, przypisami oraz skorowidzem nazw geograficznych
Karp
Karp ze stawu rybnego spod Pułtuska
Wymuskany w wód falach oraz pluskach
Unikając damskich ciał w czasie tarła,
By mu łuska – jak się bał – się nie starła,
Wszystkim z dala głodnego słał całuska*
* – patrz Rys. 1.
Sum*
Podobno, w jeziorze pod Konstanz,
Sum umie własnego zjeść wąsa,
I może, rzecz trawiąc w rozumie,
Sam orzec, że w sumie: na sumie
Plus w sumie, wciąż wąsów ma constans**
* – por***.: Jan Brzechwa - „Sum-matematyk”
** – constans – wielkość stała (niezmienna w czasie)
*** – osoby, które w tym miejscu zrozumiały, iż Jan Brzechwa był trzygwiazdkowym porucznikiem, odsyłam do odnośnika do
posłowia cyklu limeryków pt. „Orły”
Płotki
Gromada okoni w Bachotku,
Masowo objada się płotką,
Więc jeśli tam złowić sześć płotek,
To w szóstce tej zero sierotek,
Wypada jak sześć w totolotku*
* – obliczenie prawdopodobieństwa trafienia szóstki w totolotka jest łatwiejsze, jeśli wyobrazić sobie zadanie odwrotne:
takie, że maszyna losująca ma wyłowić (spośród kulek ponumerowanych liczbami od 1 do 49) sześć kulek o numerach takich
jakie wcześniej zaznaczyliśmy na kuponie. Oczywiście, prawdopodobieństwo że pierwszy losowany numer będzie jednym z
sześciu przez nas zaznaczonych, wynosi 6/49. Drugą kulkę, maszyna wyławia już tylko spośród 48-miu, wśród których jest
tylko 5 pasujących nam do kuponu, tak więc prawdopodobieństwo, że wynik drugiego łowienia również nas ucieszy, wynosi
5/48. I tak dalej … . Rzecz jasna (jeśli już pięć wylosowanych numerów zgadza się z naszym kuponem), prawdopodobieństwo
przeżycia szóstego szczęścia to zaledwie 1/44. Widać, że główna wygrana w totolotka to pasmo sześciu sukcesów (w którym
każdy kolejny jest wyraźnie coraz mniej prawdopodobny), a prawdopodobieństwo wygranej wynosi 6/49 x 5/48 x 4/47 x 3/46
x 2/45 x 1/44 czyli ok. 1 do 14 milionów.
Łowiąc płotki, mamy przeważnie do czynienia z liczbą osobników znacznie większą niż 49. Jeśli niektóre z nich nie są
sierotkami, prawdopodobieństwo że pierwsza złowiona (losowo) płotka nie jest sierotką, jest ilorazem liczby nie-sierotek
przez liczbę wszystkich dostępnych płotek. Różnica w stosunku do totolotka jest taka, że wyłowienie jednej płotki (spośród
wielkiej ich liczby) niemal nie zmienia ilorazu liczby pozostałych nie-sierotek przez liczbę pozostałych płotek – przeto
prawdopodobieństwo każdego kolejnego sukcesu (złowienia nie-sierotki) jest niemal takie samo. Sytuacja jest więc inna niż w
totolotku – no chyba że w jeziorze (wskutek działania okoni) jest dokładnie tylko 49 płotek i że dokładnie 6 z nich nie jest
sierotkami. Wtedy to jest dokładnie jak w totolotku, … choć też niekoniecznie, jeżeli wyłowienie jakiejś płotki spowoduje
zwiększenie liczby sierotek w wodzie. W tym miejscu powiedzmy sobie, że definicja sierotki zbyt ścisła nie jest i że dyskusja
tego tematu byłaby zbyt długa. Chyba, że sierotką nazwiemy po prostu taką płotkę, która dała się złowić – wtenczas nie ma
dyskusji. Ale nie ma też wygranej…
P.S. To, że w dawnych czasach wygrywające numerki totolotka losowała tzw. sierotka (jako reprezentantka osób niezainteresowanych wynikiem losowania), z historią z ww. limeryku nie ma żadnego związku
Pstrąg
W czarnych snach pstrąga w Morskim Oku,
Ludzka go rzeka zgniata wpół z boków*,
I trza uciekać - wspinaczką wpław -
Gdzie końcem świata jest Czarny Staw,
Lub w dół Rybiego zmiatać Potoku…
* – „zgniatanie wpół z boków” trudno sobie wyobrazić, i właśnie w tym się zasadza koszmarność czarnych snów
Rys. 1. Karp ślący głodnego całuska
Skorowidz nazw geograficznych (w kolejności ich użycia w limerykach)Pułtusk – miasto w woj. mazowieckim, kilkadziesiąt km na pn.-wsch. od Warszawy. To stąd się wywodził Stanisław Anioł, grany przez Romana Wilhelmiego gospodarz bloku w kultowym już serialu „Alternatywy 4”. Również z Pułtuska pochodziła tzw. „konserwa pułtuska”, popularna w PRL konserwa mięsna, mająca nienajlepszą opinię wśród ogółu społeczeństwa, natomiast bardzo smakująca autorowi limeryków (wówczas, kiedy jeszcze była dostępna, a autor jeszcze był młody). Donalda Tuska natomiast, z Pułtuskiem wiąże jedynie pół nazwy miasta.
Konstanz – miasto w pd. Niemczech (przy granicy ze Szwajcarią), nad jeziorem Bodeńskim (niem.: „Bodensee”, ang.:„Lake of Konstanz”) do którego dostęp, prócz Niemców i Szwajcarów, mają jeszcze Austriacy. A ponieważ te akurat nacje uchodzą za szczególnie solidne i dokładne, można by pomyśleć że wszystkie sumy w Bodensee są dokładnie policzone.
Bachotek – jezioro w pow. brodnickim. kilkadziesiąt km na pn- wsch. od Torunia. Wokół jeziora, w lesie sosnowym położone są liczne ośrodki wypoczynkowe, tak dobrze poogradzane, że dookoła jeziora można trenować bieg przez płotki.
Morskie Oko – jezioro w Tatrach , do którego prowadzi deptak niemal tak zatłoczony jak sławny sopocki „Monciak”, za to znacznie od niego dłuższy i zupełnie pozbawiony sklepów. Atrakcją deptaka do M.O. (=Morskiego Oka) są widoki gór wyraźnie wyższych niż budynki przy Monciaku (istotne dla spacerowiczów wyraźnie niższych od większości tłumu), powiewy górskiego powietrza (o ile nie zdecydowałeś się na jazdę wozem ciągniętym przez konie) i w końcu widok wielkiej niezaludnionej płaszczyzny jeziora, którą w dodatku można obejść naokoło. M.O. jest jednym z nielicznych jezior tatrzańskich, w którym naturalnie żyją pstrągi (niektóre inne tamtejsze jeziora zostały zarybione przez człowieka), i jedynym, w którym - w sezonie turystycznym - żyją one w całkowitym okrążeniu. Autor limeryków był ostatnio nad M.O. jeszcze w czasach PRLu, i kolejnych odwiedzin M.O. już nie planuje.
Czarny Staw – jezioro położone za Morskim Okiem (patrząc z perspektywy polsko-centrycznej) i ok. 200 m ponad nim, dzięki czemu z rzeki ludzi dochodzących do M.O., nad C.S. (=Czarny Staw) dociera ich jedynie potok. Natomiast potok wody spływający z C.S. do M.O., mogący teoretycznie stanowić ścieżkę dla pstrągów, w kierunku „pod prąd” jest drogą wspinaczkowo skrajnie trudną, a w C.S. pstrągów nie ma. Dobrzy ludzie (już w XIX wieku) próbowali przeto zarybiać C.S. pstrągami z M.O., ale próby kończyły się dla ludzi niepowodzeniem, zaś dla wpuszczonych tam pstrągów – śmiercią głodową. Cóż: warunki do życia w Czarnym Stawie trafnie opisał Wincenty Pol (dziewiętnastowieczny polski poeta i geograf): „Nie darmo tak go nazwano, jest to kraina śmierci”. Tak więc dla pstrąga z Morskiego Oka, perspektywa przeprowadzki do Czarnego Stawu bynajmniej nie jest różowa.
Rybi Potok – potok wypływający z Morskiego Oka i płynący w dolinie mniej więcej równoległej do zdeptanej drogi nad Morskie Oko. Dolina Rybiego Potoku jest ścisłym rezerwatem przyrody, i ryby nie są tam niepokojone przez ludzi. Ale być może, niektóre z pstrągów wychowanych w szerokim i stojącym Morskim Oku, w wąskim i wartkim Rybim Potoku czułyby się paskudnie? Tak przynajmniej jest z ludźmi: przeciętny człowiek to zwierzę stadne, ale są tacy, którzy nie znoszą potoku ludzi. Jeśli ludzie są różni, to pstrągi może też? Nie wiem…
Maj 2017
Filmowcy z Poznania – trzy limeryki, czyli po jednym na każdego
- reminiscencje z nagrania zrealizowanego w moim domu przez super-ekipę Studia Filmowego UAM* w dniu 08.10.2016
Gwiazda studia filmowego z Poznania,
Nim mnie w szczerych nakręciła wyznaniach,
Pieszcząc pudrem fachowym,
Refleks zmiotła mi z głowy,
Bym żadnego jej nie odbił pytania…
Kamerzysta od filmowców z Poznania,
Dawał koncert obiektywów zmieniania,
Będąc przy tym łaskawy,
W post od pierwszej wejść kawy,
Nie znoszącej w niej statywów maczania…
Trzeci z grupy filmującej z Poznania,
Człowiek-Sony, dusza dźwięków nagrania,
Grzecznie się nie obruszał,
Jak obrywał po uszach,
Od mojego w mikrofony kaszlania…
* – Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, moja uczelnia od 2001r
Kwiecień 2017
Orły, żywioł czwarty - uzupełnienie tryptyku
Przedmowa
Poniższy utwór stanowi uzupełnienie powstałej niedawno serii limeryków pt. „Orły – tryptyk z trzema środowiskami”. Jak pisałem w posłowiu do w/w serii, powstała ona z przyjacielskiej inspiracji K.R., a już po jej opublikowaniu, tenże K.R. stwierdził, iż ptak tak godny jak orzeł „ …zasługuje na to by panować nad czterema, a nie tylko trzema żywiołami”. Aby wyjaśnić, o co chodzi, przypomnę, że trzy limeryki o orłach nosiły podtytuły „Powietrze”, „Woda” i „Ziemia”, zaś starożytni filozofowie greccy (zwłaszcza Empedokles - V w. p.n.e.) twierdzili, że cały świat materialny składa się z czterech podstawowych elementów (powietrza, wody, ziemi i ognia) zwanych pierwiastkami lub żywiołami.
Koncepcja K.R., by powietrze, wodę i ziemię z mojego tryptyku potraktować nie fizycznie jak środowiska, lecz filozoficznie jak żywioły, zabrzmiała tak kusząco (filozofia to w końcu nauka z niebotycznie najwyższej półki), że poddałem się jej z entuzjazmem. I z owego poddania zrodził się poniższy utwór.
Muszę dodać, że utwór pt „Ogień” nie jest klasycznym limerykiem, gdyż ostatni wers nie rymuje się z wersami 1- 2, lecz z 3-4. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że: a) artysta nie musi pisać jak pod sznurek; b) ogień wydaje się żywiołem jednak jakby trochę innym od pozostałych trzech (podobnie, czwarty wymiar czasoprzestrzeni (czyli czas) jest jakby trochę inny od jej trzech wymiarów przestrzennych).
Ogień
Jest taki orzeł w Stoczku lubelskim*,
Co zionie ogniem jak smok wawelski,
Więc ciąg ma w locie osłabiony,
Aż mu przy płocie radzą wrony,
By zionął może z przeciwnej strony?...
* – miejscowość „Stoczek Lubelski” nie istnieje. Jest miasto „Stoczek Łukowski” w województwie lubelskim, zaś wsi „Stoczek”, według Wikipedii, Polska liczy dziesięć, w tym w województwie lubelskim aż trzy. Stoczek z powyższego utworu jest właśnie jedną z owych trzech wsi, a wyraz „lubelski” w pierwszym wersie, jest pospolitym przymiotnikiem i został napisany z małej litery całkiem świadomie
Orły – tryptyk z trzema środowiskami
Powietrze
Pod Poznaniem, w miejscowości Koziegłowy*,
Lotne orły zawracanie** miały*** głowy
I na niebie wyglądały jak na godle,
Gdyż sprzed siebie dostawały z buta w oddech,
Od wonności wód brutalnie nie zdrojowych
* – Koziegłowy: miejscowość 5 km na północ od Poznania, w okolicy znana z oczyszczalni ścieków aglomeracji poznańskiej
** – układ kierunków w w/w sytuacji przedstawiono na rys. 1
*** – czas przeszły jest tu jak najbardziej na miejscu, gdyż w 2015r osadniki w/w oczyszczalni przykryto szczelnymi kopułami
Woda
Jak wrosło orłu znad Garonny*,
Coś na kształt błony pomiędzy szpony,
To stał się opływowy
Stricte od stóp do głowy,
Bo dziób, jak wiosło, już miał spłaszczony
* – Garonna – jedna z najdłuższych rzek we Francji
Ziemia
Nie fruwa już nad Orlą Percią*,
Orzeł co ćwierka piersi ćwiercią
Przez dziób zapchany trocinami,
Od kiedy świerka z kornikami,
Nakłuwa dlań skumany dzięcioł
* – Orla Perć – najtrudniejszy szlak turystyczny w Tatrach, poprowadzony granią między przełęczami Zawrat i Krzyżne
Rys. 1. Orzeł nad Koziegłowami (stan sprzed 2015r)
Posłowie*
Po opublikowaniu poprzedniej serii limeryków, pt. „Jaskółki”, mój krakowski przyjaciel (K.R.) zauważył, że „czas chyba na orły…”. I to z jego inspiracji powstał obecny tryptyk.
Jednocześnie, mąż (D.Ż.) mojej szwagierki (= szwagier mojej żony) dał mi znać, że w opinii jego żony (= mojej szwagierki = siostry mojej żony) swoje limeryki obudowuję komentarzami chyba głównie dlatego, iż mąż szwagierki (czyli w/w D.Ż.) uwielbia je komentować (przeważnie z krytycznym dowcipem). Nieco tym zrażony, najnowsze limeryki uzupełniłem jedynie niezbędnymi informacjami, mającymi formę raczej przypisów niż komentarzy. Ale ponieważ uwielbiam pisać coś więcej niż teksty limeryków, postanowiłem napisać niniejsze posłowie
Autor
* – ewentualnemu czytelnikowi zastanawiającemu się, których posłów miałby dotyczyć poniższy (czy też powyższy – zależy jak patrzeć) tekst, proponowałbym zrezygnowanie z czytania Limeryków Tomka i zajęcie się czymś innym
Marzec 2017
Jaskółki – limeryki z przypisami mini i maxi
Była jaskółka we wsi Potok
Która, czystości grzesząc cnotą,
Gniazdko czyściła na tip-top,
I nie znosiła*, kiedy chłop
Znosił jej do mieszkania błoto
* – nic więc dziwnego, że żyła bezdzietnie …
Garbata jaskółka w Lidzbarku,
Na oślep latała po parku
(by nie kłuć rogówek muchami),
Zaś lata czołówek z drzewami,
Wyniośle dźwigała na karku*
* – utwór dotyka kwestii tzw. strefy zgniotu, która w pojazdach samochodowych, w przypadku zderzeń (prawdopodobnych zwłaszcza przy jeździe na oślep) wydłuża czas wytracania prędkości przez ciało pasażera, a przez to minimalizuje wartość przyspieszenia i spowodowane nim obrażenia. Strefa zgniotu z przodu samochodu (działająca przy zderzeniach czołowych) dobrze uwidacznia się na rysunku do wcześniej opublikowanego cyklu limeryków „Sowy”. Natomiast u jaskółki z powyższego utworu strefa zgniotu istnieje z tyłu głowy, z tym że dzięki elastyczności materiału, trwałe odkształcenie po jednej czołówce może być minimalne. Ale negatywne efekty w tyle głowy się kumulują, i ptaszek z latami czołówek na karku, jest po prostu garbaty (Rys. 1)
Uwaga: stały czytelnik Limeryków Tomka może spostrzec, że w ostatnich cyklach utworów (Jaskółki, Sowy, Motyle, Bielinki) autor regularnie powraca do tematu zderzeń, co mogłoby sugerować jakąś obsesję. No cóż… odpowiem, że cykle te dotyczą stworzeń latających, żyjących w świecie wielkich prędkości (w przypadku motyli chodzi o prędkość ruchu skrzydełek), w którym trudno uciec od tego tematu. Nie mogąc uciec, uciekam się jak mogę do urozmaicania okoliczności i obiektów zderzeń. I mogę zadeklarować, że temat zderzeń zniknie jak tylko zejdziemy na ziemię (z podmiotami limeryków oczywiście)
Kiedy jaskółki z Białawody,
Zwiedzały niebo na znak pogody,
Jedną na ziemi trzymał strach,
I zasiedziały pod dachem gach,
Aż dostawała po dwakroć młodych*…
* – … równoważąc w pewnym stopniu bezdzietność jaskółki ze wsi Potok
Mała jaskółka, przy niżu pod Wrzeszczem,
Kreśliła kółka w powietrzu przed deszczem,
A ociężała na strawie z much,
Jeszcze zważała, ważąc za dwóch*,
By w wyższej trawie nie wpaść gdzieś w kleszcze
* – po wpisaniu w wyszukiwarkę Google hasła „zjeść tyle, ile sama waży” (w domyśle – w ciągu jednego dnia), wyskakują nam głównie odnośniki do informacji o sikorkach bogatkach (nie wiem dlaczego o innych sikorkach nie), a o jaskółkach i jerzykach też co nieco. Oczywiście, gdyby tak żarłoczny ptaszek w ogóle przy tym nie tracił masy (przez wydzielanie, wydalanie itp.) po 10 dniach diety doszedł by do wagi małego człowieka, co jest nonsensem. Trzeba więc zdać sobie sprawę z tego, że aby jedząc tak obficie utrzymać się w formie, ptaszek musi (w ciągu jednego dnia) tracić tyle masy ile sam waży! Ale o tym już się nie mówi (ciekawe, że po wpisaniu hasła „tracić na wadze tyle, ile sama waży”, Google nie kieruje nas do żadnych ptaszków lecz do prawa Archimedesa…, więc na zupełnie inne tory). Być może nie mówi się dlatego, że aby zjeść tak dużo, ptaszek musi się mocno postarać, zaś tracenie masy przychodzi mu samo z siebie...? Co innego człowiek w krajach zasobnych, któremu tracenie ciała przychodzi z większą trudnością niż go nabieranie, i któremu media nie reklamują już jedzenia lecz preparaty odchudzające. Ot – cywilizacja!
Parze jaskółek, w gniazdko przy Tamce*,
Los zesłał jajo z plamką przy plamce,
I już ćwierkają wróble na bruku,
Że z jaja wyjdzie jakieś „a kuku”,
Bo te jaskółki to oba samce!
* – Tamka to ulica w centrum Warszawy, między Krakowskim Przedmieściem a Powiślem. Ten kontekst wskazuje, że w/w jaskółki (jak i wróble) były zdecydowanie miastowe.
Rys. 1. Jaskółka zwykła (z lewej) i garbata (z prawej)
Luty 2017
Sowy – limeryki z nazwami klejów
Wikol
Hen pod dąbrową za miastem Gdów,
Zaszła czołowo kraksa dwóch sów*,
Bo smog** był gęsty tam jak wikol***,
A w kruczy mrok choć oko wykol,
Bezksiężycowo wpisał się nów
* – sowa jest tym szczególnym obiektem, który w locie już przed kraksą wygląda tak jak po (por. Rys. 1)
** – przeciętny czytelnik stwierdzi zapewne, że ponieważ smog jest utrapieniem miast, to historia opisana w limeryku kupy się nie trzyma. Autor odpowiada, że będzie tu trzymał się zdania obecnego ministra środowiska, który 13.01.2017 oświadczył, iż przyczyną smogu jest również zapylenie naturalne pochodzące z gleby i drzew. I kropka
*** – wikol to rodzaj kleju (o kolorze i konsystencji śmietany), nadającego się m.in. do klejenia drewna
Uhu*
Niemrawy puchacz opodal Mszany,
Co puchał** „uhu”***, like in Germany****,
Żył zahukany przez młode sowy,
Póki nie trafił, w zgodzie z gajowym,
Na głuchą ścianę sianem wypchany*****
* – „Uhu” to niemiecka nazwa gatunkowa puchacza. UHU to także popularny niemiecki klej uniwersalny (tzw. UHU Alleskleber), wynaleziony w 1932r przez farmaceutę Augusta Fischera i nazwany imieniem tego akurat ptaka
** – por.: „… wrona gdzieniegdzie kracze, i puchają puchacze…” (fragment ballady Adama Mickiewicza pt. „Lilije”)
*** – zapisanie głosu puchacza w formie literowej nie jest łatwe i jednoznaczne. Według polskiej Wikipedii, brzmi on jak „pu-hu” lub „phuoo”, co oczywiście tłumaczy nazwę ptaka. Aby jednak nie wszystko było oczywiste, Wikipedia zaznacza, że bardziej adekwatna do głosu puchacza jest niemiecka nazwa „uhu”. Z drugiej strony, niemiecka Wikipedia podaje, że głos samca puchacza brzmi jak „buho”, zaś samicy jak „uhu”. W tym kontekście nie wiemy, czy puchacz z powyższego limeryku był niemrawy bo był niemiecką samicą i nie umiał puchać po polsku, czy może umiał po polsku ale miał jakąś wadę wymowy czyniącą go niemrawym…? Nawiasem mówiąc, określenie „Niemiec” pochodzi stąd, że w dawnych czasach, mowa ludzi przybywających na nasze ziemie z sąsiedztwa od zachodu była tu kompletnie niezrozumiała. A już dwudziestowieczne określenie „Niemra” dotyczy tych Niemców (rodzaju żeńskiego), którzy przybyli do nas w zdecydowanie złych zamiarach
**** – ang.: „jak w Niemczech” (czytaj: lajk in dżermany)
***** – podobno gajowy pierwotnie chciał wypchać puchacza kaczym puchem, ale kaczki wykręciły się sianem. Autor limeryku uważa, że dobrze się stało, bo przeładowanie puchowatością zaszkodziłoby melodii utworu
Kropelka*
Odczuwał puszczyk w Puszczykowie,
O zmierzchu opadanie powiek,
I jak ich po bezsennym dniu**,
Nie przemył kropelkami dżdżu,
To spać z kurami szedł jak człowiek***,****
* – „Kropelka” to mocny klej błyskawiczny, a przez to niebezpieczny. Drogi użytkowniku – nie stosuj Kropelki do oczu! Ani się nie obejrzysz i sklei ci powieki dosłownie na Amen!!
** – dzienna bezsenność puszczyka była spowodowana wysypianiem się w ciągu nocy. Zaś po nieprzespanym dniu, zmierzchowe opadanie powiek było jeszcze silniejsze, itd…
*** – Autor uważa, że chodzenie spać z kurami leży w pierwotnej naturze człowieka, a to że dziś mało który człowiek chodzi spać jak człowiek, jest tylko cywilizacyjnym wynaturzeniem
**** – smaczku tej historii dodaje fakt, że blisko Puszczykowa (pow. poznański) leży Kórnik zamieszkany głównie przez ludzi
Rys. 1. Sowa przed kraksą (po lewej). Samochód po kraksie (po prawej) przedstawiono dla porównania.
Styczeń 2017
Jeszcze o motylach – limeryki z komentarzami fizycznymi
Przesunięcie ku zieleni*
Motylek cytrynek z Rydzyny,
Po drinku na kwiatach rycyny**,
Jak latał na stronę***,
To wpadał w zielone****,
Choć wówczas w spoczynku był siny*****
* – tytuł utworu nawiązuje do zjawiska zwanego „przesunięciem ku czerwieni”, objawiającego się tym, że światło gwiazd oddalających się od nas (bo Wszechświat się rozszerza) widzimy nieco bardziej czerwonym niż światło gwiazdy będącej względem nas w spoczynku. Ilościowo, to przesunięcie wyraża się zmianą długości fali światła, a jego wielkość można mierzyć bardzo dokładnie bo wszystkie gwiazdy, składające się z takich samych pierwiastków, wysyłają światło o takich samych charakterystycznych długościach fal. I właśnie pomiary przesunięcia ku czerwieni pozwalają astrofizykom wyznaczać prędkości oddalających się od nas galaktyk.
** – tutaj: rącznik pospolity (łac. Ricinus communis) jest zasadniczo rośliną trującą. Ludziom znany jest głównie stąd, że z nasion rącznika wytłacza się olej rycynowy, stosowany jako skuteczny środek przeczyszczający
*** – patrz „**”
**** – zjawisko przesunięcia ku czerwieni* ma charakter uniwersalny (wytłumaczony na gruncie teorii względności) i dotyczy również odlatujących motylków. W przypadku motylka, szybkie oddalanie się na stronę powoduje, że jego kolor widziany przez obserwatora od którego motylek się oddala, różni się od koloru widzianego przez obserwatora poruszającego się równolegle z motylkiem (a więc pozostającego względem motylka w spoczynku). Konkretnie, cytrynek siny po drinku z rycyny (Rys. 1), mógłby być widoczny w kolorze wpadającym w zielony, gdyby latał na stronę odpowiednio szybko. Sytuacja jest tylko teoretyczna, gdyż wymagałaby od motylka osiągnięcia ok. 10% prędkości światła…
***** – patrz „**”
Fresque macabresque
Pewien cieć z Podkarpacia,
Zwalczał ćmy spodem lacia*,
I z trafionych** ciał ciem,
Miał rzucony** w swym M,
Fresk na ściennych połaciach
* – lacie (lacze, laczki) to nazwa pantofli bez napiętka, używana w Wielkopolsce, na Śląsku, Kaszubach, Warmii i Mazurach. Tak się składa, że autor limeryków większą część życia spędził w dwóch pierwszych z w/w regionów
** – w tym limeryku, z punktu widzenia fizyki mamy do czynienia z mechaniką klasyczną, a konkretnie ze zderzeniami mniej lub bardziej idealnie niesprężystymi
Moment bezwładności*
Prędki motylek na łące w Ścinawce,
Koniec skrzydełka na giętkiej ściął trawce,
I pojął w lot, że już by nie żył,
Gdyby się z tą prędkością zderzył**
Z sztywnym badylem***, ot choćby z dziurawcem
* – znane w fizyce pojęcie momentu bezwładności (do znalezienia w Wikipedii), z tytułem powyższego limeryku ma związek co najwyżej luźny
** – na pierwszy rzut oka wydaje się, że kontakt (w tym wypadku: motylka) z giętką trawką trudno nazwać zderzeniem. Jeśli jednak motylek jest rozpędzony, główny składnik sił na styku motylek-trawka ma źródło w bezwładności i zależy od przyspieszenia, jakiego fragment trawki (o masie m) nabywa w kontakcie z motylkiem. To przyspieszenie jest w przybliżeniu proporcjonalne do kwadratu prędkości motylka i według mojego szacunku, już przy prędkości 10m/s siła bezwładności w pierwszym momencie zderzenia może być tysiące razy większa od ciężaru przyspieszanego fragmentu trawki. To właśnie wtenczas bezwładność ma swój szczytowy moment, wyróżniony w tytule utworu
*** – zderzenia o takiej naturze opisano już w poprzednim utworze
Know-how
Robi rusznikarz spod Trzemuszki,
Strzelby z motylem na miejscu muszki*,
Co sam formuje się w praktyce,
O ile byle gąsienicę,
Długo na muszce trzymać za nóżki**
* – produkcja strzelb z motylem może rozszerzyć krąg osób zdolnych do noszenia broni. Konkretnie, umocowany na końcu lufy motyl (jeśli tylko zechce mu się fruwać) może ułatwiać trzymanie strzelby w pozycji strzeleckiej przez osoby o słabych i krótkich rękach. Problem jest związany z działaniem tzw. momentu siły, o czym możemy się przekonać dając długą broń do ręki małemu dziecku. Jeśli nawet uda się oprzeć stabilnie kolbę broni (Rys. 2, punkt O) o bark, to moment siły będący iloczynem ciężaru lufy i (dla dziecka: znacznej) jej odległości od punktu „O” spowoduje opadnięcie lufy ku ziemi. Natomiast siła z jaką motyl działa w punkcie „M”, ma taki sam skutek jak 4 razy większa siła, z jaką podpieralibyśmy strzelbę w punkcie „RDz” (strzelbę wprawdzie podpiera się zwykle blisko punktu „RDo”, ale dziecko tak daleko nie dosięgnie). Rzecz jasna, dawanie dzieciom broni do ręki normalnie nie mieści się w głowie - no ale czasy nie są normalne. A jednoczesny kontakt z pięknem przyrody (motyl!) i narzędziami obrony terytorialnej znacznie skraca czas potrzebny wychowaniu człowieka prawdziwie kochającego ojczysty kraj…
** – wymagany czas trzymania gąsienicy na muszce jest długi (od kilku dni do kilkunastu tygodni), więc bez pasywnych środków wiążących (nóżki do muszki) obyć się trudno. Rusznikarz używa tu nici pajęczej, karmiąc wytwarzającego ją pająka muszkami nie nadającymi się do zamontowania na strzelbach. Gąsienice dokarmia na potęgę, starając się by przynajmniej niektóre urosły do rozmiarów dających podstawę do budowy strzelb samobieżnych (na gąsienicach). Jednak jak na razie z tych starań wychodzą nici (tzn. motyle)
Rys. 1. U góry: widmo światła białego wraz ze skalą długości fal. U dołu od prawej: cytrynek, cytrynek wpadający w zielone oraz cytrynek siny
Rys. 2. Strzelba, ze wskazanymi punktami oparcia o bark (O), działania motylka (M), i podparcia ręką (RDz lub RDo). Siły przyłożone w punktach „RDz” „RDo” i” M” dają względem punktu „O” taki sam moment siły
2016
Grudzień 2016
Obszarnik – limeryk z motylami i notką o zupełnie czym innym
Pewien obszarnik z wysp Antyle,
Grabiąc dronami złote motyle,
Chowa masowo je w obszarze
Wyspy gablotek, która w hangarze
Jeży się zagonami szpilek,
Notka o dronach
Drony do niedawna produkowano tylko do celów wojskowych. Za jedne z ich prekursorów można uważać stosowane w II wojnie światowej niemieckie V1 i V2 (tzw. „fałdrony”), z tym że w odróżnieniu od właściwych dronów, fałdrony były produktami jednorazowego użytku.
Obecnie, drony bojowe stają się coraz bardziej inteligentne. Najnowszym przejawem tego trendu jest zrezygnowanie przez wojsko polskie z zakupu potężnych i topornych „pierrededronów” (nazwa pochodzi od imienia francuskiego konstruktora tychże), na rzecz małych acz znacznie mądrzejszych maszyn produkcji rodzimej (tzw. „mondronów”).
W świecie cywili, oprócz dronów stosowanych do robienia z powietrza zdjęć przyjaciołom (z ang. „fundron”), istnieją drony do robienia zdjęć nieprzyjaciołom (np. znakomite „szpiondrony” produkcji rosyjskiej) lub zwykłym nie przyjaciołom (nazwa klasy dronów j.w.). W rolnictwie, znane są drony do odganiana ptaków (tzw. „wondrony”) czy też zwalczania owadów (tzw. „killdrony”) żerujących na uprawach. Są one jednak drogie, więc w biedniejszych gospodarstwach nadal stosuje się znacznie tańsze konstrukcje stacjonarne (strachy na wróble) czy też zupełnie bezkosztowe drony naturalne (tzw. „biedrony”). Osobną klasę wytworów techniki stanowią „bee-drony” do zastępowania pszczół w żmudnej pracy zapylania kwiatów, gdyż na razie są one mało efektywne i do zastąpienia pszczół nadają się wyłącznie od biedy.
Futuryści mogliby sobie także wyobrazić twarde jak żelazo drony do pracy na ścianach w kopalni (tzw „ Fe- drony”), jednak nawet gdyby Fe-drony miały praktyczny sens, to górnicy i tak nie wpuszczą ich na dół.
Natomiast dron do grabienia motyli to konstrukcja szczytowo subtelna, i jedyny jak dotąd model pochodzi z Niemiec (dzieło niejakiego Schmetterlinga z Greifswaldu). Takie cacka najlepiej sprzedają się w zestawach z workiem szpilek (jako tzw „Spiel-drony”), i w niemieckich marketach można je znaleźć na działach z zabawkami (niem.: „Spielzeuge”), choć z klauzulą „tylko dla dorosłych” (niem.: „Nur für Erwachsene”). W Polsce, towar ten chodzi jako „artykuł dla kolekcjonerów”.
Uwaga końcowa
Ewentualnemu czytelnikowi uważającemu, że autor notki plecie androny, odpowiem, iż „Andron” to zaprojektowany z końcem lat 80-tych w Zakładach Lotniczych Antonowa (ZSRR) ciężki bezzałogowy samolot transportowy, który miał działać tak jak słynny AN-124 „Rusłan”, tyle że miał być sterowany bezpośrednio z Moskwy. Ale ZSRR się rozpadł, a Rosja (do dziś sterowana z Moskwy) i Ukraina (na terenie której znajdują się Zakłady Antonowa) do porozumienia w sprawie budowy tej maszyny (jak i w wielu innych sprawach) nie doszły.
Sprostowanie do poprzedniego utworu
Po opublikowaniu cyklu „Bielinki”, przyjaciel autora (J.B.) wytknął mu błąd w przypisie (****) do limeryku pt. „Bielinek nocą”. Zdaniem J.B. (po godzinach parającego się malarstwem), ogólne nazwanie zielonego kolorem zimnym jest nadużyciem, gdyż ze wszystkich kolorów podstawowych, zielony posiada najbogatszą gamę odcieni, i wiele z nich jest ciepłych. J.B. przyznał natomiast, że kolor „zielony semaforowy” (a właśnie taki wystąpił w w/w limeryku) jest zimny faktycznie. Autor limeryków w tym miejscu przyznaje się do błędu i gorąco przeprasza swoich czytelników.
Bielinki* – tryptyk limeryków z indywidualnymi tytułami
* – bielinek: rodzaj motyli, z których najbardziej znanym gatunkiem jest bielinek kapustnik
Bielinek na krańcu świata*
Bielinek kapustnik z La Plata,
Miał linię za tłustą by latać,
I całe pół lata, piechotą,
Zapylał po kwiatach był po to,
By pyłek doustnie z nich zmiatać
* – tytuł utworu nawiązuje do cyklu reportaży telewizyjnych „Kobieta na krańcach świata” (emitowanych od 2009r przez TVN), przedstawiających indywidualne losy kobiet żyjących tam, gdzie panują obyczaje zupełnie odmienne od naszych. Nawiązanie to jest jednak luźne, gdyż w rejonie La Plata (Ameryka Pd.) bielinek kapustnik w ogóle nie jest rozpowszechniony
Bielinek nocą*
Ćmy przy torze kolejowym w Białym Borze**,
Na czerwonym się parzyły semaforze,
Raz zwabiły niewinnego tam bielinka,
Lecz ten zabił się na nocnym ze Szczecinka***,
Gdy w zielonym rozkojarzył się kolorze****,*****
* – tytuł utworu nawiązuje do programu reporterskiego TVP2”Telewizja nocą” (1987-1992), przedstawiającego ludzi z tzw. „marginesu” (cokolwiek to określenie znaczy)
** – Biały Bór: miejscowość na Pomorzu, przy ruchliwej drodze prowadzącej z Wielkopolski na środkowe wybrzeże. Przez wiele lat był tam fotoradar, perfidnie ustawiony przez Straż Miejską za znakiem ograniczenia prędkości uzasadnionego jedynie tym, by kosić kasę od przejeżdżających okazjonalnie (np. na wakacje) kierowców (jeżdżący tam regularnie oczywiście w tą pułapkę nie wpadali). W w/w pułapkę dał się złapać m.in. autor limeryków oraz kilka znajomych mu osób
*** – podróż pociągiem na trasie Szczecinek - Biały Bór (ok. 25 km) trwa niecałe 30 minut (kolej nie stosuje fotoradarów). Być może jeździły tam kiedyś pociągi nocne. Obecnie, najbardziej nocnym jest poranny pociąg odchodzący ze Szczecinka o 5:36 (Biały Bór – 6:03)
**** – zielony, jako tzw. kolor zimny, nie kojarzy się z parzeniem tak bardzo jak czerwony
***** - bielinki mają najczęściej skrzydełka śnieżnobiałe, w odróżnieniu od ciem ubarwionych buro lub jeszcze gorzej. Z tego powodu, zmiana koloru oświetlenia znajduje żywe odbicie na bielinkach, zaś na ćmach nie
Bielinek po polsku *
Gdy blady bielinek w Mołdawii,
Przepyszną** rusałkę vel pawik,
Na pasku złych aktów rozpusty,
Wyciągnął na działkę kapusty,
To wyszło, że głąb jej nie bawi
* – autor ubolewa, że niektórzy mogą ten tytuł odczytać jak antypolski, ale lepszego nie udało mu się wymyślić
** – pycha: u ludzi – pierwszy grzech główny (motyli, w tym rusałek, przepis ten nie dotyczy)
Listopad 2016
Z jubileuszy nauki – trzy limeryki z powtórzonymi* wyrazami, przypisami, oraz ilustracją chronologii zdarzeń
* – „repetitio est mater studiorum” (powtarzanie jest matką wiedzy) – sentencja łacińska
Gryka*
Pszczoły miodne z polskiej Ameryki**,
Oblatane w pyłku kwiatków gryki,
Roztrząsały, pijane swym wiktem,
Problem gryki, nabrzmiały w niej stricte***,
Jakim wiecznie głodne są chrząszczyki****,*****
* – pierwsza wersja utworu powstała podczas Sympozjum zorganizowanego w 100. rocznicę powstania analizy pyłkowej (Ryc. 1). Bezpośrednią inspiracją do napisania utworu był referat A. P.-J. o analizie pyłkowej miodów pszczelich, a właściwie użyty przez referentkę cytat**** o ubocznym efekcie działania pszczół. Utwór w pierwszej wersji powstał w ciągu kwadransa, był jednak następnie wielokrotnie poprawiany i ostatecznego kształtu nabrał dopiero po dwóch tygodniach
** – tu: wieś w województwie lubelskim (pow. Hrubieszów)
*** – porównaj: J. Brzechwa „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”. Według autora limeryku, twierdzenia „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie” i „W Ameryce chrząszcz brzmi w gryce” są jednakowo prawdziwe (notabene, z Szczebrzeszyna do Ameryki jest mniej niż 50 km), choć trzeba przyznać, że twierdzenie drugie brzmi nieco lepiej. Tak samo prawdziwe są kombinacje w/w twierdzeń, np. „W Ameryce chrząszcz brzmi w trzcinie”, ale te brzmią już raczej beznadziejnie
**** – „(…) Oblatując rzepak, pszczółka oddaje jeszcze tę usługę, że, siadając na kwiatkach, nachyla nagle łodygi i strąca z nich żarłoczne chrząszczyki”. W: Ks. A Margoński "Pszczelarstwo nowoczesne", część pierwsza, Wydanie drugie, powiększone i uzupełnione, R. 1931, Czcionkami Drukarni Toruńskiej S.A. w Toruniu
***** – w świetle cytatu****, opisana w utworze historia jest całkowicie prawdopodobna. Purystom, uważającym że w limeryku zamiast gryki winien jednak wystąpić rzepak, autor musi zwrócić uwagę, iż chrząszcz w rzepaku brzmi nieprzystająco do sentencji J. Brzechwy***
Odcisk*
Znalazł jeden badacz skał na rzeką San,
Odcisk małża, co wśród morskich zwykł żyć pian,
A na odwrocie, równie spory,
Odcisk pieczątki z tekstem: „Zbiory
Instytutu Geologicznego PAN”**
* – tu: Instytut Nauk Geologicznych PAN. ING PAN obchodził jubileusz wcześniej niż analiza pyłkowa (Ryc. 1), ale pomysł ułożenia związanego z nim limeryku przyszedł autorowi do głowy znacznie później. Z kolei ostateczna wersja limeryku o ING PAN powstała wcześniej niż ostateczna wersja utworu związanego z analizą pyłkową (Ryc. 1)
** – opisana tu historia oczywiście nie mogła się zdarzyć, gdyż w w/w Instytucie nie ma miejsca na bałagan umożliwiający wyciekanie zbiorów
Ce-czternaście*
Pewien spec od Ce-czternaście na Rubieży,
Lat piętnaście Ce-czternaście w kółko mierzył,
A wciąż wierzył, że podejście doń ma świeże,
Choć najstarsze mu raporty na papierze,
Już na półkach dorobiły się odleżyn**
* – utwór powstał w ciągu zaledwie kilku minut, w przeddzień obchodów 15-lecia Poznańskiego Laboratorium Radiowęglowego*** (Poznań, ul. Rubież 46), które miały się odbyć 21.10.2016r (Ryc. 1).
** – opisana w utworze sytuacja nie jest w 100% prawdziwa, gdyż zbiór raportów starszych niż 2 lata (w tym tych z odleżynami), pół roku wcześniej zarchiwizowano na nośnikach cyfrowych, a raporty papierowe zniszczono
*** – Radiowęgiel i „Ce-czternaście* to dokładnie to samo
Ryc. 1. Chronologia obchodów trzech jubileuszy, oraz tworzenia dotyczących ich limeryków. Wszystkie obchody (w których autor limeryków rzecz jasna uczestniczył) miały miejsce w jednym miesiącu. Zwraca uwagę fakt monotonicznej zależności między wiekiem jubileuszu a długością trwania obchodów, jak również między długością trwania obchodów a długością okresu tworzenia limeryku.
Październik 2016
Dziki z Puszczy Zielonka* – tryptyk limeryków z pięcioma nazwami geograficznymi**
* – Puszcza Zielonka - duży obszar leśny na pn.-wsch. od Poznania, w większości objęty Parkiem Krajobrazowym (pow. 114
km 2 ). W pobliżu zachodniego skraju puszczy leży Murowana Goślina, w której mieszka autor limeryków
** - położenie miejscowości i obiektów wzmiankowanych w limerykach, przedstawiono na Rys. 1A
Są dziki w osadzie Potasze*,
Co, z zimnych kasztanów żrąc paszę,
Chrząkają jesienią, że żal,
Iż nie są na Placu Pigalle**,
Gdzie paszę się praży na blasze
* – Potasze – osada, w której nie ma ani jednego sklepu, jest natomiast tablica przestrzegająca przed dokarmianiem dzików
(Rys. 1B)
** – Plac Pigalle oczywiście nie leży w Puszczy Zielonka tylko w Paryżu***. Od drugiej połowy lat sześćdziesiątych był on
Polakom powszechnie znany z kultowego serialu „Stawka większa niż życie” jako miejsce, gdzie w Paryżu są najlepsze
kasztany (przez Zuzannę lubiane tylko jesienią). Po otwarciu Polski na zachód można było zobaczyć, że są tam i inne
atrakcje… ale te dzików pewnie by nie zainteresowały
*** – miasto nie objęte rysunkiem 1A
Zza ogrodzenia, we wsi Trzaskowo*,
Dzik obserwował piłkę golfową,
I konstatował, że trzeba ciołka,
By, wydłubawszy to cudo z dołka,
Starać się wrzucać je tam na nowo…
* – w Trzaskowo Golf Club są aż dwa pola golfowe: małe i duże (o docelowej powierzchni kilkudziesięciu hektarów) w stadium rozbudowy. Ogrodzenia obu pól przylegają do granicy lasu Puszczy Zielonka
Wataha dzików, nocując w Pławnie,
Rankiem je zdrowo i lekkostrawnie,
A wieczorami sobie idzie,
Pojeść najczęściej na Florydzie*,
Wprawdzie śmieciowo, ale wystawnie
* - Floryda to osiedle domków letniskowych obok wsi Kamińsko** leżącej w środku lasu. Chyba nie ma tam tablicy
przestrzegającej przed dokarmianiem dzików
** - nazwa „Kamińsko” w cyklu się nie znalazła, gdyż komponowała się autorowi tylko z wyrazem „świńsko”, ten zaś wyraz
brzmi po prostu nieładnie
Rys. 1A - fragment Puszczy Zielonka (źródło: Google Maps), z miejscowościami i obiektami wzmiankowanymi w limerykach; 1B - tablica ostrzegawcza ustawiona w miejscowości Potasze (fot. autor)
Wrzesień 2016
Chomik – tryptyk limeryków z jednym podmiotem i jednym przypisem
Z dedykacją dla szwagra z Opola – właściciela chomika o imieniu Chrupcia
Był jeden chomik w mieście Opole,
Który najlepiej czuł się przy stole
- Bo tam najczęściej spadały chrupki -
A w sytuacjach rozlania zupki,
Blat stołu bywał mu parasolem...
Był jeden chomik w mieście Opole,
Co chomikował kulki na mole,
Bo wisieć na nim zaczęło futro,
I czuł przez skórę to czarne jutro,
Gdy mole zaczną grać mu w nim rolę…
Był jeden chomik w mieście Opole,
Co, choć na piętrze, w ciągłym żył dole,
Bowiem na balkon wyjść chciał co rano,
Lecz poza wnętrze go nie puszczano,
By nie wyleciał oraz nie poległ*
Przypisy:
* – ten wyraz został przez autora użyty zupełnie świadomie i dobrowolnie
Sierpień 2016
Podwarszawskie* koguty – cykl limeryków z objaśnieniami i mapką
* - mapka pokazująca położenie miejscowości i obiektów wzmiankowanych w tekstach i przypisach zamieszczona jest na końcu
Kogut ze Świerku pod Otwockiem
Mylił* z pobudką dobranockę,
I piał do słuchu po capstrzyku,
Aż dostał głuche kukuryku,
Krótką siekierką w styku z klockiem
Otwock – miasto na pd-wsch od prawobrzeżnej części Warszawy, powstałe jako miejscowość sanatoryjno-uzdrowiskowa. W
moim odczuciu – nieładne.
Świerk – część Otwocka (dawniej wieś), gdzie w 1945r utworzono Instytut Badań Jądrowych. Od 2011r tutaj mieści się
siedziba Narodowego Centrum Badań Jądrowych (ciekawe, że przydomek „Narodowe” nadano temu centrum dobrych
kilka lat przed nastaniem okresu, w którym nadawanie przydomka „narodowy” stało się bardzo modne).
* – mylenie się koguta okoliczni mieszkańcy przypisują szkodliwemu wpływowi działającego w Świerku reaktora jądrowego
Z głośnym budzeniem, kogut spod Janek,
Często wychodził poza swój ganek,
Aż raz po skośnej wyszedł był linie,
I na antenie zapiał w Raszynie,
I tak narodził się Teleranek*…
Janki – wieś położona na pd-zach od Warszawy. To tutaj, w nieodległej jeszcze przeszłości, rozchodziły się dwie główne
drogi prowadzące ze stolicy do Krakowa i do Katowic (a autor limeryków jeszcze pamięta związane z tym korki)
Raszyn – wieś i gmina w powiecie pruszkowskim (między Jankami i Warszawą), od 1931r siedziba radiostacji, noszącej dziś
nazwę „Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze Raszyn”. Co ciekawe, maszt nadajnika stacji Raszyn (o wysokości
335m) zlokalizowany jest w miejscowości Łazy, Janki leżą między Łazami a Raszynem, a same Łazy leżą w obrębie
sąsiedniej dla Raszyna gminy Lesznowola. Niezły galimatias… cóż – administracja…
* – kultowy poranny blok programów telewizyjnych dla dzieci, nadawany od 1972 roku. Nadawanie Teleranka zaprzestano
13 grudnia 1981r i brak tego programu stał się dość groteskowym symbolem stanu wojennego. Z powodów kłopotów
finansowych TVP, program zlikwidowano w 2009r. Niedawno (6 marca 2016) nadawanie Teleranka zostało jeszcze raz
wznowione
Piał jeden kogut ze wsi Klaudyn
Z warszawskich* śmieci najwyższej hałdy,
A z własnych śmieci, zamiast uznania,
Słyszał wyrazy powątpiewania,
Czy ma on jeszcze na mózgu fałdy…
Klaudyn – wieś położona na zachód od Warszawy, sławna tym, że na jej terenie znajduje się wysypisko śmieci, którego
rozmiar Wikipedia określa wysokością powstałej z nich góry (144 m n.p.m.). Jest to podobno największa góra śmieciowa
w Europie.
* – nie ma wątpliwości, że na w/w górę składają się w przygniatającej większości śmieci warszawiaków
Żył ongiś kogut na Żeraniu,
Co operetki dawał w pianiu,
Dumny, że rozgłos ma światowy,
Skutkiem tabletki na ból głowy,
Z kogutkiem* na opakowaniu
Żerań – dzielnica prawobrzeżnej Warszawy, co nie przeszkadza włączeniu jej w cykl „Podwarszawskie koguty”, gdyż Żerań
do Warszawy włączono w 1951r, zaś historia z powyższego limeryku miała miejsce znacznie wcześniej, o czym poniżej.
* – „proszki/tabletki z kogutkiem” to potoczna nazwa środka przeciwbólowego, opracowanego przez płockiego farmaceutę
Adolfa Gąseckiego w 1903r. Lek ten był zarejestrowany w 46 krajach świata (m.in. w USA i Australii) a sukces jego
twórcy pozwolił mu uruchomić w 1926r fabrykę przy ul. Belgijskiej 7 w Warszawie (na Mokotowie). Być może, powstałby
z niej światowy koncern farmaceutyczny, ale niestety przyszła wojna, a potem jeszcze komuna….
Autor musi przyznać, że wpadł na pomysł wykorzystania tabletek z kogutkiem w niniejszym cyklu wiedząc o istnieniu
przedsiębiorstwa farmaceutycznego „Polfa” w Tarchominie, położonym w Warszawie tuż za Żeraniem. Trzeba jednak
przyznać, że ani wynalezienie tabletek ani ich produkcja nie miało miejsca blisko Żerania, zaś tarchomińska Polfa i
fabryka A. Gąseckiego to też dwa oddzielne byty …. Wypada powiedzieć: „sorry, ładna historia, tyle że poplątana”
Rys. 1. Mapa Warszawy, z zaznaczeniem miejscowości i obiektów wzmiankowanych w cyklu „Podwarszawskie koguty”
Lipiec 2016
Myszy różnych religii – limeryki ułożone w kolejności powstania tych ostatnich
Judaizm
Synagoga w Nazarecie
Nagłą dziurę ma w budżecie,
Od mieszkania, w zwoju z Torą,
Myszy przedwiosenną porą,
Co w czytaniach wyszło w lecie…
Tora – to pięć pierwszych ksiąg Biblii, stanowiących najważniejszy tekst objawiony judaizmu. Tora jest spisana ręcznie na pasie pergaminu zwiniętym na dwóch wałkach. W synagodze, Tora jest przechowywana bardzo uroczyście, a jej teksty czytane są w rytmie rocznym.
Buddyzm
Gnieździły się myszy w Bangkoku,
W świątyni, u Buddy na koku,
Bo kot, jak napadła go joga,
To skupiał się Buddzie przy nogach,
Na koku zaś tylko z doskoku
Buddyzm – to system religijny, który nie afirmuje ani tez nie neguje istnienia boga. Jego założyciel, nazwany Buddą
(dosłownie „przebudzony”), jest dla wyznawców buddyzmu wzorem istoty, która dzięki praktyce moralności, skupienia oraz
rozwojowi mądrości ujrzała „prawdziwą naturę zjawisk”. Posągi Buddy (z kokiem lub bez) zajmują centralne miejsca w
wielu buddyjskich świątyniach.
Joga – jeden z systemów filozofii indyjskiej, zajmujący się związkami między ciałem i umysłem. Joga jest praktykowana
zarówno w buddyzmie (który boga nie afirmuje) jak i hinduizmie (religii o wielu odłamach, w której bóstw jest wiele). Co
ciekawe, hinduizm (mający dwa razy więcej wyznawców niż buddyzm), czci też Buddę, jako jednego z bogów zstępujących na
ziemię by uratować świat przed upadkiem moralnym. Tak więc limeryk analogiczny do powyższego mógłby od biedy dotyczyć
i hinduizmu. Trzeba by tylko znaleźć miasto na Półwyspie Indyjskim, rymujące się z „koku” i „doskoku”…
Chrześcijaństwo
Mysz kościelna w Reichenau,
Nie od biedy jadła mszał,
Zwłaszcza rozdział z „Ojcze Nasz”,
Gdzie proboszcza słuszny staż,
W tłustej czcionce czuć się dał
Reichenau – miejscowości o tej nazwie w krajach gdzie mówiło się po niemiecku jest kilka. Jedna z nich leży dziś w Polsce,
nosi nazwę Bogatynia („Reichenau” to polsku „bogata łąka”) i jest jedną z najbogatszych gmin w kraju, tyle że nie z powodu
samej łąki lecz tego co leży pod nią. Choć nazwa Reichenau kojarzy się z bogactwem, nie przeszkadza to, by myszy kościelne
były i tam raczej biedne.
Mszał – najważniejsza księga liturgiczna w kościele rzymskokatolickim. Zawiera teksty stałych i zmiennych części Mszy
Świętej jak również wskazówki do wszelkich innych celebracji. Z oczywistych względów, fragment mszału z częściami stałymi
mszy (a modlitwa „Ojcze Nasz” w nim się znajduje) jest kartkowany przez celebransa wielokrotnie częściej niż cała reszta.
Islam
Wegetowała mysz w centrum Sany,
Gryząc w meczecie perskie dywany,
A raz do roku, po ramadanie,
Kiedy dywanów było trzepanie,
Zęby na diecie wbijała w ściany
Mysz w meczecie mogłaby nabroić dobierając się do Koranu, ale wiedząc, że niektórzy wyznawcy islamu bronią swoich świętości bardziej drastycznie niż wyznawcy innych religii, mysz woli trzymać się od Koranu z daleka. Pozostają więc dywany….
Maj 2016
Konie – limeryki niewłaściwe (bo albo z nazwą nie geograficzną albo z nazwą nie w pierwszym wierszu, albo w ogóle bez nazwy własnej)
Wkradł do Jaka się ogier o świcie,
By dzień ptaka* zaliczyć w kokpicie,
I, nim na sośnie wpadł w kapotaż**,
Rżał w nim radośnie, iż pilotaż,
Od źrebaka ma w małym kopycie***
Przypisy:
* - prawdę mówiąc, aby bez przygotowania udanie poprowadzić samolot, to trzeba mieć „dzień konia”
** -kapotaż: wypadek lotniczy polegający na przewróceniu się (podczas startu lub lądowania) samolotu przez nos na plecy
*** - dobre kopyto przydaje się może na wyścigach samochodowych, ale traktowanie kopytem drążka sterowego (lub
wolantu) w rozpędzonym samolocie musi się skończyć kapotażem lub czymś jeszcze gorszym
Jak ustalili zacni szejkowie:
- Klacz, by skorzystać z daczy w Janowie,
Podlaskiej trawy raczyć się smaczkiem,
I z tej wyprawy wrócić z źrebaczkiem,
Musi bezwzględnie końskie mieć zdrowie*!
Komentarz:
* - … no, ale to jest tylko taka opinia…
Pewna kobyła służyła pod siodło,
Lecz narowiła na pracę się podłą,
Aż człek w bryczesach*, z mierzwy paprochów,
Ziarnko spod siodła wyczesał grochu,
Co brzydko było kobyłę w kłąb bodło**
Przypisy:
* - bryczesy: spodnie do jazdy konnej, skrojone specjalnie bez ciasnych szwów po wewnętrznej stronie nóg, tak by nie
narażać nóg jeźdźca na otarcia w kontakcie z siodłem. Przywołanie w utworze tego elementu garderoby uwydatnia
przejściowy (do czasu wyczesania grochu) stan kontrastu w dbałości o komfort kontaktu u góry i u dołu siodła, który to
kontrast na istotę u dołu (czyli kobyłę) mógł działać dodatkowo dołująco
** - po wykryciu przyczyny narowienia się, życzliwi mówili o kobyle „księżniczka”, a nieżyczliwi – „grochówka”
Crazy horse
Wpadał w padoku w amok z widoku
Odcisków kopyt na każdym kroku,
Aż do wylania w zaprzęg na bruk*,
Gdzie zwierz, odcisków od spodu nóg**
Bez zaprzęgania doświadcza wzroku
Komentarz:
* - nie dotyczy konia kutego na cztery nogi
** - j.w.
Koniec kwietnia 2016
Krowy – limeryki z nazwami niezupełnie geograficznymi i z przypisami
Polskim krowom, farmer z Cadbury*,
Dał angielskie składać litery,
Póki, widząc w paszportach** „cow”,
Kompleksowo nie wpadły w szał***,
Że im Angol nasrał**** w papiery!
Przypisy:
* - Cadbury to głównie nazwa światowego dziś producenta słodyczy – pochodząca od nazwiska Johna Cadbury i jego synów,
którzy w drugiej połowie XIX wieku rozwinęli produkcję kakao i czekolady w pobliżu Birmingham. W sensie geograficznym
można mówić o miejscu zwanym „Cadbury World” – atrakcji turystycznej znajdującej się w założonej przez Cadburych
modelowej wiosce Bournville i oczywiście poświęconej produkcji czekolady
** - kwestię paszportów dla zwierząt autor poruszał już przy okazji cyklu „Króliki” (luty 2016)
*** - tzw. „choroba szalonych krów” stwierdzona po raz pierwszy w 1986r w Wielkiej Brytanii, przybrała tam postać
epidemii, której skutkami były m.in. kompleksowa akcja wybicia kilkudziesięciu tysięcy osobników bydła i drastyczne
zmniejszenie popytu na brytyjską wołowinę. Skutkiem ubocznym był wzrost popytu w Anglii na zdrowe mleczne krowy z
Polski. Trzeba podkreślić, że opisany w utworze szał jednostką chorobową nie był, choć może był nieco stymulowany
niezdrowym kompleksem przybyszów znad Wisły względem mieszkańców Zachodu
**** - stały czytelnik Limeryków Tomka zauważył zapewne, że ich autor stara się unikać słów wulgarnych, ale w tym
szczególnym przypadku nie było wyjścia i trzeba było rzecz nazwać po imieniu
Szczęśliwa krowa w Ponderosie*,
Much miała tylko po dziurki w nosie**,
Odkąd jej kowboj w kapeluszu
- Przeciwko muchom z powyżej uszu** -
Naciągnął ogon o cali*** osiem
Przypisy:
* - Ponderosa to nazwa rancza w stanie Nevada (USA), na którym toczyła się akcja serialowego westernu o tej samej nazwie,
oraz jego kontynuacji zatytułowanej „Bonanza”. Serial, emitowany z wielkim powodzeniem w czasach dzieciństwa autora
limeryków (od których minęła już cała epoka), opowiadał o przygodach farmera Bena Cartwrighta i jego trzech synów
(Adama, Hossa i Joe). O krowach Cartwright’ów w filmie było niewiele a o dręczących je muchach nic, bo takie tematy
oglądalności nie zapewniają w żadnej epoce. Dzisiaj nazwę „Ponderosa” nosi wiele gospodarstw agroturystycznych i hoteli
w Polsce, i założyłbym się, że ich założyciele są ludźmi po pięćdziesiątce
** - idiomy „po dziurki w nosie” i „powyżej uszu” oznaczające nieznośny nadmiar utrapienia, oparte są na domyślnym
założeniu, że obrasta ono człowieka w kierunku wyznaczonym przez grawitację, a jego wielkość można wyrazić poziomem
(mierzonym np. względem ziemi). W przypadku krowy, wielkość utrapienia przez siadające muchy można wyrazić polem
obsadzonej przez nie powierzchni, a kierunek jego przyrostu jest wyznaczony położeniem miejsca, z którego wyrasta krowi
ogon. Zasadnicza różnica jest taka, że w ujęciu grawitacyjnym zwrot „po dziurki w nosie” oznacza wielkość utrapienia
niemal maksymalną, zaś w ujęciu krowio-ogonowym – odwrotnie. W tym drugim ujęciu, minimum utrapienia zapewnia ogon
tak długi, że „mucha nie siada”
*** - cal: angielska miara długości, ok. 2,5 cm. Dla mniej ścisłych: „w skali krowy, osiem cali to pół głowy”
Znają krowy w pewnej wiosce pod Słońcem*,
Sumy kropek na biedronkach na łące,
A w kontakcie z elektrycznym pastuchem
Resetując kość pamięci** za uchem,
Chodzą czytać kod paskowy*** na stonce
Przypisy:
* - w świetle tego iż geografia to nauka zajmującą się badaniem powłoki ziemskiej, „Słońce” nazwą geograficzną nie jest.
Natomiast „pod Słońcem” jest miejscem na Ziemi na tyle nieokreślonym, że też trudno je uważać za nazwę. A więc tytuł cyklu
limeryków pozostaje jakby w porządku
** - w wersji fantastycznej mogłoby tu chodzić o dodatkową pamięć RAM, potrzebną krowie przy zadaniach szczególnie
trudnych (a po przepełnieniu sumami kropek, wymagającą resetu przed następnym zadaniem). Ale bardziej realistycznie
„kość pamięci” może oznaczać wszczepiany krowom tzw. czip identyfikacyjny, ułatwiający pastuchom ludzkim namierzenie
krów uciekających np. w kartoflisko
*** - całe mnóstwo kodów paskowych występuje również w Biedronce, ale te żadnej krowy nie zaciekawią
Połowa kwietnia 2016
Prosiaczki – cztery limeryki ze słowem „miał” i z dodatkami różnego rodzaju
Pewien prosiaczek, w WGR* „Górki”,
Smacznie z ziemniaczków wcinał mundurki,
A jeśli, z winy obieraczki,
Miał wśród mundurków gołe ziemniaczki**,
To jeszcze smaczek gęsiej czuł skórki
Przypisy:
* - Wojskowe Gospodarstwo Rolne - jedna z form organizacji rolnictwa w PRLu
** - bulwy pędowe ziemniaka po obraniu z mundurków, pełniące wobec prosiaczka funkcję tzw. owocu zakazanego
Prosiaczek we wsi Wilkowyje*,
Miał w tyle głowy smukłą szyję,
Oraz masowy hejt** z folwarku,
Że łeb na niesolidnym karku,
W życiu uczciwie nie poryje
Przypisy:
* - miejscowość fikcyjna, w której rozgrywa się akcja telewizyjnego serialu „Ranczo”
** - zjawisko nie fikcyjne, jedna z form prawdziwego świństwa
Dopisek: w ramach hejtu** padały też oskarżenia, że prosiaczek zapewne „poryje na lewo”, a więc jest lewakiem. Ukuto
nawet przezwisko „prosiaczek-lewaczek”…
Pewien prosiaczek we wsi Ląd
W chlewie, gdzie był nieznośny swąd,
Miał rozpylacze płynu „Bros”,
Tudzież wiatraczek, z wtyczką w nos,
Bo prądu wziąć nie było skąd
Uwaga techniczna: gdyby prosiaczek wytwarzał prąd elektryczny, to w świetle przepisów dotyczących ochrony przeciwporażeniowej w urządzeniach elektroenergetycznych niskiego napięcia, podłączony doń wiatraczek musiałby być wykonany w tzw. drugiej klasie izolacji, gdyż nosy prosiaczków (Ryc. 1a) nie mają styku uziemiającego
Ryc 1. a – nos prosiaczka, b- gniazdko bez bolca uziemiającego, c – gniazdko z bolcem uziemiającym
Pewien prosiaczek w mieście Sopocie,
Tak się w chlewiku utaplał w błocie,
Że własna matka go nie poznała,
Tym bardziej, że akurat miała,
W ostatnim miocie bez liku pociech…
Ciekawostka gramatyczna: w języku polskim, pospolite nazwy gatunkowe najbardziej udomowionych zwierząt są rodzaju męskiego lub żeńskiego (np. koń, krowa, świnia, pies), zaś osobniki dorosłe drugiego rodzaju mają swoje odrębne nazwy (klacz, byk, knur, suka). Natomiast rzeczowniki określające osobnika bardzo młodego i nie będące zwykłym zdrobnieniem nazwy gatunkowej, mają rodzaj nijaki ( źrebię, cielę, prosię, szczenię) - co można poniekąd zrozumieć, oraz oboczną formę w rodzaju wyłącznie męskim (źrebak, cielak, prosiak, szczeniak) - co jest już mniej zrozumiałe. Prawidłowość ta dotyczy też człowieka (dziecko - dzieciak). Autorowi wydaje się, że w/w określenia w rodzaju nijakim niosą pewną aurę niewinnej bezradności, zaś w tych męskich kryje się jakaś nutka chłopięcego łobuzerstwa – i z tego powodu „utaplane w błocie prosię” byłoby może potraktowane lepiej niż „utaplany w błocie prosiak”. Nawiasem mówiąc, „pociecha” jest rodzaju żeńskiego!
1 kwietnia 2016
Barany – wielkanocna alegoria limerykopodobna
Dzikim kurom, baca z Hali Pisana,
- Że pod chmurą niosły się na barana -
Niewielkiego spuścił nocą baranka,
By trzeciego przebudzony poranka,
Stanął z mocą przykurczony w pisankach!
Objaśnienie do alegorii:
Według Słownika Języka Polskiego, alegoria to „w literaturze i sztuce: postać, motyw lub fabuła mające poza znaczeniem dosłownym stały umowny sens przenośny”. W rozumieniu tej definicji, w przedstawionym wyżej utworze alegorii występuje sporo, a wydaje się, że alegorią jest też cały utwór.
Zbitka: „baranek – trzeci poranek – pisanki” oczywiście zwraca uwagę, że baranek jest wielkanocny (powszechnie uważany za symbol zmartwychwstałego Chrystusa), i użycie w utworze tak oczywistej alegorii wydaje się zabiegiem wręcz prymitywnym. Również “przykurczenie”, rozumiane po prostu jako zmniejszenie rozmiaru (może baranek bał się podeptać pisanki?), albo jako upodobnienie się do kurczęcia (na zasadzie przysłowia: “jeśli wejdziesz między wrony…”), można by uważać za motyw nielicujący z wielkością wielkanocnego cudu. Z drugiej strony, stanięcie baranka w przykurczeniu a jednocześnie z mocą, subtelnie sygnalizuje iż mamy do czynienia z czymś nadprzyrodzonym. O co więc chodzi?
Kluczowe znaczenie w całej alegorii mają pisanki. Powszechnie, pod tym pojęciem rozumiemy zdobione na Wielkanoc jajka, uważane za symbol nowego życia. Czytelnik mógłby więc dostrzec w utworze pewne ubolewanie autora z powodu przesłaniania (tu „przykurczania”) sacrum (jakim jest zmartwychwstanie) przez profanum (jakim jest zwyczaj malowania jajek) we współczesnym świecie. Ale “pisanka” to też osoba (nie ma znaczenia, że akurat rodzaju żeńskiego) mieszkająca na Hali Pisanej! Powyższe spostrzeżenie walnie poszerza horyzont rozumienia utworu, bo jeśli “pisanki” to dzieci Boże, to Hala Pisana może być światem sięgającym aż do nieba… A “przykurczenie” może oznaczać upodobnienie się zbawcy do człowieka. Kogo w tym układzie reprezentuje baca, nietrudno się już domyślić.
Uwagi na marginesie:
1. Krakowski przyjaciel autora (K. R.) zapewne zauważy błąd gramatyczny w zwrocie “z Hali Pisana”, w którym słowo
“Pisana” winno się odmienić na “Pisanej”. Co racja to racja…, ale cóż znaczy gramatyka jeśli pisze się o tak wielkich
cudach?
2. K. R. mógłby również spostrzec, iż - wprawdzie owce na Hali Pisanej faktycznie kiedyś wypasano, to egzystencja tam kur
jest nie do pomyślenia. Cóż, autor może tylko powiedzieć, że “nie masz nic niemożliwego u bacy”.
Marzec 2016
Barany – limeryk „zrób to sam”
Część 1
Nosił się baran ……………,
Z niewyważonym mocno porożem,
Aż weterynarz …………….,
Zgłosił, by ciężkie wady poroża
Wywarzać w garach – może pomoże?
Część 2
A - jeden znad morza, B – jeden nad morzem, C - spod Żoliborza, D - pod Żoliborzem
Instrukcja: wstaw dwa z czterech fragmentów z części 2 w miejsce kropek w części 1, tak by otrzymać limeryk przypadający Ci do gustu
------------------
Barany – czarna owca*
* - rzeczownik „baran” w tytule utworu został użyty w liczbie mnogiej, zaś „czarna owca” – w liczbie pojedynczej. Natomiast bohaterami utworu są: baran w liczbie pojedynczej i czarne owce w liczbie prawdopodobnie mnogiej. Autor wyjaśnia więc, że tytułowe słowo „barany” nawiązuje do tytułu już opublikowanego cyklu „Barany – limeryki z komentarzami o narastającej złożoności” (którego obecny utwór jest skromnym uzupełnieniem), zaś „czarna owca” w tytule oznacza, iż utwór – opatrzony komentarzem odnoszącym się jedynie do tytułu – pełniłby w cyklu „Barany – limeryki z komentarzami o narastającej złożoności” rolę czarnej owcy.
Reasumując, zdaniem autora powyższy tytuł odnosi się głównie do konstrukcji cyklu a nie do treści poniższego utworu.
Pytanie: „czy w tym układzie bohaterów poniższego utworu (barana i czarne owce) można uważać za bohaterów tytułowych?”, autor pozostawia bez odpowiedzi …
Baran, co we dnie, we wsi Kluszkowce,
Czarne wyłącznie uznawał owce,
Nocą, po ciemku, już nie tak ścisły,
Dawał się wodzić przez cztery zmysły,
W kwestii barw owcy na manowce
------------------
Obszerniejsza dyskusja gramatyczna
Po opublikowaniu cyklu „Barany – limeryki z komentarzami o narastającej złożoności”, krakowski przyjaciel autora (K.R.) zwrócił uwagę na błąd, jakim było użycie - w limeryku o dwóch owcach na Podhalu - wyrażenia „Nierozróżnialnym w żadnym calu”, i zasugerował, że zamiast „w żadnym” winno się tam użyć „w każdym”. Sprawa jest dość subtelna i głębsza. Faktycznie, imiesłów przymiotnikowy (tak jak np. „palący” lub „rozróżnialny”), występując wraz z partykułą „nie”, może mieć znaczenie czasownikowe (np. „Nie palący” rozumiani jako ci, którzy teraz nie palą) lub przymiotnikowe (np. „Niepalący” rozumiani jako ci, którzy nie palą). W tej kwestii, do imiesłowu „nie rozróżnialne” w zdaniu „dwie pchły nie rozróżnialne bez użycia lupy” (czyli w znaczeniu czasownikowym) pasuje „w żadnym calu” natomiast do imiesłowu „nierozróżnialne” w zdaniu „dwie pchły absolutnie nierozróżnialne” (czyli w znaczeniu przymiotnikowym) lepiej pasuje „w każdym calu”.
Dla rozróżnienia dwóch znaczeń imiesłowów z partykułą „nie”, stosowano dawniej różną pisownię (rozdzielnie lub łącznie, czyli tak jak w akapicie powyżej). Jednak 9 grudnia 1997 Rada Języka Polskiego wydała uchwałę zgodnie z którą, od 1 stycznia 1998 roku, imiesłowy przymiotnikowe z partykułą "nie" powinno się pisać łącznie. Miało to na celu wyeliminowanie błędów ortograficznych popełnianych przez większość społeczeństwa. W/w uchwała zawiera również stwierdzenie: „Nie wykluczając zasadniczych zmian w przyszłości w polskiej ortografii, Rada Języka Polskiego podejmuje decyzję pozytywną co do łącznej pisowni nie z imiesłowami odmiennymi z dopuszczalnością świadomej pisowni rozdzielnej”, tak więc Autor, stosując w poprzednim akapicie pisownię rozdzielną, błędu ortograficznego nie popełnił. Natomiast w świetle w/w uchwały, sam zapis zwrotu „Nierozróżnialnym” w treści limeryku nie pozwala już na stwierdzenie, z którym znaczeniem imiesłowu (czasownikowym czy przymiotnikowym) mamy do czynienia.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż nierozróżnialność, która stoi za kwantowym efektem interferencji opisanym w limeryku, ma fundamentalny sens przymiotnikowy (fizycy to wiedzą, a nie-fizyków proszę, by im zawierzyli)! Tak więc, drugi wiersz trzeciego limeryku cyklu „Barany – limeryki z komentarzami o narastającej złożoności” faktycznie winien mieć postać „Nierozróżnialnym w każdym calu”.
Autor limeryku składa przyjacielowi K.R. serdeczne podziękowanie za wskazanie błędu. Jednak wymaganej poprawki autor nie wprowadzi, gdyż wtenczas utraciłby uzasadnienie do przedstawienia powyższej – ciekawej w jego mniemaniu – dyskusji gramatycznej.
Barany – trzy limeryki* z komentarzami o narastającej złożoności
* - układ rymów trzeciego utworu odbiega od klasyki gatunku, no ale materia też jest nie klasyczna
Pewien włochaty baran z Riazania
Czuł po strzyżeniu utratę ubrania
Snuł więc się w cieniu, skąd zerkał cierpko,
Póki go pastuch nie nakrył derką
Co, zdarta z taty, też była barania*
* - baran, jak człowiek, lubi ubranie w dobrym gatunku. I, jak wielu ludzi, za dobry gatunek uważa tylko swój własny…
Błędny baran z miasta Rohatyn*
W głębi duszy nie był rogaty
I latami wolno się błąkał,
Po dziewiczych jarach i łąkach
Aż po uszy z rogami w kwiaty
* - Rohatyn – miasto na Ukrainie, w dolinie naddniestrzańskiej, na pd.-wsch. od Lwowa. Przez kilka stuleci leżało w obszarze Rzeczypospolitej, i to tam, w 1752r rozpoczyna się akcja powieści O. Tokarczuk „Księgi Jakubowe”, wyróżnionej ubiegłoroczną literacką Nagrodą Nike. Przez ponad sto lat (1569-1686) w granicach Korony pozostawało też Zaporoże, terytorium poniżej tzw. „porohów” Dniepru. Związek rohatyńskiego barana z Zaporożem jest luźno semantyczny, jedynie taki, iż kwiaty wchodziły mu luźno za poroże.
Baca, dwóm owcom na Podhalu,
Nierozróżnialnym w żadnym calu,
W dwóch różnych farbach macza racice,
I otrzymuje – wypisz, wymaluj,
Prążki jak z książki o fizyce*
* – baca, który przeczytał kilka książek o fizyce, nie ma wątpliwości, że ma do czynienia z kwantowym efektem interferencji** jakiego makroświat jeszcze nie widział (choć w mikroświecie jest to rzecz dla fizyków normalna). W związku z tym, baca kontroluje owcom tzw. spin*** (objawiający się skręceniem włosów owczej sierści), dbając o to by owce były ostrzyżone na pół-krótko i dzięki temu miały tzw. spin połówkowy. Boi się bowiem, że owce o spinie całkowitym (równym 1) mogłyby podlegać statystyce Bosego-Einsteina**** (tym bardziej że owce z natury są bose) i obie znaleźć się w jednym stanie kwantowym***** – a konsekwencje czegoś takiego byłyby niewyobrażalne******. Z tego samego powodu, baca nigdy też nie strzyże owiec na zero*******
** - informacje o tym efekcie można sobie znaleźć z pomocą Google
*** - informacje o spinie można sobie znaleźć z pomocą Google
**** - informacje o statystyce Bosego-Einsteina można sobie znaleźć z pomocą Google
***** - informacje o pojęciu stanu kwantowego można sobie znaleźć z pomocą Google
****** - nie do znalezienia, nawet z pomocą Google
******* - czytelnik, który skorzystał ze wskazówek ***, **** i *****, powinien ten szczegół już sam zrozumieć
Luty 2016
Króliki – limeryki z notkami geograficznymi i dygresjami
Objeździł z cyrkiem pół strefy Schengen*
Królik o głowie w rachunkach tęgiej,
Co suche liczby mnożył wzorowo,
A jeszcze mnożył, nadliczbowo,
Z pierwiastkiem seksu się na potęgę
* – strefa Schengen – obszar grupy krajów, głównie Unii Europejskiej, pomiędzy którymi ludzie mogą się przemieszczać bez kontroli granicznej. W ogóle, obywatele krajów UE mogą po całej Unii jeździć bez paszportów. Paszporty musza natomiast mieć zwierzęta (krowy, konie, owce, świnie, psy, koty itp.). Co ciekawe, wymóg posiadania paszportu przez króliki, stosują tylko niektóre kraje UE – i królik z powyższego utworu może akurat takowego nie miał….
Zrodził się w wietrznym Hindukuszu*
Królik z rzędami wiotkich uszu…
Jest więc do wiatru wystawiony,
Z narządem słuchu wygłuszonym
W małżowin rozmierzwionym buszu
* – Hindukusz – pasmo górskie na obszarze Pakistanu i Afganistanu, o długości ok. 800 km i szczytach przewyższających 7500 m. Charakterystycznym zjawiskiem w tamtym rejonie geograficznym jest tzw. „wiatr 120-dniowy”, tak więc wystawienie rodzącego się tam królika do wiatru, jest szczęściem całkiem częstym – no ale w takich warunkach nadmiar małżowin usznych to już rzadkie nieszczęście
Żywe króliki na Lisiej Górze*
Łyse liszaje mają na skórze,
Bo lis żyć daje futrzakom z norki,
Gdy wyglądają mu na patchworki
Z królika podszytego tchórzem
* – Lisia Góra – miejsc o tej nazwie jest w Polsce (i nie tylko) sporo, ale i sytuacja tu opisana może mieć miejsce właściwie wszędzie, gdzie tylko żyją dzikie króliki i odpowiednio usposobiony lis. Niejako przy okazji, w tekście utworu znalazły się też nazwy innych zwierząt futerkowych (norka, tchórz) i z wymienionych w Wikipedii brakuje tu tylko szynszyli (zwierzę i tak podobne do królika), jenota (zbyt egzotyczne) i nutrii (w odczuciu autora brzydkie). Z nie wymieniowych w Wikipedii, w tej klasie na najwyższej półce lokuje się gronostaj, z którym świetnie się wygląda na portretach (patrz np. będący perłą krakowskiego Muzeum im. Czartoryskich portret „Damy z gronostajem” pędzla Leonarda da Vinci, lub zdobiące gabinety rektorów wyższych uczelni portrety ich poprzedników). Na przeciwnym biegunie jest natomiast baran, tak że nawet zamiast „futro z barana” mówi się „kożuch” lub po prostu „baranica”. Poza klasą jest tzw. „futro z misia”, bo hodowanie misia na futro jest absolutnie nie do pomyślenia
Był taki królik w Bronowicach*
Co ze starości już nie kicał,
Zaś wzrokiem w całkiem dobrym stanie,
W szerokie grał przelatywanie
Bez wzajemności po królicach
* – Bronowice – dzielnica Krakowa, znana najbardziej stąd, że to tu toczy się akcja „Wesela” St. Wyspiańskiego. Tu również – w roku urodzenia autora limeryku - uruchomiono pierwszy w Polsce cyklotron, w którym cząstki naładowane (np. elektrony) przyspieszane są do wysokich energii, której nabierają przelatując wielokrotnie między dwiema półkolistymi elektrodami. Tego, czy przelatujący (wzrokiem po królicach) królik nabierał jakiejś energii, nie wiemy. Możemy natomiast się domyślać, że nie nabierał królic
Styczeń 2016
Kralupy* – limeryki o różnych zwierzętach z tą samą miejscowością
* – Kralupy nad Wełtawą: miasto w Czechach, ok. 25 km od Pragi, rafineria nafty (jedna z dwóch w Czechach)
Uwaga: w ostatecznej wersji cyklu, pewien udział ma przyjaciel K.R., który nakłonił autora do zmiany pojedynczych wyrazów w kilku utworach
W jamnikach tuczonych w Kralupach
Na czeskich knedlikach i krupach,
Ujawnia postawy się wada,
Że środek im ciężko opada
W za cienkich na tucz kręgosłupach*
* – w/w kręgosłupy są „za cienkie” w tym sensie, że są za słabe w stosunku do rozkładu obciążenia na odcinku między nogami. Sytuacja tułowia jamnika (Ryc. 1a) jest gorsza od sytuacji mostu nad szeroką rzeką, który buduje się z wieloma podporami w nurcie rzeki (Ryc. 1b) lub w formie wiszącej na linach rozciągniętych między pylonami (Ryc. 1c), ponieważ w budowie jamnika elementy te nie występują. Stabilności mostom dodaje też niezmienność odległości między podporami (czy też miejscami zaczepienia lin mostu wiszącego), zaś w przypadku nóg jamnika o takiej niezmienności nie może być mowy
Ryc. 1. a – jamnik (postać nietuczona), b – most Karola w Pradze, c – most Golden Gate w San Francisco
Żółwica w miasteczku Kralupy
Co chciała mieć dzień bez skorupy*
Jak raz z niej wylazła,
Nie umie, rozlazła,
Na powrót się zebrać do kupy
* – ludzie urządzają sobie czasem np. dzień bez papierosa lub dzień bez samochodu, ale nazajutrz prawie zawsze wracają do normalności. A tu proszę – zmiana bezpowrotna!
* – w opisanej sytuacji występuje kilka racji:
a) pies, goniąc kota, pewnie miał swoje racje;
b) racja żywnościowa kota została utracona;
c) kot z pewnością i tak nie skorzysta z psich racji (a już w życiu nie zje zupy), zaś jego oczekiwania względem (zapewne
ludzkiego) wymiaru sprawiedliwości należy rozumieć głównie w wymiarze moralnym – i jeśli te oczekiwania by się spełniły,
można by mówić, że kot ma dużo racji;
d) kot będzie uważał, że ma rację nawet jeśli nie dostanie psich racji
O bobrze, co w mieście Kralupy
Namiętnie uliczne tnie słupy,
Nie wiemy, czy pcha go tam głód*…
Czy plan co do tam w dziale wód…
Czy ortodontyczne wygłupy**…
* – dotyczy słupów drewnianych
** – dotyczy słupów metalowych i betonowych
Śmietanka komarów w Kralupach,
Ze smakiem przebiera w krwi grupach,
Spijając się dopiero,
Gdy dawca grupy zero,
Koniakiem* zaleje się w trupa
* – chodzi o tzw. czeskie koniaki, które są na tyle tańsze od koniaku prawdziwego, że zdefiniowana w utworze śmietanka komarów może być całkiem liczna
Był dziadek w miasteczku Kralupy,
Co z włoskich orzechów jadł łupy,
Więc w szczęce momenty miał zgrzytów,
I wstręty wciąż czynił jelitu,
W tym skręty od wiktu do kitu*
* – ten ostatni utwór (wyjątkowo z podmiotem ludzkim) powstał z inspiracji przyjaciela K.R. nalegającego na napisanie limeryku z wyrazem, który przeciętnemu Polakowi ze słowem „Kralupy” rymuje się jako pierwszy – jednak na literalne użycie tegoż wyrazu autor się nie zdecydował
Bociany – kilka limeryków o jednym i tym samym, ale z różnymi komentarzami
W małej kafejce na wyspie Krecie
Bocian, co stale dłubie w tablecie,
Rządzi portalem ”Chciane Dzieci”
Gdzie dostaw dzieci nie ma „jak leci”,
Ale w kolejce polubień* w necie
* – bardziej światowo byłoby tu napisać „lajków”, ale nie pasuje to ani do rytmu ani do melodii utworu. Czytelnik upierający się, że bocian na Krecie po polsku nie kuma, w miejsce wyrazu „dłubie” może wstawić „drapie”, a w miejsce „polubień” wstawić greckie „αγαπη” (czytaj: „agapi”)
Zawala bocian spod Tirany,
Albańskiej demografii plany,
Przynosząc dzieci na piechotę,
Odkąd w Inspekcji Pracy Lotem
Wyszło, że jest rozklekotany*
* –opisaną tu historię można by prymitywnie skomentować parafrazą przysłowia, mówiąc: „bocian, który dużo gada, mało dzieci nosi”. Jednak sprawa jest głębsza, gdyż istotnie, liczba mieszkańców Albanii od ponad 20 lat systematycznie maleje; a to być może z powodu wyśrubowanych wymagań dotyczących stanu technicznego obiektów tam latających…
Bocian w koszarach gdzieś na Mazurach
Dzieci przynosi spoko w mundurach,
Z orzełkiem wpiętym krzywo na czapkę
Na tak głęboko łapczywą żabkę*,
Że widać tylko cień mu pazura
* – w odróżnieniu od w/w żabki, koszarowy bocian nie jest łapczywy i w służbie obronności żabkę od ust (tzn. od dzioba) odjąć sobie potrafi
Wprost z nieba, pod słońcem Osaki
Gorące brał bociek dzieciaki,
Lecz w locie nie bardzo był żwawy*,
I dzieciak, w czas ziemskiej dostawy,
Kapiące miał już powijaki…
* – przeciwieństwem bociana z powyższego utworu są bociany kamikadze, ale przynoszone przez nie dzieci podobno moczą się ze strachu jeszcze przez długie lata po wylądowaniu
Polskie bociany wieszczą za morzem,
Iż program „pięćset” w baby-sektorze
Nie da owoców prędzej jak w lecie,
Bo, żeby zimą tutaj przylecieć,
To bocian w życiu się nie przemoże!*
* – powyższy utwór pokazuje, że zwłoka we wprowadzaniu programu „pięćset” w Polsce, podparta jest dogłębnym zrozumieniem natury bocianów
2015
Grudzień 2015
Osiołki - cykl limeryków z jednakowym rymem głównym i objaśnieniami
Osiołek pod wierzchem w Sudanie,
Przystawał na jeźdźca wezwanie,
Lecz zaraz w nosie miał muchy,
I pozostawał już głuchy
Na wezwań następnych litanie*
* litania – dłuższa wiązanka wezwań; jeśli nie nabożnych, to mocno nienabożnych
Zgrzanego osiołka w Paranie,
Dorwały w kąpieli piranie,
I tylko kopytka sauté*
Zostały nietknięte, bo te,
Piraniom spaprały by danie
* – sposób przyrządzenia kopytek wskazuje, iż osiołek był bardzo tłusty i zgrzany okropnie
Przekorny osiołek w Libanie,
W kościelnej był szopce na stanie*,
Gdzie w porach zamknięcia szopki
Wyprawiał na sianie hopki
Z kompanem, co miał go w baranie
* – znając przekorę osiołka można przypuszczać, że „gdyby był nie na stanie, to stałby nieprzerwanie”
Osiołek imama w Iranie,
Zaginał mu kartki w Koranie,
A kiedy został nakryty,
Wykryto w sposób niezbity*,
Że zaczął już trzecie czytanie!
* – dowodem rzeczowym były ośle uszy na kartkach Koranu
Ślimaczki z różnych kontynentów - cykl limeryków z pojedynczymi uwagami
Raz jeden ślimaczek w Europie,
Na „Shellu”* wszedł w plamę po ropie,
I odtąd, szalony aż z werwy,
Zasuwał do przodu bez przerwy
Gdyż pędny materiał miał w stopie*
* – można domniemywać, że w miejscu zdarzenia ślimaczek czuł się jak w domu, gdzie na osłabienie hamulców łatwiej można sobie pozwolić
Chciał mały ślimaczek w Afryce
Na zebrze przeskoczyć ulicę*,
Lecz zanim nasunął nań nogę,
Sprzed nosa mu zebrę-niebogę
Sprzątnęły zgłodniałe dwie lwice
* – podobno w ciepłych krajach ślimaki faktycznie wolą przekraczać ulice w miejscach oznaczonych zebrą, gdyż jasne pasy lepiej odbijają promienie słoneczne i są chłodniejsze, a ślimak - jako istota nieparzysto-nożna - parzenia się w nogę nie znosi
Lśniący ślimaczek z Ameryki
Tańczący cza-czę w rytm muzyki
Nie porysował by muszelki
Gdyby mocował ją na szelki,
Spięte przez piętę na guziki*
* – w środowisku ślimaka guzików bezwzględnie brakuje, licznie występują natomiast żabki, które jednak ślimakowi nie w głowie (co innego na odwrót). Gdzieniegdzie są też krokodylki, ale to już zupełnie inna liga
Na winnym jabłku*, wpadł ślimak z Azji,
W wynaturzony kanał fantazji,
Że uwolniony z owocu dżin,
Przeczyszczający rozlał w nim płyn
I sczyścił muszlę mu przy okazji
* – z tych dwóch słów dowiadujemy się już na wstępie, że opisanemu dalej wynaturzeniu winne jest jabłko
Był mały ślimaczek w Australii
Co jeden* centymetr miał w talii,
Zaś z ciała w obszarze nogi
Wyciągał liczebnik wręcz mnogi,*
By tylko zwiać żabie-kanalii!
* – rasowy fizyk mógłby się czepiać, że dokonane tu zestawienie wielkości o wymiarze długości (rozmiar talii) z wielkością bezwymiarową (liczba nóg), jest bez sensu. Żaba natomiast czepia się ślimaka bez oglądania się na wymiary
Krakowskie kopce – przekładaniec historii zwierzęcych z historią (ze słowniczkiem*)
*- słowniczek trudniejszych nazw i terminów znajduje się na końcu
Z ojcowskiej ziemi pod Zakopcem,
Migrował kret przez ziemie obce,
Aż się dokopał do Krakowa,
Gdzie hiper-stopa jest życiowa,
O czym krakowskie świadczą kopce
Wygraża muszkom z Kopca Kościuszki
Kosarz prężący smukłe w sztorc nóżki,
Lecz muszek tuman,
I tak nie kuma,
Czy czcze czy nie czcze są to pogróżki…
W lokalu disco za Kopcem Wandy
Osa, skąpana w koktajlu z „Brandy”,
Stanęła żądłem w gardle Niemiaszka,
Co chciał do rana gustować w Laszkach
Rozdając nisko im Niderlandy
W wiosenne dzionki, Kopiec Krakusa,
Obłażą stonki „made in USA”,
Czując podobno, że niejaki
„Krakus” kopcował tutaj ziemniaki,
Grubo przed czasem Columbusa
Myszy z Kopca Piłsudskiego
Nie lękają się niczego,
Bo ostatnia tam sierota,
Wie, że Pan popędził kota
Armii Związku Radzieckiego!**
** – autor utworu dobrze wie, że gdy ś.p. Marszałek „popędzał kota” to Związek Radziecki jeszcze nie istniał - ale myszy z Kopca w tej akurat sprawie wiedzą swoje
Słowniczek trudniejszych nazw i terminów (w przybliżonej kolejności ich pojawienia się w tekście):
Zakopiec – dawne młodzieżowe określenie Zakopanego, przez dzisiejszą młodzież nie stosowane
kosarz – owad z rodziny pajęczaków, mający osiem odnóży, każde w kształcie narzędzia używanego w czasie
pokoju przez kosiarzy a w czasie wojny przez kosynierów
Wanda – tu: słowiańska dziewczyna znad Wisły, do której się rzuciła nie mogąc się z nie znającym języka
przybyszem dogadać ani trochę (i stąd się wzięło polskie słowo „Niemiec”), a co dopiero co do ślubu
Laszka – dawniej: Polka, nazwa używana w krajach ościennych graniczących z Polską od południa i wschodu
Niemiaszek – cudzoziemiec z kraju ościennego graniczącego od zachodu, w kontekście terminu „Laszka”
rozumiany jako ciało szczególnie obce
Niderlandy – kraj nisko położony, przy tym odległy i na tyle niepodległy, że jego dawanie jest gołosłowne
(patrz: Henryk Sienkiewicz „Potop”, str. … w każdym wydaniu inna)
stonka – owad żerujący na ziemniakach (względnie na kartoflach), według Związku Radzieckiego złośliwie
zrzucany przez imperialistów z USA na pola uprawne krajów demokracji ludowej
demokracja ludowa – pojęcie nie dające się wytłumaczyć w żaden sposób
Columbus (ang.) – Krzysztof Kolumb, historyczny odkrywca Ameryki, z której później przywieziono do Europy
m.in. ziemniaki, dolary, stonkę, Coca-Colę i F16 (tzn. te ostatnie przyleciały głównie o własnych siłach)
Związek Radziecki – państwo (lata 1922-1991) za wschodnią granicą Polski, największe jakie kiedykolwiek
istniało na kuli ziemskiej (pow. ok. 22 mln km2). Niczego dobrego stamtąd nie przywieziono
Listopad 2015
Limeryk z esejem lingwistycznym, komentarzem i porażką
Korzystał zakonnik w Karpatach
Z habitów po zmarłych współbratach,
Zaś habit na siebie skrojony,
Do trumny miał już odłożony
By w świeżych żyć szatach w zaświatach
Komentarz:
Wiedząc, że nie jestem polonistą ani nie czytuję fachowych pism dotyczących języka polskiego, zdaję sobie
sprawę, że spostrzeżenia zawarte w powyższym eseju – jeśli w ogóle słuszne - dla fachowców są zapewne
banalne i nie są żadnym odkryciem Ameryki.
Skomentuję to taką rymowanką: „jeśli nie potrafisz odkryć Ameryki, to traf se na afisz pisząc limeryki”
Porażka:
…i w tym momencie, edytor MS Word 2007 bezceremonialnie podkreślił mi wyraz „se” jako niepoprawny….
no, ręce opadają…
Limeryk z dopiskiem
Dobrze dojrzała frau z Mannheimu
Szmat ciała miała do wynajmu,
Z najemcą wszak się nie cackała,
Bo brała z góry, i spadała
Kiedy widziała, że brak jaj mu…
Dopisek:
A jak jej gość w obliczu bladł, nie rozpinała nawet szat,
Delikwent zaś w rozdarcie szat w obliczu własnych wpadał strat
Limeryk z refleksją i oświadczeniem
Żona barona w Duesseldorfie,
Przy rozżarzonym w kominku torfie,
Z gronem kowali, cała spłoniona,
Stale puszczała męża w balona,
Zanim nastali bracia Montgolfier*!
Refleksja: „…I wciąż sobie zadaję pytanie: co było pierwsze - balon czy puszczanie?”
Oświadczenie: *- uważny czytelnik spostrzeże zapewne, że w słowach „Duesseldorfie” i „Montgolfier” akcent zasadniczo wypada w różnych miejscach (we francuskim słowie „Montgolfier” – później), i chcąc utrzymać rytm utworu, „Montgolfier” trzeba zaakcentować z polska. Cóż, autor może jedynie oświadczyć, że nic na to nie poradzi.
Limeryk z moją miejscowością i przypisami
Pewien stróż* z Eko-Strefy** w Goślinie***,
Ululany powietrzem w „Biowinie”****,
Choć na zmiany budzików brał zasób,
Budził ledwie na zmianę się czasu,
I jak już, to wiosenną jedynie
(Murowana Goślina, w listopadzie 2015)
Przypisy:*****
*- wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe
**- tu: Specjalna Strefa Ekonomiczna, Murowana Goślina, ul Polna
***- chodzi rzecz jasna o Murowaną Goślinę (w pobliskiej Długiej Goślinie Eko-Strefy** ani Biowinu**** nie ma!)
****- W.Z.F. Biowin S.A. – zakład produkcji spirytusu (Murowana Goślina, ul. Polna 21)
*****- przypisy adresowane są głównie do czytelnika zamiejscowego; czytelnik miejscowy może****** je pominąć
******- nie dotyczy przypisu „*”
Uwaga na marginesie^: z doniosłej roli przypisów w pewnych gatunkach literatury innej niż piękna^^, autor powyższego limeryku zdał sobie sprawę po lekturze godnej polecenia książki „Wstęp do imagineskopii” (wydanie I-sze w latach 70-tych XXw., wydanie IV-te jeszcze dostępne)
^- z uwagi na brak marginesu, „uwagę na marginesie” w niniejszej edycji zamieszczono poniżej przypisów, czyli powyżej (przyp.
red.)
^^- co nie znaczy, że brzydkiej (przyp. aut.)
Limeryk z moją poprzednią miejscowością i przypisami
Postrachem dla miasta Gliwice,
Był pysznie zakuty w stal rycerz,
Co świeżą wciąż zadrę miał w minie,
Choć nosa zadzierał jedynie,
Gdy dźwigał lub spuszczał przyłbicę
Przypisy:
…właściwie niepotrzebne, jedynie czytelnikowi dociekającemu, czy w/w stali zbrojeniowej nie wyprodukowała czasem
gliwicka „Huta Łabędy” wyjaśnię, że zachodzi tu tzw. „splątanie czasów” (ang. entanglement of time)
Limeryk z moją pierwszą miejscowością
Wpadł pan feudalny*, na wozie na koźle,
W poślizg feralny w nawozie** po koźle,
I tyle razy był koziołkował
Póki mu w głowie nie wykiełkował
Do dziś legalny herb miasta Koźle!
Przypisy:
*- chodzi konkretnie o właściciela ziem nad Odrą (w języki mniejszości niemieckiej: „Feudau am Oder”)
**- to, że w dzisiejszym Kędzierzynie-Koźlu działa wielka fabryka nawozów sztucznych, z powyższym incydentem związek ma co najwyżej luźny
Ilustracje:
Ryc. 1. Herb miasta Koźle (obecnie: Kędzierzyn-Koźle)
Agnieszka Radwańska wygrała wielki turniej "Masters", pokonując w finale Czeszkę, Petrę Kvitovą
Tenisistka maleńka z Krakowa,
Co niejednej pod rękę się chowa,
W Singapurze, fruwała po korcie,
Aż wyrwała wisienkę na torcie
Z dedykacją: "Wymiękłam - Kvitova"
Poseł, co pierwszy dostrzegł na Krecie,
W emerytalnym dziurę budżecie,
- Że sejm pauzował, bo był to piątek -
Zaproponował sam na początek
Skrócenie życia własnej kobiecie!
Pewien wikary na czubek wszedł Śnieżki
A nadto w duszę zbłąkanej tam Czeszki,
I odkąd ona rzekła mu “Ano!”,
W klerze zaś zeń zrezygnowano-
Noszą do pary łatane komeżki
Przez „Windows”, cieć z Kuwejtu,
W e-sieć lał morze hejtu,
Aż ktoś mu w drzwi otworze,
Zawiesił piach we worze
Z adresem „Może lej tu…?”
Październik 2015
Konkurs chopinowski, młody Koreaniec
Rozstrzygnął koncertem „e” na fortepianie,
Siejąc wiatr boski w pudle „Yamaha”
Tuż pod ojcowskim spojrzeniem Lacha,
Co w zacne zmachanie na drugim wszedł planie
Zimnej Majce z wioski Korzonek,
Spod pantofla prysnął małżonek,
I do gorącej trafił Emilki
Co owinęła go wokół szpilki,
By w jej bajce służył za pionek
Trzy limeryki z krótką miejscowością
W Austriaku trzeźwym w Graz,
Łyk koniaku to już kac...
A tył głowy rwą mu nerwy,
Że jest kac, a brak był przerwy
W umysłowych pełni władz!...
Gość, co dość miał we wsi Kup,
Namokniętych krup ze zup,
Złość, na odlew biorąc wazę,
Skrupiał żonie pod obrazem,
Gdzie ich zdjęty wisiał ślub
Agrotechnik jeden w Sion,
Gdy w paznokcie wszedł mu glon,
Aż po łokcie wstrzymał mycie,
I wyciąga z palca w szczycie,
Do dwóch deko eko-plon
Sześć żon szejka w Casablance,
Kąpie pana w wonnej piance,
I traktuje miękką gąbką,
A wybrana – jego ząbkom
Biały make-up robi w szklance
Piłkarze Bruk-Betu Nieciecza,
Do wczoraj z boiskiem gdzieś w mleczach
Od krzaków porzeczek po rzeczkę,
Dziś dają w kolejnych znać meczach,
Gdzie mają ligową poprzeczkę
(…polska ekstraklasa 2015/16…)
Chińczyk, na którym w Wuhan
Na noc przysiada mucha,
Wpada w stan zasypiania,
Kiedy w miejsce bzykania
Cisza zapada głucha...
Koniec września 2015
Tnie się w Sopocie, w jednym patriocie
Oflagowanym wkoło na płocie,
Żyłka odlotu w łopocie z płotu,
Z zespołem wraku w braku polotu
Gdy flak mu z flag się robi w słocie…
Głodomór na diecie w Pretorii
Trzy kilo jadł kilokalorii,
Najchętniej w postaci kapusty,
Gdyż bez niej, brzuch mając za pusty,
Czuł syty się tylko w teorii
Strażnik, co słoik ma z marmoladą
Za płótnem Goyi w Muzeum Prado,
Boi się, że gdy ludzie się zwiedzą,
To zwiedzający go objedzą,
A swoi jeszcze i objadą….
Madryt, 19.09.2015
Wkłuł sobie agnostyk w Licheniu,
Wbrew Pismu o duszy zbawieniu,
W siedzeniu tak ostry tatuaż,
Z napisem „Ja duszę mam tu aż!”,
Że duszno mu aż w podniebieniu
Ostatni dzień sierpnia 2015
Nachodził bałamut w Mąkolnie,
Sąsiadkę swą z góry namolnie,
Aż zręcznie zadała mu Colę
Z mrożoną w niej kulką na mole,
I z buta przygrzała oddolnie
Spory billboard, w drodze do wsi Bajorki,
Intryguje krótkim hasłem “aktorki”,
A dopiero za ostatnim zakrętem,
- Niewidocznym sprzed zakrętów fragmentem-
Precyzuje, że w grę wchodzą traktorki…
Szwedzki kucharz, w Kampuczy
Ostrej kuchni się uczył,
Co do szwedzkich zaś smaków:
Kasę ciął na zmywaku,
Jako spec od popłuczyn
Cerber w night-clubie na Ibizie,
Laski przepuszcza albo gryzie
W rytmie kaprysów swojej żony,
W ciemno nadgryza zaś matrony
W świetle zapisów w intercyzie
Karny husky, w Sacramento,
Raz kiełbaski zwinął pęto,
Lecz już odtąd nic nie kradnie,
By, gdy z drugą winą wpadnie,
Pierwszej mu nie wyciągnięto
Anestezjolog w Ensenadzie
Usypiał kobiet parę na dzień,
A jedną wciąż pozbawiał snu,
Chcąc by się oddawała mu
Przy całonocnej serenadzie
Lipiec/sierpień, 2015
Z remontu mojej łazienki
Dom w skraju Murki, w murze z kranem,
W Kraj Rad miał rurki zakutane,
A gość, co robi tam remonty,
Przegląd ma lat osiemdziesiątych
Choć wiadomości z rur są rwane ...
Protetyk z Trynku, w kominka wnękę,
Powstawiał szczęki w deseń w sosenkę,
A kumple mówią o tym dizajnie,
Że dym w kominku gryzie niefajnie,
I że do wnęki podchodzą z lękiem ...
Letni skoczek spod Karpacza,
Chcący w locie udać macza,
Gdy zaskoczył w progu żabę
Zmoczył uda nagle słabe,
Co clou macza mu wypacza!
Lipiec, 2015
Wspinacz w Tybecie w mnisim wucecie - tryptyk
Zastał wspinacza, mnich w Tybecie,
Z czekanem w ścianie w mnisim wucecie,
I rzekł, pod oblodzonym murem,
Że klasztor, na infrastrukturę,
Czarną przeznacza dziurę w budżecie
Zastał wspinaczy, bramin w Tybecie,
Dwóch z czekanami w ciasnym wucecie,
I rzekł, że kto w przybytku ściany,
Wtłacza namiętnie się w dwa czekany,
Zniesmacza wszystkie osoby trzecie
Zastał wspinaczy, lama w Tybecie,
Stu z czekanami w mrocznym wucecie,
I rzekł, że jeśli któryś z lamów,
Wpadnie w rozpędzie w ten las czekanów,
To będzie dramat jak w Makbecie
W służbie w MON, Elizę z Barda,
Z twarzą z mistrza Leonarda,
Zarażono wpół uśmiechu
Zgryzem dziadka do orzechów,
O twardości „Leoparda”
Limeryk tragiczny
Pod ziemię, rolnikowi z Lizbony,
Tragicznie się zapadły trzy żony,
Policja zaś trzykrotnie przyznała,
Że w miejscu, gdzie zalegał trup ciała,
Faktycznie, grunt był mega-spulchniony
Chudy Łukaszek pod Piasecznem,
Zjadł w porcjach kaszek ząbki mleczne,
I znów przez smoczek musi jeść,
A w kiszkach mu zębata treść
Rytmy grzechocze nietaneczne…
Serc damskich łowca na Borneo,
Damy czarował jak Romeo,
I komasował na balkonie,
Który w figowca miał koronie,
Póki mu drzewka nie przegięło…
Pyzata pannica w Pyrzycach,
W popiersiu dwa słońca ma w licach,
A w rzeźbie całości,
Jej sumą krągłości
Jest klata z par sierpów księżyca
Wpadał jąkała z Łopuchowa
Do pań samotnych na dwa słowa…
A, że wymowa mu rwała się,
Dowód w niejednym jest bobasie,
Co w międzyczasie im zmajstrował.
Bezbożny Jerzy, z górki w Chabówce,
Jak wpadł w sznur jeży na wyścigówce,
Uwierzył w świat pozagrobowy,
I z tyłu uderzonej głowy,
Stale anielskie grzmią mu hufce
Kwiecień/maj 2015
Wielkanocne rozmaitości jadalne
Kocha gej ze wsi Gaj,
Wielkanocnych wzory jaj,
I po maj, muzą dlań,
Najdojrzalsza jest tam z pań,
Bowiem jej wciąż są naj…
Kucharczyk z Parmy, co smak miał nikły,
Święci Wielkanoc robieniem ćwikły,
A tak właściwie: karmy do chrzanu,
Przez natarczywy smak parmezanu,
Którym pokarmy chrzcić jest nawykły
W Wielkanoc, gdy damie z Wiewiórek,
Jak kamień się upiekł mazurek,
Rodzinka, co była z Opola,
Chwaliła owego kamola,
Że chrupie jak słodki marmurek
Raz w dobę, asceta w Paryżu,
Dwa ziarnka sypkiego jadł ryżu,
A picie, co w tycie lał ciało,
Jedzenie z trzech dób w nim sklejało -
I z tego burczało mu w krzyżu
Właściciel tartaku spod Młocin,
Herbatę o smaku pił trocin,
A jeszcze suszone brał wióry,
I latem przykładał do skóry,
By komfort czuć braku wypocin
Bibliotekarce miejskiej w Kole,
W kurzu, po kątach lęgną się mole,
Ta zaś, z utkwionym w biurku półwzrokiem,
Kąty omiata drugim swym okiem,
Co zezowate jest i sokole
Wielkanoc 2015
Bezpiecznie żył rycerz ze Zgierza
Bo nigdy nie ściągał pancerza,
I każdy waleczny mąż, który
Chciał dobrać się jemu do skóry,
W lot stwierdzał, iż ta jest nieświeża…
Anorektyczka jedna w Tikricie
Co nikłe miała w szybach odbicie,
Przelatywała przez nie niechcąco,
Aż jeden chirurg, na bieżąco,
Musiał jej ciała łatać poszycie
Kustosz wawelskich wnętrz zamkowych,
Do zwiedzających mówił z głowy,
Z tym jednak, że w godzinach szczytu,
Wiedzę częściowo brał z sufitu,
Gdzie głów miał zestaw zapasowy
Marzec 2015
Szczerbatej wdowie, dentysta w Rzgowie,
Naprawiający zęby ołowiem,
Taki masywny wmontował mostek,
Ze wdowa musi stawać na głowie,
By nie ogryzać swych własnych kostek
Limeryk egzystencjalny
Bytom się żeńskim, proboszcz z Prateru,
Zdradzał z zamiarem odejścia z kleru,
I, ufające w niebiańską premię,
Sprowadzał męskim czarem na ziemię,
Zaś niewierzące - wprost do parteru
Od jąkania drgawki miał Fin,
Więc w wakacje jechał do Chin,
Gdzie chińszczyźnie zdawał się płynny
Magią czkawki, gdy mu uczynny
W racje kawki wdawał się dżin
Krótkowidząca śpiewaczka
Z wysiłku przy forte w La Scali
Gdzieś gubiąc kontakty do dali,
Taktowne zbierała oklaski,
I kwiaty rzucane jej z łaski
O ile w nią ludzie trafiali…
Cielęce oko, doktor w Kordobie
Puszczał do zgrabnych badanych kobiet,
Zaś, by pacjentki tak przyjęte,
Nadto nie czuły się dotknięte,
Ręce głęboko trzymał przy sobie
Był drobny generał w Bilbao,
Którego się wojsko nie bało,
Bo chociaż, dla groźnej postury,
Trzy sztywne ubierał mundury,
To w środku mu wszystko wisiało
Żył ongiś pigmej w Gabonie,
Widocznie wciąż zgięty w ukłonie,
Z objawem lekkiego skłaniania
W kierunku się prostowania,
Zaocznie miewanym na stronie
Z wianuszkiem kobiet, alfons z Pakości,
Żył z trzech wymiarów ich okrągłości
I w trzypiętrowe wchodził rachunki…
Jednocyfrowe miał zaś stosunki
Z płaskim wymiarem sprawiedliwości
Limeryki beskidzkie śląsko-żywieckie
Wcina się ostro drwal pod Zwardoniem,
W świerkowe słoje w letnim sezonie,
Zimą zaś wcina, we wsi Laliki,
W zwolnionym tempie dżemu słoiki,
Po których tępo drzemie przy żonie
Poznaniak, co posiadł daczę
Z widokiem na Wielką Raczę,
Powiada: „Widok tu błogi,
Z Poznania dojazd jest drogi,
A ja nie płacę a patrzę!”
Szacunek, od Soli do Czadcy
Miał owczarz, co z miną wszechwładcy
Barany zaganiał do kupy…
Lecz w środku swej własnej chałupy
Był w roli najwyżej doradcy
Żyje wielebna matka w Istebnej,
Z różańcem w ręku w konfekcji zgrzebnej,
A jeśli czasem pokus ma dzionek,
By nie odmawiać sobie koronek,
Wplata je tylko w części chwalebnej
Załatwił kotu, góral ze Szczyrku,
Wieczny spoczynek wprost w kocim żwirku…
Z premedytacją, w chłodnym odwecie,
Za to, że zwierzak, zamiast w kuwecie,
Wiecznie załatwiał się w ludzkim wyrku!
Pulchny rzeźbiarz pod Milówką
Utknął z dłutkiem za lodówką,
Gdzie zmuszony był pozostać
Aż wyrzeźbił szczupłą postać
Posiłkując się głodówką
2014
Późny grudzień 2014
Zjazdy i węzły autostradowe A2 na odcinku Warszawa-Poznań
Konotopa
Homeopata z Konotopy,
Handlarz wyciągiem z końskich kopyt,
Gdy jakiś klient wyciągnął swoje,
Odnotowywał z niepokojem,
Że o dwa oczka spadł mu popyt
Wiskitki
Gdy z przyjściem wiosny, w gminie Wiskitki,
Gnojówka stapia rolne użytki,
Drogówka wtapia na alkomatach,
Bo w bezlitosnych tam aromatach,
Człek, choć radosny, oddech ma płytki
Stryków
Gdy się sprowadził do Strykowa
Szybki, lecz mało bystry kowal,
Ktoś towarzysko puścił plotkę,
Że kowal zdąża tępym kuć młotkiem
Wszystko, co mu pomyśli głowa
Modła
Pewna Sędzina z wioski Modła,
Nieabstynencki żywot wiodła,
A jak o winach wyrokowała,
To od białego w tle czerwieniała,
Do państwowego pijąc godła
Krzesiny
Koło Poznania, pod Krzesinami,
Niebo się kłania przed lotnikami,
Co nad A-dwójką, na wyścigi,
Z komunikacją w czwórkach na migi,
Kręcą ósemki F-szesnastkami
Grudzień 2014
Limeryki staropolskie i sielskie
Słynął przed laty szlachciura z Mławy
Tym, że gorzałkę, dzbankiem do kawy,
- Gdy w wygolonym dobrze miał czubie –
Lał higienicznie w kołnierz na szubie,
Co był włochaty i mocno wszawy
Żył w folwarku Koziebrody
Chłop szlachetnej tak urody,
Że potomne jemu dziatki,
Wiarołomne miały matki,
Oraz świetne rodowody
Skrzydła do szarży, husarz z Nieświeża,
Przypiął lękliwie z przodu pancerza,
A gdy z wierzchowca łypnął ku wrogom,
Koński przed siodłem obejrzał ogon,
Bo koń szarżować też nie zamierzał
Ordynat majątku „Czerepy”
Gdy pańskiej momenty miał krzepy,
Z miłosnych po krzakach wybryków,
Z kolekcją urwanych guzików,
Wychodził zapięty na rzepy
Szlachciance z zaścianka Słomniki
Szemrały z zaświatów umrzyki,
Więc zręcznie imała się kosy,
I ręcznie zliczała ich głosy,
Na ściance stawiając krzyżyki
Październik 2014
Muzycy
Słynny na całą Kalifornię
Pełną kukułek ma trębacz waltornię,
Co koncertowo się chowają,
Ale czasowo nie kukają
Bowiem nadęte są potwornie
Zgrabna skrzypaczka, rodem z Wieliczki,
Grając z zacięciem kwartet na smyczki,
Wzruszy twe oko wcięciem w spódniczce,
Lecz, że na oko stroi też skrzypce,
W uszy głęboko załóż zatyczki!
Krakowskie gołębie, grajkowi pod murem,
Siadają na flecie, gruchają mu chórem,
A jak jest do przodu w koszyku dochodów,
Wtrącają mu w dochód trzy grosze odchodów...
Bo gołąb już taką ma wredną naturę
Pewnej pianistce z Leśnej Góry,
Myszy wygryzły w nutach dziury,
Przeto pianistka, odwetowo,
Wygryzła mysz komputerową
Działaniem z samej klawiatury
Nerwowy dyrygent w Łańcucie,
Gdy słyszał w najcichszej fałsz nucie,
Ataki pod frakiem miał drgawek,
Widoczne u dołu nogawek,
Zaś górą czuł kłucie w batucie
Późny wrzesień 2014
Tancerki hot-gogo
Tancerka hot-gogo z Samoa,
Co w samym dusiła się boa,
Pobiła matoła
Co wołał: „bądź goła!”
A boa z niej ściągnąć nie zdołał
Tancerka w czerwonym kapturku
Pląsała w hot-gogo pod Turku,
Gdzie oddech co cztery numery,
I wilka na cztery litery
Łapała na zimno na murku
Tancerka w club-gogo w Bombaju
Jak kobra się wiła na haju,
A człowiek, co był z nią w duecie,
By grą ją zaklinać na flecie,
Z wrażenia dostawał liszajów
Tancerka hot-gogo z Lubawki,
Puszczała królika z nogawki,
Lecz królik jej naszczał w nogawkę
I trafił za karę w potrawkę,
Tancerka zaś poszła w odstawkę...
Kurze dyrdymałki
Suszą w wiosce Suszek Duży
Gospodarze nawóz kurzy,
Który służy, kiedy słota,
Pochłanianiu wody z błota
Z dróg, spod płota i z podwórzy
Rzekł hodowca kur z Cordoby:
„Piór powpycham kurom w dzioby,
By stłumiony tembr ich gdaku
Brzmiał jak wtór pod chór świstaków”,
A kur zapiał „kurde, oby”!
Obejrzały dwa kurczaki
Posąg Nike z Samotraki
I uznały, że rzeźnicy
Byli dawniej nie tak dzicy
I, że mieli cool-tasaki
Pewien kogut we wsi Duchy,
Ma zwolnione, płynne ruchy,
Czym zbrzydzone kwoki gdaczą,
Że ten kogut to nie maczo,
Lecz słodzone, ciepłe kluchy...
W przodującej fermie w Kętach
W parach klują się pisklęta,
A jak są jednojajowe,
To wypada im na głowę
Po pół stempla producenta
Dziwnie dzika kura w Sjenie
Co miast piór ma uwłosienie,
Nie unika roli nioski
Lecz nie znosi, kiedy włoski
Kogut tyka ją grzebieniem!
Wrzesień 2014
Gliniarz w Zadarze robił kolaże
Z fotek cyklistek w fotoradarze,
A gdy cyklistką była nudystka,
To zatrzymywał dźwiękiem ją gwizdka,
I wlepiał z listka jej dekupaże
Stary satyr, na rynku w Calgary,
Przechodzące wybiera ofiary,
I pożera na sposób optyczny,
Zaś na sposób organoleptyczny,
Jest - jaki mówi - "cholera, nie jary"
Smakosz ratafii z Nawarony,
Potrafi działać nawalony,
A po karafie wytrawności,
Nawala mdlejąc z niestrawności,
Jeśli niewprawnie jest cucony
Sierpień 2014
Policyjne smerfy
Policjant-papa z wysp Papui,
Z uśmiechem w kształcie klap szczeżui,
Gotuje gary w aucie „Cadillac”
Licząc, że wpadnie mu choć na grilla,
Podróżna gapa z biura TUI
Policjant-pracuś z Nowego Jorku,
Wyżywa się gdy stoi w korku,
Tym, że wyszywa ornamenty
Na materiale trwale rozpiętym
Na czapce niczym na tamborku
Policjant-gapcio z Zielonej Góry
Zbrojny w kiszone bywa ogóry,
A to za sprawą drugiej połówki,
Która, by mąż nie gubił wałówki,
Wkłada mu cichcem ją do kabury
Policjant-wałkoń z Trypolisu,
Gromadzi dane do rysopisów,
Z których wynika, że zbrodniarze,
Pozasłaniane mają twarze,
Z bzika, dla szpanu lub kaprysu
Policjant-siłacz ze Sri Lanki,
Testuje wszystkie nowe kajdanki,
A z rozerwanych jego ramieniem,
I powiązanych gratis rzemieniem,
„Made in Sri Lanka” są skakanki
Policjant-ci ja, w Podczerwonem,
Piórko przy czapce nosi zielone,
Dodajmy, gwoli też ścisłości,
Że czapkę, dla przyzwoitości,
Orłem wywija na lewą stronę
Policjant-złośnik spod Navarry
Służbową pałką bije komary
A gdy ktokolwiek pyta go się,
Czemu akurat muchy ma w nosie?
„Much” – rzuca – „nie są takie aż chmary”
Policjant-mędrek, z Wanuatu,
Szacuje, że gdy z alkomatów
Wszystkie zsumuje się promile,
To biopaliwa wyjdzie tyle,
Że można wrócić by z zaświatów
Policjant-twardziel w Bukareszcie,
Tłum zatrzymanych ma w areszcie,
Więc gdy się natkniesz nań przypadkiem,
Lepiej wycofaj się ukradkiem,
Bowiem zatrzymać może też cię
Lipiec 2014
Żul, co w miesięcznej diecie w Kapsztadzie,
Tuszki chrabąszczy żuł w czekoladzie,
Burczące w brzuchu trawiąc posiłki,
Dziś nieporęcznej wygląd ma piłki,
Z której wystają nóżki owadzie
Zrzędzi przewrotnie filozof w Krakowie,
Że dzięki lotnie otwartej głowie,
Z wyklutych myśli, nim wdzieje im słowa
Wręcz bezpowrotnie mu wieje połowa,
I, że odwrotnie mają posłowie
Pewien literat z miasta Wronki
Obrywał z polskich liter ogonki,
Które przerabiał piórkiem na ptaszki,
Czym dość gremialnie przywabiał Laszki,
Zaś literalnie żył bez małżonki
Limeryki okołochemiczne
Pani Ala z Częstochowy
Tak ma marny piec węglowy,
Że obłokiem czarnej chmury
Kala wieżę Jasnej Góry
Kiedy sezon jest zimowy!
Handlarz walutą, który w Sopocie
Dolary mrozi w ciekłym azocie,
Twierdzi, że dolar tak mrożony,
Latami trzyma się zielony,
Oraz nie śmierdzi w żadnej kwocie
Najwyższy piłkarz z PZPN,
Miał kiedyś fantastyczny sen,
Że podczas szarży na brameczkę
Tak przypier.... czołem w poprzeczkę,
Że aż mu podawali tlen
Młody urzędnik ma w Szczakowej,
W głowie dwa stawy wody sodowej,
I po nich, gdy petentów słucha,
Sprawy, jak kaczki, z ucha do ucha,
Puszcza w relacji przelotowej
Wytwarza sprytny złotnik ze Śremu,
Z własnej hodowli kryształów krzemu,
Perfumowane trwale kolczyki,
A źródłem krzemu dla tej „fabryki”
Są niepłukane słoiki z dżemu …
Gdyby Dratewka, szewczyk z Salwatoru,
Użył nie siarki, lecz siarkowodoru,
I go podłożył w skórze barana,
To smok wawelski nie dożył by rana,
Lecz padłby w ciemno z powodu odoru
Zadbane panie z Gminnego Lasu
W nadmanganianie się kąpią potasu,
Od biedy w solach, a od parady
W pianie z odczynem w słabe zasady,
Łamane klinem winnego kwasu
Jak podaje Biały Dom
Z Pentagonu znika brom....
Sprawca wprawdzie jest nieznany,
Lecz najbardziej podejrzany
Polski jest batalion „Grom”
Pisał wzięty redaktor w Pakistanie,
Że był znalazł naczynie po uranie,
A gdy wyszło, iż zmyślił ociupinę,
Bo naprawdę chodziło o urynę,
To napisał, że pisał na kolanie...
Czerwiec 2014
Po przepiciu, muzykowi w Berlinie,
Grają w berka białe myszki w pianinie...
A on, w miejscach gdzie uderzą młoteczki,
Rozprowadza, przy użyciu łyżeczki,
Grudki serka w dźwięcznych strun pajęczynie...
Jeden blady erotoman z Frankfurtu,
W sprawach seksu amatorem był hurtu,
Na detale mało przy tym uważał,
Przez co stale te detale odparzał,
I okłady musiał robić z jogurtu
Kwiecień 2014
Limeryk na każdy dzień tygodnia
Fryzjer ze Strzałek, co krzynę działek
Golnął z niedzieli na poniedziałek,
A w śnie marudził, że goli rusałki,
Z głową się zbudził w sine przedziałki,
Bo trzeźwa żona znalazła wałek
Niedzielny komandos z Majorki,
Powracał ze skoków we wtorki,
Albowiem lądował w burdelu,
Gdzie znosił w przyziemnym go celu,
Spadochron ze wzrokiem w amorki
W zadupiu zwanym Leśna Woda
Wolna od handlu jest cała środa,
By upamiętnić wydarzenie,
Jak to w sklepiku „Pod Jeleniem”
Się zatrzymała na siku Doda
Jadłodajnia w mieście Herby Nowe,
Wydawała obiady czwartkowe,
Czasem aż do następnej środy...
A sezonowo stawiała lody,
Jesienią letnie, a latem - zimowe
Omylny saper, którego w Lądku
Mocno opalił granat przy piątku,
Przez weekend strzelał pomroczne miny,
Choć zdaniem pani saperzyny,
Jak by nie patrzeć, mąż wciąż był w porządku
Odwiedzał zdrowotnie Sopotnię,
Suchotnik w wieczory sobotnie,
By tańcząc na sucho kankana,
Przepłukać się pianą z szampana,
Do rana dwu- albo trzykrotnie
Komandos z Majorki, co wiele
Amorków wyskakał w niedziele,
Cmentarny od wczoraj ma pomnik,
Gdyż trafił okrakiem w odgromnik,
Na farnym, strzelistym kościele
Późny marzec 2014
Raz kominiarz z Jarocina
Odpadł z sadzą od komina
I bujając się na linie
Bujnej w dekolt wpadł blondynie
Co guzików nie zapina
Mały chłopczyk w Lübbenau
Na organkach ciągle grał
A był chudy jak fujarka
Bowiem w buzi, miast do garnka,
Ciąg do luftu raczej miał
Skromny konował, gdzieś w Stuttgarcie,
Do kobiet zdrowe żywił parcie,
Lecz, zdrowe mając gdzieś żywienie,
Z parcia startował w nadciśnienie,
Czym się dołował już na starcie
Zuchwały Mladen z Berchtesgaden,
Co się przedstawiał - „Ich bin Mladen” -
Nastawiał tresowane wrony
By porywały dzieciom balony,
Aż w końcu nawiał hen pod Aden
Pewien elektryk z miasta Bonn,
Spięty, gdy lgnął do cudzych żon,
Od własnej żony, po czwartym lgnięciu,
„Won!” – w małżeńskim usłyszał spięciu,
I jest spalony z pięciu stron!
Herr Katz, feldkurat z Friedrichstadt,
Gdy w mszę polową dął był wiatr,
Płynął w kazanie o szatanie,
Co wierzchnie porwać chcąc ubranie,
Spodnie akurat wziął mu skradł …
Plastyczny chirurg z kraju Basków,
Kształtował formę na babkach z piasku,
A gdy formował kształty na paniach,
Liczne fundował im zadrapania
Po grabkach, co je miał przy pasku
Środkowy marzec 2014
Wysmażył Eryk, kucharz z Gandawy
Zgrabny limeryk, a tak plugawy,
Że gdy go ktoś przeczytał wspak,
To długo mu nie wracał smak,
Wracały za to smaczne potrawy
Uchodził pewien gej spod Chemnitz
Za znawcę damskich dusz tajemnic …
A gdy trafiało mu się ciało,
Wymijające mówiąc - „Ciao” -
Uchodził żwawo ... i potem nic
Pewien kapitan z Wilhelmshafen
Pełną w u-boocie mundurów miał szafę,
W których sweet focie trzaskał na balach,
Ale najsłodszą machnął w koralach
Gdy jego okręt wjechał w rafę
Cienki szuler z Osnabrück
Miał w rękawie damę pik,
Co z karcianej grubej talii
Najszczuplejsza była w talii
I wchodziła mu na styk
Marzec 2014
Kolarze sześciu kontynentówKolarze w Amsterdamie,
Marychę paląc w bramie,
Lub inne krzepkie ziółka
Kupione w supersamie,
Dymiące kręcą kółka
Kolarze w Peszawarze,
Stosując kamuflaże,
Wtopieni między krowy,
Na kiepskim trotuarze,
Trenują bieg jałowy
Kolarze z Adelajdy
W kangurkach robią rajdy
Wsłuchani w szmer zębatki,
Lecz koniec mają frajdy,
Gdy wjadą na kolczatki
Kolarze w Zanzibarze
Na złote suną plaże,
By tam, całymi dniami,
W słonecznym piec się skwarze
We wzorki ze szprychami
Kolarze z Pernambuco,
Po kocich łbach się tłuką
Lecz czują luz w pedałach,
By pod cienistą juką
W wir samby puścić ciała
Kolarze z Arizony,
W pustynne ciągną strony,
Ażeby, sącząc wodę,
Opróżnić swe bidony,
I wrócić samochodem
Niewiasta smukła z Dukli
Fryzury chce się pukli
Do gołej wyzbyć skóry
Gdyż smukłość jej figury
Brak pukli uwypukli
Olimpiada 2014
Dwa medale za szybkość
Wjechały w annały światowe
Polaków srebrzysto-brązowe
Kolejki łyżwowe...
Czy takież osiągi
Krajowe mieć mogą pociągi?
Złoty Stoch
Gdy w Zębie miał roczek i smoczek
Nie wiedział, że będzie zeń skoczek...
A w Soczi jest smokiem,
Co lecąc nad stokiem,
O złoty zahaczył obłoczek!
Veni, Soczi, vici (klasykowalczyk)
Przybyła ze środka Europy
Do Soczi, gdzie śnieżne roztopy,
Wygrała jak chciała,
A doktor od ciała
Urządził jej w bucie raj stopy
Bródka z niespodzianką
Czy komuś by przyszło do głowy,
Że w Soczi tnąc chodnik lodowy,
Wszyściutkich rywali
Na nogach ze stali
Powali jak cios podbródkowy?
Dwa złote Stoch
Za czystą na skoczni robotę,
Wyciągnął przez tydzień dwa złote,
I z błyskiem obrazków
Z dwóch boków na kasku
Bombowym się stał Stocholotem!!
2014 02 10
Zawody miłosne męskie
Jest Igor w mieście Kęty,
Jak cięty kwiat zwiędnięty
Gdyż wigor w nim zaszczuła
Czesława, co nie czuła
Tej, co on do niej, mięty
...
Mirmiła z miasta Szczucin
Wprawiła w spleen mamuci
Ludmiła, gdy wyznała,
Iż to, czym Mirmił pała,
W niej w chuć się nie obróci
...
Stachowi, co ma żądzę
Ku Kachnie pod Grudziądzem,
Odmawia Kachna łona,
Bo Stach, jak mawia ona,
Nie pachnie jej pieniądzem
Zawody miłosne żeńskie
Do Władka z miasta Nakło,
Gdy Staszce rzekł on: „Ja kło-
potliwy jestem nocą,
Bo paszki mi się pocą”,
Uczucie Staszki zblakło
...
Iwonie z miasta Błonie,
Jan, z gwiazdką na pagonie,
Jak oddać chciała mu się
A w wianie i mamusię,
Oświadczył: „co to, to nie”
...
Już Bronka ze Straconki
Nie kwili jak skowronki,
Bo przeniósł Stan manatki,
W sikorki dom bogatki,
Co więcej ma mamonki
2014 01 28
Krokodylki
Raz jeden pantoflarz nad Nilem
Z miejscowym się starł krokodylem,
A potem, spytany o mendę,
Czy mocno zmieniła mu gender?
Odburknął: „o tyle o ile”
...
Drobnego bankiera z Indiany
Do zera gdy zżarły kajmany,
Szeptano, iż bankier ten drobny,
Na oko wątpliwie nadobny,
Na bank był uczciwie nadziany
...
Pułapką przezwany na panie
Krokodyl się chował w Paranie,
I z głową choć pływał zakryty,
Masowo zdobywał kobity,
Gdyż chwyty stosował nie tanie
...
Był gawial onegdaj w Bengalu,
Co znał się na auto-metalu,
Gdyż podczas powodzi, od spodu,
W dziesiątki się wgryzł samochodów
I zęby na felgach zjadł alu
...
Niech ktoś mi ułożyć pomoże
Limeryk o aligatorze,
Co rytm synkopuje swym „Ali”,
Z czym wprawdzie rymuje się „Mali”,
Lecz w Mali ów zwierz żyć nie może….
Lędźwie swędziały najzgrabniejszą z sędzin,
Jakie w rejonie sędziowały „Będzin”,
A w ramach walki z tym uczuciem,
Rzesze medyków, ze współczuciem,
Dokonywały jej lędźwi oględzin
Pod Salt Lake City, pewien mormon,
Przez jadowity jakiś hormon,
Z żonami, zamiast płodzić dziatki,
Nocami wspólnie tka makatki,
Ogólnie wbrew mormońskim normom...
Końską paszczękę, Ala z Rewala,
Przed wzrokiem kpiarzy kryjąc w woalach,
Na własna rękę pyta w szpitalach,
Któż by jej twarzy poprawił owal,
I od lekarzy słyszy, że kowal…
2013
2013 11 15
...z prześwietlenia pewnego majątku (listopad 2013)….
N. N. - doradca bankowy z Marek,
Drogi markowy nosił zegarek,
Wszystkie związane z nim wskazówki,
Warte pokaźnej były gotówki,
W tym parę stanowiło podarek…
Gdy wielki mułła w Stambule
Na mule jechał na mule,
Muł nurzał ciało w namule,
Lecz w zbiorze muli to mulle
Nie przeszkadzało w ogóle.
Artysta, co kołkiem w La Plata
W pracowni przesiedział trzy lata,
Gdy wyszedł zeń z dłutkiem,
Powiedział ze smutkiem,
Że strugał jedynie wariata
Easy rider
Motocyklista z miejscowości Błonie
Czcił platonicznie na dwóch kołach konie,
Pewnej Ilonie też nie skąpił łask,
Z którą przestając - choć go w kark pił kask -
Nie poprzestawał zgoła na Platonie
2013 10 03
Pewien namiętny palacz spod Pucka
Jadał wyłącznie duszone płucka,
Wyzbyć nie mogąc się przeświadczenia,
Że pożywieniem tym się dotlenia
…A woń mu z płucek bila nieludzka
Opasła Dunka z Kopenhagi
Mentalnie gasła za sprawą wagi,
Aż jeden magik odchudził Dunkę,
Gdy wzbudził w Dunce mega-biegunkę,
Ładunkiem masła z przyprawą Maggi
Walczy mistrz dojenia z farmy pod Hanoi
(co setki z wymienia zna krów, które doi)
Z syndromem braku szerszego spojrzenia,
Poprzez ćwiczenia pierwszego tłoczenia
Lnianego siemienia, rzepaku i soi
Zniosła wstydliwie, kura pod Łańcutem,
Jajo zielone, na oko zepsute…
Czym podniecone, liczne bulwarówki
Piszą o wpływie kosmicznej taksówki,
Z niefrasobliwie włączonym kogutem!
Na wakacje, pewien ksiądz w Makau
Aplikację w i-phonie miał mszału
Ściągał dzwonki nim na podniesienie
I w szczytowe wciągał się skupienie
Gdy ikonki przeciągał pomału
Pies sołtysa z Wąchocka, przy budzie mops,
Chcąc się urwać (do Płocka?) robił hops-hops!
Aż kiedyś sołtys, dla kawału,
To, co w Wąchocku mopsa trzymało,
Zmienił na gumę – i mamy klops!
2013 10 01
Podstarzały raper z Łańcuta
Pijać lubił rosół z koguta
Mimo faktu, że po kogucie
Opadały męskie mu chucie,
Oraz taktu gubił poczucie
Pewna bywała panna z Kowna,
W gestykulacji nad-wymowna,
Wciąż dopełniała mową ciała,
O czym się stale wysławiała,
Choć nie bywała wcale słowna
Cierpiał tancerz z Tuluzy
Jeden z tuzów swej Muzy,
Bowiem, zima czy lato,
Choć opychał się watą,
Wciąż w rajtuzach czuł luzy
Senne inicjałki
W snach erotycznych księgowej z "R...",
Mąż obsypywał stertami ją zer...
I gdy zgarniała cyfr tych nadwyżki
Komputerowej ruchami myszki,
Doprowadzała się do zadyszki
…
Nachodzą Zosię nocami w "Ł…"
Włochate łosie z kłębami pcheł,
Co ją w koszmarnym kąsają śnie…
Z tym, że po nocach gdy wstają dnie
Łosie znikają, a pchły - nie
…
Serce ma drżące Stach z gminy "U..."
Gdyż witaminy od "A" do "W"
W snach nawiedzają wciąż go po trzy…
A brakujące "Z" "X" i "Y"
Na dniach też mają przyśnić się mu
…
Noc w noc pan Prot z przedmieścia w "Sz…"
Śni, że jest J-23,
A dzień w dzień z rana go bierze cholera
Bo na numery sen w sen się nabiera
Tego przechery Hermana Brunnera!
…………………..
Spiker dworcowy, chłop z Lanckorony,
Ciepło przemawiał przez megafony,
Lecz do hazardu miewał skłonności,
I, polecając się opatrzności,
W ciemno obstawiał ludźmi perony
Matadorowi, latem w Bilbao,
Giąć się przed bykiem szczerze nie chciało,
Przemykał zatem po arenie,
Truchcikiem i niepostrzeżenie,
Aby się zwierzę go nie czepiało
Niebieski kiedyś ptaszek z Wrocławia
Kumpli zabawiał puszczaniem pawia
A dzisiaj: starość, fatalna meta,
Mentalna szarość, i dieta nie ta…
I w sprawie pawia z mety odmawia
Śmiało się pasie słonia w Kinszasie,
Co dał się zapaść w sześć metrów w pasie,
- Mimo, że może paść on na zapaść,
Lub dzięki masie w grunt się grząski zapaść -
Bo słonie ma się w Kinszasie w zapasie
Bolała dusza Kostka spod Ustki
Przez przepełnienie uczuciem pustki …
A w kwestii ciała: w dzisiejszej dobie
Trawi go, leżąc mu na wątrobie
Wspomnienie niestrawionej kapustki
2013 01 14
Raz jeden kinoman w Koninie
Miał minę gremlina po kinie;
"Najlepiej - rzekli lekarze -
Niech twarz zawinie w bandaże
Dopóki mu mina nie minie"
Potrawy wigilijne
Warzy barszczyk kucharz z Pruszcza,
Z grzybków farszyk w uszka skluszcza,
A z buraczków do wywarku,
Co szczyt smaczków zawarł w garnku,
Oczka tłuszczu boczek puszcza
Kunszt cały włożył, nad deską stolnicy,
W sto sztuk pierogów kuchmistrz ze stolicy,
Dał im sto sekund popływać w ukropie,
I, złoconymi łezką masła w stopie,
W stosik z ruskimi ułożył na topie
Nie miał dla karpia gościu litości,
Wyciął wnętrzności, w panierce mości,
I wnet wysmaży świeże pyszności,
Mimo tej przykrej okoliczności,
Że karp ma ości w strasznej ilości
Wigilijny łakomczuszek,
Ma w kompocie susz z jabłuszek,
I garnuszek z suszu juszki
- gdy łakocie mdlą mu brzuszek -
Pije duszkiem do poduszki
Mylił pedały taksiarz z Sajgonu
Jak od wielkiego hamował dzwonu,
Rad, że ma auto poobijane,
Gdyż blachy na nim rozklekotane
Uszlachetniały dźwięk mu klaksonu
2012
2012 11 26
Harcerz – schizofrenik
Siedząc na wiadrze w kącie harcówki,
Widzi, że w kadrze jest koszykówki,
Harcuje sobie w N.B.A.
I zbiórkę czuje jakby mniej,
Niźli na koncie górkę gotówki
Łakomy kolarz
Cienkim się morzył żurkiem w bidonie
Chyba, że kraksę miał w peletonie
I mógł się dobrać do okrasy,
Której zapasy - z kiełbasy -
Wcześniej ułożył sobie w oponie
Wziął opryskliwy masarz z Karczmiska
Kundla do domu, z psiego schroniska,
Lecz rzucał mięsem bardzo nieczule,
I pies nic z tego nie miał w ogóle,
Oprócz syndromu suchego pyska
Gdzieś na Podolu, odeski Cygan
Znalazł na polu turecki buzdygan
A w nim meldunek: "Boski sułtanie -
Dziewki jak łanie są w Lechistanie,
Ale Sobieski to chuligan!"
Szachista letni z miasta Człuchów
Szlifował wiosną lekkość ruchów
I, leżąc plackiem na kształt kluchy,
Całymi dniami zbijał muchy
Figurujące mu na brzuchu
Stach oraz Wania żrą się przy miedzy
Nad końską kupą po Wani stronie
Gdyż wiedzą liczni Stacha koledzy
Że wiódł za miedzą on swoje konie
A Stach zasłania się brakiem wiedzy...
Cztery pory roku
Mokra Włoszka, na wiosnę w Livorno,
Odcinkowy film kręciła porno,
A filmowcom zawracała głowę
Do każdego klapsa chcąc umowę
Choć umowy były to śmieciowe
Mokra Włoszka, latem pod Livorno,
Całkiem goła w filmie grała porno,
A filmowcom wręcz suszyła głowę,
By oddali treści jej duchowe,
Ponad formą zgoła niewytworną
Mokra Włoszka, jesienią w Livorno,
Strój ubogi nosiła do porno,
A filmowcom wręcz suszyła głowę
O produkcje cało-kostiumowe
Gdyż przewiało drogi jej moczowe
Mokra Włoszka, zimą pod Livorno,
W czapce w kratkę pozowała w porno,
A filmowcom wciąż suszyła głowę
By jej zdjęcia robić poklatkowe
Z tym, że klatkę miała niepozorną
2012 09 10
Pchły, co chciały się w lecie
Powygrzewać na krecie
Marzą w ciasnej już norze
Aby zimę, daj Boże,
Spędzić na labradorze
Gnuśny chórzysta
W środkowym rzędzie błyszczał wspaniale
Gdy popisywał się w karnawale,
Lecz gdy koncertów nawał miał w roku,
Ledwie wystawał w chórze na boku
I śpiew udawał bardzo niedbale
Natchnionej Majce ze wsi Podhajce,
Po rzewnych dumkach na bałałajce
Przyśnił się Kozak z obliczem w blizny,
Jak grał na gumkach od jej bielizny
I, trącąc kiczem, tańczył w kufajce
2012 08 14
Melomance z kiosku "Ruchu"
Całe dnie burczało w brzuchu,
A jej dusza tęsknie łkała
By burcząca partia ciała
Raz zagrała coś do słuchu.
Limeryk klasyczny
Próżność swą łechcąc, eunuch w Tunisie
Piał, że osiąga szczyty w tenisie,
Puentując śmiałym: "itp."
...Chociaż akurat coś na pe
W trwałym, chcąc - nie chcąc, gościu miał zwisie…
Olimpijska frustracja
Na igrzyskach w Londynie
Rzeka medali płynie,
I czują satysfakcję
Pławiące się w niej nacje,
I znów my nie.
Młodej kurze z wioski Turze,
Co zniosła jajko z szlaczkiem w róże,
Doświadczone wróżą nioski,
Że jak skorupka jest wbrew naturze
To kurczak będzie specjalnej troski….
Elektryka z miasta Brzeszcze
Przenikają z prądem dreszcze
A gdy trzy go pieszczą fazy
Gościu fika aż z ekstazy
I donośnie woła: "Jeszcze"!
Pewien głuchy pięściarz spod Hongkongu
Wszystkich nokautował tuż po gongu
Prócz jednego boksera z Madery,
Który w uszach cztery miał stoppery
I po gongu bił się w dalszym ciągu
2012 08 06
Wulkanizator ze Spychowa,
Co mu materia zbrzydła gumowa,
Miejsce zajmował w poselskiej ławie
I, nic nie wiedząc prawie o prawie,
W każdej materii oponował
Pewien światowiec, dziś na Maderze,
Co ślub kościelny ósmy już bierze,
Aby kolejne poślubiać panie,
Za każdym razem zmienia wyznanie
Niezmiennie szczerze i w najlepszej wierze
Tłusty listonosz onegdaj w Zębie
Trzymał młodziutkie pocztowe gołębie,
Lecz nim pierwszego wypuścił z listem,
Z wszystkich - jak leci - zrobił pieczyste,
A tak soczyste, że "niebo w gębie"!
Wyścigi konne
Na wielkiej, łysej szkapie z Kapsztadu
Malutki dżokej nie łapie dosiadu,
A łysa szkapa myśli: "Okej,
Zwisa mi, że mnie szpeci dżokej,
Lecz będzie klapa, gdy zleci mi z zadu"
Pod Phnom Penh,
Pewien leń
Chandrę ma,
Gdyż za dnia
Rzuca cień.
2012 07 10
Zadanie rachunkowe
Chmara komarów o masie m
Wcinała nocą śliwkowy dżem.
Oblicz poranną masę komara
Jeśli stu członków liczyła chmara
A dżem jest lżejszy o Delta M.
Wskazówka: pomiń żarłoczność ciem
2012 07 02
Pewien kucharz z miasta Yokohama,
Wielki niemal jak szczyt Fudżijama,
Z świnki morskiej siekając kotlety,
Trzymał dworskiej się wręcz etykiety,
Choć na oko wyglądał na chama
Pakowany, niekształtny sportowiec,
W fałdowany się chował prochowiec,
Lecz zawody gdy miewał zacięte,
Ciało w body odziewał opięte,
A prochowiec pakował w pokrowiec
Pewien szofer w Mombasa
Wjechał w zebrę na pasach,
A rzecz działa się w czasach
Kiedy zebr po Mombasa
Hasała cała masa
Cyfryzacja
Biedzi się staruszek, bo gdzieś ze śmieciami
Wyniósł karteluszek z wszystkimi PIN-ami!...
... A jeszcze wmówił bezduszny mu wnuk,
Że od jutra trzeba przed nieba wrotami
Wstukać z ostatniej spowiedzi kod PUK...
2012 06 04
Euro 2012
Z nabożeństwem dla futbolu
Złożył Henio ślub w przedszkolu,
Że już nigdy nie zje zupy,
I nie wytrze sobie pupy,
Jak nie wyjdzie Polska z grupy
Lubo woziły się damy w Twerze
Z gibkim majorem na jego rowerze,
Lecz major poszedł w generały,
I już za sztywny jest na pedały,
A "goły" rower dam w Twerze "nie bierze".
2012 05 23
Przeciętny, szary gej z Kamczatki
Cierpi na syndrom izolatki,
Gdyż, aby spotkać się z chłopakiem
Musi przez tydzień gnać ratrakiem...
Cóż – na Kamczatce gej jest rzadki...
Limeryk świąteczny
W samą Wielkanoc, student z Parany,
Co w całym świecie zwiedzał wulkany,
Chciał Wezuwiusza szczyt zdobyć słynny,
Ale przegonił go strażnik gminny
Mówiąc, że "w święta wulkan nieczynny"
O rymach ogólnie
Czy mogą słonie myć dłonie w Barcelonie?
Lub pandy z bandy skok zrobić na Falklandy?...
... Gdyby limeryk stwarzały same rymy
To mimy z Limy jadłyby homonimy,
A w klonie Wandy kochały się szetlandy...
Charyzmatyczny muzyk
…W takim pędzie
Gra w boys-bandzie,
Że aż fanki
Gubią wianki
W pierwszym rzędzie
To nie fikcja!
Koło Żnina, w Gąsawie
Kwitnie hokej na trawie
I faceci stadami
Pogrywają laskami
W kulkę między bramkami
Budowlańcowi z miasteczka Maczki
Cały interes przygniotły taczki.
"Widać nie było tego zbyt wiele" –
Stwierdzili ubezpieczyciele
I opłacili mu tanie kąpiele…
Raz zniewieściały samuraj z Kioto
Gdy go przezywać zaczęli „ciotą”
Chciał dźgnąć się mieczem długim na łokieć
- Bacząc, czy spodnie mu się nie zgniotą -
I złamał sobie, k…, paznokieć!!
Skarży sąsiada pan Rudek z Rudek,
Że ten mu wrzucił kamyk w ogródek,
Na domiar złego, dwa listki z lasku,
Grudek brudnego nie licząc piasku (!)
… i że to wszystko z niskich pobudek!
Kwęka z cierpienia Henia z Lichenia:
Szczęka obrzęka jej od mówienia,
Zaś od myślenia trawią ją mdłości,
A przerwać umie obie czynności
Tylko, gdy kupę ma do zrobienia
Obrosło imię jednego z mułłów
Wianuszkiem bardzo zacnych tytułów,
A on, by w większej chodzić chwale,
Kolekcjonuje teraz medale,
I ma ich już okrągły tułów.
2012 04 05
Widuje na mszy, pastor z Iowa,
W kruchcie kościoła gołego anioła.
I nie jest to banalna sprawa
Gdyż ta nieskromna mszalna zjawa
Trąbi dokoła, że pastor ma fioła!
Pewien kowboj, gdzieś z Kolorado,
Poił bydło pinakoladą…
Kolorowe sny krowy miały,
Tylko mleko, które dawały,
Wyglądało nadzwyczaj blado
Owdowiała dama z Alabama
Być się bała w czterech ścianach sama,
Więc przydzielił jej ludzki szeryf
Policyjne dwa rottweilery
Bowiem śmiała dama jest gdy psa ma.
Ultrawokalista
Piska w jaskini batman z Virginii,
Pijąc Martini z syropem Pini,
A do zapisu jego tremoli
Potrzeba wielkiej sterty bemoli
I dwustudwudziestopięciolinii
Rekiniada - kwadryptyk drapieżny
Pewien rekin, tuż pod Miami,
Żywi pono się dziewicami,
Niecnotliwe panie wypluwa,
A zbadanie, jak je wyczuwa,
Okupiono już ofiarami
…
Druga bestia, u wrót Iraku,
Zżera wszystko z wyjątkiem flaków…
Co do tego różne są sądy;
Przeważają przy tym poglądy,
Że to kwestia dobrego smaku
…
Trzeci rekin, u plaż Sri Lanki,
Turystycznej dość ma mieszanki,
Z żołądkowych pada nudności,
Więc kolejnych wczasowych gości
Zjada tylko ze złośliwości
…
Nienażarty, czwarty chciał potwór,
Wygryźć w Chucku Norrisie otwór,
Lecz skarcony spojrzeniem Chucka
Sam się wygryzł tak jak mięczaka,
I - w obrysie - wtopił w górotwór...
2012 03 09
Pewna niedoszła siostra Wizytka
Tak była, bestia, piekielnie brzydka
Że na jej widok Matka Przełożona
W kółko żegnała się jak szalona
Wołając: "Diabeł!! Diabeł Rokitka!!"
Postawiono w Ułan Bator
Dla wielbłądów saturator,
Które dzięki tej oazie
Świetnie chodzą na pełnym gazie!
Pachnie Noblem … przynajmniej na razie
Słynie Żenia, milicjant z Ałma-ata,
Z namaszczenia, z jakim sięga po gnata,
Lecz chociaż mdleją zacne kobiety
Na widok jego lśniącej Beretty,
Przestępcy wieją mu, niestety…
Dwóch grajków z wyspy Tonga
Przeważnie rżnie w ping-ponga,
Z tym, że po każdym secie,
Jeden pinka na flecie,
A drugi wali w gonga
Do Atolu Bikini
Przybili Beduini,
Przebywszy morze strachu
Na okrętach pustyni
Przeznaczonych do piachu
Sforsował miś kratę w ZOO w Liverpoolu,
Wyfasował latem miodu w jakimś oolu,
A teraz, kiedy zima,
Słoodko sobie kima,
Lub – jak ktoś woli – robi loolu
Meksykańska kurtyzana
Dając ciała w Chichuachua
Grosz do grosza ciułała…
Właściwie to pesety,
Bo złotówek, niestety,
Brać cholera nie chciała
Pewien szeryf z Kentucky
Jakieś w genach ma braki,
Albowiem od kołyski
Pija wyłącznie whiskey
A tak nie mają ssaki!
Harley-owcy z Alaski
Z futerkiem noszą kaski,
A w śniegu do pół osi
Prują szybciej od łosi,
Jeśli teren jest płaski…
Czerpie farmer z Dakoty,
W sezonie na omłoty,
Do pracy inspirację
Oglądając relacje
Z ostatnich walk Gołoty
Gruby komandos z Oregonu
Przez brzuch nie trzyma w stójce pionu,
Lecz nie jest od paradowania,
Gdyż służy do oblatywania
Nowych modeli spadochronów
Brudny Harry znad Niagary,
Serwisując pisuary,
Działa z siłą wodospadu
Tak soczyście dając czadu,
Że przechodzą człeka ciary
2012 02 15
Wyniósł z "Biedronki" Leon z Zielonki
W fałdach jesionki sajgonki dla żonki…
Lecz ona woli z Ochoty Stacha,
Co w samych stringach skacząc po dachach,
Zagrał jej Bacha na skrzypcach "Yamaha"!
Nad własnym biurkiem, menedżer z Redy
Jednym kawałkiem święconej kredy
Wypisał Boże przykazania
Wraz z adnotacją: "Do stosowania"
Oraz grafikiem "które - kiedy"
Szok dla fanów Rysia z "Klanu":
Ryś się potknął koło kranu,
W kant uderzył parapetu
I oddany został z planu
Do decyzji NFZ-u!!
Maminsynek
Za dwa splądrowane banki
Długo siedzi Bodzio z Trzcianki,
I już serce boli matkę,
Że syn, widywany w kratkę,
Wyświechtane ma kajdanki…
W mieście Wschowa żyje cieć,
Co tak często zmienia płeć,
Iż rozgorzał spór formalny:
"Jaki wiek emerytalny
Ów (lub owa) cieć ma mieć"?
2011
2011 12 30
Pewna pijaczka z Bródna
Na oko - mocno nieschludna,
Mawiała: "Spoko, spoko,
Czystą mam w środku głęboko,
A powierzchowność jest złudna"
Mizerny wędkarz w Nieporęcie
U kobiet miał olbrzymie wzięcie,
Zaś prosty fakt, że w ryb połowie
Tak dobry nie był nawet w połowie,
Mętnie tłumaczył różnicą w sprzęcie
Epitafium
Tu leży dryblas z Pampeluny
Co - wyciągnięty na kształt struny –
Bez trudu ściągał z żabek firanki,
A raz, wystając znad altanki
Ściągnął na siebie dwa pioruny…
Zasuszony fakir z Kalkuty
Zamieszkuje szafkę na buty
Wrót Nirwany w niej dostępuje
A szczególnie bosko się czuje
Gdy go czasem ktoś napastuje
Młody trójskoczek co mieszka pod Ełkiem,
Wpatrzony w pchełkę trzymaną pod szkiełkiem,
Wszystkich rywali bije na głowę
(jeśli zawody są halowe),
I o koszulce marzy z orzełkiem!
Cyrkowy magik, w swej pakamerce
W przerwach oddawał się woltyżerce,
I nie chodziło wcale o konia,
Lecz o cyrkówkę imieniem Sonia,
Co to mu w cwale zapadła w serce...
Wziął raz mim z Łap
Łyk "seven-up",
Rzekł: "dość czczych min",
I w mig do Chin
Ruszył grać rap
Cierpiał docinki Antek z Psiej Górki
Że mu wystaje słoma z komórki
Pomyślał: "trudna rada"
I dokupił I-Pada
Takiego, że chrabąszcz nie siada!
Pewien szarmancki organista,
W pań usidlaniu rekordzista,
Sposób na damy miał dość ograny:
Po prostu pokazywał organy...
Ale piszczałek było tam z trzysta!
Rentowny rencista
Głodem się morzył, i z renty w ZUS-ie
Kupę odłożył pieniędzy w globusie,
Lecz nierentowną zapoznał panią,
I odkąd łożyć rozpoczął na nią,
To w dwa dni globus skończył był mu się
Blady porucznik z przysiółka Szczodre
Przeszedł w dzieciństwie koklusz i odrę
Ale obecnie, idąc w zaparte,
Twierdzi, że przeszedł wisłę i wartę
I że to samo miał Bonaparte!
Czar 3D-HD padł na Jasia z Gołdapi:
Jaś z ADHD - siadł i w ekran się gapi!
Lecz telewizor, choć ma zalety,
Nie zastępuję toalety,
I – niestety – coraz bardziej Jaś capi!
Ceniła sobie Zofia z Pasłęku
Status kobiety z dzieckiem na ręku,
I nader często go odnawiała...
Ale, że na jej biednej głowie
Zostaną także tatusiowie - nie zakładała!
2011 10 07
Lux-parapazzi z centrum Werony
Gwiazd podglądaniem kosił miliony
Które tak jego rozdęły "ego"
Że zaczął śledzić też siebie samego...
...a dwa dni później był już skończony!
Wyszły na Annie z miasteczka H.
Pryszcze po wannie w miejscowym spa…
Na szczęście wykluczono ospę,
Łyka więc Anna tylko "No-spę",
Lecz wielkim łukiem mija spa w H.
W małej wiosce w pobliżu Środy,
Pewien kowal, niezbyt już młody,
Zamknął na tydzień się w piwnicy
I na blaszanej wykuł tablicy
Teksty wszystkich piosenek Dody
Szukając wrażeń poza Marokiem,
Arab-globtroter zachwycił się tłokiem,
W czambuł bijącym bazary w Rabacie,
A panującym przy samotnej chacie
O dziwnej nazwie: "Nad Morskim Okiem"…
Pewien betoniarz bezpruderyjny
Dostał pod nadzór się policyjny
Po tym, jak na budowie metra,
Mniej więcej co półtora metra,
Chciał wykonywać akt erekcyjny
Dorodne dziewczę jasnego oblicza
Spytane w sondzie gdzieś w centrum Łowicza
Gdzie najczęściej nawiedzany punkt leży
Przez najbardziej medialnego z papieży?
Odpowiedziało: "na Woronicza?"
Żółć wciąż się w śpiącej warzy Grażynie
Zażywającej plaży w Mrzeżynie,
Gdyż zgrzytające piaski przybrzeżne
Gryzą się zgrzebnie i aż lubieżnie
Z pH w pachwinie na tej dziewczynie!
Wenę w koszmarną pisarkę z Pisza
Wlewały grzechy z klawiszem z Kalisza,
Lecz jej opisy jurnych rozkoszy,
Choć cenę marną trzech miały groszy,
Zamiast pod strzechy, trafiały do koszy
Leszek, co rzadki pod nosem ma meszek,
A w krótkim CV niejeden już grzeszek,
Poczuł drażniącą miałkość swych czynów,
Kiedy zobaczył obraz Londynu
Na sprawozdaniach z tamtejszych zamieszek
Własnej Renówce, blacharz z Kuźnicy
Nadał drapieżny kształt Beemwicy,
Budząc powszechne mniemanie w mieście,
Że blacharz kupił bolid Kubicy
Po jakimś bardzo dziwnym crash-teście
Szukając w ziemi śladów polskości
Z czasów, gdy działał Szlak Bursztynowy
Pewien uczony, w pobliżu Wschowy,
Odkopał warstwę z układem kości
Tworzącym napis: "Ruch wahadłowy"
W stanie spoczynku, wczorajsza gejsza
Mentalnie wszakże nadal dzisiejsza,
W wir polityki się zanurzyła
I własną partię raz-dwa stworzyła
O nazwie: "Gejsza Jest Najważniejsza"
2011 05 18
Krągle otyła Ruth ze Świdnicy
Ciągle chodziła w mini-spódnicy
U zarania zaś wdziania
Tak kusego ubrania
Leżał wysoki stan wód w piwnicy
Pełna werwy babcia, wiekowa, ze Skałki
Której wciąż do kapcia ktoś chowa zapałki
Bez przerwy złorzeczy: "Niech jasna cholera,
Tego Heilhitlera co rzeczy zabiera"…
… A poważnie chodzi tu o Alzheimera
Słuchając reklam o szkodliwości
Wszystkich niedrogich środków czystości,
Oszczędna Nina nic się nie myje,
A to, co jej oblepia szyję,
Pamięta wiosnę "Solidarności"
Iga, co żyła przez pięć lat w Brześciu,
Dziwnie durzyła się w swoim teściu,
Tak, że choć wiązać niezbyt się lubiła,
Wyjść po kolei za wszystkich zdążyła
Jego synalków - a było ich sześciu!
Opodal zamku, menel z Malborka
Szczęściem dokopał się wielkiego worka,
Lecz szybko zwątpił w moc Bożej pieczy
Bowiem praktycznych nie było w nim rzeczy,
Tylko dwie stare pochwy od mieczy…
Jeden z piekarzy dwóch z miasta Mzyki,
Mając w sprzedaży gorsze wyniki,
Twierdzi, że jego konkurent to Żyd,
A to, że ma on lepszy zbyt,
To tylko kwestia socjotechniki
Raz pewien burmistrz, gdzieś w Świętokrzyskiem,
Co mocno zrósł się ze stanowiskiem,
Kiedy nie został powtórnie wybrany,
Doznał boleśnie głębokiej rany
W miejscu, gdzie człowiek styka się z siedziskiem
Pewien czysty statystyk w Spale
Co w czterech ścianach siedział stale
Udowodnił bez wątpliwości
Że najwięcej nieszczęść ludzkości
Jest w telewizji … na każdym kanale!
Senny pan Wacek, któremu w Gródku
Korzenny placek wyrósł w ogródku
Długo lobbował, by jego roślinie
Popatronował dział kuchenny w "Tinie"
... ale bez skutku
Pan X - rasowe zwierzę sejmowe
Tak często zmienia barwy klubowe,
Że w przebierance: "zielona-czerwona"
Najsprawniejszego kameleona
Bije na głowę!
Raz wielki wódz plemienia Siuksów
Uderzył w święty totem!
I zjadł dwanaście zupek Kuksu,
I wszystko zwrócił zaraz potem…
I do dziś nie wie co go napadło, by żreć nieznane Siuksom jadło…
Matka nieśmiałej Klary z Okęcia
Co podłapała pilota na zięcia
Mówi: to chłopak "przyłóż do rany"
Ale, że zbytnio jest zalatany,
Klara praktycznie nadal jest do wzięcia
Pewien wrażliwy patriota z Helu
Chce pochowany być na Wawelu.
Lecz, że to miejsce – ze wszech miar święte –
Jest już praktycznie całe zajęte,
Gość ma poczucie życia bez celu.
Zmanierowany piewca Tatr z Nysy
Miał już spektakularne kaprysy,
A wręcz lawinę komentarzy
Zebrał, gdy kazał na swej twarzy
Wytatuować widok na Rysy.
Pewna dama w sklepie w Toszku
Pośliznęła się na groszku
Zaplątała w fałd spódnicy
Przyrąbała w spust gaśnicy
I jest teraz cała w proszku
Upiorna Franka, mieszkanka Trzcianki
Każdego ranka pierze firanki.
I w całej Trzciance nie masz takiego,
Co - w konkurencji pranka rannego -
Śmiałby z tą Franką stanąć w szranki
Krępy kibolek, "Kurduplem" zwany
Chodzi wkurzony i sfrustrowany,
Bo choć na meczach walczy jak w ringu,
W przekazach z kamer monitoringu
Nie jest, niestety, zauważany!
2010
2010 09 30
Wyszła pospiesznie pani Malwina
Za zamkniętego w sobie murzyna
I momentalnie bez śladu znikła!
... Szansa na come-back Malwiny jest nikła
Bo murzyn nic sobie nie przypomina
Tęgą Stachę z miasta Buska
Pije w pachę własna bluzka
Cisną spodnie, but uwiera
A to wszystko przez premiera
Tuska!
Alkoholik jeden z Poznania
Czyści zęby proszkiem do prania
A gdy jest przy tym dobrze zalany
Toczy ogromne ilości piany
I nawet wpada w tryb wirowania!
Gimnazjalistka skromna z Łomży
Jęła do szkoły chodzić w komży…
Powiem, że wcale nie dla wygody,
I nie by był to jakiś krzyk mody,
Lecz by nie widać było ciąży
Przed nieczynną stacyjką kolejową Marki
Były kasjer sprzedaje bez marki zegarki…
Tor jest pusty … i tylko w piwnym barze "Karo"
Czasami, na chwil kilka, utworzy się paro-
-osobowa kolejka do Warki…
Dziadziuś siwiutki, "setka" na karku,
W barku ma tylko dżemy z Tymbarku,
Lecz choć z metryki dawno jest starcem,
W głowie wybryki mu wciąż i harce,
A wódkę trzyma w zamrażarce
Pustelnikowi spod Pakości
Co miał nudności od samotności,
Lekarz powiedział, że takie schorzenia
Kwalifikują się do leczenia,
Ale trzeba mieć znajomości…
O Lidzi z Lecka, co wierzy święcie,
Że widzi od dziecka wysokie napięcie
Przez co przekrwione ma wciąż oczęta,
Mówią, że babka jest zdrowo kopnięta
I że powinna być dawno na rencie
Pleśniało mleko w całej gminie Cisek
Więc oskarżono mleczarzy o spisek
Lecz jak ustalił biegły sądowy
Winne są tylko niepiśmienne krowy
Więc co najwyżej doszło do tu zmowy
2010 04 01
/ Justyna EKOwalczyk /
Ekolog z W. Kasiny,
Sąsiad słynnej Justyny,
Oświadczył krótko, że na nartach
Jest ona lepsza od gokarta,
Bo gokart robi hałas i spaliny
Kłusownik Kralik z południa Słowacji
Poddał się fali euro-integracji
I na stawianych kleszczach i wnykach
Atest umieszcza homologacji
Z kopią we wszystkich unijnych językach
Danny to człowiek renesansowy
Znany z szeroko otwartej głowy
Wręcz mix Byrona z Noblem i Homerem!
...Problem ma żona, bo Danny jest zerem
W wąsko pojętym temacie alkowy.
Raz jaśnie pani z zamku Książ krzyknęła wniebogłosy
Gdy z okna skoczył jej własny mąż – wprost do zamkowej fosy!
Okrzyk wydała zaś nie dlatego,
Bo obawiała się o hrabiego,
Lecz, bo narwaniec ten i półgłówek, znów poszedł pływać bez kąpielówek
Marzył w dzieciństwie Jaśko z Borysława
Aby zamieszkać w grodzie Przemysława
I kiedy dorósł, wziął kredyt bankowy
I kupił lokal dwupokojowy
W samym centrum Włoszczowy
Pewien liliput, na poczcie na Bali,
Chciał nadać siebie w paczce do Mali,
I, chociaż brzmi to jak jakiś kawał,
Pocztowcy z Bali tą paczkę wysłali
Bo gość się świetnie do Mali nadawał
Spotkawszy pięciu braci Li idących przez Kłaj
Pewien polski poeta spytał: "Znasz-li ten kraj?"
Odpowiedzieli: "Łi ar ten Li...
Bat se-kond fajf ... gdie-to pasz-li...
My ich nie nasz-li ... end łi łill kraj"
Pewien urzędnik skarbowy z Warszawy
Skarżył na żywot się nieciekawy,
Za to po każdym sprawdzonym PI-cie
Urozmaicał swe szare życie
Przez rytualne picie kawy.
Ubiegłej jesieni, mieszkaniec Koluszek,
Usypał w swej sieni wielki szaniec z gruszek
I przebił do mediów się nawet w U-eS-A
Z serią fantastycznych rekordów Guinessa
W przyroście masy owocowych muszek
Wiecznie pijany góral z Chabówki
Znalazł przy płocie raz cztery stówki
I stał się sławny dzięki tej kwocie
Gdyż ów cudowny zastrzyk gotówki
Był – wielkie nieba - w jednym banknocie!
Niewierna dziewczyna szamana w Botswanie
Czarami skazana na bąków puszczanie
Próżno lekami los odwrócić chciała...
...aż pewnego łeb barana, w biedną tylną część jej ciała,
Tak raz huknął, że przeszło jej na bekanie
Wąsata Ludmiła spod Zielonej Góry
Przez lata smażyła stare konfitury...
Sąsiedztwo wspomina niemile te chwile
Gdy wszystko się w rękach paliło Ludmile
A smród z jej komina ciągnął się na mile
Kot pewnej poznanianki z Ostrowa Tumskiego
Super-arystokratą jest rodu kociego,
Bowiem badania De-eN-A
Świadczą, że jego pra- pra- pra-
Łapał myszy w komnatach u Mieszka Pierwszego!
Pewien chirurg, dość roztargniony,
Niesłychanie był zaskoczony,
Kiedy w powtórnie krojonym pacjencie,
W miejscu, gdzie zrobił poprzednie cięcie,
Znalazł zdjęcie swej własnej żony!
Mała Aga, wieczorem, w Bielańskim Lasku
Cała naga, motorem grzała po piasku,
Na czym straż miejska ją przyłapała
I z mety grzywną ją ukarała
...za nie-posiadanie kasku
2009
2009 12 23
Pan Dezydery, szofer z Hajnówki,
Koneser sherry oraz żubrówki,
Od wczoraj zmysłom swym mało wierzy,
Gdyż ujrzał w drodze do Białowieży
Czterdzieści cztery czarne tirówki!
Od kiedy Tony, gliniarz z Miami,
Co dotąd gonił za bandziorami,
Spadam! – szefowi rzekł z miną dziarską -
I w mig założył fermę drobiarską,
Mówi się o nim, że to gość z jajami
Afera hazardowa
Żywotny interes Rycha
Na cmentarz wyciągnął Zbycha...
A Zbychu przy Sobiechu
Sporo z Miro mówił o Grzechu....
... niby dowcipne, lecz nie do śmiechu
Lśniąca parysko panna Żaneta,
Medialnie błyskotliwa kobieta,
Reklamowała mleczko do ciała
Póki się deczko nie zestarzała -
- I teraz działa w reklamie "kreta"
Chłop ze Skarżyska, Oskar Ży....
Biega po rżyskach i głośno rży,
A polityka tak go wyniosła,
Że, choć w rodzinie opinię ma osła,
W Rykach wybrali go na posła
Pewien filozof nienadzwyczajny
Badał myślowo ruch jednostajny:
Dwa lata przy tym w bezruchu siedział,
A kiedy skończył, nic nie powiedział
Bo wynik badań był ściśle tajny
Gangster "Edwardo" grasował w Kobyłce
A przy tym twardo lubował się piłce,
Ale po serii klęsk "do zera"
Kadry trenera Beenhackera
Wymiękł - i oddał się wędkarskiej żyłce...
Wokalistka rockowa z Chrzanowa,
Poproszona kiedyś o dwa słowa,
"Spieprzaj dziadu" powiedziała
I, albo była tak surowa,
Albo tak luźno zażartowała
Pewien ogrodnik miał na przednówku
Wysyp truskawek w Milanówku...
Czy był to owoc chłodnej kalkulacji,
Czy poetyckiej wiosną fascynacji?
- W tej sprawie nie ma informacji
Pani Eryka z przedmieścia Rybnika
Co dzień w południe na moment gdzieś znika
"To bzik" – orzekło CBA -
"Ręce Eryka czyste ma,
A w kwestię bzika CBA nie wnika!"
Podczas żniw, pewien rolnik z Łuknajna
Wlazł w wielką kupę krowiego łajna
I nie przejmował by się wcale
Gdyby nie fakt, że na tym kale
Była tabliczka: "Made in China"
Pani Aldona z miasta Rahmstetten
Tak omamiona jest internetem,
Że miota klikami z szybkością bazooki
I mota linkami z lubością, dopóki
Ktoś nie wykona: "Alt-Control-Delete"
wcześniejsze:
Rumiana panienka gdzieś spod Mikołajek
Przysiadła na kupie niezbyt świeżych jajek
Po czym niezwłocznie mocno pobladła
Bowiem woń, którą była posiadła
Nie przypominała niezapominajek
Meteorolog, co mieszkał w Radości
Na każdą pogodę łamanie czuł w kości.
Sądząc, że jest rozregulowany
Całe życie chodził załamany
A na starość, z żałości, wyjechał z Radości
Raz zmówiły się krakowskie kwiaciarki
Że od kwietnia się przerzucą na drukarki.
Sprzedawały z animuszem
Do drukarek także tusze...
A od maja przerzuciły się na jaja
Marynarza, co zamieszkał w Łodzi
Zapytano, jak mu się powodzi.
Odparł: z taką Łodzią to pożal się Boże
Wracam! Nie ma tutaj widoków na morze
Ani choćby szansy porządnej powodzi!
Pewna blondynka z Piły
Nabawiła się kiły
Prędko potem oświadczyła,
Że się dobrze prowadziła
A lekko - tylko dla zmyły
Pewien szybki kolarz torowy
Miewał częste zawroty głowy
Pijał więc rzadkie lecznicze ziółka
Aż w końcu, częste zawrotne kółka
Wybił mu z głowy test dopingowy
Stary dziadek z Poraja
Przebrał się za Mikołaja
I tak się zatracił
W roli tej postaci
Że nie rozbierał się aż do maja
Pewien skoczek narciarski z Wisły
Miewał odlotowe pomysły
A w czasie telemarku
Coś brzydko gniotło go w karku
Gdyż miał on umysł lotny, a strój nosił obcisły
Jeden znany poznański cukiernik
Super-oszczędny potrafił piec sernik
A przez pewien czas produkował
Cud-sernik, który go nic nie kosztował!
Lecz tego cudu to nikt nie kupował
Pyszny zając, każdej niedzieli
Chwalił się, że na obiad wpada do Brukseli
Aż na zapusty
Wpadł łowczemu do kapusty
Był pyszny! I tyle go widzieli
Kompozytor sławy światowej
Zrobić karierę chciał gwiazdy filmowej
Lecz filmowcy rzekli mu szczerze:
"Nie komponujesz się pan w kamerze,
Chyba, że w przemysłowej…"
Panna O., sławna diva operowa
W roli posłanki chciała sił spróbować
Lecz do wyboru, ironio losu
Zabrakło jej jednego głosu…
Teraz ma ksywę: "Diva O. pechowa"
Pewna panienka z Niechorza
Martwiła się, gdy gaz podrożał
A kiedy woda podrożała
0na się wcale nie przejmowała
Bo miała szeroki dostęp do morza
Sławka z Włocławka bez przerwy czkała
Więc po lekarzach ciągle biegała
Aż hipnotyzer jeden w Poznaniu
Zrobił jej dłuższą przerwę w tym czkaniu
I to na poczekaniu
Pewien grabarz spod Zakopanego
Dożył wieku emerytalnego
Teraz ma więcej czasu dla siebie
Kopie w ogródku, przy aucie grzebie
A z wnuczkiem bawi się w chowanego
Dwóch bliźniaków, skrajnie niedużych,
Zanurkowało raz do kałuży.
Ich los w najwyższym stopniu przeraża:
Zginęli w trakcie gry w marynarza
O to, kto pierwszy ma się wynurzyć
Pewna posłanka z Samoobrony
Biust miała dobrze wykształcony
A w sejmie jeszcze go dokształcała
U specjalistów od mowy ciała
Lecz umysł miała wiecznie-zielony
Starszy kasjer teatru w Budapeszcie
Zwykł był gości oszukiwać na reszcie
Chcąc się zmienić, dał napis: "Grosz szczęścia nie daje,
Z dniem dzisiejszym, w teatrze reszty się nie wydaje"
A ktoś dopisał: "Zdechnij w-reszcie"!
Kierowniczka szaletu w Ljubljanie
Wywiesiła ostrzeżenie na ścianie:
"Atmosfera szaletu szkodzi –
- Bez wyraźnej potrzeby nie wchodzić"!
Skutek był różny, najczęściej olanie
Sądził kiepski organista w Juracie
Że fałszuje, gdyż na lichym gra gracie
Więc spróbować chciał organów w Oliwie
Lecz w Oliwie powiedzieli złośliwie:
"Spróbuj se pan skumbrii w tomacie"
Operator koparki z Warki
Dorobił się kserokopiarki
I pytany, co robi gdy nie kopie
Odpowiadał krótko, że kopie.
"Gbur" – mówiły nań wareckie plotkarki
"Tu" - na Brukselę - wziął "Number One"
"Number Two" – inny zaś lotu miał plan.
Aż tu - awaria! Po "Number Two"
Więc z "Number One" zawrócił “Tu"
I pofrunęli "Two in One"
Pielęgniarka oddziałowa z interny
Raz dostała do toalet papier ścierny
A sprawcą był automatyczny
Szpitalny system zamówień publicznych
Niekorupcyjny, ale felerny
Jeden ambitny strasznie generał
Czarną w swych spodniach dziurę wyszperał
I głosił w związku z tym opowiastkę
Że ma w kieszeni następną gwiazdkę!
I w słowach przy tym nic nie przebierał
Panienka nieśmiała z centrum Oleśnicy
Mocno się trzymała maminej spódnicy.
Raz tylko puściła się na dwie minutki
(co było brzemienne w dwa malutkie skutki)
I odtąd ma szlaban w oknie od ulicy
"Trębacz Mariacki"
...Mamił trąbką przez lata, tak że wciąż się zdawało
Że dłużej grałby jeszcze, gdyby nie traf ze strzałą...
...Uporczywe odbierał od słuchaczów sygnały
Aby choć raz, od święta, hejnał odtrąbić cały,
Aż przyznał, że sam nie wie "jak to dalej leciało"...
"Bingo!" – zakrzyknął wzięty bimbrownik z Żużeli
Kiedy w zacier mu wpadła mysz w kolorze bieli.
Chwalił potem swój trunek, że działa on genialnie,
Że białą myszkę czuje się po nim momentalnie
"Czuć sam ogon" – orzekli menele w Żużeli...
Pewna Dorota z Dolnej Garbatki
Wciąż plotkowała z sąsiadką zza siatki
Aż mąż Doroty gumowy wziął młotek
I wybił jej z głowy ciągoty do plotek
I teraz ma przez to dwa lata odsiadki
Jeden pracownik miejskiej straży
Ma taki brzydki wyraz twarzy
Że kto go mija na ulicy
Sztywnieje na kształt jajecznicy
Gdy ta zanadto się wysmaży
Bryką na cztery koła jeździła
Zapamiętale ją prowadziła
Aut ze sto tysięcy przed maską widziała
Lecz nigdy na żadne z nich nie najechała
Bo nigdy żadnego nie dogoniła
Jeden historyk w IPN-ie
Ma tak olbrzymie doświadczenie
Że rozpoznanie czy z SB
Ktoś współpracował czy też nie
Jemu zajmuje okamgnienie
Kosmonauta co wrócił z orbitalnej stacji
Urządził długą serię pijackich libacji
Tłumacząc się, dlaczego
Pije do upadłego
Mówił krótko: nie cierpię grawitacji
Pewien emeryt spod Kołobrzega
Jadał kanapki z kremem "Corega"
Swą super-dietą wszystkim się chwalił
Dziwił się tylko, gdy go pytali
Czy mu przypadkiem coś nie dolega
Jeden gruby żołnierz spod Białegostoku
Podczas defilady rozpruł spodnie w kroku
Błogiego wówczas doznał odprężenia
Ale nie może pozbyć się wrażenia,
Że odtąd wszyscy mają go na oku
Zawołany myśliwy z Koła
Wciąż miał wrażenie, że ktoś go woła
A kiedy przeniósł się do Zaniemyśla
To ciągle słyszał, że ktoś mu wymyśla,
Aż w pewien wtorek przeniósł się do Tworek
Panna Ala rodem z Chodzieży
Nie zwykła nosić zbyt wiele odzieży
Gdyż na detalach jej figury
"Wszystko" – jak mówi – "prócz własnej skóry
Jakoś dziwnie ciulowo leży"
Eks-leśniczy – sołtys Jasiony
Dzień w dzień liczy w Jasionie klony
Poci się przy tym i wzrok ma błędny
I choć w rachunkach jest wręcz bezbłędny
Ogólnie nieco jest pomylony
Starszy strażak ze Starołęki
Lubi niezmiernie głośne dźwięki
W hałasie czuje się znakomicie
Przy czym najbardziej uwielbia wycie
Swojej trzydziestoletniej Syrenki
Pani Zuzi z Kędzierzyna
Stale z buzi cieknie ślina
A powodem tej słabości
Jest paskudny ząb mądrości
Który w kółko się wyrzyna
Żyje Pan Iwo we wsi Siekierki
Który – o dziwo – ma aż trzy nerki
A kiedy spytać pana Iwa
Czy może przez to pić więcej piwa
Oświadcza że nie pije, a nerki nie używa
W centrum Poronina mieszka starowina
A z nią stara psina o imieniu Tina
Żywą legendą jest już ten piesek
Ponieważ – wprawdzie jako osesek –
Sikał on jeszcze pod pomnik Lenina
Pan Zdzich przymioty zwierząt ze stu ma:
Wąs jak u suma, gibki jak puma,
Wzrok ma sokoli, siłę ma tura,
Złotą lwią grzywę, skoczność kangura...
...tylko nie kuma
Pani Aniela spod Nowej Soli
Co co niedziela je kilo fasoli
To kobieta wręcz szałowa
Super silna, bardzo zdrowa
I do tego wystrzałowa!
Pani Monia, co żyła w ukraińskim Zbarażu
Ślady słonia odkryła raz na miejskim cmentarzu
Zdenerwowało ją to znalezisko
Bowiem to mało przyjemne słonisko
Wczoraj właśnie nawiało jej z garażu!
Pewna pani Ewa, co mieszka w Jeleśni
Co godzinę śpiewa orientalne pieśni
Mąż Ewy długo dociekał powodu
Takiej ekspresji miłości do Wschodu
I w końcu uznał, że szkoda zachodu...
Dwaj treserzy z cyrku "As"
Kłócili się raz po raz
Stale koty z sobą darli
Aż tak strasznie się pożarli
Że lew nogi wziął za pas
Jeden klawisz "a" w fortepianie z Kalisza
Marne zdanie ma o sąsiadach-klawiszach:
"H" oraz "g" – obaj grają do d...,
Trzeci się asi, czwarty jest "be"
I "klawisz-lala" przezwali mnie..."
Odcinek autostrady "A2" tuż pod Koninem
Drogowcy, nocą, raz-dwa zlali do naczyń płynem
Bo słyszeli zapowiedź, że następnego ranka
Na drogach pod Koninem spodziewana jest szklanka
I, chcąc nie zaspać, zadziałali przed terminem
Pewien wydajny rzeźbiarz ze Spisza
Właśnie tworzący posąg Małysza
Chyba, jak zwykle, próżno się trudzi
Bo każdy z przezeń rzeźbionych ludzi
I tak ma twarz Krzysztofa Ibisza
"Bingo!" – zakrzyknął wzięty bimbrownik z Żużeli
"Trębacz Mariacki"
"Tu" - na Brukselę - wziął "Number One"
…W takim pędzie
Afera hazardowa
Agrotechnik jeden w Sion
Akita
Alkoholik jeden z Poznania
Amstaff
Anestezjolog w Ensenadzie
Annopol Kot domowy
Anorektyczka jedna w Tikricie
Artysta, co kołkiem w La Plata
Azor
Babia Góra
Baca, dwóm owcom na Podhalu
Baran, co we dnie, we wsi Kluszkowce
Baranów Sandomierski (Koty 14)
Basset
Beagle
Bernardyn
Bezbożny Jerzy, z górki w Chabówce
Bezpiecznie żył rycerz ze Zgierza
Bezpłciowy jeleń z Puszczy Piskiej
Bez względu na to, gdzie jest Kubalonka
Białobrzegi
Białołęka
Białowieża
Bibliotekarce miejskiej w Kole
Biedzi się staruszek, bo gdzieś ze śmieciami
Bielany
Bielinek kapustnik z La Plata
Blady porucznik z przysiółka Szczodre
Błędny baran z miasta Rohatyn
Bochotnica
Bocian w koszarach gdzieś na Mazurach
Bokser
Bolała dusza Kostka spod Ustki
Borówno
Brudny Harry znad Niagary
Bryką na cztery koła jeździła
Brzana
Brzeszcze (Koty 9)
Brzumin
Buddyzm
Budowlańcowi z miasteczka Maczki
Buldog
Burek
Bydgoszcz
Był drobny generał w Bilbao
Był dziadek w miasteczku Kralupy
Był dziki jeleń z Małopolskiego
Był gawial onegdaj w Bengalu
Był jeden chomik w mieście Opole
Był jeden chomik w mieście Opole
Był jeden chomik w mieście Opole
Był jeleń w lesie pod Raciborzem
Był kotek w centrum miasta Wisła
Był kotek w mieście Tczew
Był kotek, który w Wiśle-Malince
Był mały ślimaczek w Australii
Był nietypowy kot w Jaworniku
Był pewien jeleń pod wsią Szpaki
Był raz kotek w Kokotku
Był sobie jeleń na Roztoczu ... rzeki Tanew
Był sobie jeleń na Roztoczu ... spotkanie
Był taki dzięcioł w Górach Skalistych
Był taki jeleń gdzieś w Kozłowej Górze
Był taki jeleń na Roztoczu
Był taki jeleń pod Puszczą Piską
Był taki jeleń z Lubelszczyzny
Był taki kocur, co w Wiśle-Czarne
Był taki królik w Bronowicach
Była jaskółka we wsi Potok
Bytom - wersja męska
Bytom – wersja żeńska
Bytom się żeńskim, proboszcz z Prateru
Celbuda
Ceniła sobie Zofia z Pasłęku
Cerber w night-clubie na Ibizie
Charty
Chciał mały ślimaczek w Afryce
Chełmno
Chihuahua
Chińczyk, na którym w Wuhan
Chłop ze Skarżyska, Oskar Ży....
Chmara komarów o masie m
Choć dawno poniósł zgon pod Kubalonką
Choć raz za razem, w Dytmarowie
Chodził jeleń pod Zaporożem
Chotcza Dolna
Chow-chow
Chrześcijaństwo
Chuda jak zając kocica z Kcyni
Chudy Łukaszek pod Piasecznem
Ciechocinek
Cielęce oko, doktor w Kordobie
Cienki szuler z Osnabrück
Cienkim się morzył żurkiem w bidonie
Cierpiał docinki Antek z Psiej Górki
Cierpiał tancerz z Tuluzy
Cocker spaniel ⨯ owczarek szkocki (collie)
Corgi
Crazy horse
Cyrkowy magik, w swej pakamerce
Czar 3D-HD padł na Jasia z Gołdapi:
Czarek
Czarnowo
Czernichów (Koty 10)
Czerpie farmer z Dakoty
Czerwińsk
Czy komuś by przyszło do głowy
Czy mogą słonie myć dłonie w Barcelonie?
Ćmy przy torze kolejowym w Białym Borze
Dając ciała w Chichuachua
Dalmatyńczyk
Danny to człowiek renesansowy
Dęblin
Dębniki (Koty 11)
Do Atolu Bikini
Do Władka z miasta Nakło
Doberman
Dobrze dojrzała frau z Mannheimu
Dobrzyków
Dobrzyń
Dog
Dolar
Dom w skraju Murki, w murze z kranem
Dorodne dziewczę jasnego oblicza
Drobnego bankiera z Indiany
Drwały
Dwaj treserzy z cyrku "As"
Dwóch bliźniaków, skrajnie niedużych
Dwóch grajków z wyspy Tonga
Dziadziuś siwiutki, "setka" na karku
Dziekanów
Dzięcioł-konował spod Kaczych Górek
Dzikim kurom, baca z Hali Pisana
Dziwna łania
Dziwnie dzika kura w Sjenie
Dziwny wróbelek z Erewania,
Ekolog z W. Kasiny
Eks-leśniczy – sołtys Jasiony
Elektryka z miasta Brzeszcze
Endek
Fafik
Fordon
Fryzjer ze Strzałek, co krzynę działek
Gangster "Edwardo" grasował w Kobyłce
Gawrony na Rynku w Krakowie
Gdy blady bielinek w Mołdawii
Gdy pod choinkę, kot z Rudy Wirek
Gdy uważnie w dół spływając sobie Drawą
Gdy się sprowadził do Strykowa
Gdy w Zębie miał roczek i smoczek
Gdy wielki mułła w Stambule
Gdy z przyjściem wiosny, w gminie Wiskitki
Gdyby Dratewka, szewczyk z Salwatoru
Gdym przemierzał Korytnicę w jej korycie
Gdzieś na Podolu, odeski Cygan
Gimnazjalistka skromna z Łomży
Gliniarz w Zadarze robił kolaże
Głodomór na diecie w Pretorii
Goczałkowice (Koty 9)
Gołąb
Gość, co dość miał we wsi Kup
Góra Kalwaria
Grabówko
Granat
Gruby komandos z Oregonu
Gryfon
Grzegórzki (Koty 11)
Gwiazda studia filmowego z Poznania
Handlarz walutą, który w Sopocie
Harley-owcy z Alaski
Hen pod dąbrową za miastem Gdów
Hera
Herr Katz, feldkurat z Friedrichstadt
Holendry
Homeopata z Konotopy
Husky
Iga, co żyła przez pięć lat w Brześciu
Iris
Islam
Iwonie z miasta Błonie
Jabłonna
Jadł konkretnie kot pod Grudziądzem
Jadłodajnia w mieście Herby Nowe
Jaj zdrowy stosik
Jak jeleń biorący w Pieninach
Jak podaje Biały Dom
Jak raz się wpatrzył, jeleń, przy drodze koło Redkowic
Jak raz wróbelek, pod Złotoryją,
Jak spływają przełajem po Drawie
Jak spotkał jelenia w Pieninach
Jak z rykowiska pod Miliczem
Jak zapragnęła, łania pod Wleniem
Jak żaba-kumak, pod Rawiczem
Jamnik
Januszew
Jeden ambitny strasznie generał
Jeden blady erotoman z Frankfurtu
Jeden gruby żołnierz spod Białegostoku
Jeden historyk w IPN-ie
Jeden klawisz "a" w fortepianie z Kalisza
Jeden pracownik miejskiej straży
Jeden z piekarzy dwóch z miasta Mzyki
Jeden znany poznański cukiernik
Jeleniowi spod Kubalonki
Jeleniowi, w sercu gór Navarry
Jeleń z gipsu
Jeleń z obrazu
Jeleń z widokiem (wersja droższa)
Jeleń z widokiem (wersja tańsza)
Jeleni samiec w Podkarpackiem
Jeleń, co umiał pod Drohobyczem
Jest Igor w mieście Kęty
Jest jeden taki kot w górach Ural
Jest taka łania w Cigacicach
Jeziorzany (Koty 10)
Józefów Pewien kot
Józefów
Judaizm
Juhas
Już Bronka ze Straconki
Kajakowa ścieżka zdrowia na Drawie
Karaś i szczupak
Karczew
Karny husky, w Sacramento
Karp
Kazimierz (Koty 11)
Kazimierz Dolny
Kiedy jelenia dopadły
Kierowniczka szaletu w Ljubljanie
Kłudzie
Kłusownik Kralik z południa Słowacji
Kocha gej ze wsi Gaj
Kogut ze Świerku pod Otwockiem
Kolarze w Amsterdamie
Koło Poznania, pod Krzesinami
Koło Żnina, w Gąsawie
Komandos z Majorki, co wiele
Kompozytor sławy światowej
Konkurs chopinowski, młody Koreaniec
Końską paszczękę, Ala z Rewala
Kopanka (Koty 10)
Korzystał zakonnik w Karpatach
Kosmonauta co wrócił z orbitalnej stacji
Kosumce
Kot pewnego masarza, który w mieście Miszkolc
Kot pewnej poznanianki z Ostrowa Tumskiego
Kotek w ogrodzie w Skaryszewie
Koty w Nowej Osadzie
Kozielec
Krakowskie gołębie, grajkowi pod murem
Krągle otyła Ruth ze Świdnicy
Krępy kibolek, "Kurduplem" zwany
Król rykowiska w Puszczy Piskiej
Kruczek
Kucharczyk z Parmy, co smak miał nikły
Kujawsko-Pomorskie / Jest taki jeden jeleń z Kujaw
Kundle
Kunszt cały włożył, nad deską stolnicy,
Kustosz wawelskich wnętrz zamkowych
Kuźmy (kuświryk)
Kwęka z cierpienia Henia z Lichenia:
Labradorka
Latków
Leszcz w czterech smakach plus
Leszek, co rzadki pod nosem ma meszek
Letni skoczek spod Karpacza
Lędźwie swędziały najzgrabniejszą z sędzin
Liczący jeleń, nad Elsterą
Liczący jeleń, we wsi Świerklaniec
Lin
Liniał struś w zoo
Lord
Lśniąca parysko panna Żaneta
Lśniący ślimaczek z Ameryki
Lubił jeleń znad Baryczy
Lubo woziły się damy w Twerze
Lucimia
Ludwinów (Koty 11)
Lux-parapazzi z centrum Werony
Łajka
Łączany (Koty 10)
Łendy
Łomianki
Łowca muszelek, wróbelek z Baku
Łódzkie / Mają jelenie żyjące w Łódzkiem
Mała Aga, wieczorem, w Bielańskim Lasku
Mały chłopczyk w Lübbenau
Marynarza, co zamieszkał w Łodzi
Marzył w dzieciństwie Jaśko z Borysława
Mastif
Matadorowi, latem w Bilbao
Matka nieśmiałej Klary z Okęcia
Mazowieckie / W psyche jelenia z nizin Mazowsza
Melomance z kiosku "Ruchu"
Meteorolog, co mieszkał w Radości
Miał pewien ślepowron pod Płońskiem
Mirmiła z miasta Szczucin
Mizerny wędkarz w Nieporęcie
Młociny
Młodej kurze z wioski Turze
Młody trójskoczek co mieszka pod Ełkiem
Młody urzędnik ma w Szczakowej
Mokotów - Śródmieście
Modlin
Mops
Mops. Lubił, zadbany mops w mieście Kraków
Morus
Motocyklista z miejscowości Błonie
Motylek cytrynek z Rydzyny
Mozgowina
Mylił pedały taksiarz z Sajgonu
Myszy z Kopca Piłsudskiego
N. N. - doradca bankowy z Marek
Na igrzyskach w Londynie
Na oko, jeleń z puszcz pod Ślemieniem
Na słocie, w pobliżu Kokotka
Na wakacje, pewien ksiądz w Makau
Na wielkiej, łysej szkapie z Kapsztadu
Na winnym jabłku, wpadł ślimak z Azji
Nachodzą Zosię nocami w "Ł…"
Nachodził bałamut w Mąkolnie
Nad własnym biurkiem, menedżer z Redy
Nad rzeczkę, co się zowie Drawa
Nad zaporą, co z najżwawszej z ziemskich Draw
Najwyższy piłkarz z PZPN
Najwyższy struś
Natchnionej Majce ze wsi Podhajce
Nero
Nerwowy dyrygent w Łańcucie
Nie miał dla karpia gościu litości
Niebieski kiedyś ptaszek z Wrocławia
Niech ktoś mi ułożyć pomoże
Niedzielny komandos z Majorki
Niejaki Buras, kot spod wsi Majaki
Niemrawy puchacz opodal Mszany
Niepołomice (Koty 12)
Nieszawa
Niewiasta smukła z Dukli
Niewierna dziewczyna szamana w Botswanie
Noc w noc pan Prot z przedmieścia w "Sz…"
Nosił się baran ……………
Nowe Brzesko (Koty 12)
Nowe Kraski
Nowofunlandy
Nowy Duninów
Nowy Dwór Mazowiecki
Nowy Korczyn (Koty 13)
Nurkiem w kominie, gdzieś pod Wawelem,
O bobrze, co w mieście Kralupy
O Lidzi z Lecka, co wierzy święcie
O suchym fakcie
Obejrzały dwa kurczaki
Objeździł z cyrkiem pół strefy Schengen
Obrosło imię jednego z mułłów
Ochaby
Od jąkania drgawki miał Fin
Od kiedy Tony, gliniarz z Miami
Odcinek autostrady "A2" tuż pod Koninem
Odczuwał puszczyk w Puszczykowie
Odwiedzał zdrowotnie Sopotnię
Ogar
Olo
Omylny saper, którego w Lądku
Opasła Dunka z Kopenhagi
Opatowiec (Koty 12)
Operator koparki z Warki
Opodal zamku, menel z Malborka
Ordynat majątku „Czerepy”
Osiołek imama w Iranie
Osiołek pod wierzchem w Sudanie
Oświęcim (Koty 9)
Otwock
Owczarek nizinny
Owdowiała dama z Alabama
Pacanów (Koty 13)
Pakowany, niekształtny sportowiec
Pan Dezydery, szofer z Hajnówki
Pan X - rasowe zwierzę sejmowe
Pan Zdzich przymioty zwierząt ze stu ma:
Pani Ala z Częstochowy
Pani Aldona z miasta Rahmstetten
Pani Aniela spod Nowej Soli
Pani Eryka z przedmieścia Rybnika
Pani Monia, co żyła w ukraińskim Zbarażu
Pani Zuzi z Kędzierzyna
Panienka nieśmiała z centrum Oleśnicy
Panna Ala rodem z Chodzieży
Panna O., sławna diva operowa
Parchatka
Pazurki
Pchły, co chciały się w lecie
Pekińczyk
Pełna werwy babcia, wiekowa, ze Skałki
Pewien betoniarz bezpruderyjny
Pewien biały kot w Tenczynku
Pewien chirurg, dość roztargniony
Pewien cieć z Podkarpacia
Pewien czysty statystyk w Spale
Pewien elektryk z miasta Bonn
Pewien emeryt spod Kołobrzega
Pewien filozof nienadzwyczajny
Pewien głuchy pięściarz spod Hongkongu
Pewien grabarz spod Zakopanego
Pewien jeleń spod Kubalonki
Pewien jeleń, co w gminie Łęczyca
Pewien jeleń, który przez drogę koło Kudowy
Pewien jeleń, nad autostradą pod Poznaniem
Pewien jeleń, w zagajniku tuż pod Śremem
Pewien kapitan z Wilhelmshafen
Pewien kogut we wsi Duchy
Pewien kowboj, gdzieś z Kolorado
Pewien kucharz z miasta Yokohama
Pewien liliput, na poczcie na Bali
Pewien literat z miasta Wronki
Pewien namiętny palacz spod Pucka
Pewien obszarnik z wysp Antyle
Pewien ogrodnik miał na przednówku
Pewien prosiaczek w mieście Sopocie
Pewien prosiaczek we wsi Ląd
Pewien prosiaczek, w WGR „Górki”
Pewien rekin, tuż pod Miami
Pewien skoczek narciarski z Wisły
Pewien skowronek z gminy Radzionków
Pewien spec od Ce-czternaście na Rubieży
Pewien stróż z Eko-Strefy w Goślinie
Pewien szarmancki organista
Pewien szeryf z Kentucky
Pewien szofer w Mombasa
Pewien szybki kolarz torowy
Pewien światowiec, dziś na Maderze
Pewien Tomek, dzika Drawo pod zaporą
Pewien urzędnik skarbowy z Warszawy
Pewien wikary na czubek wszedł Śnieżki
Pewien włochaty baran z Riazania
Pewien wrażliwy patriota z Helu
Pewien wydajny rzeźbiarz ze Spisza
Pewna blondynka z Piły
Pewna bywała panna z Kowna
Pewna dama w sklepie w Toszku
Pewna Dorota z Dolnej Garbatki
Pewna kobyła służyła pod siodło
Pewna niedoszła siostra Wizytka
Pewna pani Ewa, co mieszka w Jeleśni
Pewna panienka z Niechorza
Pewna pijaczka z Bródna
Pewna posłanka z Samoobrony
Pewna Sędzina z wioski Modła
Pewnej pianistce z Leśnej Góry
Piał jeden kogut ze wsi Klaudyn
Pielęgniarka oddziałowa z interny
Pies kanapowy
Pies na koty
Pies ogrodnika
Pies sołtysa z Wąchocka, przy budzie mops
Pies z kulawą nogą
Pikuś
Piłkarze Bruk-Betu Nieciecza
Pinczerek
Piotrawin
Pisał wzięty redaktor w Pakistanie
Piska w jaskini batman z Virginii
Piskorze
Pitbulle
Piwo
Plastyczny chirurg z kraju Basków
Pleśniało mleko w całej gminie Cisek
Płock
Płotki
Po przepiciu, muzykowi w Berlinie
Począł w czerwcu, jelonek na Łysej Polanie
Pod Phnom Penh
Pod Salt Lake City, pewien mormon
Pod ziemię, rolnikowi z Lizbony
Podczas żniw, pewien rolnik z Łuknajna
Podlaskie | W wiosenne dzionki...
Podstarzały raper z Łańcuta
Pointer
Policjant-ci ja, w Podczerwonem
Policjant-gapcio z Zielonej Góry
Policjant-mędrek, z Wanuatu
Policjant-papa z wysp Papui
Policjant-pracuś z Nowego Jorku
Policjant-siłacz ze Sri Lanki
Policjant-twardziel w Bukareszcie
Policjant-wałkoń z Trypolisu
Policjant-złośnik spod Navarry
Polskie bociany wieszczą za morzem
Polskim krowom, farmer z Cadbury
Połaniec (Koty 13)
Pomorskie | Mają jelenie...
Pomyślał jeleń, przy drodze pod Gdowem
Poseł, co pierwszy dostrzegł na Krecie
Posokowiec
Postawiono w Ułan Bator
Postrachem dla miasta Gliwice
Powietrze
Powiśle
Poznaniak, co posiadł daczę
Praga Północ – Praga Południe
Prędki motylek na łące w Ścinawce
Prosiaczek we wsi Wilkowyje
Protetyk z Trynku, w kominka wnękę
Próżność swą łechcąc, eunuch w Tunisie
Przecier pomidorowy
Przeciętny, szary gej z Kamczatki
Przed nieczynną stacyjką kolejową Marki
Przekorny osiołek w Libanie
Przemądrzały jeleń, w borze pod Niechorzem
Przez „Windows”, cieć z Kuwejtu
Przeżywał jeleń w Puszczy Piskiej
Przy paśniku, koło wioski Muchy
Przybyła ze środka Europy
Pstrąg
Pszczoły miodne z polskiej Ameryki
Pudle
Pulchny rzeźbiarz pod Milówką
Pułapką przezwany na panie
Puławy
Pustelnikowi spod Pakości
Pyszny zając, każdej niedzieli
Pyzata pannica w Pyrzycach
Radość
Ratlerek
Raz jaśnie pani z zamku Książ krzyknęła wniebogłosy
Raz jeden kinoman w Koninie
Raz jeden pantoflarz nad Nilem
Raz jeden ślimaczek w Europie
Raz jeleniowi w regionie śląskim
Raz jeleń co lubił w Pieninach
Raz jeleń, nad Utratą
Raz kominiarz z Jarocina
Raz kruk w miejscowości Pryłuki
Raz leśniczy, w okolicach wsi Moczydło
Raz pewien burmistrz, gdzieś w Świętokrzyskiem
Raz pod Moczydłem, na świat, w dąbrowie
Raz się zapuścił dumny jeleń z Pniew
Raz w dobę, asceta w Paryżu
Raz wielki wódz plemienia Siuksów
Raz zmówiły się krakowskie kwiaciarki
Raz zniewieściały samuraj z Kioto
Reks
Rentowny rencista
Robi rusznikarz spod Trzemuszki
Rottweiler
Rottweiler 2
Rumiana panienka gdzieś spod Mikołajek
Ryby wszystkich sortów
Rzekł hodowca kur z Cordoby:
Salamandry
Sandacz
Sandomierz
Saska Kępa
Są dziki w osadzie Potasze
Sądził kiepski organista w Juracie
Secymin
Senny pan Wacek, któremu w Gródku
Serc damskich łowca na Borneo
Serce ma drżące Stach z gminy "U..."
Serek
Seter
Seter angielski
Sforsował miś kratę w ZOO w Liverpoolu
Siedząc na wiadrze w kącie harcówki
Siekierki
Skarży sąsiada pan Rudek z Rudek
Skoczów (Koty 8)
Skromny konował, gdzieś w Stuttgarcie
Skrzydła do szarży, husarz z Nieświeża
Skurcza
Sławka z Włocławka bez przerwy czkała
Słuchając reklam o szkodliwości
Słynął przed laty szlachciura z Mławy
Słynie Żenia, milicjant z Ałma-ata
Słynny na całą Kalifornię
Smakosz ratafii z Nawarony
Smoszewo
Solec Kujawski
Spiker dworcowy, chłop z Lanckorony
Spory billboard, w drodze do wsi Bajorki
Spotkało łanię
Spotkawszy pięciu braci Li idących przez Kłaj
Stach oraz Wania żrą się przy miedzy
Stachowi, co ma żądzę
Stara ropucha z Astrachania
Stare Grochale/Nowe Grochale
Stare Podgórze (Koty 11)
Starszy kasjer teatru w Budapeszcie
Starszy strażak ze Starołęki
Stary dziadek z Poraja
Stary satyr, na rynku w Calgary
Stężyca
Stradom (Koty 11)
Strażnik, co słoik ma z marmoladą
Strumień (Koty 8)
Suchodół
Sum
Suszą w wiosce Suszek Duży
Szachista letni z miasta Człuchów
Szacunek, od Soli do Czadcy
Szczerbatej wdowie, dentysta w Rzgowie
Szczęśliwa krowa w Ponderosie
Szczucin (Koty 13)
Szeryf
Sześć żon szejka w Casablance
Szlachciance z zaścianka Słomniki
Sznaucer
Szok dla fanów Rysia z "Klanu":
Szpic
Szukając w ziemi śladów polskości
Szukając wrażeń poza Marokiem
Szwedzki kucharz, w Kampuczy
Śmiało się pasie słonia w Kinszasie
Śmietanka komarów w Kralupach
Świętokrzyskie / Naturalne dla jelenia w Świętokrzyskiem
Świniary
Tancerka hot-gogo z Lubawki
Tancerka hot-gogo z Samoa
Tancerka w club-gogo w Bombaju
Tancerka w czerwonym kapturku
Tarnobrzeg (Koty 14)
Tenisistka maleńka z Krakowa
Tenisowy arcydiament z Raszyna
Tenor
Terier
Tęgą Stachę z miasta Buska
Tłusty listonosz onegdaj w Zębie
Tnie się w Sopocie, w jednym patriocie
Toruń
Traszki
Trzęsacz
Tu leży dryblas z Pampeluny
Tyniec (Koty 11)
Ubiegłej jesieni, mieszkaniec Koluszek
Uchodził pewien gej spod Chemnitz
Upiorna Franka, mieszkanka Trzcianki
Urwis
Ustroń (Koty 8)
Uwił skowronek gniazdko w Osłonkach
Viola
W Austriaku trzeźwym w Graz
W centrum Poronina mieszka starowina
W czasie adwentu, w lasku pod Szyszynkiem
W dzikim sadzie, na korze czereśni gdzieś w Jeleśni
W głowie jelenia spod Cigacic
W jamnikach tuczonych w Kralupach
W leśnej kwaterze za wsią Korzonek
W lokalu disco za Kopcem Wandy
W małej kafejce na wyspie Krecie
W małej wiosce w pobliżu Środy
W mieście Wschowa żyje cieć
W pod-opolskiej wsi Komprachcice
W progu jesieni, kiedy w rejonie Kubalonki
W przejściu nad drogą koło Örebro
W przodującej fermie w Kętach
W samą Wielkanoc, student z Parany
W skałach przy działach Nawarony
W służbie w MON, Elizę z Barda
W snach erotycznych księgowej z "R..."
W stanie spoczynku, wczorajsza gejsza
W środkowym rzędzie błyszczał wspaniale
W Wielkanoc, gdy damie z Wiewiórek
W wiosenne dzionki, Kopiec Krakusa
W wykorzystaniu przejść nad „A4”
W zadupiu zwanym Leśna Woda
Walczy mistrz dojenia z farmy pod Hanoi
Wałowice Kot-sierota
Warmińsko-Mazurskie | Polskie jelenie...
Warzy barszczyk kucharz z Pruszcza
Wataha dzików, nocując w Pławnie
Watchdog
Wawel (Koty 11)
Wawer
Wąsata Ludmiła spod Zielonej Góry
Wcina się ostro drwal pod Zwardoniem
Wenę w koszmarną pisarkę z Pisza
Widuje na mszy, pastor z Iowa
Wiecznie pijany góral z Chabówki
Wielkopolskie / Mają jelenie z Wielkopolski
Wigilijny łakomczuszek
Wilanów
Wilczur
Wilków
Wirus
Wistka Szlachecka
Wjechały w annały światowe
Wkłuł sobie agnostyk w Licheniu
Wkradł do Jaka się ogier o świcie
Własnej Renówce, blacharz z Kuźnicy
Właściciel tartaku spod Młocin
Włocławek
Wokalistka rockowa z Chrzanowa
Wpadał jąkała z Łopuchowa
Wpadł jeden wróbelek pod Miastkiem,
Wpadł pan feudalny, na wozie na koźle
Wprost z nieba, pod słońcem Osaki
Wróble-Wargocin
Wszystkie normalne koty w Kioto
Wulkanizator ze Spychowa,
Wygraża muszkom z Kopca Kościuszki
Wyniósł z "Biedronki" Leon z Zielonki
Wysmażył Eryk, kucharz z Gandawy
Wyszła pospiesznie pani Malwina
Wyszły na Annie z miasteczka H.
Wyszogród
Wyśnił skowronek, by w Carcassonne
Wytwarza sprytny złotnik ze Śremu
Wyżeł
Wzdłuż „Zakopianki”, koło Rabki
Wziął opryskliwy masarz z Karczmiska
Wziął raz mim z Łap
Yodu
York
Z głośnym budzeniem, kogut spod Janek
Z lekkością głowy
Z nabożeństwem dla futbolu
Z ojcowskiej ziemi pod Zakopcem
Z ruchu pieszego nad szwedzką „E4”
Z wianuszkiem kobiet, alfons z Pakości
Z wysiłku przy forte w La Scali
Za czystą na skoczni robotę
Za dwa splądrowane banki
Zabłocie (Koty 11)
Zachodniopomorskie / Jeden jeleń, gdzieś w Zachodniopomorskiem
Zadbane panie z Gminnego Lasu
Zakroczym
Załatwił kotu, góral ze Szczyrku
Zastał wspinacza, mnich w Tybecie
Zastał wspinaczy, bramin w Tybecie
Zastał wspinaczy, lama w Tybecie
Zasuszony fakir z Kalkuty
Zawala bocian spod Tirany
Zawichost (Koty 14)
Zawołany myśliwy z Koła
Zawracając wiosłem prąd bezleśnej Drawie
Zbudził się jeleń, w gajówce „Wrzoski”, o bladym świcie
Zdobywał łanie jeleń znad Hańczy
Zdziarka
Zgrabna skrzypaczka, rodem z Wieliczki
Zgrzanego osiołka w Paranie
Zimnej Majce z wioski Korzonek
Zmanierowany piewca Tatr z Nysy
Znają krowy w pewnej wiosce pod Słońcem
Znalazł jeden badacz skał na rzeką San
Znany z odwagi kot z miasta Praha
Zniosła wstydliwie, kura pod Łańcutem
Zorba
Zrodził się w wietrznym Hindukuszu
Zrzędzi przewrotnie filozof w Krakowie
Zuchwały Mladen z Berchtesgaden
Zupy w proszku
Zwodowany wczoraj na Drawę
Zza ogrodzenia, we wsi Trzaskowo
Żaba
Żerań
Żoliborz
Żona barona w Duesseldorfie
Żonaty dzięcioł z Leśnej Góry
Żółć wciąż się w śpiącej warzy Grażynie
Żółwica w miasteczku Kralupy
Żul, co w miesięcznej diecie w Kapsztadzie
Żyje Pan Iwo we wsi Siekierki
Żyje wielebna matka w Istebnej
Żył był kot-żarłok w domku pod Makau
Żył był przed laty w Wiśle-Obłaziec
Żył ongiś kogut na Żeraniu
Żył ongiś pigmej w Gabonie
Żył raz szałowy kot we wsi Liszki
Żył sobie jeleń koło Przysuchy
Żył sobie raz jeleń w Pieninach
Żył sobie w Wiśle-Głębce
Żył w folwarku Koziebrody
Żywe króliki na Lisiej Górze